Humanizm
Hulaj dusza, piekła nie ma. Zetki, influencerzy i pieniądze
16 listopada 2024
Ruch Red Pill, czyli czerwona pigułka, to mocna dawka przekonań i postaw, które ponoć przywracają mężczyźnie rolę przywódcy i opiekuna rodziny. Albo, jak chcą inni, stężona doza kompleksów, które powodują silne pragnienie dominacji mężczyzn nad kobietami.
Ciężko mówić o zwartym froncie „redpillowców”, bo zdążyły się już wykreować różne odmiany ruchu, pokrewne ideowo stowarzyszenia czy internetowe wydawnictwa. Działają w ramach tzw. manosfery, czyli przestrzeni wymiany opinii i twierdzeń, w której centralną postacią jest mężczyzna. Najczęstszym punktem odniesienia jego starań i problemów jest kobieta. Zdaniem Red Pill zajęła ona przodujące miejsce w społeczeństwie i rodzinie. Domagając się jednocześnie coraz to nowych praw, marginalizując przy tym znaczenie mężczyzny.
Roman Warszawski, jeden z najbardziej znanych popularyzatorów idei Red Pill w Polsce, zaznacza, że od mężczyzny oczekuje się, by wziął na siebie odpowiedzialność opiekuna, obrońcy i sponsora.
W porządku, każdy mężczyzna powinien umieć to zrobić, ale nie ma odpowiedzialności bez władzy. W przeciwnym razie mężczyzna staje się niewolnikiem z wyznaczonymi obowiązkami, za którymi kryje się jedynie kara w razie niespełnienia wymagań
– mówi Warszawski w jednym z wywiadów.
Problem w tym, jak rozumieć ową władzę idącą za odpowiedzialnością. Jesienią zeszłego roku odbyło się zebranie założycielskie fundacji „Patriarchat”, propagującej zasady Red Pill. Założyciel fundacji Mateusz Curzydło, 29-letni informatyk, opisuje zero-jedynkową historię społecznego porządku. Twierdzi, że porządek ten załamał się wraz z promowaniem idei równości, w tym równości płci. Mimo wcześniejszych rewolucyjnych zmian długo udawało się, jego zdaniem, zachować zdrowe zasady. Choćby podejście do prawa.
Zgodnie z Kodeksem Napoleona umów nie mogły zawierać osoby chore psychicznie, więźniowie, dzieci i zamężne kobiety. Niezamężne jeszcze mogły, ale zamężne już nie, bo były traktowane jako pewna własność. Swoją wolność trochę oddawały, a w zamian dostawały opiekę
– przekonuje Curzydło.
Jak zaznacza, te wartości zostały wypłukane przez etos egalitaryzmu.
Polecamy: Pięć powodów, dla których warto mieć dzieci. Jeden jest kluczowy
Wątek własności w podobnych wywodach przewija się zresztą niejednokrotnie. Ronald Lasecki, publicysta i pisarz, którego wypowiedzi są jak wysokooktanowe paliwo również dla przeciwników obrońców męskich praw, odnosił się podczas tamtego spotkania do wolności kobiet i prawa własności jako takiego.
Kobiety były dawniej częścią gospodarstwa domowego, wprawdzie o statusie wyższym niż inwentarz czy dobytek ruchomy, ale mimo wszystko nieuczestniczący na równych prawach w procesach decyzyjnych
– zaznacza Lasecki.
Dla zebranych był to naturalny porządek rzeczy. W końcu, jak wnioskuje Lasecki: „dbamy o kobietę, ale traktujemy ją jako część dobytku”. Idąc tym tropem, inwentarz, nawet ten o nieco wyższej randze, musi jednak znać swoje miejsce w hierarchii i czasem trzeba mu o tym przypomnieć.
Instytucja „niebicia” kobiet jest dość świeża, a w krajach islamskich mąż ma prawo karać cieleśnie żonę
– zauważa Lasecki.
Wprawdzie w Polsce przeszkadzają w tym kulturowe wartości, zgodnie z którymi kobieta jest nietykalna, ale przecież od strony prawnej dawniej wyglądało to inaczej.
Zawsze mężczyźni sobie jakoś radzili, prawo było jedno. To jest jak z klapsami. Brak klapsów też jest czymś całkowicie nowym i tak samo jest z zakazem jakiegokolwiek niechcianego kontaktu wobec kobiety
– przekonuje Curzydło.
Polecamy: Wywołują wojny, popełniają zbrodnie i chronią. Mężczyźni – rzadko się o nich mówi
Czy powrót do świata opartego na „męskich regułach gry” jest możliwy na szerszą skalę, choćby poprzez działania polityczne?
Jeśli mężczyźni postanowią zawalczyć o swój interes i powrócić na Drogę Mężczyzn, nie zrobią tego na drodze demokratycznego lub społecznego ruchu albo też zbrojnego politycznego zrywu. Dojdzie do tego za pomocą gangów w miejscach, gdzie państwo straci władzę i wiarygodność
– zapowiada Jack Donovan, promowany w wydawnictwie Czerwona Pigułka.
Zło w polityce miało się zacząć wraz z umożliwieniem kobietom głosowania w wyborach. Choć wśród samych redpillowców i ich zwolenników zdania w tej sprawie są podzielone. Jedni, należy do nich choćby były poseł Janusz Korwin-Mikke, uważają, że o ile kobiety nie powinny mieć prawa głosu, o tyle mężczyźni mogliby mieć prawo oddać głos właśnie na kobiety. Bardziej ortodoksyjni działacze sprzeciwiają się i temu wyłomowi, bo mogłoby to zachęcić inne panie do żądania kolejnych ustępstw.
Również Kościół katolicki, szczególnie ten w Polsce, ma być przeszkodą dla „męskich spraw”. Powodem niechęci części uczestników manosfery do katolików jest zbyt egalitarnie podejście do kobiet. W końcu duchową królową Polski jest Matka Boska. To w naszym kraju śpiewało się i śpiewa „Gaude Mater Polonia” (Raduj się, Matko-Polsko), a polscy rycerze pod Grunwaldem ruszali na Krzyżaków z „Bogurodzicą” na ustach. Sama Matka Boska, jak można się dowiedzieć z przekazu „Patriarchatu”, prezentuje charakterystyczną dla kobiet przebiegłość, bo przecież „miała dziecko z mężczyzną najlepszym jak się da, a z drugiej strony miała też mężczyznę na co dzień”.
Ta koncepcja, choć zwykle z użyciem innych przykładów, stanowi jedną z głównych tez ruchu Red Pill. Kobiety kierując się hipergamią, poszukują kandydata na ojca swoich dzieci, który góruje nad nią statusem społecznym i majątkowym. Miałoby to dotyczyć również statusu intelektualnego.
Polecamy: HOLISTIC TALK: Feminizm jako humanizm (Katarzyna Szumlewicz)
Dlatego wielu zwolenników Red Pill uważa, że nie należy przywiązywać szczególnego znaczenia do edukacji kobiet. Ma się rozumieć dla ich dobra, ponieważ kobietom inteligentniejszym i lepiej wykształconym trudniej znaleźć męża. Podobnie jak kobietom wysokim trudniej znaleźć partnera, bo szukają mężczyzn wyższych od siebie, więc wybór znacznie się zawęża. Kobiety poszukują zatem samców alfa. Wprawdzie są też zainteresowane samcami beta, ale ci są raczej potrzebni do zapewnienia późniejszego bezpieczeństwa finansowego jej i jej potomstwu.
Koncepcja zaczerpnięta z psychologii ewolucyjnej, popularyzowana przez jednych, jest często podważana przez innych naukowców, którzy zauważają wybiórczość nagłaśnianych argumentów, jak i mnogość innych czynników, które w praktyce zmieniają ten obraz. Tym samym, choć podobne zachowania kobiet mają miejsce, trudno je uznać za jedyne lub nawet za zdecydowanie przodujące.
Dlaczego zatem wielu mężczyzn radykalizuje swoje podejście do relacji z kobietami? Według badań dr Kaitlyn Regehr z University College London część młodych mężczyzn szukała wspólnoty i przynależności, a informacja zwrotna od innych uczestników manosfery, potwierdziła i wzmocniła ich smutek. Po odpowiedniej stymulacji ich samotność przerodziła się w gniew.
