Wygrać w szachy ze śmiercią. Marzenia o wiecznym życiu

W różnych formach ludzkiej duchowości zawarte jest przyrzeczenie wiecznego życia. Zazwyczaj ma być nagrodą za osiągnięcia i dokonania ludzkie w czasie doczesnej egzystencji. Dlatego od dawien dawna myślimy, jak przechytrzyć upływ czasu.

Wieczne życie w perspektywie nadnaturalnej

Kulturę zapełniają postacie, które osiągnęły wieczne życie, wymarzoną nieśmiertelność chodząc po świecie śmiertelnych ludzi. Starożytny Achilles i potężny Herkules, znany z polskich legend Mistrz Twardowski – zamieszkujący aktualnie na księżycu, czy Faust Goethego i Dorian Gray Oscara Wilde’a to dobrze znane przykłady. Historii opowiadających o takim żywocie można wyliczać co niemiara.

Zazwyczaj losy kandydata na wieczne życie odsyłają do kilku ponadczasowych toposów, wyznaczających ludzkie sposoby myślenia o życiu i śmierci. To zawsze osoba ponadprzeciętna, wyrastająca ponad zwykłych zjadaczy chleba. W mitologicznym wydaniu to człowiek, którego poczęcie miało nadnaturalną naturę, albo jednym z jego rodziców była istota nadprzyrodzona.

Tradycja chrześcijańska zastrzegła taki rodowód tylko dla Chrystusa, tym samym wymuszając w kulturze konieczność poszukiwania innych dróg do wiecznego życia. Nowa ścieżka prowadząca do osiągnięć nieśmiertelności została poprowadzona drogą wiedzy. Lecz i ona miała swoje mityczne korzenie np. kamień filozofów. Tym samym patent na pokonanie śmierci to tajemnica tajemnic, wymagająca od poszukującego wyrzeczeń, ryzyka, a nawet grzechu.

Droga do nieśmiertelności

Wiedza wyzwalająca spod władzy starości, gnicia i rozpadu była niebezpieczna, obrazoburcza, rzucająca demiurgiczne wyzwanie największym świętościom. Była darem, który miał swoje daleko idące konsekwencje, w myśl zasady: nie ma nic za darmo.

Osiągnięcie nieśmiertelności zawsze przedstawione było jako zaciągnięcie swoistego długu wobec świata. Taki debet wcześniej czy później każdy z bohaterów musiał spłacić. To rozliczenie w różny sposób było realizowane. Przykładowo tolkienowski Bilbo Baggins, długowieczny hobbit, gdy odchodzą starzy przyjaciele, a świat się zmienia nie do poznania, dzień po dniu staje się coraz bardziej zmęczony i samotny. Zawiera się w takim losie uniwersalne ostrzeżenie przed wiecznym życiem, które nie musi być sielanką.

Nieustanne poszukiwanie idei: wieczne życie. Volfdrag/pixabay
Fot. Volfdrag/pixabay

Wieczne życie może raczej irytować?

Z różnych powodów można być niezadowolonym z przezwyciężenia śmierci. Po pierwsze, nasz dar może pochodzić z ciemnej strony mocy. Tak, jak w przypadku Dartha Vadera, którego stworzyła służąca złu techno-nauka Imperium Galaktycznego. Z Faustem było jak wiadomo podobnie, gdyż jego kamień filozoficzny dostarczył mu wytworny Mefisto. Po drugie, nieśmiertelność to nie nagroda, tylko kara! W pierwszej chwili bohater jest szczęśliwy – nawet gdy okazuje się wampirem jak Dracula. Potem jednak nadchodzi czas rozczarowania i zmęczenia swoją nadzwyczajną kondycją.

Nie ma wątpliwości, że przykuty do Kaukazu Prometeusz ma już od dawna dość codziennego wyjadania wątroby przez orła. Po trzecie, przecież panta rhei, a my nieśmiertelni nie! Można się łudzić, że w wariancie nieśmiertelności, gdy w pakiecie mamy bycie zawsze młodym i koniecznie zdrowym, jesteśmy na niekończącym się balu szczęścia. Jednak w tym przypadku także odzywa się ludzka natura, gdyż nawet największe delicje z czasem nam się przejadają.

Wieczne życie: gra nie warta świeczki?

Można dalej zniechęcać potencjalnych poszukiwaczy nieśmiertelności, wymieniając kolejne wątpliwe strony tej przyjemności. Jeżeli spojrzeć na obrazy przedstawiające tych, którzy w życiu doczesnym przechytrzyli śmierć, to zawsze jest to ostrzeżenie, moralitet i pouczenie. Jakie? Mowa o tym, że ta gra nie zawsze jest warta świeczki.

Z każdej opowieści płynie morał, że ten, kto chce żyć wiecznie tu i teraz, nie wyjdzie na tym interesie dobrze, a raczej „jak Zabłocki na mydle”! Jednak naprzeciw takim malkontentom wychodzi współczesna techno-nauka. Ta z kolei zdaje się sugerować, że nieśmiertelność to nie kwestia etyczna, ale historiozoficzna konsekwencja postępu cywilizacyjnego.

Przeczytaj też: Trzecia płeć nie istnieje. Nie jest nią hermafrodytyzm

Wieczne życie w świecie techno-nauki

Nie ma wątpliwości, że dzisiejszy człowiek – o ile miał szczęście urodzić się w odpowiedniej części globu ziemskiego – żyje nieporównywalnie lepiej i dłużej, niż jego przodkowie. Zawdzięczamy to długotrwałemu postępowi cywilizacyjnemu. Jego kołem zamachowym jest techno-nauka, czyli działalność nie tyle nastawiona na poszukiwanie prawdy, ale na realizowanie utylitarnych celów. Domeną najdynamiczniejszego rozwoju są nauki laboratoryjne, których najistotniejszą część obok chemii stanowi genetyka. Odkrycie w 1953 roku przez Watsona i Cricka podwójnej helisy otworzyło drzwi do dalszych spektakularnych dokonań.

Możliwość manipulowania kodem genetycznym i coraz bardziej wyrafinowane technologie wypracowywane na gruncie genetyki molekularnej w jeszcze większym stopniu czynią ideę przedłużania życia ludzkiego namacalną. W 1996 roku został sklonowany pierwszy organizm wielokomórkowy, znana wszystkim owca Dolly. Dla wielu był to symptom nadchodzącej dla wszystkich epoki nieśmiertelności człowieka, dla innych naukowa aberracja.

Bez względu na etyczną ocenę współczesnych badań nad genami to faktem jest, że medycyna z każdym dniem staje się bliższa realizacji zadania przedłużania ludzkiego życia.

Polecamy: HOLISTIC NEWS: Czy noworodki mają szósty zmysł? O niesamowitym umyśle wcześniaków

Wielkie marzenie i jego konsekwencje

Zarówno mitologiczna opowieść o nieśmiertelności, jak i techno-naukowy optymizm wiele obiecują, ale także ostrzegają przed wiecznym życiem. Nic w tym nadzwyczajnego, gdyż zawsze kiedy ludzki umysł staje przed czymś mu nieznanym, jeszcze nieodkrytym i zagadkowym jest zarówno przestraszony, ale i ciekawy.

Ta zawarta w nas ambiwalencja wobec świata sprawiła, że nasi przodkowie wykonali pierwsze kroki na drodze ewolucji. Ciężko dokładnie określić kiedy, ale niewątpliwie bardzo szybko homo sapiens zachciał usiąść do partii szachów ze śmiercią i ją ograć. Komu w głębi duszy nie gra melodia: być zawsze pięknym, młodym i zdrowym?

Żeby nie było wątpliwości – nie ma nic złego w dbaniu o siebie, myśleniu o swojej kondycji i urodzie. Czas porzucić narzucony kulturowo stygmat marności życia doczesnego. Jednocześnie zostawmy w spokoju walkę o bycie wiecznie młodym. Niech żyje dojrzałość, tak dla zaakceptowania tego, że zmieniamy się z wiekiem. Każdego roku nasze ciało i umysł nie są gorsze od tych, których mieliśmy wczoraj tylko inne, w pewien sposób nowe. Zatem carpe diem, a kwestię wiecznego życia rozważmy od jutra.

Polecamy również: Architektura. Niebezpieczna „broń psychologiczna”



Opublikowano przez

prof. Radosław Kazibut

Autor


Profesor na Wydziale Filozoficznym UAM, filozof przyrody i nauki, prowadzi badania nad wpływem czynników kulturowych na procesy uznawania wiedzy za wartościową poznawczo. Jest miłośnikiem twórczości Umberto Eco, włoskiego wina, jedzenia i kultury Półwyspu Apenińskiego, kruków, labiryntów i szarych klusek.

Chcesz być na bieżąco?

Zapisz się na naszą listę mailingową. Będziemy wysyłać Ci powiadomienia o nowych treściach w naszym serwisie i podcastach.
W każdej chwili możesz zrezygnować!

Nie udało się zapisać Twojej subskrypcji. Proszę spróbuj ponownie.
Twoja subskrypcja powiodła się.