Nauka
Uczenie się wymaga synergii. Tak wpływa na nie dopamina i serotonina
03 grudnia 2024
Współczesny świat nie do końca zmienia się na naszych oczach, w dużej mierze jest przekształcany w zaciszu laboratoriów. Od początku XX wieku praktyka laboratoryjna to działalność naukowa, za sprawą której wyraża się awangarda postępu techno-nauki. Dzisiaj laboratorium to miejsce, poprzez które człowiek interweniuje w kształt przyrody, wytwarza obiekty będące analogonami rzeczy naturalnych, a przede wszystkim kreuje to, co w świecie dotychczas nie istniało. To koherencja myśli i działań, która umożliwia realizację największych prometejskich i demiurgicznych ambicji człowieka.
Parafrazując słowa znanego duńskiego księcia, można śmiało stwierdzić, że więcej jest cudownych rzeczy we współczesnym laboratorium, niż się śniło filozofom. Jako główne narzędzie badawcze nauk przyrodniczych zostało odkryte właśnie przez dyskurs filozoficzny.
Niewątpliwie genezy praktyki laboratoryjnej należy dopatrywać się w przezwyciężeniu, ustalonej przez Arystotelesa dychotomii naturalne a sztuczne. Istotą tego odróżnienia było przekonanie, że to, co powstało samoistnie, bez udziału człowieka, jest w swojej istocie doskonalsze, niż każdy twór, który wyszedł spod ręki rzemieślnika. Człowiek miał być skazany wyłącznie na naśladowanie i niedoskonałe kopiowanie tego, co stworzyła natura.
Opierając się na niepodważalnym autorytecie Arystotelesa, wyznaczono granice ludzkiej techniki. W tradycji alchemicznej, w której poszukiwano formuły przekształcenia metalu nieszlachetnego w złoto, podejmowano próby zerwania z tym dogmatem. Jednakże przekonanie o niemożności przekroczenia doskonałości natury aż do XVII wieku paraliżowało ludzkie ambicje poprawiania świata.
Do przełomu doszło za sprawą filozoficznych prac Francisa Bacona i przede wszystkim Roberta Boyle’a. Bacon odważył się w nowy sposób spojrzeć na przyrodę. Porzucił strach przed jej potęgą. Przekonywał, że jest ona jak Proteusz, czyli może być przymuszona przez kunszt ludzki do posłuszeństwa. Proteusz w mitologii greckiej był bóstwem, które miało zdolności profetyczne. Aby poznać jego proroctwa, należało go pochwycić i siłą wymusić na nim przepowiednie. To właśnie postulował Bacon – mamy złapać przyrodę i zmusić ją do uległości.
Robert Boyle wcielił w życie program Bacona. Był nie tylko założycielem – do dziś najważniejszego towarzystwa skupiającego najwybitniejszych ludzi nauki – The Royal Society, ale swoimi pracami badawczymi i filozoficznymi zasłużył na miano „ojca nowożytnej chemii”.
W jego umyśle powstała idea nowożytnego sposobu uprawiania praktyki laboratoryjnej. Wykazał, że w laboratorium można wytworzyć obiekty, substancje, materiały, które w niczym nie ustępują wytworom natury. Co więcej, w wielu przypadkach są od nich doskonalsze.
Dzięki temu rozpoczęła się nowa era. Człowiek zabrał fragmenty świata przyrody do laboratorium i w pełni kontrolując oraz panująca nad nią zaczął wytwarzać rzeczy, o którym nie śniło się filozofom.
Fenomenem aktualnie prowadzonej praktyki badawczej nauk przyrodniczych jest to, że naukowcy mogą właściwie bez ograniczeń reprodukować, czyli powtarzać i odtwarzać swoje przedmioty badań. Badacz nie musi czekać na „łaskawość przyrody”, w której zaobserwuje interesujące go zjawisko, tylko może sam je wytworzyć.
Jak podkreślał kanadyjski filozof Ian Hacking, jest to główna cecha charakteryzująca dzisiejszą naukę. Możemy swobodnie kreować obiekty, które aktualnie istnieją w przyrodzie oraz to, co kiedyś w niej zaszło. A przede wszystkim możemy „wkładać” w nią elementy, które dotychczas nie były w przyrodzie obecne. Tym samym dysponujemy niezwykłym narzędziem, które można określić jako zdolność do interweniowania w świat przyrody.
