Nauka
Topnienie lodowców na Antarktydzie. Wulkany mogą się obudzić
29 grudnia 2024
Denializm to koncepcja, według której płeć nie istnieje. Można ją sobie wybrać i jest ich więcej niż dwie. Czasem sześć, czasem dziewięć, innym razem jeszcze więcej. Denializm płci postuluje, że płeć jest determinowana niejasno zdefiniowaną tożsamością. Jak to jest, że w ramach jednej koncepcji ci sami ludzie wierzą, że płeć nie istnieje, oraz jednocześnie są przekonani, że płci jest wiele? Czy to się nie wyklucza? Jedną z podstawowych cech ruchów antynaukowych i teorii spiskowych jest wiara w sprzeczne lub niespójne poglądy. A jak jest z płcią naprawdę?
Rozmnażanie płciowe i płeć, z podziałem na produkowanie małych, licznych i ruchliwych komórek płciowych, zwanych przez ludzi plemnikami, oraz dużych, nieruchliwych oocytów, zwanych również komórkami jajowymi, wyewoluowały nawet około miliarda lat temu. Biolodzy i paleontolodzy spierają się co do dokładniejszych dat – czy było to 1,2 miliarda lat temu, czy 2 miliardy lat temu. Dla podkreślenia skali dodać należy, że Ziemia ma około 4,5 miliarda lat.
Niepodważalne jest to, że płcie były i są wyłącznie dwie, wraz ze zdarzającym się u niektórych gatunków hermafrodytyzmem, czyli występowaniem obu płci u jednego osobnika równocześnie lub w różnych okresach jego życia. Zjawisko to nie występuje u ssaków, ale już u ryb czy bezkręgowców jest jak najbardziej obecne.
Przynajmniej do lat 90. XX wieku nikt poważny nie kwestionował binarności płci. Nie istniały żadne dowody na to, że może być ich więcej, niż dwie. Przeciwne twierdzenie narażało na śmieszność, gdyż nie było żadnych dowodów na istnienie trzeciej czy kolejnych płci. Jedynie u grzybów i niektórych protistów, u których występuje izogamia, czyli brak zróżnicowania komórek płciowych na plemniki i oocyty, istnieją liczne systemy parowania gamet, ale systemy te nie stanowią płci, zaś grzyby i protisty to nie ludzie, trudno zatem odnosić tę wiedzę do nas.
Pod koniec XX wieku coś zaczęło się jednak zmieniać. Specyficzni humaniści zaczęli wyróżniać kolejne płcie. Początkowo mówili, że to tylko tak zwane gendery, czyli bliżej niezdefiniowane tożsamości płciowe, które równie dobrze mogłyby się wpisywać w znaczenie tożsamości kulturowych i subkulturowych.
Jednakże od około dekady humaniści ci, wyznający postmodernizm, zaczęli po prostu zastępować realne zjawisko, jakim jest płeć, takimi wytworami jak genderfluid, ksenogenderyzm, męska duma w żeńskim ciele, płeć duszy itp. W roku 2020 według tego dyskursu płci było co najmniej kilkanaście, a obecnie jest ich już kilkadziesiąt.
Nie raz już i nie dwa pytałem kogoś deklarującego, że płci jest wiele, czy mógłby wymienić je i opisać. Większość zamykała wtedy usta, ale niektórzy próbowali odpowiadać. „Zespół Klinefeltera” – mówili. „Zespół Swyera” – dodawali inni. A ja, jako biolog, wiedziałem od razu, że kompletnie nie wiedzą, o czym mówią.
Zespół Klinefeltera, zespół Swyera, zespół Turnera, zespół supersamicy czy supersamca, zespół niewrażliwości na androgeny i inne z tej grupy, to zaburzenia rozwoju płciowego, czyli wady rozwojowe. Dotykają cech płciowych (i nie tylko), wynikających z aberracji genetycznych. Mówienie o nich, że są kolejnymi płciami jest jak stwierdzenie, że osoba z zespołem Downa jest innym gatunkiem człowieka, albo że ktoś z zaburzeniami rozwoju kości jest kosmitą. To oczywiście absurd. Kobieta z zaburzeniami rozwoju płciowego jest kobietą z zaburzonym rozwojem płci, a nie przedstawicielką trzeciej czy czwartej płci. Podobnie z mężczyzną, u którego rozwój płci został zaburzony.
