Nauka
Topnienie lodowców na Antarktydzie. Wulkany mogą się obudzić
29 grudnia 2024
Programy blokujące wyświetlanie reklam w internecie (popularne adbloki) od wielu lat były zmorą największych korporacji. Niedawno Google wypowiedział wojnę tego typu aplikacjom. Firma podjęła działania, które mają uniemożliwić instalowanie podobnych rozszerzeń w przeglądarkach stron WWW. Jednak pomysłowość ludzi w obchodzeniu ograniczeń wydaje się nieograniczona i może pokrzyżować plany giganta z Mountain View.
Jak obejść zakazy wprowadzane przez najlepszych programistów Google’a? Użytkownik Reddita o nicku hackhive-io opracował rozszerzenie, które nie blokuje reklam na YouTubie całkowicie, ale wyłącza dźwięk i szesnastokrotnie przyspiesza ich wyświetlanie. Dzięki temu materiały promocyjne trwają zaledwie kilka sekund i nie przeszkadzają odbiorcom.
Aplikacja nie łamie regulaminu serwisu i wydaje się ciekawą alternatywą dla osób, które nie chcą instalować blokerów reklam.
Temat reklam w internecie budzi wiele emocji. Sprawa nie jest oczywista i można spojrzeć na nią z kilku perspektyw.
Twórcy treści m.in. na YouTubie mogą zarabiać na wyświetlanych przed ich materiałami reklamach. Wiele osób uważa, że większość pieniędzy trafia do korporacji, właścicieli stron internetowych, pośredników (np. Google Ads i Facebook Ads) oraz wydawców. Tylko niewielki procent zysków otrzymują autorzy, którzy uważają taki model biznesowy za niesprawiedliwy.
Jednocześnie bez serwerów oraz aplikacji (których utrzymanie i opracowanie jest kosztowne) udostępnianych przez korporacje, twórcy nie mogliby publikować swoich materiałów i budować popularności w sieci.
Obecny model marketingowy opiera się na sprzedaży przestrzeni reklamowej na stronach internetowych. Firmy uzyskują znaczne przychody, które często inwestują w rozwój sztucznej inteligencji targetującej (dobierającej) odbiorców. AI na podstawie danych na temat wcześniejszych wyborów, odwiedzonych stron czy obejrzanych materiałów wideo „podsuwa” użytkownikom specjalnie dobrane reklamy, które mogą ich zainteresować.
Polecamy:
Taka sytuacja z pewnością zwiększa dochody korporacji, ale niekoniecznie autorów. Rodzi też pytania o ochronę danych w sieci, wykorzystywanie sztucznej inteligencji do manipulacji odbiorcami i stosowania algorytmów do nieetycznych celów.
Odbiorcy decydujący się na zainstalowanie adbloków na swoich urządzeniach muszą pamiętać, że twórcy na tym wymiernie tracą. Ilość zarobionych przez autorów pieniędzy zazwyczaj zależy od liczby wyświetleń reklam w ich materiałach. Blokowanie treści promocyjnych stanowi zagrożenie dla tego modelu biznesowego i może ograniczać rozwój niezależnych i interesujących kanałów opisujących rzeczywistość.
Przeciwnicy status quo (wszechobecnych reklam, firm marketingowych zarabiających na kreatywności innych osób) podkreślają, że Google, jako właściciel YouTube’a i Google Ads, ma interes w tym, aby wyświetlać jak najwięcej reklam. Zarabia na tym krocie. Dlatego też firma rozpoczęła krucjatę przeciwko adblokom, ale w rzeczywistości nie zależy jej na autorach.
Innym problemem jest to, że reklamodawcy oraz media często wykorzystują treści opublikowane w sieci i nie chcą za to wynagradzać ich twórców. Prawo autorskie w internecie jest pełne luk i niezwykle trudne do egzekwowania. Powszechna jest kradzież artykułów, zdjęć, grafik, muzyki i filmów ukazujących się w sieci. Jak dotąd problemu tego nie udało się rozwiązać, a rozwój sztucznej inteligencji, która działa w oparciu o materiały opracowane przez ludzi, rodzi tylko nowe problemy.
Obecna sytuacja wydaje się patowa. Autorzy, Google i firmy chcą, aby reklamy w sieci wyświetlały się bez żadnych przeszkód. Wielu odbiorców obawia się jednak manipulacji i nie chce być „atakowana” przez marketingowców. Do tego dochodzą problemy związane z lukami w prawie autorskim i dynamicznie zmieniającą się sztuczną inteligencją, za którą trudno nadążyć.
Zobacz też:
Rozwiązaniem może być wprowadzenie przepisów, które regulowałyby obecny model biznesowy i zapewniały twórcom sprawiedliwy udział w zyskach z reklam. Dzisiaj mamy płatne subskrypcje, możliwość przekazywania darowizn czy crowdfunding, ale wydaje się, że to za mało.
Od użytkowników ostatecznie zależy, czy nadal będą omijać reklamy i dążyć do zmiany istniejących problemów. Należy mieć nadzieję, ostateczny wynik wojny korporacji z odbiorcami przyniesie korzyści twórcom. Pozwoli to na rozwój niezależnych kanałów dostarczających informacje, wiedzę oraz rozrywkę.
Dowiedz się więcej: