Nauka
Serce ma swój „mózg”. Naukowcy badają jego rolę i funkcje
20 grudnia 2024
Rozmowa z Bogusławem Śliwerskim, pedagogiem, profesorem Uniwersytetu Łódzkiego, przewodniczącym Komitetu Nauk Pedagogicznych Polskiej Akademii Nauk.
W Europie to polscy uczniowie, obok fińskich, wypadli najlepiej w teście PIRLS (Progress in International Reading Literacy Study) badającym umiejętność czytania ze zrozumieniem.
Czy to oznacza, że polskie szkolnictwo jednak nie jest złe?
Nie. To oznacza tylko – i aż tyle – że mamy świetnych nauczycieli i że politykom, każdej z rządzących po kolei opcji, nie udało się zepsuć w Polsce wczesnej edukacji: przedszkolnej i nauczania zintegrowanego w klasach 1–3. Badanie PIRLS jest przeprowadzane na konkretnej grupie wiekowej – w Polsce to czwartoklasiści. W międzynarodowych testach badających uczniów z innych grup wiekowych, na przykład PISA, Polska nie wypada już tak dobrze.
PISA bada też szerszy zestaw umiejętności. PIRLS tylko umiejętność czytania ze zrozumieniem.
Czytanie ze zrozumieniem jest kluczową umiejętnością na tym etapie edukacyjnym. Bez niej dziecko nie może później skutecznie nauczyć się ani matematyki, ani chemii, ani języków obcych. Nie umniejszałabym więc rangi tego badania ani niewątpliwego sukcesu polskich nauczycieli wczesnoszkolnych. To świetnie wykształceni, aktywni pedagodzy, którzy wykonują wspaniałą pracę, mimo że są wiecznie pomijani i lekceważeni. Wspomnieliśmy o Finlandii. Tam zawód nauczyciela cieszy się powszechnym szacunkiem. Trudniej dostać się na pedagogikę niż na studia medyczne. Być nauczycielem w Finlandii – to być kimś. W Polsce ten zawód kojarzy się niemal z rodzajem życiowego nieudacznictwa, młodych zniechęca się do wyboru tej drogi. O pedagogach mówi się: może nie dostał się na inne studia, może nie dostał innej pracy. To oczywiście nieprawda. Moi studenci, wybierając ten kierunek, zazwyczaj doskonale wiedzą, co robią. I z czym ta praca się wiąże.
Mimo to ją wybierają. Dlaczego?
Z dwóch przyczyn. Po pierwsze: z pasji. Wielką przyjemnością jest patrzeć, jak uczniowie z tygodnia na tydzień się rozwijają. Dzieci w tym wieku są jak gąbka. Chłoną wszystko, co im się daje: wiedzę, ale też troskę, czułość, uwagę. I pięknie potrafią się za to odwdzięczyć. Wychowawca nauczania zintegrowanego – a na tym etapie niemal wszystkie lekcje prowadzone są przez tego samego pedagoga – często spędza z dzieckiem więcej czasu niż jego rodzice. Nauczycielka staje się drugą, kulturową i społeczną, mamą. Jest w stanie dziecko kształtować. To wielka satysfakcja i zarazem wielka odpowiedzialność.
Przeczytaj też: Dr Joanna Górecka: czas, by szkoły były miejscem człowieczeństwa…
Jaki jest drugi powód, dla którego wybiera się ten zawód?
Pedagogikę studiują zazwyczaj kobiety (oczywiście, są wyjątki, sam nim byłem). Myślę, że w przypadku kobiet, które chcą być matkami lub już nimi są, to zazwyczaj prospektywna decyzja. Bo z jednej strony to są ciekawe, poszerzające horyzonty studia, które pozwalają zrozumieć zarówno psychologię dziecka jak i uwarunkowania społeczno-kulturowe, a więc również: przygotować do roli świadomej mamy. Z drugiej strony kusząca, w perspektywie macierzyństwa, wydaje się organizacja pracy nauczyciela, w tym wolne wakacje i ferie.
Czy dobrze, że to tak sfeminizowany zawód?
Wolałbym widzieć w nim więcej mężczyzn. W krajach, gdzie panują inne wzorce kulturowe, a nauczyciele są lepiej opłacani, wśród pedagogów jest znacznie więcej mężczyzn. Pamiętam swój szok, gdy w latach dziewięćdziesiątych – wtedy międzynarodowe programy czy wizyty studyjne nie były tak powszechne jak dzisiaj – pojechaliśmy ze współpracownikami zwiedzać szwajcarskie szkoły, konfrontując nasze doświadczenia. Mężczyźni stanowili większość wychowawców, bo i płace są w tym kraju najwyższe na świecie.
Zwrócił pan uwagę na wyższy, niż na późniejszych etapach szkolnych, poziom kształcenia w klasach 1–3. Z czego on wynika?
Mówiąc najkrócej: z autonomii nauczyciela. To grupa pedagogów o najwyższym możliwym stopniu niezależności od innych nauczycieli i programowej przestrzeni do innowacyjności.
Z czego to wynika?
Uczniowie wczesnej edukacji mają przydzielonego jednego nauczyciela. Ten sam pedagog realizuje wszystkie rodzaje zajęć: związane z poznawaniem świata, czytaniem, pisaniem, alfabetyzacją matematyczną czy przyrodniczą, ale też te dotyczące edukacji społecznej czy artystycznej. A jeśli jeden nauczyciel prowadzi wszystkie zajęcia, to ma on suwerenność niespotykaną na żadnym innym etapie edukacyjnym. Nie musi się trzymać systemu klasowo-lekcyjnego, nie musi prowadzić 45-minutowych zajęć. One w ogóle nie muszą być w zdyscyplinowany sposób regulowane. Zamiast tego jest przestrzeń, aby pracować z uczniami indywidualnie, różnicując formy pracy.
Zobacz również: Prof. Dominika Dudek: Marzę o szkołach, które uczą uczniów, jak radzić sobie ze stresem
Co dzieje się potem?
Potem dzieje się dramat. Oczywiście, nie od razu. Klasa czwarta to czas pogranicza, oswajania dzieci, z tym że nie będą miały już zajęć z jedną panią, ale tych pań czy panów będzie więcej. Badanie PIRLS – które przecież w Polsce zostało przeprowadzone właśnie na czwartoklasistach – potwierdza, że słaba kondycja polskiego systemu edukacji na tym etapie nie jest jeszcze widoczna. Potem natomiast zaczyna się standaryzacja, konieczność precyzyjnej realizacji przestarzałej i krytykowanej przez specjalistów podstawy programowej, wieczne kontrolowanie i rozliczanie nauczycieli z realizacji ustalanych przez polityków wymogów i standardów. To oczywiście odbija się na nauczycielach, ale również na uczniach.
Prof. Edyta Gruszczyk-Kolczyńska – pedagog specjalizująca się w edukacji ścisłej małych dzieci – przeprowadziła badania, które potwierdziły, że 82 proc. przedszkolaków ma uzdolnienia matematyczne. Zdecydowana większość dzieci na tym etapie edukacyjnym świetnie radzi sobie z zadaniami i grami logicznymi – oczywiście dostosowanymi do ich wieku. Na kolejnych etapach edukacji ten potencjał rozwojowy jest wśród uczniów coraz rzadszy, a w grupie młodzieży kończącej szkołę podstawową spada do kilkunastu procent. Czyli im dłużej dzieci chodzą do szkoły, tym bardziej wytracają potencjał, z którym do szkoły przyszły.
Smutne.
Bardzo. Słowo szkoła wywodzi się ze starogreckiego „σχολή, skholē”. Wie pani, co ono oznacza?
Przestrzeń do nauki?
Tak, ale też: przestrzeń wolności, spokoju, radości. Tymczasem okazuje się, że szkoła nie tylko przestaje być wspierającym i wzmacniającym środowiskiem, w którym uczniowie się rozwijają. Ona często w tym rozwoju wręcz przeszkadza. Prof. Zbigniew Kwieciński, inny polski pedagog, przeprowadził badanie efektywności lekcji przeprowadzanych w polskich szkołach, prosząc uczniów o wypełnienie kwestionariusza, w którym oceniali oni, czy dana lekcja – chodziło o subiektywne odczucia – jest czasem ich rozwoju, czasem obojętnym, czy wręcz czasem absolutnie straconym i destrukcyjnym, w którym czują się lekceważeni, pomijani lub bardzo zestresowani.
Okazało się, że według uczniów z każdych 45 minut statystycznej lekcji, czas rozwojowy to tylko pięć i pół minuty. Destrukcyjny – ponad 20. Uczniowie codziennie chodzą do szkoły na pięć, sześć, czasem siedem lekcji. Spędzają w niej całe dnie, z czego rozwojowe jest średnio pół godziny. Można więc powiedzieć, że chodzenie do szkoły to dla młodych strata czasu. Tym bardziej że przecież oni biegle poruszają się w sieci, mają dostęp do światowej wiedzy i lepiej znają język angielski niż polski.
Zatem nasuwa się pytanie o sens szkoły.
W takim kształcie, w jakim funkcjonuje ona teraz (mówię oczywiście o późniejszych etapach edukacyjnych, nie o nauczaniu wczesnoszkolnym) – rzeczywiście szkoła ma tego sensu coraz mniej. Jesteśmy w okresie gwałtownych przemian kulturowych, społecznych, gospodarczych, technologicznych. W tej sytuacji szkoła straciła wyłączność na kształcenie i wychowywanie, ale nie chce się do tego przyznać, zaklina rzeczywistość. Największym błędem, który podczas obecnej rewolucji można popełnić – a popełnia go większość szkół – jest zabranie dzieciom telefonów komórkowych. Im napastliwiej będziemy to robić, tym bardziej młodzież będzie wymykać się do świata wirtualnego. Szkoła przegrywa. Nauczyciele przegrywają. Przegrywamy. Nie mam wątpliwości, że w tej sytuacji głęboka zmiana w edukacji jest nie tylko wskazana. Jest niezbędna.
Na czym ta zmiana miałaby polegać?
Po pierwsze: na przejściu na zupełnie inną, hybrydową metodykę kształcenia. Szkoła musi łączyć technologię cyfrową z działaniem w przestrzeni realnej. Dzięki tej synergii jeszcze może odzyskać atrakcyjność. Skoro uczniowie są online, szkoła nie może zostać offline. Ale żeby uratować oświatę, trzeba najpierw przyznać, że świat błyskawicznie i głęboko się zmienia – i mieć wolę, aby za tym nadążyć.
Po drugie: w tak dynamicznie zmieniającym się świecie powinniśmy skupić się nie tyle na przekazywaniu uczniom wiedzy, ile na rozbudzaniu w nich ciekawości świata i radości z uczenia się. Szkoła powinna pobudzać kreatywność, wzmacniać zaangażowanie, motywację – i uczniów, i nauczycieli. Żeby to było możliwe, musi mieć większą autonomię i możliwość samostanowienia. Szkoła nie może być centralnie sterowanym narzędziem w rękach polityków, którym zależy wyłącznie na bieżących celach. Przecież jeśli myślimy poważnie o przyszłości społeczeństwa, kraju, świata – to nie ma sektora, w który warto inwestować bardziej niż w edukację.
Wywiad w języku angielskim został opublikowany po raz pierwszy na stronie Holistic Think Tank
Zgodnie z misją HTT, celem dobrej edukacji powinno być rozwijanie 10 kluczowych kompetencji zanurzonych w wartościach humanistycznych, które mają przygotować uczniów do życia w zmieniającym się świecie.
Czego powinna uczyć szkoła? |
---|
ELASTYCZNOŚĆ – Umiejętność odnajdywania się w zmieniających się warunkach i kontekstach, szczególnie w obliczu postępującego rozwoju systemów opartych na Sztucznej Inteligencji i Przemyśle 4.0. |
WSPÓLNOTOWOŚĆ – Aktywna i świadoma postawa przynależności do wspólnoty, umiejętność przejmowania odpowiedzialności za innych. Działanie w duchu wartości demokratycznych a także sprawiedliwości i odpowiedzialności społecznej. |
SPRAWCZOŚĆ – Przedsiębiorczość i proaktywność, umiejętność przejmowania inicjatywy i przemyślanego i efektywnego działania. Znajomość podstawowych narzędzi ekonomicznych i zdolność do podejmowania świadomych decyzji finansowych. |
TROSKA O NATURĘ – Szacunek i pokora wobec przyrody, rozumienie zależności między różnymi ekosystemami. Świadomość zmian klimatycznych i gotowość do działania na rzecz środowiska naturalnego i dobrostanu planety. |
KOMUNIKACJA – Umiejętność skutecznego – werbalnego i niewerbalnego – komunikowania swoich myśli i potrzeb z zachowaniem szacunku do innych. Rozumienie sygnałów wysyłanych przez rozmówców. Kultura języka. |
CIEKAWOŚĆ – Ciekawość świata i jego wielopoziomowej złożoności. Pozytywne nastawienie do nauki i otwartość na nowe doświadczenia przy zachowaniu postawy krytycznego myślenia i racjonalnej analizy źródeł. |
TROSKA O SIEBIE – Troska o swoje zdrowie fizyczne, psychiczne i emocjonalne. Umiejętność rozpoznawania i nazywania emocji i stanów psychicznych. Nawyk obserwowania własnego ciała oraz rozpoznawania i reagowania na jego sygnały. |
CYWILIZACJA I KULTURA – Poczucie estetyki. Wrażliwość na sztukę i świadomy jej odbiór. Szacunek dla dziedzictwa cywilizacji i kultur. Umiejętność dostrzegania i odczytywania kodów i symboli oraz rozwijania własnej kreatywności. |
CZŁOWIECZEŃSTWO – Proaktywne działanie na rzecz przyszłości nie tylko własnej, ale i całej ludzkości. Moralność i etyka zakotwiczone w wartościach humanistycznych. Szacunek dla drugiego człowieka i jego samostanowienia. |
ZAUFANIE I NADZIEJA – Optymizm i wiara w lepszą przyszłość, oraz świadomość współodpowiedzialności za jej kreowanie. Umiejętność budowania zaufania na wszystkich poziomach interakcji – od życia codziennego, przez działania w społeczności lokalnej, po zaufanie do instytucji i systemów. |