Z rozmów z osobami z tymi zaburzeniami dobrze wiem, że bardzo nie podoba im się wykorzystywanie ich w retoryce transaktywizmu. Nie uważają się za jakieś kolejne płcie. Po prostu tak, jak niektórzy rodzą się z jakąś wadą lub nieprawidłowo rozwijają się po narodzinach np. w zakresie kości, mięśni czy wątroby, tak innym przydarza się to w odniesieniu do płci. Nie czyni to jednak z nich przedstawicieli trzeciej płci, tak jak zaburzenia tych pierwszych nie czynią ich nowym gatunkiem z rodzaju Homo.
A co z transseksualizmem? To zaburzenie identyfikacji płciowej. „Najcięższe”, jak podaje podręcznik akademicki pt. „Seksuologia” pod redakcją prof. Lwa-Starowicza, wydany przez wydawnictwo naukowe PZWL w 2020 roku. Osoby z dysforią płciową, czyli poczuciem nieakceptacji swojej płci i ciała, to mężczyźni lub kobiety z zaburzoną identyfikacją płciową, a nie przedstawiciele trzeciej czy czwartej płci. Cała retoryka o wielu płciach czy o spektrum płci oparta jest na głębokiej dezinformacji, bez zrozumienia podstaw genetyki, embriologii, fizjologii oraz psychologii i seksuologii.
Jak to jest, że mężczyzna czy chłopak mogą uważać się za kobietę, a kobieta lub dziewczyna za mężczyznę? Istnieje kilka przyczyn prowadzących do przyjmowania transseksualnej lub niebinarnej tożsamości. Zwracają na to uwagę zarówno seksuolog prof. Ray Blanchard, jak i inni specjaliści, który posiłkują się badaniami na ten temat.
Po pierwsze, to reakcja na brak samoakceptacji względem ewidentnej orientacji homoseksualnej. Geje i lesbijki po zmianie płci funkcjonują jako osoby heteroseksualne. Gej po tranzycji jest w odbiorze społecznym hetero kobietą, a lesbijka hetero mężczyzną. Zmiana płci jest więc często niczym innym, jak terapią konwersyjną homoseksualizmu. Jest ratunkiem dla homofobów, którzy swoje głęboko skrywane uprzedzenie maskują „tolerancją” wobec transseksualistów i zmiany płci.
Sam byłem w takiej właśnie sytuacji – gdy miałem 13 lat wyparłem swoją orientację homoseksualną i wmówiłem sobie, że jestem „kobietą trans”. Zrobiłem to pod wpływem manipulacji i perswazji dorosłego transseksualisty poznanego w internecie, który nakłonił mnie do tranzycji i przekonał, że bycie gejem jest złe. Ta motywacja do zmiany płci prawdopodobnie dotyczy częściej właśnie gejów, gdyż nietolerancja społeczna jest zwykle silniejsza wobec nas, niż wobec lesbijek. Liczne badania, publikowane od lat 70. XX wieku do 2023 roku pokazały nie tylko, że większość osób wyrasta z dysforii płciowej, ale również że przeważająca ich część będzie w dorosłości gejami bądź lesbijkami.
Tymczasem aktywiści dystrybuują materiały informujące o tym, że mózgi osób trans różnią się od mózgów osób nietransseksualnych, co ma dowodzić tego, że transseksualizm jest do udowodnienia empirycznie i potencjalnie wrodzony. Pomijając kiepską metodologię takich badań, w tym brak badania mózgów tych osób co najmniej kilka razy – longitudinalnie, od narodzin do śmierci – to takie same lub podobne różnice widoczne są też u gejów i lesbijek. To wzmacnia hipotezę, że osoby trans to często po prostu geje i lesbijki, źle pokierowani w życiu lub zagubieni tożsamościowo, społecznie czy psychicznie.
Polecamy:
W przypadku mężczyzn heteroseksualnych chęć zmiany płci najczęściej będzie motywowana transwestytyzmem, czyli poczuciem podniecenia seksualnego na myśl o funkcjonowaniu jako kobieta. Podniecenie to może mieć charakter zarówno tradycyjnie transwestytyczny – pociągu do ubierania damskich rzeczy – jak również może być autoginefilią, czyli podnieceniem na myśl o uprawianiu seksu ze sobą samym jako z kobietą.
