Humanizm
Najpierw intuicja, potem kultura
20 grudnia 2024
Czy rzeczywiście, jak głosi potoczne powiedzenie: nadzieja jest matką głupich? Czy możliwe byłoby życie bez nadziei? Naturalnym doświadczeniem jest przecież napotykanie różnego rodzaju kryzysów, doświadczanie upadków, momentów zwątpienia, czy nawet porażek. Tym, co wtedy pozwala się podnieść i iść dalej, jest właśnie nadzieja. To ona daje siłę. To ona pomaga się podnieść. Gdzie jednak są granice nadziei? Bo być może łatwo pomylić ją z naiwnością.
L. A. Seneka (4 p.n.e.– 65 n.e.), wielki rzymski filozof, w swoich Myślach pisał: „Nadzieja jest jak nowy poranek świata, jak wielkie rozpoczynanie od nowa, jak gdyby wcześniej nic się jeszcze nie zdarzył”. Tymi słowami dawał do zrozumienia, że nadzieja ma w sobie wielką moc. Dlaczego? Stanowi ważną busolę w życiu ludzi, którzy mierzą się z różnymi problemami i trudami dnia codziennego. Często jest ona wręcz siłą ratującą naszą egzystencję. Wielu lekarzy podkreśla rolę wewnętrznej motywacji, opartej na nadziei, w procesie uzdrawiania chorych.
Psycholodzy czy coachowie wskazują, że trudno wyobrazić sobie dążenie do jakiegokolwiek wyznaczonego celu bez nadziei na powodzenie. Poczucie szczęścia wiąże się zatem ze spełnioną nadzieją. Na coś liczyłam, czegoś się spodziewałam – i to się ziściło, a więc moja nadzieja spełniła się i w efekcie czuję satysfakcję, dumę i radość. Trudno wyobrazić sobie ludzkie życie pozbawione nadziei.
Gdyby jednak zapytać: czym ona jest i co oznacza w praktyce, to udzielenie jednoznacznej odpowiedzi może okazać się problematyczne.
Polecamy: Dlaczego trudno opowiadać optymistyczne historie, czyli przypadek ruchu solarpunk
Z jednej strony nadzieja na pewno kojarzy się z naszą otwartością i wyczekiwaniem na to, co dobre. Nie oczekujemy przecież niepowodzenia, straty czy przegrane. Przedmiotem naszej nadziei jest jakieś dobro. Mamy nadzieję, że kończąc studia, znajdziemy satysfakcjonującą nas pracę, do której przez kilka lat się przygotowywaliśmy. Wchodząc w związek z drugim człowiekiem, mamy nadzieję, że zbudujemy długotrwałą więź opartą na trwałych fundamentach, które przetrwają najgorsze burze.
Mamy nadzieję, że nasze dzieci będą miały lepsze życie niż nasze własne, że stworzymy przyszłym pokoleniom łatwiejsze życie niż to, którego my doświadczamy. Budując przyjaźnie, przez całe życie żywimy nadzieję, że w sytuacjach kryzysu będziemy mieli oparcie w tych najbliższych nam osobach, które wesprą nas w sytuacji, która nas samych będzie przerastać. To pokazuje, że u celu każdej ludzkiej nadziei, mieści się jakieś dobro, do którego dążymy, albo przynajmniej: w głębi duszy go pragniemy.
Nadzieja dotyczy zatem czegoś pozytywnego. Mamy nadzieję na spełnienie pewnych wartości: wierności, życzliwości, powodzenia, miłości. Mamy świadomość, że tak się nie musi stać, że życie może pokierować naszymi oczekiwaniami w zupełnie innym kierunku, ale właśnie: mamy nadzieję, że tak się nie stanie.
Trzeba jednak zauważyć, że nie wszyscy filozofowie w rozwoju myśli humanistycznej postrzegali nadzieję jednoznacznie pozytywnie. Wystarczy przywołać greckiego filozofa Arystotelesa (384–322 p.n.e.), który w wyraźny sposób wiązał nadzieję z doświadczeniem lęku i widział ją głównie w sytuacjach, w których trzeba uniknąć zła. Nadzieję przypisywał głównie młodym ludziom; w swojej Retoryce pisał o młodych ludziach, którzy ulegają złudzeniom i dlatego „łatwo rozbudzić w nich nadzieję”, a starszym wręcz odmawiał prawa do nadziei, bo „nie pokładają w niczym nadziei. Żyją raczej wspomnieniami niż nadzieja, tym bardziej że okres życia przed nimi krótki, długi zaś już poza nimi”.
Wydaje się więc, że za głos równowagi można by przyjąć stanowisko Kartezjusza (1596–1650), ojca nowożytnego racjonalizmu, który pisał w Namiętnościach duszy o nadziei, że: „uczucie to odnosi się zawsze do przyszłości, i to nie tylko wtedy, kiedy pragniemy osiągnąć dobro, którego jeszcze nie mamy, lub uniknąć zła, które, zdaniem naszym, może nas spotkać, ale także wtedy, kiedy życzymy sobie jedynie zachowania dobra lub nieobecności zła”.
Takie podejście prezentuje wyważone rozumienie nadziei, która z jednej strony dąży do dobra, a z drugiej broni się przed obecnością zła. Z jednej strony żywiąc nadzieję, oczekuję jakiejś radości, sukcesu czy wygranej. Z drugiej jednak mogę doświadczać nadziei, która chroni mnie przed jakąś porażką, cierpieniem, czy nieszczęściem.
W czasach niedawnej pandemii Covid większość z nas zapewne miała nadzieję, że nie zachoruje. Żywiliśmy nadzieję, że choroba ominie naszych bliskich. Rodziny żołnierzy biorących udział w konfliktach zbrojnych, które obecnie rozgrywają się w różnych częściach świata, mają nadzieję, że ich bliscy wrócą cali i zdrowi do domu, a więc żywią nadzieję, że unikną oni śmierci czy kalectwa. Te dwa przykłady zaczerpnięte z obecnych nam czasów pokazują siłę nadziei, która jednak za punkt odniesienia ma także wydarzające się na naszych oczach konkretne zło.
Zobacz wideo:
Widzimy więc, że samo pojęcie nadziei, zazwyczaj było kojarzone z postawą, działaniem, uczuciem, stanem wewnętrznym, równocześnie jednak zawsze niosąc ze sobą ryzyko rozczarowania i niepowodzenia. Wydaje się, że właśnie tutaj kryje się cienka granica pomiędzy nadzieją a naiwnością. Można bowiem traktować nadzieję jako siłę napędową ludzkiego życia, która pomaga odbudowywać dom po powodzi a tym samym być zasadą nowego tworzenia.
Wtedy nadzieję można i trzeba utożsamić z wielką odwagą oraz gotowością podjęcia trudu i wysiłku zaczynania od nowa. W tym kontekście rzymski filozof Seneka pisał o ludzkiej postawie: „Zawalenie się domu nie odstrasza nikogo od budowy nowego, a kiedy ogień strawi domostwo, zakładamy fundamenty na ciepłym jeszcze placu, i wiele razy zburzone miasta odważamy się wznosić na tym samym miejscu. Tak niezmordowanie umysł nasz żywi dobrą nadzieję”.
Polecamy również: Co lub kto nami kieruje? Poziom posłuszeństwa ludzi budzi niepokój
Trzymając się jednak przykładu podanego przez Senekę: jak ocenić sytuację kiedy po kolejnej powodzi, która dotyka tereny zalewowe, ludzie znowu budują tam swoje domy, żywiąc nadzieję, że tragedia się nie powtórzy? Jak spojrzeć na tych, którzy pokładają nadzieję w popularnych w czasach współczesnych parabankach, i innych podejrzanych instytucjach, oferujących wszelakie pożyczki i kredy oprocentowane kilkakrotnie wyżej niż oferują to banki? Sam termin „naiwność” wydaje się mieć bardzo negatywne konotacje w naszym języku, kojarzy się bowiem – w najlepszym wypadku – z łatwowiernością, zbytnią szczerością, brakiem pewnego rozeznania czy prostodusznością.
Wiemy jednak z codziennych obserwacji, a czasami – niestety – z własnego doświadczenia, lub doświadczenia naszych najbliższych, że skutki takiego podejścia bywają tragiczne. Jakże często podają później tłumaczenia: „bo uwierzyłam…”, „bo miałem nadzieję”, „bo zaufałem”. Codzienna praktyka pokazuje zatem, że droga od nadziei do naiwności bywa bardzo krótka.
Jak temu zaradzić? Gdzie znaleźć rozwiązanie a często obronę przed niepotrzebnym rozczarowaniem, bólem a niekiedy dramatem życiowym? Wydaje się, że podstawą rozróżnienia nadziei od naiwności jest pewien element racjonalności i zdrowego rozsądku. Warto siebie zapytać przed podjęciem danej decyzji: w kim lub w czym pokładam nadzieję? Czy jest to wiarygodne źródło, któremu warto zaufać? Czy ktoś z moich znajomych sprawdził tę drogę? Kogo mogę się poradzić, żeby mieć pewność?
Warto uświadomić się, że naiwność bardzo często wynika z braku pewnej dojrzałości (życiowej, emocjonalnej, intelektualnej), ze skłonności do idealizowania innych osób czy nawet sytuacji, ze słabej orientacji w realiach albo nawet: z naszych często nieuświadomionych oczekiwań, potrzeb i pragnień. Wtedy niewiele trzeba, żeby popełnić kardynalny błąd.
Nadmierna ufność czy słabo rozwinięte umiejętności analizy sytuacji także utrudniają właściwe rozpoznanie sytuacji. Trzeba podkreślić, że nadzieja jest ważna i potrzebna w ludzkim życiu, czasami nawet niezbędna, żeby przetrwać trudne sytuacje i znaleźć w sobie siły, ale równocześnie niezbędne jest posiadanie świadomości każdej sytuacji. W praktyce oznacza to nie tylko wspomnianą powyżej realną ocenę sytuacji, w której się znajduję, ale także poczucie, że nie wszystko zależy ode mnie i nie na wszystko mam wpływ.
Polecamy: Kim naprawdę jest psychopata?