Nauka
Sukces w leczeniu autyzmu. Terapia genowa naprawia mutacje
17 grudnia 2024
Dziesiątki problemów i bodźców wpływają na obniżenie możliwości prawidłowego rozwoju dziecka. Rodzicom wydaje się, że dzieci nie wiedzą, co dzieje się za zamkniętymi drzwiami ich pokoju. Tymczasem najmłodsi zazwyczaj to wiedzą i muszą mierzyć się z konsekwencjami. Szkoły chcą być idealne, więc bronią swojego wizerunku zamykając oczy na niewygodne fakty… – mówi Małgorzata Makarczuk-Kłos, psychoterapeutka Fundacji Non Licet, niosącej pomoc ofiarom przemocy, w rozmowie z Moniką Kaczyńską.
Monika Kaczyńska: Gdy mowa o przemocy wobec dzieci, większości z nas przychodzą do głowy jej drastyczne formy, kończące się ciężkimi uszkodzeniami ciała lub śmiercią. Ale to chyba niejedyny problem.
Małgorzata Makarczuk-Kłos: To jedynie wierzchołek góry lodowej. Dzieci są narażone na przemoc niemal z każdej strony. Częstym, żeby nie powiedzieć powszechnym problemem, z którym mam do czynienia na co dzień, jest przemoc emocjonalna, której dzieci doświadczają, a także kolejny – nie dość wyraźnie dostrzegany, a poważny problem – przemoc seksualna, nie tylko ta występująca w formie najdrastyczniejszej – jaką jest gwałt. Zwłaszcza że nie ma mechanizmu, który w przypadku takiego podejrzenia zagwarantuje automatycznie odizolowanie dziecka od sprawcy.
Kiedy mówimy o przemocy fizycznej, sprawa wydaje się jasna. Gdy w grę wchodzi przemoc emocjonalna – można sądzić, że granica między przemocą a jej brakiem jest płynna.
Wbrew pozorom nie. Definicja jest jasna – to działania, które powodują obniżenie możliwości prawidłowego rozwoju dziecka. Trzeba mieć świadomość, że ofiarą przemocy jest także dziecko, które jest jej świadkiem. Dorosłym często wydaje się, że ono nie widzi i nie słyszy tego, co się dzieje za zamkniętymi drzwiami pokoju rodziców. Na ogół jednak dziecko doskonale zdaje sobie z tego sprawę i mierzy się z konsekwencjami.
Odmianą przemocy jest także zaniedbywanie. Nie tylko rozumiane jako brak zaspokojenia potrzeb fizycznych, takich jak jedzenie czy ubranie, ale też potrzeb emocjonalnych.
Wreszcie kolejna forma przemocy – nadmierna presja, której podlegają dzieci. Zdarza się, że rodzicom się wydaje, że jeśli dziecko ma superkomputer i mnóstwo zajęć dodatkowych, to wszystko jest w porządku. Podczas gdy dzieci czują się zaganiane, zmęczone, niesłuchane. Nie mogą z tych zajęć zrezygnować, bo trzeba być konsekwentnym, bo to ważne, bo od tego zależy przyszłość. Rodzice, skoro już za te zajęcia płacą, spodziewają się osiągnięć. Faktycznie więc takie dziecko – z pozoru zaopiekowane i zadbane – jest ofiarą przemocy emocjonalnej.
Trzeba także mieć świadomość, że w dzisiejszym świecie dzieci mają bardzo niewiele swobody. Z jednej strony są wszędzie wożone, z drugiej strony – na skutek działania dzienników elektronicznych, są obiektem nieustannej inwigilacji. Rodzic wie o każdej ocenie, każdej uwadze natychmiast i często natychmiast reaguje. To z jednej strony odbiera dziecku możliwość nabywania kompetencji, nie stwarza możliwości nauczenia się radzenia sobie z problemami, reagowania w trudnych sytuacjach, z drugiej nie zostawia przestrzeni na to, by dziecko zostało wysłuchane, by przedstawiło sprawę ze swojej perspektywy.
Można sądzić, że w przypadku przemocy emocjonalnej, choć zapewne, nie wyłącznie – rodzice działają w dobrej wierze.
To nieistotne. Trzeba powiedzieć to jasno – gdy mamy do czynienia z przemocą – czy będzie to przemoc fizyczna, czy emocjonalna – intencje sprawcy nie mają znaczenia. Miarą przemocy jest krzywda dziecka – niezależnie od tego, czy wyrządzone intencjonalnie czy nie. Odpowiedzialność za relacje rodzic – dziecko, czy szerzej dorosły – dziecko, zawsze spoczywa na dorosłym. I jeśli brakuje mu kompetencji – jego obowiązkiem jest praca nad ich poprawieniem.
Polecamy: Skutki przemocy wobec dzieci. „Zwykły” klaps może zniszczyć dorosłe życie
Jednak – jak dowodzi wiele przykładów – gdy dziecko pada ofiarą przemocy w rodzinie, to nie ma konkretnego adresu, pod który mogłoby się zwrócić.
To prawda. W Polsce nie ma służby ochrony dzieci, która z powodzeniem funkcjonuje w wielu krajach takich jak Niemcy czy państwa skandynawskie. Działania różnych instytucji: pomocy społecznej, psychologów czy pedagogów szkolnych, policji, sądu są rozproszone i również z tego powodu nieskuteczne.
Pomysł powołania takiej instytucji budzi w Polsce bardzo silny opór.
