Przemoc wobec dzieci. Koszmar, od którego chętnie odwracamy wzrok

Dziesiątki problemów i bodźców wpływają na obniżenie możliwości prawidłowego rozwoju dziecka. Rodzicom wydaje się, że dzieci nie wiedzą, co dzieje się za zamkniętymi drzwiami ich pokoju. Tymczasem najmłodsi zazwyczaj to wiedzą i muszą mierzyć się z konsekwencjami. Szkoły chcą być idealne, więc bronią swojego wizerunku zamykając oczy na niewygodne fakty… – mówi Małgorzata Makarczuk-Kłos, psychoterapeutka Fundacji Non Licet, niosącej pomoc ofiarom przemocy, w rozmowie z Moniką Kaczyńską.

Monika Kaczyńska: Gdy mowa o przemocy wobec dzieci, większości z nas przychodzą do głowy jej drastyczne formy, kończące się ciężkimi uszkodzeniami ciała lub śmiercią. Ale to chyba niejedyny problem.

Małgorzata Makarczuk-Kłos: To jedynie wierzchołek góry lodowej. Dzieci są narażone na przemoc niemal z każdej strony. Częstym, żeby nie powiedzieć powszechnym problemem, z którym mam do czynienia na co dzień, jest przemoc emocjonalna, której dzieci doświadczają, a także kolejny – nie dość wyraźnie dostrzegany, a poważny problem – przemoc seksualna, nie tylko ta występująca w formie najdrastyczniejszej – jaką jest gwałt. Zwłaszcza że nie ma mechanizmu, który w przypadku takiego podejrzenia zagwarantuje automatycznie odizolowanie dziecka od sprawcy.

Różne formy przemocy wobec dzieci

Kiedy mówimy o przemocy fizycznej, sprawa wydaje się jasna. Gdy w grę wchodzi przemoc emocjonalna – można sądzić, że granica między przemocą a jej brakiem jest płynna.

Wbrew pozorom nie. Definicja jest jasna – to działania, które powodują obniżenie możliwości prawidłowego rozwoju dziecka. Trzeba mieć świadomość, że ofiarą przemocy jest także dziecko, które jest jej świadkiem. Dorosłym często wydaje się, że ono nie widzi i nie słyszy tego, co się dzieje za zamkniętymi drzwiami pokoju rodziców. Na ogół jednak dziecko doskonale zdaje sobie z tego sprawę i mierzy się z konsekwencjami.

Małgorzata Makarczuk-Kłos. Fot. wroclawpsychoterapeuta.pl

Odmianą przemocy jest także zaniedbywanie. Nie tylko rozumiane jako brak zaspokojenia potrzeb fizycznych, takich jak jedzenie czy ubranie, ale też potrzeb emocjonalnych.

Wreszcie kolejna forma przemocy – nadmierna presja, której podlegają dzieci. Zdarza się, że rodzicom się wydaje, że jeśli dziecko ma superkomputer i mnóstwo zajęć dodatkowych, to wszystko jest w porządku. Podczas gdy dzieci czują się zaganiane, zmęczone, niesłuchane. Nie mogą z tych zajęć zrezygnować, bo trzeba być konsekwentnym, bo to ważne, bo od tego zależy przyszłość. Rodzice, skoro już za te zajęcia płacą, spodziewają się osiągnięć. Faktycznie więc takie dziecko – z pozoru zaopiekowane i zadbane – jest ofiarą przemocy emocjonalnej.

Trzeba także mieć świadomość, że w dzisiejszym świecie dzieci mają bardzo niewiele swobody. Z jednej strony są wszędzie wożone, z drugiej strony – na skutek działania dzienników elektronicznych, są obiektem nieustannej inwigilacji. Rodzic wie o każdej ocenie, każdej uwadze natychmiast i często natychmiast reaguje. To z jednej strony odbiera dziecku możliwość nabywania kompetencji, nie stwarza możliwości nauczenia się radzenia sobie z problemami, reagowania w trudnych sytuacjach, z drugiej nie zostawia przestrzeni na to, by dziecko zostało wysłuchane, by przedstawiło sprawę ze swojej perspektywy.

Intencje sprawcy nie mają znaczenia

Można sądzić, że w przypadku przemocy emocjonalnej, choć zapewne, nie wyłącznie – rodzice działają w dobrej wierze.

To nieistotne. Trzeba powiedzieć to jasno – gdy mamy do czynienia z przemocą – czy będzie to przemoc fizyczna, czy emocjonalna – intencje sprawcy nie mają znaczenia. Miarą przemocy jest krzywda dziecka – niezależnie od tego, czy wyrządzone intencjonalnie czy nie. Odpowiedzialność za relacje rodzic – dziecko, czy szerzej dorosły – dziecko, zawsze spoczywa na dorosłym. I jeśli brakuje mu kompetencji – jego obowiązkiem jest praca nad ich poprawieniem.

Polecamy: Skutki przemocy wobec dzieci. „Zwykły” klaps może zniszczyć dorosłe życie

Jednak – jak dowodzi wiele przykładów – gdy dziecko pada ofiarą przemocy w rodzinie, to nie ma konkretnego adresu, pod który mogłoby się zwrócić.

To prawda. W Polsce nie ma służby ochrony dzieci, która z powodzeniem funkcjonuje w wielu krajach takich jak Niemcy czy państwa skandynawskie. Działania różnych instytucji: pomocy społecznej, psychologów czy pedagogów szkolnych, policji, sądu są rozproszone i również z tego powodu nieskuteczne.

Silny opór przed instytucją chroniącą dzieci?

Pomysł powołania takiej instytucji budzi w Polsce bardzo silny opór.

Jednym z powodów jest wiara w siłę rodziny, kolejnym niechęć do ingerencji w jej autonomię. Moim zdaniem jednak powołanie takiej instytucji, której pracownicy w jednym miejscu zajmowaliby się wszystkimi niepokojącymi sygnałami dotyczącymi dziecka, pozwoliłoby na skuteczniejsze działanie. A co do obaw zgłaszanych przez rodziców – kto nie stosuje wobec dzieci przemocy, nie ma się czego bać.

Przeczytaj koniecznie: Przeniesiony Zespół Münchhausena. Urzędniczy pretekst, by odebrać dziecko?

W Polsce wciąż rzadko przyjmuje się perspektywę dziecka. Choć tzw. „prawo Kamilka” wprowadziło instytucję wysłuchania dziecka przez sąd, który może zdecydować o jego losie, to problem polega na tym, że sędziowie często nie umieją rozmawiać z dziećmi. Poza tym rodzice dostają kolejne szanse. Czasem sąd kieruje ich na kursy kompetencji wychowawczych, ale nikt – ani sąd, ani kurator, ani pracownicy pomocy społecznej – nie określają jasno oczekiwań wobec rodziców. Oni de facto nie wiedzą, co powinni w swoim zachowaniu zmienić.

Kilkudniowy kurs odbywany z nakazu nie jest w stanie wiele pomóc. Po czym odbywa się kolejna rozprawa. I mimo, że w rodzinie dalej nic się nie zmieniło, sąd nie podejmuje konkretnych działań. To może trwać latami. Inna sprawa to skuteczność kurateli. Warto zadać sobie pytanie, czy kurator w ogóle rozmawia z dzieckiem. A jeśli nawet to, na ile taka rozmowa może być szczera, jeśli za drzwiami jest rodzic – potencjalny sprawca przemocy.

Tu wiele powinno się zmienić. Przede wszystkim, decyzje powinny być podejmowane szybciej. Sytuację mogłaby poprawić też specjalizacja sędziów i prokuratorów.

Szkoły pozostają bierne

Problemem często wskazywanym zarówno przez dzieci jak i rodziców, jest przemoc w szkole.

Dzieci padają jej ofiarą często ze strony rówieśników. Niestety, niewiele szkół robi cokolwiek, by z jednej strony zapobiegać przemocy, z drugiej — by rozwiązać sprawę, gdy już do niej dojdzie.

Z czego to wynika?

