Prawda i Dobro
Powrót z emigracji. Zazdrość, niechęć i trudne początki
20 listopada 2024
Świat dookoła nas transformuje się w zawrotnym tempie. Zmiany klimatyczne, społeczne, geopolityczne, a wraz z nimi problemy, z którymi musi się zmierzyć ludzkość, stanowią nieraz ogromne wyzwanie dla cywilizacji. Człowiekiem bowiem kierują zarówno Eros: popęd życia, jak i Tanatos: popęd śmierci i destrukcji. A w tym wszystkim musi odnaleźć się jednostka, która jeśli wybiera życie, musi zdecydować się na walkę, lecz ta na szczęście u progu millenium porzuciła boga wojny na rzecz społecznego aktywizmu, który stał się jedną z głównych domen pokolenia osób urodzonych po 1990 roku.
Nowe media rozwijające się w przestrzeni internetu postawiły przed ludźmi nowe możliwości. Wpłynęły na poziom wiedzy, która wytworzyła świadomość, że każdy z nas może mieć znaczący wpływ na to, jak wygląda nasze najbliższe środowisko. Ci, którzy mają więcej odwagi i zasobów wiedzą, że mogą dosłownie zmienić świat. Czy jednak postawa aktywisty nie generuje dla jednostki i społeczeństwa zbyt wysokich kosztów?
Do przeszłości odeszło już pokolenie żyjących w dostatku konformistów, tak często krytykowane jako opieszałe i niechętne koniecznym zmianom. Społeczeństwo obywatelskie w najdojrzalszych demokracjach świata takich jak Stany Zjednoczone czy kraje Europy Zachodniej stworzyło warunki do zrozumienia zadań, jakie stoją przed człowiekiem w ramach odpowiedzialności za ludzkość i środowisko. Do głosu doszli dorośli już „millenialsi” i „pokolenie Z”, którzy jako wyraz swojego buntu wobec zagrożeń cywilizacyjnych przyjęło społeczny aktywizm.
Potężnym narzędziem stały się również media społecznościowe, które z prędkością światła rozpowszechniają nowe idee i stają się nośnikiem myśli XXI wieku. Świat jednak byłby rajem, gdyby każda, nawet najszlachetniejsza postawa nie była „skażona” czynnikiem „ludzkim”. Chęć zmiany świata na lepsze może bowiem stać się wyzwalaczem zmieniającym rzeczywistość na lepszą, jak i źródłem cierpienia dla jednostki.
Zobacz też:
Problemy, które wyzwalają w ludziach najwięcej emocji, przyciągają również najwięcej społecznej aktywności, która ma być na nie lekarstwem. Odwieczna debata na temat legalizacji posiadania broni w Stanach Zjednoczonych zmienia się w awanturę za każdym razem, gdy dochodzi do aktu morderstwa z jej użyciem. Dyskusja na temat zmian klimatycznych nierzadko zamienia się w festiwal ataków i oskarżeń, co skłania do wzajemnych podejrzeń o ukryte zamiary. Działalność na rzecz równouprawnienia kobiet wyzwala ogromne pokłady złości i frustracji, które przysłaniają pracę u podstaw i edukację. Marsze równości w niektórych krajach gromadzą tłumy agresywnych przeciwników, krzyczących niecenzuralne hasła, podnosząc temperaturę do tego stopnia, że dialog wydaje się być niemożliwy. Rozpoczyna się podział „my” – „oni”. Taka polaryzacja przypomina nieco strukturę plemienną. Plemiona przeciwników i zwolenników zaczynają się różnicować, posługując się heurystykami, korzystając ze stereotypów, co wzbudza wzajemną nienawiść. Stan ten, to źródło poważnego cierpienia dla człowieka, zarówno tego odczuwającego niechęć do innych, jak i tego, który tej niechęci doświadcza wobec siebie. Pozornie korzystna aktywność społeczna zamienia się w walkę, w której nie ma zwycięzców.
Sprawa ulega jeszcze większej komplikacji, gdy stereotypami zaczynają się posługiwać politycy. Działając na rzecz przyciągnięcia nowego elektoratu lub też mobilizacji i „scementowania” swoich dotychczasowych wyborców, głoszą chwytliwe hasła, które, aby spełnić swoją funkcję, muszą być wyraziste i nieobojętne dla jednostki. Poważne sprawy społeczne są cynicznie wykorzystywane jako instrument do walki politycznej. Człowiek tkwi w tym wszystkim jak w pułapce. I tak tworzy się obraz „lewaka” lub „demokraty”, który chce zabijać nienarodzone dzieci, zakazać jazdy samochodem spalinowym, wywołać światowy kryzys poprzez zakazanie wykorzystywania konwencjonalnych źródeł energii, wymazać religię z przestrzeni publicznej. Albo też „konserwy” lub „republikanina”, który karze rodzić kobietom nieuleczalnie chore dzieci, truje środowisko, spalając paliwa kopalne czy chce stworzyć państwo wyznaniowe. Używając instrumentu różnicowania społeczeństwa, nie zostaje pozostawiona przestrzeń na „coś pośrodku”, a zamknięty w potrzasku przeciwnych poglądów człowiek pragnący kompromisu i życia w zgodzie społecznej, zaczyna się dusić, zadając sobie pytanie: „Uciec? Ale dokąd?”