Polecamy:
Zadziwiające jest również to, że w pewnym sensie współczesna nauka laboratoryjna nie potrzebuje do prowadzenia badań świata, który istnieje poza przestrzenią ośrodków badawczych. W pracach Karin Knorr-Cetiny poświęconych praktyce laboratoryjnej wskazuje się, że już niczego „nie zabieramy” z przyrody do laboratorium. Kreujemy ją w sposób, który jest potrzebny do prowadzenia badań. Bez ograniczeń syntetyzujemy związki chemiczne i inne materiały.
Już nie tylko hodujemy zwierzęta laboratoryjne, ale za sprawą rozwoju biochemii i genetyki potrafimy wytworzyć tkanki, komórki i inne – mówiąc kolokwialnie – części, które mogłyby być żywymi organizmami. Ponadto, między innymi biolodzy molekularni, modyfikują kody genetyczne zwierząt, tworząc transgeniczne szczury, myszy i króliki. Polega to na wprowadzeniu do organizmu dodatkowego genu, który powoduje na przykład zwielokrotnienie danej cechy organizmu modyfikowanego lub wymusza powstanie w nim własności, która w naturze nie jest obecna. W laboratoriach hoduje się całe linie komórkowe i inne zmodyfikowane molekuły biologiczne.
Techno-nauka osiągnęła niespotykane dotąd możliwości i narzędzie do prowadzenia badań. Po pierwsze możemy swobodnie reprodukować zjawiska naturalne, po drugie powielać identyczne repliki naturalnych obiektów, po trzecie badacze mogą interweniować w przebieg procesów biologicznych, chemicznych i fizycznych w celu ich modyfikacji.
Zobacz też: Trudna kondycja ludzka. Aby poznać siebie musimy wrócić do korzeni humanizmu
Dzięki temu możemy „wrócić do przeszłości”. Dobrym przykładem jest praca zespołu z Uniwersytetu w Helsinkach, który odtworzył ewolucję kosmosu od Wielkiego Wybuchu. Z zakresu biotechnologii i inżynierii genetycznej warto z kolei zwrócić uwagę na projekt przywrócenia do życia, wymarłego w XVII wieku, ptaka dodo. Wizja z filmu „Park Jurajski” staje się realna.
Jednocześnie w praktyce laboratoryjnej stworzono, odkryto szereg substancji i materiałów, które dotąd nie istniały. Z jednej strony są to – wspominanie powyżej – zwierzęta i rośliny transgeniczne, ale także substancje, które choć występują w naturze, na przykład kwas acetylosalicylowy, to jednak nie w tak czystej postaci. Najpopularniejszy jest plastik, czyli tworzywa sztuczne, syntetyczne polimery, których „królami” są politereftalan etylenu – PET i polichlorek winylu PCW.
Nauka laboratoryjna umożliwia człowiekowi realizację jego prometejskich ambicji. Pozwala nam czynić świat lepszym, ułatwia i przedłuża nasze życie. Sprawia, że żyjemy wygodniej, bez ograniczeń, których doświadczali nasi przodkowie. Można stwierdzić, że nauka laboratoryjna bezwzględnie realizuje utylitarne zadania. Jest niestety druga strona tego złotego medalu. Właściwie druga twarz – ta gorsza – ludzka. Przecież w tych samych laboratoriach, w których powstały leki ratujące życie, wynaleziono także cyklon B i gaz musztardowy, bombę atomową i szereg artefaktów, których zastosowanie przekroczyło nasze najśmielsze oczekiwania.
W 1997 roku odkryto Wielką Pacyficzną Plamę Śmieci, która jest dryfującym wysypiskiem śmieci o powierzchni około 2 milionów kilometrów kwadratowych. W 99 procentach składa się z tworzyw sztucznych, tych samych, które stworzyliśmy i dalej tworzymy. Wędrując brzegiem morza, napotykamy wyrzucone przez fale opony, butelki i inne cuda techno-nauki. Wiemy o kolejnych bakteriach odpornych na antybiotyki, a u wielu dzikich zwierząt zidentyfikowano obecność mikroplastiku, który został przez nie zjedzony. Z kolei Biosfenol A zaburza ludzką gospodarkę hormonalną.
To wszystko tylko czubek czubka góry lodowej zagrożeń dla równowagi życia na planecie Ziemia. Nie ma wątpliwości, że nauka laboratoryjna czyni cuda, ale musimy pamiętać, że nie każdy cud jest warty swojej ceny.
Dowiedz się więcej:
Polecamy: Niebo gwiaździste nade mną, czyli o zanieczyszczeniu środowiska światłem