Z kolei zdaniem Matteo Botto i Lucasa Gottzéna, socjologów z Uniwersytetu w Sztokholmie najczęstszym argumentem przemawiającym za przystąpieniem młodych mężczyzn do społeczności manosfery był fakt, że czuli się oni bezbronni w relacjach z dziewczynami. Ich bezradność brała się głównie z problemów z randkami, niepowodzeń w związkach, braku doświadczenia seksualnego lub trudności życiowych w domu rodzinnym.
Z niską samooceną, w covidowej izolacji łatwo trafia się w rejony sieci, gdzie na wszystko można znaleźć łatwą odpowiedź, a słabość natychmiast przeradza się w pozorną siłę.
Czy zatem walka aktywistów, broniących męskich praw to tylko stek bzdur, wymyślonych przez zakompleksionych facetów, by przejąć kontrolę nad kobietami, z którymi nie dają sobie rady? Tak chcą to widzieć walczące feministki. Ale to nie do końca prawda.
W 2016 r. zagorzała feministka Cassie Jaye nakręciła film dokumentalny pt. „Red Pill – prawa mężczyzn”. Autorka, ku swojemu zaskoczeniu, zamiast na agresywnych facetów, chcących ją zakrzyczeć lub pobić, trafiła na spokojnych mężczyzn złamanych przez prawo, które bezkrytycznie stoi po stronie kobiet. Mężczyzna nie ma większych szans choćby na równe traktowanie ws. opieki nad dzieckiem. Jego prawa kończą się zwykle na płaceniu alimentów i aprobowaniu żądań partnerki, nawet jeśli dzieci nie są jego.
Dokument dowodzi też, że przemoc domowa ograniczona wyłącznie do agresji skierowanej wobec kobiet jest mitem. Według przytaczanych danych w USA aż jedna na trzy kobiety doświadcza fizycznej przemocy od swojego partnera, ale jeden na czterech mężczyzn również ją zgłasza. W 2007 r. feministyczny blog Jezebel opublikował artykuł pt. Czy kiedykolwiek pobiłyście swojego chłopaka? Bo my, ha, tak. Autorki redagujące bloga opisywały, z jak błahych i niezrozumiałych powodów potrafiły uderzyć swoich partnerów, wiedząc, że ci im nie oddadzą. Wspominki były omawiane w krotochwilnym stylu, a uruchomione komentarze zwykle też nie były lepsze, np.:
Nawet nie pamiętam, jaki był powód […], zaczęłam go bić na maksa. Poczułam się naprawdę źle, że tak straciłam kontrolę, ale później uświadomiłam sobie, że znacznie gorsze jest to, iż jestem z kimś, kto potrafi mnie tak wkurzyć.
Polecamy: Cztery fale feminizmu. Ostatnie postulaty feministek mogą wręcz krzywdzić kobiety
Nazwa ruchu Red Pill pochodzi z kluczowej sceny z filmu Matrix, gdzie bohater może wybrać niebieską lub czerwoną pigułkę. Pierwsza z nich pozwalała mu zostać w rzeczywistości wygodnej, choć złudnej, druga zaś ma otworzyć przed nim rzeczywistość brutalną, ale prawdziwą. Czy jednak agitatorzy ordynujący czerwoną pigułkę, jak i pacjenci nią leczeni są przygotowani na taką kurację? Czy swojego cudownego środka nie starają się również zażywać feministki, ufając, że dzięki temu wszelkie wcześniejsze dolegliwości ustąpią?
Jeśli tak, to wystarczy obniżyć poziom i uprawnienia kobiet, by mężczyzna poczuł się lepiej, zyskując w ten sposób posłuch i szacunek pań. A wszystko oczywiście dla dobra tych ostatnich. Z drugiej strony wystarczy uznać mężczyzn z definicji za prześladowców, którym trzeba się przeciwstawić i budować samą siebie na pielęgnowaniu poczucia własnej krzywdy.
Bohaterowie jednych i drugich historii domagają się często łagodniejszego traktowania i wyrozumiałości, nawołując jednocześnie do odwetu za poniesione straty. Takie emocje stosunkowo łatwo rozkręcić, gubiąc po drodze prawdziwe problemy. Podobne furie łatwo też jednoczą jednych przeciwko drugim. Co więcej, grupami osadzonymi na dwóch biegunach o skrajnych emocjach łatwo zarządzać. Wystarczy tylko nie dać im się nigdy porozumieć.
Polecamy: Czy feminizm jest przeciwko macierzyństwu? Obalanie mitów