Humanizm
Duże dzieci dużo wydają. Biznes zarabia na nostalgii dorosłych
17 grudnia 2024
Wielu ludziom wydaje się, że przed boomem turystycznym Tatry były piękne i nieskalane i do takiego miejsca wszedł ruch turystyczny, a miliony ludzi na szlakach zadeptują roślinność, płoszą zwierzęta i doprowadzają wręcz do katastrofy ekologicznej. To oczywiście nieprawda – mówi Dariusz Jaroń, współautor książki „Tatrzańskie opowieści”, autor Holistic News. Rozmawia z nim Radosław Wojtas.
Radosław Wojtas: Memów o Zakopanem jest zatrzęsienie, jeden zapamiętałem szczególnie. Kadr z „Misia” ze sceny w samolocie ze Stanisławem Tymem. I podpis: „Uwaga, mówi pilot. Informuję, że do ceny państwa biletów naliczona została dodatkowa opłata. Właśnie przelecieliśmy nad Zakopanem”. Coś w tym jest?
Dariusz Jaroń*: Chciałbym ci powiedzieć, że mem jest zupełnie nieprawdziwy, ale wielokrotnie zdarzało mi się przepłacać w Zakopanem za parking czy za coś do jedzenia, co było wątpliwej jakości, a kosztowało jak obiad w bardzo dobrej restauracji. Górale żyją z turystyki, często chcą wyciągnąć z niej jak najwięcej, przekraczając czasem granice dobrego smaku. No ale skoro co roku zgadzają się na to miliony turystów, to tak to się kręci. Ja nie lubię turystycznej, komercyjnej twarzy Zakopanego. Na Krupówkach w szczycie sezonu dostaję wysypki. Staram się szukać oblicza Tatr, Podhala spoza głównego nurtu.
Książkę Tatrzańskie opowieści otwierasz tekstem o białym misiu. Jakiś czas temu karierę w internecie zrobił film, na którym ktoś w kostiumie białego misia domagał się od turystki pieniędzy za to, że nagrywała film na Krupówkach. Z twojej książki można się dowiedzieć, że prawdziwy biały miś jest tylko jeden. I traktuje swoją pracę bardzo serio.
Tatrzański biały miś ma około stuletnią tradycję. W swoich albumach rodzinnych znalazłem moje zdjęcia z misiem, gdy miałem trzy lub cztery lata, są tam również zdjęcia z misiem moich rodziców i dziadków. Oczywiście z ich dzieciństwa. Biały miś jest nieodzownie związany z nowożytną historią Zakopanego. Prawowity, oficjalny biały miś jest tylko jeden. To pan Marek Zawadzki, dla którego to zajęcie nie jest zwyczajną pracą. Dla niego to misja. Bardzo dba o swoje kostiumy, starannie się przygotowuje każdego dnia. Nigdy nie nagabuje turystów, nie wyciąga ręki po pieniądze. Oczywiście zarabia na tym zajęciu, ale to turyści sami proponują mu datki, a nie on o nie prosi czy ich wymaga. Zawsze bardzo chętnie porozmawia, pożartuje, to bardzo ciepły, otwarty, serdeczny człowiek. Można go rozpoznać po charakterystycznym, długim, białym wąsie. I to jest właśnie jedyny prawowity biały miś, który ma na to urzędowe papiery.
Jednak na Krupówkach można spotkać wiele osób, które próbują zarobić na tym samym. Jak wspomniany przez ciebie pan, który w dość agresywny sposób domagał się zapłaty. Pan Marek oberwał rykoszetem, ludzie zaczęli komentować, że zakopiański biały miś zachowuje się w taki sposób, a to była zupełnie inna osoba.
Polecamy: Szerpowie Nadziei. Ludzie, którzy pokazują niepełnosprawnym góry
Jeden z rozmówców w twojej książce określa Tatrzański Park Narodowy najbardziej zatłoczonym parkiem narodowym Europy. Co takiego mają w sobie te góry? Skąd aż tak duże zainteresowanie?
Są takie szacunki i TPN-u, i innych instytucji czy osób, które turystyką zajmują się naukowo, że rzeczywiście jest to najbardziej zatłoczony park narodowy na kontynencie. Tatry można porównać do jednej – i to wcale nie tak dużej – doliny alpejskiej. I o ile w Alpach ruch turystyczny rozkłada się w wielu miejscach, o tyle w Tatrach skupia się na małym ich wycinku – na kilku najpopularniejszych szlakach. Są to: droga asfaltowa do Morskiego Oka, Giewont, Kasprowy Wierch, Rysy, może jeszcze Czerwone Wierchy, Dolina Kościeliska, Dolina Chochołowska. I to wszystko. To ma też dobre strony, bo problem utrzymania szlaków, ich czystości, ochrony przyrody wokół ogranicza się głównie do tych kilku miejsc. Na pozostałym obszarze wpływ turystów na przyrodę, na żyjące tam zwierzęta jest znacznie mniejszy.
Chyba dość popularne jest przekonanie, że turystyka zamieniła dzikie Tatry w atrakcję dla przyjezdnych. Że degraduje, niszczy to miejsce itd.
To jeden z bardziej utrwalonych mitów. Wielu ludziom wydaje się, że przed boomem turystycznym Tatry były piękne i nieskalane i do takiego miejsca wszedł ruch turystyczny, a miliony ludzi na szlakach zadeptują roślinność, płoszą zwierzęta i doprowadzają wręcz do katastrofy ekologicznej. To oczywiście nieprawda. Tatry są dziś w fantastycznym stanie w porównaniu do tego, jak wyglądały jeszcze 150 lat temu. Wtedy były miejscem przemysłowym. W kopalniach wydobywano cenne rudy żelaza, drzewa wycinano na masową skalę, kwitło kłusownictwo, wypas owiec był zupełnie niezrównoważony, ziemia była eksploatowana bez żadnych ograniczeń. Tatry naprawdę nie wyglądały wtedy tak dobrze, jak teraz i potrzeba było zbiorowego wysiłku kilku pokoleń przyrodników, by doprowadzić je do obecnego stanu. Kawał ciężkiej roboty wielu ludzi.
Polecamy: HOLISTIC NEWS: Czy istnieją granice w sporcie wyczynowym?
Wspominałeś o szukaniu oblicza Tatr spoza głównego nurtu. Pokazujesz je w swojej książce przez pryzmat ludzi, którzy są związani z tymi górami.
Książka składa się z dwóch równoległych opowieści. Pierwszą stanowi relacja Mateusza Waligóry, który powrócił po latach do Tatr swojej młodości i chciał opowiedzieć nie tyle o samych górach, ile o przeżyciach i jego relacji z tym miejscem. Moja część przedstawia ludzi związanych z Tatrami na różne sposoby. Niektórzy strzegą parku, inni edukują młodzież, jeszcze inni są przewodnikami, ratownikami, naukowcami. Chciałem pokazać różnorodność tych osób, ale również ich relacje z górami.
A te relacje są bardzo różne i nieoczywiste. Na przykład poetka Teresa Bachleda-Kominek zaszywa się w lesie, by pisać wiersze. Na szlakach pojawia się po to, by podzielić się swoją poezją z turystami. Pani baca Janina Rzepka, choć ma bacówkę blisko szlaku na Kasprowy Wierch, to nigdy nie była na szczycie.
To jest zupełnie inne podejście do gór. Znajomi z Warszawy trochę mi zazdroszczą, że z Krakowa mam tak blisko w Tatry. Mówią, że gdyby oni tak mieli, to byliby tam w każdy weekend. A co dopiero ma powiedzieć taka osoba jak pani Janina, która prowadzi bacówkę w pobliżu drogi Oswalda Balzera do Morskiego Oka. To najpopularniejszy szlak. I ona w górach w ogóle nie bywa. Nigdy nie weszła na Kasprowy Wierch, choć mieszka zaraz obok. Żyje w Tatrach, pracuje tam, kocha to miejsce, jest w nie wrośnięta. Ale jej relacja z górami wygląda tak, że nie sięga po to, co ma codziennie na wyciągnięcie ręki, a po co ludzie przyjeżdżają tu z całej Polski i spoza niej. Mam tak samo z Wawelem.
Może Cię także zainteresować: Jak ograniczyć ryzyko wypadków w górach?
Wróćmy jeszcze do książki Tatrzańskie opowieści, która niedawno zdobyła Nagrodę Literacką Zakopanego oraz nagrodę publiczności Zakopiańskiego Festiwalu Literackiego. Wspomnieliśmy już, że napisałeś ją wspólnie z Mateuszem Waligórą. To on zaprosił cię do współpracy?
Tak, za co jestem mu naprawdę wdzięczny, bo to była świetna przygoda. Moja rola polegała na tym, żeby dorzucić trochę kontekstu i opowiedzieć o Tatrach inaczej w stosunku do jego opowieści. Mateusz przeszedł wszystkie oznakowane szlaki w Tatrach w ciągu 32 dni i o tym jest jego część książki. Moja to pokazanie Tatr z perspektywy różnych związanych z nimi osób. Co do nagrody, dla mnie była to druga nominacja. Kilka lat temu nominowano moją książkę Skoczkowie. Przerwany lot poświęconą historii związanych z Zakopanem gwiazd sportów zimowych. Cóż mogę powiedzieć – bardzo miła niespodzianka. Zwłaszcza że nagroda jest podwójna – od jury i od publiczności.
Czytaj tekst Dariusza Jaronia: Jak natura może nam pomóc w byciu lepszymi ludźmi
*Dariusz Jaroń – pisze od 20 lat. Z wykształcenia ekonomista, z zamiłowania reporter i tłumacz języka angielskiego, a na co dzień specjalista content marketingu. Autor kilku książek non-fiction. Fanatyk sportu, hard rocka i włoskiej kuchni. Autor Holistic News.
Polecamy: Ekologiczni oszuści i protezowanie natury. Nieoczywiste problemy