Humanizm
Najpierw intuicja, potem kultura
20 grudnia 2024
Kiedy mamy do czynienia z wołaniem pustki? Na przykład wtedy, gdy osobie stojącej na dachu budynku lub na wysokim moście przebiega przez głowę myśl, by skoczyć. Tak po prostu rzucić się w otchłań. Jedno z najbardziej tajemniczych zjawisk psychologii, zwane także „fenomenem wysokich miejsc”, nie jest tak rzadkie wśród ludzi. Co o nim wiemy? I czy powinno nas przerażać?
Jean-Paul Sartre, francuski filozof i przedstawiciel egzystencjalizmu, określał moment stania nad przepaścią jako „zawrót głowy” (ang. vertigo). To właśnie wtedy człowiek staje w obliczu swojej wolności – pełnej i niczym nieskrępowanej. „Zawrót głowy” według Sartre’a jest momentem olśnienia, bycia w prawdzie. To właśnie wtedy człowiek uświadamia sobie swoją kruchość i kruchość swojej wolności, która daje mnóstwo możliwości, jednak może się skończyć w mgnieniu oka. Wystarczy do tego jeden krok.
Albert Camus, francuski pisarz, autor Dżumy, spojrzałby na to zjawisko nieco inaczej. Na krawędzi budynku człowiek zbliża się do ostatecznego absurdu życia, czyli absolutnie bezsensownego aktu samobójstwa. Zdaniem Camusa pytanie, czy życie jest warte trudu, by je przeżyć, to fundamentalne zagadnienie filozofii. Człowiek, doznając wołania pustki, poniekąd zderza się właśnie z tą myślą.
Zygmunt Freud, ojciec psychoanalizy, podzielił ludzkie popędy na popędy życia (eros) i śmierci (tanatos). W pierwszym przypadku mamy do czynienia z impulsami, które motywują nas do zakochiwania się, tworzenia związków i wydawania potomstwa. Popęd śmierci polega natomiast na chęci powrotu człowieka do materii nieożywionej, osiągnięcia nieistnienia. Zadaniem tanatosa jest destrukcja, ale może mieć ona pozytywny wymiar – na przykład obrona przed zagrożeniem. Razem z popędem życia składa się na instynkt przetrwania. Niemniej jednak doświadczając wołania pustki, mocno zbliżamy się do tanatosa. Balans popędów na chwilę się zachwiewa. Trzeba jednak pamiętać, że taka nierównowaga jest naturalna. Tak samo jak podczas seksu dominuje eros.
Może Cię także zainteresować: Jak radzić sobie z cierpieniem. Czy można je wykorzystać?
Badania psychologiczne na temat wołania pustki są dość ograniczone. W jednym z nich naukowcy z Uniwersytetu Stanu Kalifornia, pod przewodnictwem Jennifer L. Hames, postanowili dowiedzieć się, jak wielu ludzi doświadcza tajemniczego stanu i sprawdzić, czy wiąże się on w jakikolwiek sposób z myślami samobójczymi oraz lękliwością.
W tym celu zbadali ponad 400 studentów różnej etniczności. Ich zadaniem było wypełnienie kilku kwestionariuszy, a w jednym z nich były właśnie pytania o częstość doświadczania wołania pustki (np. „Czy będąc wewnątrz wysokiego budynku, wyobrażałeś sobie kiedyś, że wyskakujesz przez okno?”, „Jak często miało to miejsce w Twoim życiu?”).
Okazało się, że co trzecia osoba doświadczyła chęci zeskoczenia z wysokiego budynku przynajmniej raz w życiu. Natomiast średnio co druga osoba chociaż raz wyobrażała sobie, jakby mogło to wyglądać. Osoby lękliwe, cierpiące na depresję czy mające myśli samobójcze częściej doznają wołania pustki, jednak nie jest to zbyt silna zależność. Czy to wszystko powinno nas przerażać?
Niekoniecznie. Z badania wynika, że wołania pustki doświadczają również osoby zdrowe. Autorzy podjęli próbę wytłumaczenia tego wyniku. Ich zdaniem człowiek błędnie interpretuje sygnały płynące z instynktu samozachowawczego. Gdy stajesz na krawędzi mostu, twój mózg przestrasza się, bo możesz spaść. Wysyła więc błyskawicznie sygnał: „cofnij się, zaraz spadniesz!”. Ten komunikat jest tak szybki, że od razu robisz krok do tyłu, często nie zastanawiając się nawet dlaczego.
Dopiero po chwili zaczynasz o tym myśleć. Może ci się wydawać, że cofnąłeś się, bo chciałeś skoczyć, ale to nie jest prawda. Twój mózg tylko chciał cię ostrzec, żebyś był bezpieczny. Właśnie stąd pochodzi wołanie pustki. Autorzy sugerują, że ten stan jest bardziej przejawem chęci życia niż śmierci.
Polecamy: HOLISTIC NEWS: Co dzieje się z umierającymi w ostatnich chwilach, dr Teresa Weber-Lipiec
Wołanie pustki można dopasować do szerszego zjawiska, jakim są myśli intruzywne, które pojawiają się w naszej głowie nagle i są zazwyczaj niechciane. Może zdarzyło ci się kiedyś być na spotkaniu z irytującym kolegą z pracy i pomyśleć „co by było, gdybym teraz zaczął go dusić?”. Oczywiście nigdy nie chciałbyś wprowadzić w życie tego, co właśnie pojawiło się w twojej głowie. Jednak te myśli potrafią często wracać. Jak więc sobie z nimi radzić?
Przede wszystkim trzeba się wyspać. Badanie Marcusa Harringtona i Scotta Cairneya z Uniwersytetu w Yorku wskazują, że brak odpowiedniego snu powiększa problem. Myśli intruzywnych pojawia się więcej, a to zwrotnie prowadzi do dalszych problemów ze snem.
Natomiast psycholożka Lauren Alexander z Centrum zdrowia i dobrostanu w Akron (USA) mówi, że myśli intruzywne są jak „gumowa piłeczka” – gdy próbujemy je odrzucić, zaraz do nas wrócą. Gdy zrobimy to mocniej, przybędą ze zdwojoną siłą. Dlatego warto pozwolić im przepłynąć. Zauważyć, że to tylko myśli. A skoro to tylko myśli, to wcale nie muszą mówić prawdy.
Czytaj również: Odrębność Rumunii. Od Drakuli do Ceaușescu i współczesności
Alexander podpowiada, że w uwalnianiu się od intruzywnych myśli pomaga wyobraźnia. Możemy sobie zwizualizować, że myśl przypłynęła do nas na chmurze i teraz po prostu przelatuje nad naszą głową. Albo zapisaliśmy ją na piasku, a zaraz zmyje ją spokojna woda. (Mnie pomaga również wyobrażenie sobie siebie leżącego wygodnie w łóżku, otoczonego zewsząd szklaną szybą, od której odbijają się wszelkie myśli, czemu towarzyszy zabawny dźwięk „bong!”).
Na koniec należy zapamiętać najważniejszy wniosek z badań – myśli intruzywne czy wołanie pustki są czymś normalnym. Doświadcza ich sporo zdrowych osób. Człowiek jest bardzo złożoną istotą, a umysł nie został stworzony po to, by było nam przyjemnie, a po to, by nas chronić. Nawet jeśli czasem wygląda to niezwykle paradoksalnie.
Polecamy: Tabu i terapia. Dlaczego wstydzimy się wizyt u psychologa