Ponoć podczas seksu taki mężczyzna utożsamia się zarówno jako kobieta, jak i jako mężczyzna, z którym współżyje. Oprócz tego niektórzy heteroseksualiści obierają strategię funkcjonowania jako „lesbijki”, ponieważ naoglądali się pornografii i zamiast żyć swoim życiem, próbują realizować scenariusze z ekstremalnych filmów porno z udziałem właśnie lesbijek.
Po trzecie, co najczęściej wydaje się dotyczyć kobiet heteroseksualnych i homoseksualnych, przyczynami mogą być traumy seksualne. Istnieje grupa kobiet, które po molestowaniu lub gwałcie zaczynają wypierać swoją płeć, bo nie mają psychicznie siły konfrontować się z takim wydarzeniem i koszmarnymi wspomnieniami. Osobiście poznałem dwie takie historie.
Do przyczyn zaburzeń identyfikacji płciowej należą też często zaburzenia psychiczne. Badania pokazują, że u osób trans i niebinarnych bardzo często współwystępuje któreś z następujących zaburzeń psychicznych: zaburzenie osobowości borderline, narcystyczne zaburzenie osobowości, choroba afektywna dwubiegunowa, depresja kliniczna, schizofrenia bądź autyzm, zaburzenia lękowe czy zaburzenia obsesyjno-kompulsywne oraz dysmorfofobia, czyli natrętne myśli o tym, że ma się brzydkie i asymetryczne ciało albo że jego części nie pasują do reszty.
Osoby z tymi zaburzeniami, nie radząc sobie z nimi, czy z problemami rodzinnymi i społecznymi, wytwarzają fałszywą obronną tożsamość, aby psychicznie odciąć się od problemów i móc podtrzymywać funkcjonowanie w wyparciu, zaprzeczeniu i rozszczepieniu. Kiedyś tacy ludzie dołączali do sekt, grup wyznań teorii spiskowych, doszukiwali się porwań przez UFO lub wmawiali sobie i innym, że zostali opętani. Teraz natomiast prostą drogą ucieczki od codzienności jest dla takich osób wiara, że jest się transseksualistą lub osobą niebinarną.
Co sprawiło, że tak ewidentne zaburzenia psychiczne i seksualne zaczęły być postrzegane jako norma, a okaleczanie ciała blokerami hormonalnymi, hormonami płci przeciwnej i operacjami na organach płciowych zaczęto oceniać nie jako brnięcie w toksyczne fantazje osób z problemami lub zaburzeniami, lecz jako pomaganie im? Na scenę wkroczył postmodernistyczny relatywizm.
Otóż pojęcia zaburzeń czy chorób, zwłaszcza w psychiatrii, są częściowo względne. Trudno postawić sztywną granicę, wyznaczyć moment od którego mamy do czynienia z zaburzeniem borderline, a kiedy nadal tylko z rysem osobowości borderline (ponadprzeciętnym nasileniem cech borderline, ale nie na tyle, by mówić o zaburzeniu osobowości). Kiedy jest pełnoobjawowy autyzm, a kiedy jedynie subtelne cechy autystyczne.
Relatywizm postmodernistyczny przesunął te względne granice do poziomu absurdu. Nie tylko granice zaburzeń psychicznych, ale również pojęcia płci. Postmoderniści zastąpili empiryczne, obiektywne pojęcie płci abstrakcyjnym pojęciem gender, czyli trudnej do konkretnego zdefiniowania i niemożliwej do obiektywnej weryfikacji tożsamości płciowo-kulturowej. Odtąd nieważne stały się fakty, znaczenie zaczęły mieć subiektywne wyznania i nieweryfikowalne deklaracje.
Choć oczywiście jest to kłopotliwe i destrukcyjne dla społeczeństwa, bo mało co tak niszczy obecnie integrację zachodnich społeczeństw jak relatywizm postmodernistyczny, to podejście takie szkodzi samym zaburzonym. Osoby zmieniające płeć nie tylko sobie nie pomagają, ale niszczą swoje zdrowie psychiczne i fizyczne oraz upadlają swoje relacje rodzinne i społeczne.
Blokery dojrzewania i hormony płci przeciwnej powodują depresję i zaburzenia lękowe, uszkadzają wątrobę i nerki, prowadzą do osteopenii lub osteoporozy, rzadziej nowotworów łagodnych i złośliwych wątroby czy mózgu. Uszkadzają też układ sercowo-naczyniowy. To wszystko nie dzieje się oczywiście od razu, lecz po miesiącach lub latach po zmianie płci, która oznacza dożywotnie zażywanie hormonów płci przeciwnej.
Blokery przyjmuje się do czasu chirurgicznego usunięcia gonad – co, swoją drogą, wywiera presję, aby jak najszybciej wyciąć jądra bądź jajniki, i móc przestać brać te silnie toksyczne specyfiki. U mnie również efekt takiej presji działał, ale, na szczęście, zamiast wykonać orchidektomię, postanowiłem przemyśleć swoje życie i zrezygnować ze zmiany płci.
Tranzycja płciowa na chwilę złagodzi ból psychiczny wynikający z nieakceptowania siebie albo z zaburzeń typu borderline czy narcyzmu, ale ta ekscytacja związana ze zmianą i rozpoczęciem nowego życia po góra kilku latach mija i stare problemy wracają. Dlatego odsetek osób decydujących się na cofnięcie zmiany płci drastycznie rośnie, wynosząc już w niektórych badaniach nawet 30 proc.. A badania te i tak uwzględniają jedynie osoby oficjalnie zarejestrowane w sądach i urzędach jako zmieniające płeć, podczas gdy większość wycofuje się ze zmiany płci bez uprzedniego zgłoszenia się do instytucji państwa. Oznacza to, że nie widnieją oni w statystykach. Realny odsetek detranzycji, czyli wycofywania się ze zmiany płci, jest więc siłą matematyki znacznie większy.
Gdy w krajach zachodnich zaczęto umożliwiać zmianę płci osobom małoletnim, po jakimś czasie do gry weszło jeszcze zjawisko zarażania społecznego, zwane potocznie modą. Badania ewidentnie pokazują, że wśród dzisiejszych nastolatków, czyli najmłodszej badanej grupy demograficznej, dużą rolę w boomie na transseksualizm i niebinarność odgrywa właśnie zjawisko zarażania społecznego dysforią płciową i transseksualizmem, czyli modą na pogląd, że bycie trans jest atrakcyjne, daje rozmaite przywileje mniejszościowe. Że warto być trans.
Istnienie tego zjawiska, zwanego społeczną dysforią płciową lub dysforią płciową o nagłym początku, potwierdziły badania naukowe amerykańskich, brytyjskich czy szwedzkich badaczy oraz Francuska Akademia Medyczna. O problemie tym informował także Szpital Uniwersytecki w Gandawie czy Szpital Gregorio Marañón w Madrycie.
Zjawisko to silnie wzmacniają celebryci, influencerzy i aktywiści trans, próbujący zaklinać rzeczywistość poprzez ukazywanie transseksualizmu i zmiany płci jako czegoś fajnego i pozytywnego. U mnie również pomysł na zmianę płci nie wyszedł z mojego własnego umysłu. Najpierw dowiedziałem się o tym z telewizji, a potem dorosły transseksualista wmówił mi, gdy miałem około 13 lat, że warto być trans. Internetowe materiały transaktywistów, nakłaniające do identyfikowania się jako trans, też są nie bez znaczenia.
Zobacz też: Czy sex play jest fair play, czyli kiedy sportowcy trans mają przewagę
Negowanie płci i cały ruch denialistów płciowych, tak obecnie wpływowych w niektórych mediach, organizacjach aktywistycznych, czy humanistycznej części akademii, jest ideologiczną podbudową dla obłąkańczej ucieczki od rzeczywistości. Jest intelektualistyczną wydmuszką, mającą podtrzymywać złudzenia.
Fakt, że transaktywiści tak nachalnie dążą do tego, by płeć zmieniać również dzieciom wynika z tego, że łatwiej im wówczas podtrzymywać swoje wyparcie, zaprzeczenie i rozszczepienie. „Bo skoro nawet dzieci zmieniają płeć to znaczy, że moja własna zmiana płci była właściwa” – brzmi myśl przewodnia. W ten sposób oddalają od siebie szczerą myśl i autentyczną refleksję, że okaleczyli swoje ciało, podkopali relacje rodzinne i społeczne oraz że zniszczyli sobie część lub nawet całe swoje życie.
Dowiedz się więcej: