Nauka
Obserwacja galaktyk zmienia naukę. Webb bada początki kosmosu
05 grudnia 2024
O wypaleniu rodzicielskim, co prawda mówimy już od lat 80. ubiegłego wieku, ale to właśnie covidowe zamknięcie w domach na całe tygodnie wywołało gigantyczny kryzys w wielu rodzinach. Podczas pandemii bardzo mocno dotarło do nas, że wypalenie może dotyczyć nie tylko rodziców dzieci z niepełnosprawnościami, ale także rodziców dzieci zdrowych – mówi dr Dorota Szczygieł, psycholog z Uniwersytetu SWPS w Sopocie.
Katarzyna Sankowska-Nazarewicz: Przez wiele lat wypalenie rodzicielskie było w naszym społeczeństwie tematem tabu, bo trudno mówić o nim w kraju, w którym rodzinę stawia się na piedestale. Ale dziś to się zmienia.
Dorota Szczygieł*: Dopiero uczymy się otwarcie mówić o tym, że czujemy się wypaleni w roli rodzica, ale takie deklaracje zawsze łączą się z poczuciem wstydu i winy. To naturalne, bo z pokolenia na pokolenie przekazujemy sobie przekonanie, że bycie rodzicem to najbardziej satysfakcjonujące doświadczenie w życiu.
Nie jest tak?
Badania pokazują, że rodzicielstwo daje nam poczucie sensu. Wskazują też, że to zadanie bardzo obciążające, a nie każdy potrafi sobie radzić ze stresem rodzicielskim. W dobie cukierkowych relacji na Instagramie wielu trudno w to uwierzyć. Pamiętam jednak głos Agnieszki Chylińskiej sprzed kilku lat, gdy opowiedziała, jak trudne jest dla niej macierzyństwo. Dostała wiele słów wsparcia i zrozumienia, ale równocześnie musiała mierzyć się z ogromną falą hejtu.
Oczywiście ktoś może powiedzieć, że w codziennym życiu każdy z nas doświadcza stresujących sytuacji. To nieuniknione i w pewnym sensie nawet pozytywne, bo stres motywuje nas do działania. O ile jednak w pracy zawsze możemy wziąć urlop, to w przypadku wypalenia rodzicielskiego ten stres ma charakter chroniczny, bo przecież nie zwolnimy się od bycia rodzicem. Osoby, którym brakuje odpowiednich zasobów, by radzić sobie z nadmiernym obciążeniem, zaczynają doświadczać symptomów wskazujących na wypalenie.
Jakie to symptomy?
Zaczyna się od fizycznego wyczerpania. Czasem nie mamy już siły rano wstać, jesteśmy przytłoczeni myślą o kolejnym dniu wypełnionym pracą, wożeniem dziecka na zajęcia, wspólnym odrabianiem lekcji. Kolejny symptom to emocjonalne dystansowanie się od dziecka. O ile jesteśmy w stanie zadbać o niezbędne minimum, czyli pilnujemy, by dziecko było ubrane i najedzone, to nie chcemy już angażować się w sprawy emocjonalne. Na przykład nie mamy ochoty wysłuchać kolejnej historii o tym, co zdarzyło się w przedszkolu. Albo irytuje nas to, że dziecko często płacze. Później przychodzi poczucie przesytu rolą rodzica i rozczarowanie sobą, bo widzimy kontrast pomiędzy tym, jakim rodzicem byłem, a jakim jestem teraz.
Matki często mówią:
Zawsze chciałam mieć dzieci, dlaczego jestem teraz zmęczona, rozdrażniona, nie umiem się zaangażować?
Mierzą się z ogromnymi wyrzutami sumienia. A wypalenie rodzicielskie przecież wcale nie oznacza, że rodzic nie chce już dziecka, że go nie kocha. Paradoksalnie jest tak, że im bardziej jest zaangażowany, tym większa szansa, że ten wysiłek doprowadzi do wypalenia. Cenę za nie płacą niestety obie strony.
Wypalenie rodzicielskie nie dotyczy jednak tylko kwestii psychologicznych. Ujawnia ono także wiele społecznych i kulturowych przemian, w które jesteśmy uwikłani.
Polecamy: HOLISTIC NEWS: Moda na depresję? Pacjenci przychodzą do gabinetu psychiatry i proszą o lek
Naszym rodzicom było łatwiej?
Pod wieloma względami tak. Na przestrzeni lat zmieniała się też pozycja dziecka w rodzinie. Jeszcze kilka pokoleń wstecz było ono po prostu elementem wielodzietnej rodziny, często też zasobem wykorzystywanym do pracy. Przełomowym momentem była druga wojna światowa, która przyniosła ogromne rozczarowanie kulturą i cywilizacją. Ponadto sprawiła, że zaczęliśmy myśleć o dzieciach jako o podstawowej wartości w życiu.
Kilkadziesiąt lat temu dorastaliśmy w kulturze kolektywistycznej, w której dobro grupy było stawiane ponad szczęściem jednostki. Ten model dawał oparcie i świadomość przynależności do jakiejś wspólnoty. Dziś zmierzamy w kierunku indywidualizmu, co naturalnie wiąże się z nastaniem kapitalizmu i postępującą liberalizacją społeczną. W tym modelu więzi społeczne są luźne, a jednostki mają większą możliwość decydowania o sobie. Koncentrują się więc głównie na swojej najbliższej rodzinie, na realizacji własnych celów i osiągnięciach.
Zmienia się więc znaczenie wioski, która – według starego powiedzenia – jest potrzebna do wychowania dziecka. Mam wrażenie, że dziś miejsce wielopokoleniowej rodziny, która zawsze była blisko i mogła pomóc, zajmują zaprzyjaźnieni rodzice z przedszkola czy grupa na Facebooku.
To prawda, dziś musimy budować tę wioskę po nowemu. Wsparcie, jakie możemy dostać od tych grup, to jeden z niezbędnych zasobów, by chronić się przed kryzysem. To wsparcie jest wielowymiarowe. Ktoś może nam podpowiedzieć, gdzie szukać pomocy, gdy dziecko zachoruje. Ktoś inny wysłucha nas, gdy potrzebujemy się wyżalić, albo zrobi pranie i ugotuje obiad na cały tydzień, gdy źle się czujemy. Przed wypaleniem chroni nas też wsparcie instytucjonalne, a więc dostępność żłobka czy przedszkola, ale też innych placówek, które oferują profesjonalną pomoc.
Polecamy: Nie chcieli mieć córek, dzisiaj są bezcenne. Co się dzieje w państwie środka?
O tym, jak ważne jest wsparcie w wychowaniu dzieci, boleśnie przekonaliśmy się w czasie pandemii COVID-19.
Mam wrażenie, że wielu z nas jeszcze nie otrząsnęło się z tego covidowego przeciążenia, kiedy to musieli łączyć pracę zdalną z samotną opieką nad dziećmi. O wypaleniu rodzicielskim co prawda mówimy już od lat 80. ubiegłego wieku, ale to właśnie covidowe zamknięcie w domach na całe tygodnie wywołało gigantyczny kryzys w wielu rodzinach. Podczas pandemii bardzo mocno dotarło do nas, że wypalenie może dotyczyć nie tylko rodziców dzieci z niepełnosprawnościami, ale także rodziców dzieci zdrowych.
I kiedy wydawało się, że pandemia się skończy i wyjdziemy na prostą, wybuch wojny w Ukrainie sprawił, że znów zaczęliśmy bać się o własne bezpieczeństwo. Dodatkowo wiele rodzin zaczęło borykać się z problemami ekonomicznymi. Ta kumulacja sprawia, że od lat jesteśmy narażeni na ekstremalny poziom stresu i jest nam coraz trudniej zachować emocjonalną równowagę.
Jest pani członkiem międzynarodowego konsorcjum badawczego, które prowadzi badania dotyczące wypalenia rodzicielskiego. Pierwsze z nich, International Investigation of Parental Burnout (IIPB), zrealizowano w 2018 roku w 42 krajach, na próbie ponad 17 tys. osób. Jakie były główne wnioski?
To badanie pokazało, że średnio 5% rodziców na całym świecie cierpi z powodu wypalenia rodzicielskiego, czyli doświadcza pełnego spektrum opisanych już symptomów. W niektórych krajach – takich jak Stany Zjednoczone, Polska czy Belgia – ten syndrom jest bardziej widoczny. Odsetek wypalenia rodzicielskiego sięga tam 8–9 proc. badanych, zarówno wśród matek, jak i ojców. Stany Zjednoczone i Belgia to kraje, gdzie zdecydowanie dominuje kultura indywidualistyczna. W Polsce ten model mocno ściera się z kulturą stawiającą na pierwszym miejscu wspólnotę, a współcześni rodzice żyją na ich styku. Drugim czynnikiem, który sprawił, że odsetek wypalenia w Polsce okazał się tak wysoki, było moim zdaniem niewystarczające w tamtym czasie wsparcie instytucjonalne, na przykład dostępność żłobków czy przedszkoli, co między innymi uniemożliwiało kobietom powrót do pracy po urodzeniu dziecka.
Badanie pokazało jeszcze jedną ważną rzecz. Powszechnie myślimy, że samotne wychowywanie dziecka, posiadanie dużej rodziny czy dziecka z niepełnosprawnością oznacza, że wcześniej czy później wypalimy się w roli rodzica. Okazało się, że na wypalenie dużo bardziej narażają nas konkretne cechy osobowości, jak wysoka neurotyczność, niska odporność na stres czy perfekcjonizm rodzicielski. Jest wielu rodziców, którzy nawet niewielki błąd w wychowaniu odbierają jako dojmującą porażkę. Zawieszają sobie poprzeczkę bardzo wysoko i jednocześnie są bardzo krytyczni wobec popełnianych błędów.
Perfekcjonizm jest produktem kultury indywidualistycznej. Sprawia ona, że chcemy być idealnymi rodzicami i pracownikami. Dążymy do zapewnienia dziecku najlepszych możliwości nauki, a równocześnie sami też cały czas chcemy się rozwijać. Tak się nie da. Doba ma tylko 24 godziny, a nasze zasoby fizyczne i emocjonalne są ograniczone.
Dowiedz się więcej: Pokolenie Z zawstydza starszych od siebie. W jednej sprawie wydaje się mądrzejsze od własnych rodziców
Fundacja „Dajemy Dzieciom Siłę” przeprowadziła badania, z których wynikało, że wypaleni rodzice są w grupie ryzyka, jeśli chodzi o stosowanie kar fizycznych wobec dzieci. Wielu rodziców uciekających się do przemocy tłumaczyło swoje zachowanie wyczerpaniem i tym, że nie mieli siły zachować się inaczej.
W miarę, jak zwiększa się poczucie wyczerpania i rośnie dystans emocjonalny między rodzicem a dzieckiem, wzrasta też prawdopodobieństwo zaniedbań i przemocy. Wyniki badań pokazują silną liniową zależność między poziomem wypalenia rodzicielskiego a częstotliwością zaniedbań oraz zachowań agresywnych wobec dzieci. I nie mam tu na myśli zdarzeń opisywanych na pierwszych stronach gazet, ale codzienne sytuacje, gdy rodzic rzuca zabawkami, mówi dziecku, że ma go dość, że już go nie kocha albo odgraża się, że wyjdzie z domu i nigdy nie wróci. Bardzo częste jest też uciekanie od odpowiedzialności – gdy rodzic widzi, że dziecko jest smutne, nie porozmawia z nim, gdy ono potrzebuje wsparcia w nauce, nie pomoże mu albo nie wykupi dla niego leków na czas.
Jak pomóc takim rodzicom?
Jednym z rozwiązań jest pomoc psychoterapeutyczna i wcale nie trzeba tu szukać psychologa specjalizującego się w wypaleniu rodzicielskim. Badania przeprowadzone w Belgii wskazują, że skuteczne są także oddziaływania terapeutyczne, które nie koncentrują się wyłącznie na problemach rodzicielskich. Ogromną wartość ma też terapia grupowa, bo na takich spotkaniach mamy okazję wyjść ze swojej skorupy i przejrzeć się w lustrze. Dla wielu osób zobaczenie, że ludzie borykają się z podobnymi problemami, a ich domy są dalekie od ideału, pozwala nabrać dystansu do własnego perfekcjonizmu.
Ale najważniejsza jest profilaktyka. Musimy pamiętać, że bycie matką czy ojcem jest tylko jedną z ról do spełnienia w życiu. Oprócz tego ktoś jest też przecież kobietą, mężczyzną, córką, synem, pracownikiem, przyjaciółką. Życie składa się z wielu kwadracików, różnych pól aktywności, które są równie ważne i zapewniają nam poczucie równowagi. Jeżeli zainwestujemy tylko w jeden z nich, nigdy nie będziemy kompletni. Czasami więc trzeba się zmusić, żeby zrobić coś dla siebie. I nie bać się prosić o wsparcie.
* Dr Dorota Szczygieł – psycholog z Uniwersytetu SWPS w Sopocie. Zajmuje się psychologią emocji. Autorka licznych publikacji naukowych dotyczących regulacji emocji oraz związku między emocjami i dobrostanem człowieka, a także inteligencji emocjonalnej jako czynnikowi modyfikującemu ten związek. Jest członkiem międzynarodowego konsorcjum badawczego (International Investigation of Parental Burnout Consortium) prowadzącego badania dotyczące uwarunkowań i konsekwencji wypalenia rodzicielskiego. We współpracy z Intervention and Research on Socio-Emotional Competence na Uniwersytecie Louvain w Louvain-la-Neuve (Belgia) realizuje projekt badawczy dotyczący znaczenia kompetencji emocjonalnych dla funkcjonowania społecznego i dobrostanu człowieka.
Może Cię zainteresować: Pięć powodów, dla których warto mieć dzieci. Jeden jest kluczowy