Szkoły chcą być idealne. Broniąc swojego wizerunku, zamykają oczy na niewygodne fakty. Kiedy już nie mogą tego zrobić, próbują metod nieskutecznych, a nawet szkodliwych. Miałam do czynienia z sytuacją, gdy jeden z uczniów miał trudne relacje z rówieśnikami, czuł się wyalienowany. Najpierw stał się obiektem drwin, później sytuacja eskalowała, aż doszło do tego, że koledzy rozebrali go i zrobili mu zdjęcia. Szkoła, mimo interwencji rodziców i dowodów, nie zrobiła w tej sprawie nic przez rok. Nie ukarała sprawców, nie podjęła wobec nich żadnych działań. Po roku i kolejnych interwencjach wymyśliła mediację.

To źle?

Źle. Nie bez powodu 48 art. Konwencji Rady Europy  o zapobieganiu i zwalczaniu przemocy wobec kobiet i przemocy domowej zakazuje obowiązkowego stosowania polubownych środków rozstrzygania sporów między sprawcą a ofiarą. Tu nie ma mowy o równej pozycji obu stron. Dla ofiary to dodatkowa krzywda.

Opisana sytuacja jest dość skrajna.

Takich sytuacji jest mnóstwo. Trzeba podejmować konkretne, długofalowe działania, aby je rozwiązywać. Z drugiej strony trzeba też przyjrzeć się sprawcy i zadać sobie pytanie, co takiego się dzieje, że dziecko stosuje wobec rówieśników przemoc. Czy samo pada ofiarą przemocy? Czy nie nauczyło się innego rozwiązywania problemów? Dzieci nie są złe, a źródła przemocy zawsze tkwią w rodzinie.

Polecamy: Przemoc w szkole to nie tylko bicie. Są gorsze formy znęcania się

Wrażliwość, uważność i edukacja

Co można zrobić, by przemocy zapobiegać lub przynajmniej ją ograniczyć?

Trzeba uczyć dzieci jakie mają prawa, gdzie są ich granice, dać im prawo do ich obrony. Konieczna jest wrażliwość i uważność dorosłych. To proste rzeczy: baczna obserwacja, rozmowa, a przede wszystkim skuteczne reagowanie na przemoc. Trzeba mieć świadomość, że jeśli dziecko raz zgłosi problem i nikt z tym nic nie zrobi, drugi raz już nie przyjdzie. To nasza – dorosłych – odpowiedzialność.

Czy są szanse, by przemoc – zarówno tę fizyczną, jak i psychiczną ograniczyć?

Widzę tę szansę w edukacji i uwrażliwieniu. Dziś, po kilku dekadach edukacji, świadomość, że przemoc fizyczna, bicie dzieci jest złe, jest już powszechna. Można mieć nadzieję, że edukacja sprawi, iż z czasem na inne formy przemocy będziemy reagować równie zdecydowanie.


*Małgorzata Makarczuk-Kłos jest absolwentką Uniwersytetu Wrocławskiego, gdzie ukończyła socjologię. Studia kontynuowała w Dolnośląskiej Szkole Wyższej na kierunku psychologia kliniczna. Jako certyfikowana psychoterapeutka stosuje w swojej pracy podejście systemowe. Za swoją działalność społeczną na rzecz ofiar przemocy otrzymała tytuł Wrocławianki Roku 2021.

Polecamy:

Opublikowano przez

Monika Kaczyńska

Autorka


Dziennikarka, redaktorka. W trakcie swojej dziennikarskiej pracy zajmowała się niemal wszystkimi możliwymi tematami (włącznie ze sportem), ale… przede wszystkim przygląda się ludziom i ich problemom. Uwielbia dobre książki. A w wolnych chwilach rozpieszcza kota.

Chcesz być na bieżąco?

Zapisz się na naszą listę mailingową. Będziemy wysyłać Ci powiadomienia o nowych treściach w naszym serwisie i podcastach.
W każdej chwili możesz zrezygnować!

Nie udało się zapisać Twojej subskrypcji. Proszę spróbuj ponownie.
Twoja subskrypcja powiodła się.