Jednym z powodów jest wiara w siłę rodziny, kolejnym niechęć do ingerencji w jej autonomię. Moim zdaniem jednak powołanie takiej instytucji, której pracownicy w jednym miejscu zajmowaliby się wszystkimi niepokojącymi sygnałami dotyczącymi dziecka, pozwoliłoby na skuteczniejsze działanie. A co do obaw zgłaszanych przez rodziców – kto nie stosuje wobec dzieci przemocy, nie ma się czego bać.
Przeczytaj koniecznie: Przeniesiony Zespół Münchhausena. Urzędniczy pretekst, by odebrać dziecko?
W Polsce wciąż rzadko przyjmuje się perspektywę dziecka. Choć tzw. „prawo Kamilka” wprowadziło instytucję wysłuchania dziecka przez sąd, który może zdecydować o jego losie, to problem polega na tym, że sędziowie często nie umieją rozmawiać z dziećmi. Poza tym rodzice dostają kolejne szanse. Czasem sąd kieruje ich na kursy kompetencji wychowawczych, ale nikt – ani sąd, ani kurator, ani pracownicy pomocy społecznej – nie określają jasno oczekiwań wobec rodziców. Oni de facto nie wiedzą, co powinni w swoim zachowaniu zmienić.
Kilkudniowy kurs odbywany z nakazu nie jest w stanie wiele pomóc. Po czym odbywa się kolejna rozprawa. I mimo, że w rodzinie dalej nic się nie zmieniło, sąd nie podejmuje konkretnych działań. To może trwać latami. Inna sprawa to skuteczność kurateli. Warto zadać sobie pytanie, czy kurator w ogóle rozmawia z dzieckiem. A jeśli nawet to, na ile taka rozmowa może być szczera, jeśli za drzwiami jest rodzic – potencjalny sprawca przemocy.
Tu wiele powinno się zmienić. Przede wszystkim, decyzje powinny być podejmowane szybciej. Sytuację mogłaby poprawić też specjalizacja sędziów i prokuratorów.
Problemem często wskazywanym zarówno przez dzieci jak i rodziców, jest przemoc w szkole.
Dzieci padają jej ofiarą często ze strony rówieśników. Niestety, niewiele szkół robi cokolwiek, by z jednej strony zapobiegać przemocy, z drugiej — by rozwiązać sprawę, gdy już do niej dojdzie.
Z czego to wynika?
Szkoły chcą być idealne. Broniąc swojego wizerunku, zamykają oczy na niewygodne fakty. Kiedy już nie mogą tego zrobić, próbują metod nieskutecznych, a nawet szkodliwych. Miałam do czynienia z sytuacją, gdy jeden z uczniów miał trudne relacje z rówieśnikami, czuł się wyalienowany. Najpierw stał się obiektem drwin, później sytuacja eskalowała, aż doszło do tego, że koledzy rozebrali go i zrobili mu zdjęcia. Szkoła, mimo interwencji rodziców i dowodów, nie zrobiła w tej sprawie nic przez rok. Nie ukarała sprawców, nie podjęła wobec nich żadnych działań. Po roku i kolejnych interwencjach wymyśliła mediację.
To źle?
Źle. Nie bez powodu 48 art. Konwencji Rady Europy o zapobieganiu i zwalczaniu przemocy wobec kobiet i przemocy domowej zakazuje obowiązkowego stosowania polubownych środków rozstrzygania sporów między sprawcą a ofiarą. Tu nie ma mowy o równej pozycji obu stron. Dla ofiary to dodatkowa krzywda.
Opisana sytuacja jest dość skrajna.
Takich sytuacji jest mnóstwo. Trzeba podejmować konkretne, długofalowe działania, aby je rozwiązywać. Z drugiej strony trzeba też przyjrzeć się sprawcy i zadać sobie pytanie, co takiego się dzieje, że dziecko stosuje wobec rówieśników przemoc. Czy samo pada ofiarą przemocy? Czy nie nauczyło się innego rozwiązywania problemów? Dzieci nie są złe, a źródła przemocy zawsze tkwią w rodzinie.
Polecamy: Przemoc w szkole to nie tylko bicie. Są gorsze formy znęcania się
Co można zrobić, by przemocy zapobiegać lub przynajmniej ją ograniczyć?
Trzeba uczyć dzieci jakie mają prawa, gdzie są ich granice, dać im prawo do ich obrony. Konieczna jest wrażliwość i uważność dorosłych. To proste rzeczy: baczna obserwacja, rozmowa, a przede wszystkim skuteczne reagowanie na przemoc. Trzeba mieć świadomość, że jeśli dziecko raz zgłosi problem i nikt z tym nic nie zrobi, drugi raz już nie przyjdzie. To nasza – dorosłych – odpowiedzialność.
Czy są szanse, by przemoc – zarówno tę fizyczną, jak i psychiczną ograniczyć?
Widzę tę szansę w edukacji i uwrażliwieniu. Dziś, po kilku dekadach edukacji, świadomość, że przemoc fizyczna, bicie dzieci jest złe, jest już powszechna. Można mieć nadzieję, że edukacja sprawi, iż z czasem na inne formy przemocy będziemy reagować równie zdecydowanie.
*Małgorzata Makarczuk-Kłos jest absolwentką Uniwersytetu Wrocławskiego, gdzie ukończyła socjologię. Studia kontynuowała w Dolnośląskiej Szkole Wyższej na kierunku psychologia kliniczna. Jako certyfikowana psychoterapeutka stosuje w swojej pracy podejście systemowe. Za swoją działalność społeczną na rzecz ofiar przemocy otrzymała tytuł Wrocławianki Roku 2021.
Polecamy: