Humanizm
Bliski, ale odmieniony. Tak demencja stopniowo zmienia wszystko
16 maja 2025
Każdemu z nas zdarza się w ciągu dnia odpłynąć na chwilę do krainy fantazji, ale są też osoby, dla których wyobraźnia staje się uzależnieniem. Niestety wielu z nich zauważa problem dopiero wtedy, gdy są już tak „wykolejeni” z rzeczywistości, że nie potrafią się w niej ponownie odnaleźć. „Wolę świat, o którym marzę, niż ten prawdziwy. Czuję, że moje życie nie ma żadnego sensu i jest nudne bez marzeń” – pisze jeden z użytkowników forum Reddit.
Był to szczególnie osobliwy przypadek. Na początku XX wieku do kliniki psychiatrii w Zurychu trafiła osiemnastoletnia dziewczyna cierpiąca na katatonię i mutyzm. Odkąd skończyła 16 lat, jej stan ulegał stopniowemu pogorszeniu i nikt nie wiedział dlaczego. Nie chciała z nikim rozmawiać, izolowała się od otoczenia, nie reagowała na to, co działo się dookoła. Od razu zwróciła uwagę słynnego Carla Junga, który wówczas dopiero zaczynał karierę zawodową. Gdy pierwszy raz zobaczył chorą kobietę, znajdowała się w typowym stanie katatonicznym. Dopiero po wielu tygodniach udało mu się nakłonić ją do rozmowy, a to, co usłyszał, wprawiło go w niemałą konsternację.
Pacjentka wyznała Jungowi, że mieszka… na Księżycu. Jak przekonywała, prowadziła tam życie pod ziemią, w podksiężycowym domostwie, wraz z innymi kobietami i dziećmi, które zostały tam ukryte przez mężczyzn. Na zewnątrz grasował bowiem tajemniczy wampir. Zakłócał on spokój księżycowej społeczności. Pewnego dnia kobieta postanowiła go zabić, lecz sprawy nie potoczyły się po jej myśli. Urzeczona pięknem demona dała mu się porwać i razem odfrunęli.
W trakcie psychoterapii okazało się, że dziewczyna padła ofiarą gwałtu. Czując wstyd i wewnętrzny opór, nie potrafiła psychicznie sprostać tej sytuacji. Poniżona w oczach świata zaczęła szukać ukojenia w królestwie fantazji. Coraz bardziej oddając się marzeniom, nawet nie spostrzegła momentu, gdy zastąpiły one rzeczywistość. Jedynie wampir o niej przypominał. Był odzwierciedleniem tego, czego najbardziej się obawiała – powrotu do prawdziwego życia.
Od razu należy wyprowadzić z błędu osoby, które podejrzewają, że dziewczyna była zachwycona efektami psychoterapii. Nie, ona szczerze znienawidziła Junga za zamknięcie jej drogi powrotnej na Księżyc. Na jakiś czas ponownie popadła w katatonię, lecz powoli zaczynała rozumieć, że życia na Ziemi nie da się uniknąć. Ostatecznie udało jej się wyjść z uzależnienia. Założyła rodzinę, przeżyła dwie wojny światowe i myślami już nie uciekała do księżycowej przystani.
Polecamy: Afantazja to brak wyobraźni i wewnętrznego głosu. Jak się żyje ludziom z tym schorzeniem?
Kto nigdy nie odpłynął do świata fantazji podczas nudnej lekcji w szkole lub wykonywania monotonnych zadań w pracy? W marzeniach poznajemy miłości życia, wygrywamy na loterii, nielubianym osobom mówimy wreszcie to, co o nich myślimy. Zostajemy sławnymi aktorami, piosenkarzami, politykami. Tłum nas kocha, a my wreszcie stajemy się „kimś ważnym”. Nagle z rozmyślań wyciąga nas budzik rzeczywistości. Zirytowany głos nauczyciela lub szefa kończy naszą piętnastominutową wycieczkę do krainy marzeń, po czym automatycznie wracamy do swoich obowiązków.
Marzenia są czymś naturalnym i typowo ludzkim. Jednak w trudnym do określenia miejscu przebiega granica między tym, co adaptacyjne i rozwojowe, a tym, co wyniszczające i zgubne. Kiedy wyobraźnia staje się problemem?
Przeczytaj: Geniusze, artyści, szaleńcy. Wybitne umysły są podatne na zaburzenia
Kompulsywna potrzeba fantazjowania jest zjawiskiem znanym w psychiatrii od dawna. Jednak dopiero w 2002 roku została wyizolowana od współtowarzyszących jej zaburzeń psychicznych i klinicznie opisana jako dezadaptacyjne marzycielstwo (ang. maladaptive daydreaming). W takich przypadkach krótkie wypady do świata marzeń znacznie się wydłużają, a ich spontaniczny charakter zamienia się w obsesję.
Sesje mogą trwać od kilku do kilkunastu godzin. Wówczas marzyciel tworzy w głowie własny świat i wyobraża sobie, że w nim żyje. Jedni aktywnie odgrywają w myślach własne scenariusze, drudzy wolą je oglądać niczym film w kinie. Są też tacy, którzy skupiają się wyłącznie na tworzeniu lepszych wersji siebie. Łączy ich jedno – tworzą własny świat, w którym mogą wszystko kontrolować. Tutaj nikt i nic ich nie skrzywdzi.
Polecamy wystąpienie Moniki Szubrycht podczas drugiej edycji Holistic Talk:
„Realne związki nigdy nie są satysfakcjonujące, więc wracam do tych w mojej głowie, które mogę kontrolować”.
„Myślę o wiadomości, którą mógłbym do kogoś wysłać, lecz mój mózg tworzy odpowiedź do niej. Prowadzi to do całej rozmowy w mojej głowie i potem już nie czuję potrzeby, aby faktycznie z kimś rozmawiać”.
„Ciągle fantazjuję o tym, że potrafię rysować. Kilka prób, które podejmowałem, zakończyło się porażką. Teraz nawet zaczynanie rysowania sprawia mi przykrość, więc po prostu to sobie wyobrażam”.
To przykładowe relacje osób cierpiących na dezadaptacyjne marzycielstwo, które postanowiły podzielić się swoim doświadczeniem na platformie Reddit. Wielu z nich nie potrafi wskazać momentu, w którym marzenia zamieniły się w kompulsywny przymus. Zaburzenie ewoluuje w czasie – sesje wydłużają się stopniowo, więc większość zauważa problem dopiero wtedy, gdy pojawiają się już realne konsekwencje. Kłopoty z koncentracją, zaniedbywanie obowiązków domowych i zawodowych, rezygnacja z kontaktów z ludźmi. Wielu uzależnionych pogrąża się w marzeniach już od przebudzenia. Poświęcają temu tyle energii, że brakuje jej już na prawdziwe życie.
Ciekawy temat: Świat bez tajemnic nudzi. Ludzie szukają tego, co niesamowite
Największą tragedią dezadaptacyjnych marzycieli jest to, że ich wyobraźnia niczego nie urzeczywistnia. Marzenia przestają motywować do wprowadzania realnych zmian i stają się jedynie sposobem ucieczki przed tym, co bolesne, straszne lub nieznane. To rodzi frustrację. Poczucie dysproporcji między idealnym światem wewnętrznym a ułomnym światem zewnętrznym staje się nie do zniesienia. Osoby uzależnione od marzeń wiedzą, że coś jest nie tak. Rzeczywistość nie przystaje do ich fantazji. Z kolei marzenia stają się na tyle odrealnione, że nie da się ich wprowadzić w życie. Czują, że powinni wrócić do prawdziwego świata i wielu z nich podejmuje takie próby. Jednak każdy opór rzeczywistości przypomina im o świecie, w którym mogli wszystko. Koniec końców powracają do marzeń, z których coraz trudniej jest zrezygnować.
W walce z uzależnieniem kluczowe jest odcięcie się od źródła problemu. Alkoholik powinien rzucić picie, narkoman nie może brać kolejnej działki. Osoby uzależnione od hazardu, gier komputerowych czy pornografii również powinny zrezygnować z tego, co ich wyniszcza. W przypadku dezadaptacyjnych marzycieli sprawa jest o tyle skomplikowana, że nie mogą po prostu „odstawić” swojej głowy na półkę. Potrzebna jest psychoterapia, lecz niewielu się na nią decyduje. Ci, którym udało się przełamać wstyd i udali się do specjalisty, często opisują swój problem w sposób niekompletny – boją się niezrozumienia.
Trudno im się dziwić. Zaburzenie nie figuruje w klasyfikacji DSM i brakuje dużych, wieloośrodkowych badań, które potwierdziłyby oficjalnie jego odrębność od innych zaburzeń. Skala MDS-16 opracowana do oceny zjawiska jest słabo rozpowszechniona. W związku z tym dezadaptacyjni marzyciele rzadko są dobrze diagnozowani. Należy jednak mieć na uwadze, że dezadaptacyjne marzycielstwo dopiero od niedawna stanowi przedmiot badań. Prawdopodobnie kolejne lata przyniosą więcej odpowiedzi na pytania dotyczące zaburzenia i lepsze metody jego oceny. Można więc liczyć na szersze upowszechnienie się wiedzy na jego temat.
Może Cię także zainteresować: Uważaj, o czym myślisz. To może być karalne