Humanizm
Niemcy kontra własna biurokracja. Cyfrowa rewolucja ma wreszcie nadejść
19 października 2025
Przez lata nikt nie potrafił wyjaśnić, dlaczego w samym sercu Chile, wysoko nad poziomem morza, ciągną się setki kamiennych murów. Dopiero najnowsze badania archeologiczne ujawniły ich prawdziwy cel. Okazało się, że te tajemnicze budowle w Andach były częścią genialnego systemu stworzonego przez ludzi sprzed setek lat.
Nie ma w nich nic przypadkowego. Mur za murem, setki metrów kamiennych konstrukcji wiją się po zboczach andyjskich dolin tak, jakby ktoś celowo poprowadził je przez najbardziej niedostępne miejsca. Widać je dopiero z lotu ptaka – z poziomu ziemi znikają w surowym, górskim krajobrazie.
Przez dziesięciolecia nikt nie potrafił wyjaśnić, kto je zbudował ani w jakim celu. Dopiero analiza zdjęć satelitarnych w połączeniu z badaniami terenowymi archeologów ujawniła ich prawdziwe przeznaczenie – i okazało się ono zupełnie inne, niż ktokolwiek przypuszczał.
Adrián Oyaneder, archeolog z University of Exeter, analizował mapy północnego Chile, gdy na ekranie komputera dostrzegł coś, co nie miało prawa tam być. Przez dolinę rzeki Camarones wiły się setki metrów kamiennych murów, biegnących pod nienaturalnym kątem po stromych zboczach.
Niektóre miały nawet 150 metrów długości i ponad półtora metra wysokości. Układały się w linie tak precyzyjne, że wyglądały jak ślady czegoś zaplanowanego – ale po co ktoś miałby to budować na wysokości ponad 2700 metrów?
„Pomyślałem, że to błąd w danych satelitarnych. Albo, że potrzebuję nowych okularów” – przyznał w rozmowie z National Geographic. Jedno było pewne – naturalne formacje skalne nie tworzą takich kształtów. Gdy zespół Oyanedera dotarł wreszcie na miejsce, tajemnica tych konstrukcji tylko się pogłębiła.
Na miejscu okazało się, że kamienne ściany nie były porzuconymi murkami pasterskimi, jak początkowo podejrzewano. Układały się w zaskakująco precyzyjne formy – zawsze parami, tworząc szerokie, zwężające się korytarze w kształcie litery V.
Każdy z nich prowadził do ogrodzonego, kolistego obszaru, jakby ktoś celowo kierował tam coś… albo kogoś. Lokalni mieszkańcy nie potrafili wyjaśnić ich przeznaczenia, ale mieli dla tych struktur własną nazwę: trampas para burros – „pułapki na osły”. To jedno określenie stało się punktem zwrotnym i tropem, który poprowadził Oyanedera do odkrycia opisanego niedawno w prestiżowym czasopiśmie Antiquity.
Przełom przyniosło dopiero porównanie tajemniczych murów z dawnymi dokumentami z Peru. W archiwalnych raportach archeologicznych z XX wieku pojawiały się wzmianki o gigantycznych kamiennych konstrukcjach zwanych chacu.
Inkowie wykorzystywali je podczas tzw. królewskich polowań na wikunię – dzikie, zwinne zwierzę z rodziny lam, cenione za niezwykle cenne futro. Gdy Oyaneder zestawił schemat tamtych struktur z odkryciami w Chile, wszystko nagle zaczęło do siebie pasować. Konstrukcje z doliny Camarones były brakującym elementem tej układanki – chilijskimi odpowiednikami inkaskich pułapek łowieckich.
Analiza terenowa ujawniła skalę zjawiska: Oyaneder zidentyfikował 76 takich konstrukcji, a niektóre z nich mogą liczyć nawet 6000 lat. Co więcej, część była używana jeszcze kilkaset lat temu, już w czasach Imperium Inków. Ich działanie było genialne w swojej prostocie – długie kamienne mury stopniowo zwężały się, tworząc coś w rodzaju gigantycznego leja, który prowadził prosto do kolistej zagrody. W ten sposób myśliwi mogli sprawnie zapędzać całe stada wikunii w jedno miejsce, bez potrzeby długiej pogoni.
„Jeśli masz bardzo nieuchwytne zwierzęta, niewielką liczbę ludzi i chcesz działać efektywnie – to idealne rozwiązanie” – wyjaśnia archeolog.
Ale w tym miejscu historia robi się jeszcze ciekawsza. Oyaneder odkrył bowiem coś, czego nikt się nie spodziewał – te konstrukcje nie były odosobnionym wynalazkiem andyjskich kultur.
Jak dawne ludy żyły w zgodzie z naturą? Sprawdź na kanale Holistic News na YouTube:
Wikunie – dzikie krewniaczki lam – przez tysiące lat przemierzały andyjskie płaskowyże w ogromnych stadach. Dziś są rzadkością, bo po przybyciu Hiszpanów zostały niemal wytępione dla cennej wełny. Jednak ślady dawnych polowań przetrwały.
Na skałach w Andach do dziś można zobaczyć rysunki naskalne przedstawiające sceny, w których zwierzęta są wpędzane w chacu – kamienne pułapki identyczne jak te odkryte w Chile. Co ciekawe, wszystkie takie konstrukcje znajdują się powyżej 2700 metrów nad poziomem morza – dokładnie tam, gdzie przez wieki wędrowały dzikie stada.
Oyaneder zidentyfikował też blisko 800 pobliskich kamiennych schronień i obozowisk myśliwskich. To dowód, że ten sposób polowania był znacznie bardziej powszechny, niż wcześniej sądzono.
Jak się okazało, andyjskie pułapki to nie odosobniony przypadek. Podobne konstrukcje odkryto tysiące kilometrów dalej – w Jordanii, Arabii Saudyjskiej i Uzbekistanie. Tamtejsze struktury, znane jako „pustynne latawce”, również składają się z dwóch długich murów zbiegających się w jeden punkt, gdzie zwierzęta wpędzano do zagrody. Służyły do polowań na gazele i dzikie wielbłądy – dokładnie tak, jak chacu w Andach.
To fascynujące podobieństwo intryguje antropologów. Choć te regiony nigdy nie miały ze sobą kontaktu, ich mieszkańcy wpadli na ten sam pomysł. Naukowcy nazywają to zjawisko konwergencją kulturową – gdy różne społeczności niezależnie od siebie tworzą podobne rozwiązania technologiczne.
Odkrycie kamiennych pułapek w Andach pokazuje, że dawne kultury Ameryki Południowej stosowały sprytne i zorganizowane metody polowania na długo przed powstaniem cywilizacji Inków. Te konstrukcje nie były przypadkowe – stanowiły element przemyślanego systemu, który wymagał współpracy i planowania. Archeolodzy są zgodni: Andy wciąż skrywają tajemnice, które mogą na nowo napisać historię regionu.
Chcesz poznać więcej przełomowych odkryć archeologicznych? Sprawdź artykuł: Zagadka z Meksyku. Archeolodzy wykopali kości mamutów