„Czyń dobro, unikaj zła” to idea przyświecająca nie tylko największym religiom świata, ale również podstawowy konstrukt uniwersalnej etyki. Wystarczy spojrzeć, chociażby na humanizm, który w swoim założeniu wyklucza egoizm, a postuluje braterstwo i solidarność. Jakkolwiek nie można zanegować ogromnego wkładu wspólnot religijnych w działalność na rzecz człowieka, przeciwdziałania biedzie, głodowi, wojnie i innym wyzwaniom cywilizacyjnym, tak problem pojawia się, gdy religię zaczynamy traktować jako kolejne narzędzie do walki przeciwko sobie.
Papież Franciszek przed międzynarodowym dniem pamięci o ofiarach przemocy na tle religijnym 22 sierpnia 2020 roku powiedział: „Bóg nie potrzebuje być przez nikogo broniony i nie chce, aby Jego imię było używane do terroryzowania ludzi. Proszę wszystkich o zaprzestanie używania religii w celu budzenia nienawiści, przemocy, ekstremizmu i ślepego fanatyzmu”. Budda z kolei nauczał: „Unikać zła, czynić dobro i oczyszczać własny umysł – oto nauka wszystkich buddów”.
Te słowa niekwestionowanych autorytetów religijnych czasami zdają się nie trafiać nawet do samych współwyznawców, którzy ogarnięci żądzą władzy, nienawiści czy dominacji, poza oczywistą przemocą fizyczną, działają również w ramach źle rozumianej aktywności społecznej. Głoszenie haseł wymierzonych przeciwko wyznawcom innych religii pod pozorem ochrony własnej kultury czy też przeciwdziałania terroryzmowi wytwarza w społeczeństwie lęk, który często stanowi przyczynę niechęci, nienawiści, a nawet przemocy, które jest źródłem cierpienia drugiego człowieka.
Jeśli uda nam się zachować równowagę, i wzniesiemy chęć niesienia pomocy ponad żądzę zwyciężania, miłość ponad walkę, być może uda nam się osiągnąć pozbawioną egoizmu działalność prospołeczną. W 2022 roku „Journal of Happines Studies” doniósł, iż największą satysfakcję z życia odczuwają starsi dorośli, którzy działają w wolontariacie, a psychicznie funkcjonują lepiej, angażując się w działalność pozarządową, niż działalność na rzecz partii politycznej. Badania potwierdzają również, iż wolontariusze odczuwają większą satysfakcję z życia niż nie-wolontariusze, a jest ona tym wyższa, im więcej ich doświadczeń zaspokajało jednostkową motywację do pomocy. Są to może tylko współczynniki i liczby, ale nawet posługując się intuicją, łatwo dojść do wniosku, że bezinteresowane pomaganie, przy zachowaniu odpowiedniego poziomu troski o samego siebie, mówiąc językiem biznesowym pewnego rodzaju układ win-win, stanowi najkorzystniejszą formę aktywizmu społecznego.
Gdy skupimy się na twórczym ukierunkowaniu swoich pokładów energii, a poczucie sprzeciwu przekujemy w moc do uczynienia świata lepszym, rzeczywiście dokonamy zmian, jeśli nie globalnie, to chociaż w mikrokosmosie swojego otoczenia, a to, ukazując się nam jako dowód naszej sprawczości, z pewnością uczyni nas szczęśliwszymi.
Źródła
BRISCOE, Forrest; GUPTA, Abhinav. Social activism in and around organizations. Academy of Management Annals, 2016, 10.1: 671-727.
LUBRAŃSKA, Anna; ZAWIRA, Ewa. Wolontariat a satysfakcja z zycia i satysfakcja z pracy. Edukacja Dorosłych, 2018, 1: 121-132.
ŚWIERŻEWSKA, Dominika. Satysfakcja z życia aktywnych i nieaktywnych osób po 60. roku życia. Psychologia Rozwojowa, 2010, 15.2.
WILTFANG, Gregory L.; MCADAM, Doug. The costs and risks of social activism: A study of sanctuary movement activism. Social Forces, 1991, 69.4: 987-1010.
Może cię również zainteresować: