Prawda i Dobro
„Dzień dobry sąsiedzie”. Bliskość, której nam brakuje
19 grudnia 2024
Nie potrafimy żyć w mentalnej pustce. Nawet gdybyśmy bardzo chcieli nie myśleć, to w trakcie tego wysiłku prawdopodobnie dostarczymy treści do naszego wewnętrznego świata. Polecenie „Nie myśl o białym niedźwiedziu” spowoduje, że nasz mózg będzie nam generował wyobrażenia arktycznego misia. Poza poznawczymi reprezentacjami w umyśle tworzą się również treści o nas samych. W naszej głowie mamy wiecznego komentatora, któremu nigdy nie grozi niedyspozycja głosowa.
Narrator wszechwiedzący to w literaturze przewodnik opowieści, który jest w stanie wniknąć w myśli i uczucia bohaterów, a nawet przewidzieć ich przyszłość. Jest również „trzecim okiem”, obserwującym burzliwe relacje postaci czy ich walkę z przeciwnościami losu. Ilustruje, opisuje, nakreśla kontekst. Prowadzi czytelnika przez zawiłości akcji powieści.
Przykład z literatury nie ma tutaj posłużyć tylko za barwną analogię. Zasadę, według której skomponowana jest narracja klasycznej powieści, można potraktować bowiem jako projekcję mechanizmów ludzkiej psychiki. Być może rozwinęła się ona za sprawą intuicyjnego charakteru powstawania słowa pisanego. Płynie w nas nieustanny potok myśli, które czasami mają bogatą treść, a czasami przeradzają się w bardziej abstrakcyjne formy. Zawsze jednak symbolizują aktualny stan naszych przeżyć, odzwierciedlając kontekst emocjonalny. Mogą też służyć analizowaniu bieżących wydarzeń.
Niekiedy wszystkowiedzący głos, który niektórzy zwykli nazywać sumieniem, to oceniający i surowy obiekt zamieszkujący nasz świat wewnętrzny. Czasem jednak może to być również życzliwy przyjaciel, który dodaje otuchy, odwagi, a nawet wprowadza w stan samozadowolenia. Tak czy inaczej, nasz wewnętrzny recenzent pozwala nam się uporać z doświadczeniami mijającego dnia czy tygodnia. W zależności zaś od tego, jakie są nasze wczesnodziecięce doświadczenia, jest mniej lub bardziej łaskawy.
Można poczuć duży niepokój, gdy natłok myśli jest tak ogromny, że zaczynają one „przeciekać” ze świata wewnętrznego w postaci wypowiadanych słów, a nawet całych zdań, które kierujemy sami do siebie. Uspokajam – to jeszcze nie świadczy o psychozie. Mamy tak wszyscy.
Autonarracja to szczególny sposób tworzenia treści o samym sobie. Nasze myśli kreowane są wówczas w formie pierwszoosobowej, z pozycji „ja”, lub w formie trzecioosobowej, z pozycji „ty”. Ten drugi wariant rzadziej występuje w klasycznych dziełach literatury, ale w naszej psychice równie często jak wariant pierwszy. Potrafimy również wejść w dialog sami z sobą. Właśnie wtedy najdoskonalej uwidacznia się mechanizm uwewnętrznionego obiektu, czyli prototypu znaczących „innych”. Każe on nam przeżywać relacje, zarówno te zewnętrzne, jak i relację z samym sobą, w określony sposób.
Polecamy: Sukces w leczeniu autyzmu. Terapia genowa naprawia mutacje
Niekiedy doświadczamy w naszym życiu surowej oceny naszego postępowania. Wymagania nas przerastają, a i sami zaczynamy wierzyć w to, że na miłość i akceptację trzeba zasłużyć. Nieznane kryteria, według których musimy żyć, aby nie doświadczać odrzucenia, wywołują jednak ciągłą frustrację. Rodzi się ona z niezaspokojonych podstawowych potrzeb psychicznych. Nasza psychika doznaje rozszczepienia, kiedy nie potrafimy już łączyć w całość pozytywnych i negatywnych aspektów jednej osoby. W rezultacie reagujemy agresją, gdy doświadczamy odrzucenia, a zatracamy się bez końca, gdy doznamy chociaż pozoru akceptacji. Nie potrafimy zaznać stałości i zrozumieć, że jedna i ta sama osoba potrafi wywoływać w nas ambiwalentne doznania. Mimo negatywnych reakcji ciągle pozostaje ona dla nas kimś bliskim, partnerem.
Stan rozszczepienia znajduje wyraz w tożsamości, której nie sposób zintegrować. Wydarzenia dobre i złe stają się jakby oddzielnymi historiami dwóch różnych osób. Choć dzielą one to samo ciało, posiadają odrębne umysły. To doświadczenie ludzi ze szczególną patologią osobowości, która, jak podkreślają eksperci, wykształca się właśnie w relacjach. Niezależnie od tego, czy mamy do czynienia z narcystyczną strukturą czy osobowością z pogranicza, źródło cierpienia jest zawsze to samo. To uwewnętrzniony, wrogi obiekt, który napędza szkodliwe mechanizmy, „chronione” przez szereg mimowolnych i nieuświadomionych mechanizmów obronnych.
Różne modalności psychoterapeutyczne, szczególnie te oparte na relacji pomiędzy pacjentem a terapeutą, są szczególnym rodzajem leczenia. Głównym motorem napędowym jest w nich autentycznie przeżycie bieżących zdarzeń pomiędzy dwojgiem osób. Co prawda, nie są w relacji symetrycznej, to znaczy swobodnej, opartej na wzajemnej interakcji pozbawionej ram, ale mimo to w tej diadzie dochodzi do odtworzenia wyuczonych mechanizmów obronnych stosowanych przez pacjenta w codzienności. To zjawisko, zwane przeniesieniem oraz uzupełniające je przeciwprzeniesienie, czyli przeżycia terapeuty, to potężne narzędzie. Właściwie wykorzystane ma po pierwsze ukazać pacjentowi świat naznaczony zniekształceniami. Po drugie, w bezpiecznej relacji stworzyć warunki do nauczenia się wytrzymywania frustracji, złości czy agresji, która summa summarum skierowana jest przeciwko sobie samemu.
Niewłaściwie wykształcona osobowość to jednak nie tylko cierpienie w relacjach, ale również cierpienie „z samym sobą”. Objawy, takie jak niskie poczucie własnej wartości, lęk czy depresja, to żyzny grunt do rozwoju opowieści o sobie samym jako bohaterze „większym niż wszyscy, wspanialszym niż ktokolwiek” (narcyz). Albo przeciwnie, „nic nieznaczącym, niegodnym i odrzuconym” (borderline).
Zastosowana przez terapeutę konfrontacja z przeżyciami pacjenta i stosowanymi przez niego mechanizmami obronnymi, a także zniekształceniami w ocenie rzeczywistości, pozwala na zintegrowanie tożsamości, która – nie będąc już „pokawałkowana” – pozwala na dostrzeżenie odcieni szarości i pozostawienie czarno-białego świata za sobą. Dzięki temu otwartość na relacje zastępuje chroniące wątłe ego agresywne zachowania wyprzedzające – odtrącanie i nienawiść – lub też odwrotnie – uwodzenie i wykorzystywanie, stosowane, aby nie dopuścić do bliskości. Żmudna praca – w wariancie optymistycznym – miałaby zakończyć się odzyskaniem zdolności budowania relacji, a więc zaspokojenia podstawowej potrzeby każdego człowieka.
Tworząc zdrowe relacje i nawiązując pozytywne interakcji z innymi, zaspokajamy potrzeby bliskości i przynależności. W idealnej sytuacji i sprzyjających warunkach dzieje się to automatycznie i stanowi źródło emocjonalnego dobrostanu. Człowiek jako istota społeczna nie może istnieć bez informacji zwrotnych ze strony innych, przede wszystkim tych najistotniejszych, najbliższych osób – rodziny, przyjaciół czy partnerów – ale również tych dalszych. Na tej strukturze częściowo opiera się reprezentacja własnego „ja”, a więc podmiotu będącego głównym bohaterem wewnętrznej opowieści. Treść autonarracji zmienia się więc w zależności od sposobu postrzegania samego siebie, tworząc ciąg przyczynowo-skutkowy: relacja–obraz siebie–narracja wewnętrzna. Efekt korekcyjnego działania terapii to właśnie wpłynięcie na pierwsze ogniwo tego schematu w nieco kontrolowanych warunkach, co nie ujmuje mu efektywności i daje nadzieję.
Niezależnie od tego, jak trudna i pogmatwana jest opowieść o nas samych i do jakiego gatunku zaliczylibyśmy powieść pisaną z samym sobą w roli tytułowej, pomoc zawsze płynie ze strony innych ludzi. Warto jednak wyjść ze swojej strefy lęków nie tylko po to, aby innym było z nami łatwiej. Przede wszystkim warto zadbać o samego siebie, aby nasz wewnętrzny głos był raczej ciepły i kojący aniżeli oskarżający i opresyjny.
Może Cię też zainteresować: „Dobrze wiedziałem, że tak będzie”. Trudny rodzic z wizytą w szkole