Nauka
Badania Wenus. Sonda NASA odkryła najnowsze szczegóły
14 listopada 2024
Nie ma na świecie człowieka, który jest nieomylny. Nawet uczonym, którzy są pewni swoich racji, zdarzają się błędy. Bywa tak, że pomyłki naukowców prowadzą do straszenia społeczeństwa wizjami różnych katastrof. Oto kilka sytuacji, w których uczeni pomylili się całkowicie lub przynajmniej częściowo.
Według badań z 2021 roku 91 proc. światowej populacji mniej lub bardziej ufa naukowcom. 85 proc. z nich jest zdania, że lekceważenie nauki może mieć negatywne konsekwencje. Inne badania dają podobne wyniki. Wniosek jest jeden: ufamy nauce. Jednak czy to prawidłowe podejście? Okazuje się, że nawet naukowcy (ktoś może powiedzieć, że „zwłaszcza oni”) czasem się mylą.
Odnosiła się do domniemanego problemu z oprogramowaniem komputerowym. Miał on wystąpić wraz z nadejściem nowego tysiąclecia, w nocy z 31 grudnia 1999 na 1 stycznia 2000 roku. Problem wynikał z praktyki programowania, stosowanej głównie w latach 60. i 70. XX wieku. Wówczas, ze względu na ograniczenia pamięci komputerowej, daty były zapisywane za pomocą dwóch cyfr (np. 1970 jako „70”). Naukowcy i eksperci obawiali się, że systemy komputerowe mogłyby błędnie interpretować rok 2000 jako 1900. Miało to doprowadzić do błędów w obliczeniach, awarii systemów, a nawet katastrof.
Obawy dotyczyły różnych sektorów, w tym bankowości, lotnictwa, energetyki, transportu, a także infrastruktury krytycznej. Problem rozwiązano poprzez wdrożenie aktualizacji kluczowych systemów. Ostatecznie nic się nie stało.
W latach 70. wśród naukowców pojawiły się twierdzenia, że klimat na naszej planecie wkrótce zacznie się ochładzać. Teoria ta była oparta na obserwacjach spadku temperatur i analizach zmian klimatycznych. Dane sugerowały, że w ciepłym okresie średniowiecza (tzw. średniowieczne optimum klimatyczne) wkroczymy w epokę lodowcową.
Teoria ta szybko zyskała rozgłos za sprawą mediów, które szybko wyczuły w niej sensację. Publikacje w popularnych dziennikach wieszczyły zapaść w rolnictwie i światowej gospodarce. Jednakże na początku lat 80. naukowcy zaczęli zbierać coraz więcej dowodów na to, że czeka nas nie ochłodzenie, ale ocieplenie klimatu.
LHC jest dzisiaj uznawany za jeden z największych eksperymentów naukowych w historii ludzkości. Jednak przed jego otwarciem pojawiły się głosy, że może stanowić śmiertelne niebezpieczeństwo. I to nie tylko dla świata, ale nawet całej galaktyki.
Obawy dotyczyły tego, że zderzanie cząstek z tak dużą energią może prowadzić do nieprzewidywalnych i potencjalnie niebezpiecznych skutków. Jednym z najczęściej powtarzanych scenariuszy było stworzenie mikroskopijnych czarnych dziur, które mogłyby rosnąć i ostatecznie zniszczyć Ziemię. Inne teorie sugerowały, że LHC może spowodować powstanie egzotycznych form materii, które także mogłyby być niebezpieczne. Jak wiemy, LHC jest całkowicie bezpieczny, o czym zapewniali wielokrotnie naukowcy z CERN.
Thomas Malthus był brytyjskim ekonomistą i demografem. W 1798 roku opublikował swoje największe dzieło „An Essay on the Principle of Population”. Twierdził w nim, że populacja ludzka ma tendencję do wzrastania w tempie wykładniczym. Natomiast zasoby żywnościowe rosną w tempie arytmetycznym. Według uczonego wzrost populacji miał zbliżać się do momentu, w którym zasoby żywności nie wystarczą dla rosnącej liczby ludzi. Prowadziłoby to do katastrofalnych skutków, takich jak głód, epidemie, a nawet wojny o zasoby. W ich wyniku nastąpiłoby zmniejszenie populacji do poziomu, na którym zasoby byłyby wystarczające.
Główna oś krytyki spostrzeżeń Malthusa opierała się na postępie technologicznym. Ekonomista bowiem w ogóle nie wziął pod uwagę wzrost wydajności rolnictwa. Dzięki nowym technologiom i metodom uprawy ziemi produkcja żywności mogła nadążać za wzrostem populacji.
Na przewidywania Malthusa można spojrzeć jednak pod innym kątem. Jego ponura wizja przyszłości ludzkości pokazuje, co by było, gdyby ludzkość nie przeprowadziła rewolucji przemysłowej.
Polecamy: Fotosynteza bez światła? Naukowcy odkryli zjawisko produkcji tlenu na dnie oceanu