Edukacja
Rok 2025 w polskiej edukacji w 5 odsłonach
22 grudnia 2025

Wstają pierwsze i zasypiają ostatnie. Gaszą konflikty, karmią, sprzątają, uspokajają. A potem słyszą, że „inne jakoś dają radę”. Wypalenie macierzyńskie nie zaczyna się od dramatów, ale od zwykłego zmęczenia. Polska jest dziś na niechlubnym szczycie statystyk wypalenia rodzicielskiego.
Wstaje o świcie, zasypia najpóźniej. Każdy dzień jest podobny, każdy tak samo pełen troski o innych. W ciemności kuchni parzy pierwszą kawę, w ciemności pokoju usypia dziecko. Między jednym a drugim gasi potencjalne konflikty domowe, gotuje obiad, podnosi z podłogi porozrzucane zabawki. Tak wygląda codzienność tysięcy kobiet. Ale niekiedy, w pewnym momencie, nadchodzi poczucie zniechęcenia i zmęczenia.
Kobiety obawiają się, że jeśli powiedzą, że jest im trudno, ich emocje zostaną zlekceważone. Boją się usłyszeć: »Weź się w garść«, »Inni sobie radzą, to ty też sobie poradzisz«. A takie komunikaty sprawiają, że mama jeszcze bardziej się stara, jeszcze bardziej się spina – i jeszcze szybciej się wypala – mówi w rozmowie z Holistic News psycholog Katarzyna Półtorak.
Wypalenie macierzyńskie rozwija się powoli. Najpierw jako zwykłe wyczerpanie, trochę większa drażliwość. Podnosi głos w sytuacji, gdy powód sporu jest bagatelny, drobny. Później jest powracające napięcie, poczucie winy i myśl: „Inne matki dają radę, więc co jest ze mną nie tak?”. W końcu pojawiają się sygnały, które trudno zignorować:
To zachowania, które tak naprawdę są cichymi, ale niezwykle ważnymi sygnałami alarmowymi ze strony organizmu, mózgu. Jeżeli zostaną zlekceważone, zwłaszcza przez samą matkę, pojawia się poważny problem – wkrada się rezygnacja. Obowiązki wykonuje się wtedy niemal automatycznie, jakby zza szyby. Dzieci są nakarmione, ubrane, zaopiekowane. Tylko matki nie ma – takiej, jaką była jeszcze chwilę wcześniej.
Badania belgijskich naukowców z UCLouvain, przeprowadzone w 42 krajach, pokazują, że to właśnie Polska zajmuje pierwsze miejsce pod względem skali wypalenia rodzicielskiego. Według autorów opracowania – różnica między krajem o najniższym poziomie (Tajlandią) a krajem o najwyższym – Polską – sięga aż 33 punktów.
Do najważniejszych czynników ryzyka należą: młody wiek rodzica, dzieci w różnym wieku wymagającym odmiennych form opieki oraz brak wsparcia społecznego. To ostatnie – w Polsce szczególnie dotkliwe – powraca w opowieściach wielu kobiet.
Pani Alicja, mama 6-letniej Laury i 1,5-rocznej Klary, mówi w rozmowie z Holistic News o swoim życiu bez romantycznych upiększeń.
„Zaszłam w ciążę, mając 26 lat. Nie wiem, czy chciałam mieć dzieci. Trochę tak i trochę nie. Bo wiedziałam, że to wiąże się już z »ogonkiem«…”.
Jej dzień zaczyna się bardzo wcześnie i nie pozostawia miejsca na czas dla siebie. I coraz bardziej brakuje czasu dla dzieci. Partner wraca z pracy dopiero wieczorem.
„O dziewiętnastej. Bierze psa. Ja w tym czasie ogarniam łóżka i próbuję uśpić młodszą. Starsza chce się bawić albo robi awanturę, że nie poświęcam jej czasu. Tego nam najbardziej brakuje”.
Rodzice starają się oczywiście jej pomagać, ale często to nie wystarcza. Nie zawsze im samym starcza sił i możliwości.
„To jest ciężkie… Wiecznie sama w domu. U rodziców jestem dwa, może trzy dni w tygodniu. Wszystko robię z dziewczynkami. To jest obłęd. Czuję się zmęczona. Nie mam czasu nawet w samotności się poryczeć. Jak jesteśmy w domu – ciągłe kłótnie i krzyki moich córek”.
Pani Alicja dobrze wspomina czas, kiedy pierwsza córka nieco podrosła. Odetchnęła przed drugą ciążą. Cieszyła się, że może wrócić do pracy. Ale wtedy okazało się, że znów jest w ciąży – tym razem nieplanowanej. Teraz przebywa na urlopie wychowawczym.
„Gdybym mogła choć dwa, trzy dni w tygodniu wrócić do pracy, byłoby inaczej. Bardzo mi brakuje ludzi. Kocham pracę z klientami” – mówi.
Po chwili, mówiąc o swoich dzieciach, dopowiada zdanie, które słyszy wielu psychologów:
„Kocham je najmocniej, ale czasem mam ochotę uciec”.
Psycholog Katarzyna Półtorak przyznaje, że kobiety trafiają do niej często dopiero wtedy, gdy zaczynają wątpić w swoje kompetencje jako matek i często nie zdają sobie sprawy, że zmagają się z wypaleniem.
„Kobiety, które do mnie przychodzą, często mówią: »Wszyscy tak mają« – że ich koleżanki, mama, siostra czy przyjaciółka są podobnie zmęczone i wyczerpane. I właśnie dlatego tak trudno nazwać ten stan wypaleniem”
– tłumaczy psycholog w rozmowie z Holistic News.
Według ekspertki źródła problemu są złożone: presja bycia „dobrą matką”, brak umiejętności stawiania granic, obawa przed oceną, a przede wszystkim przekonanie, że o pomoc trzeba prosić dopiero wtedy, gdy sytuacja staje się dramatyczna.
„Warto zadać sobie pytanie: »Jaką chcę być matką i dlaczego właśnie taką?« I zaakceptować, że innym nie musi się to podobać. Zawsze znajdzie się ktoś, kto pochwali, i ktoś, kto skrytykuje. To jest w porządku”
– mówi w rozmowie z nami Katarzyna Półtorak.
Wypalenie rodzicielskie, które nie zostanie w porę wykryte i leczone, prowadzi do poważnych konsekwencji:
To nie są konsekwencje „braku matczynej miłości”. Przeciwnie – pojawiają się tam, gdzie miłość jest tak silna, że kobieta, matka, za długo musiała sama radzić sobie z codziennymi problemami.
Psycholog Katarzyna Półtorak wymieniła kilka sposobów, które możemy wdrożyć, aby pomóc matkom wypalonym rodzicielstwem. Są to:
Wypalenie macierzyńskie może spotkać każdą kobietę – niezależnie od wieku, wykształcenia, statusu czy liczby dzieci. Nie jest oznaką słabości. Jest sygnałem, że przez zbyt długi czas była silna ponad ludzką miarę. Wtedy należy jej wysłuchać i pomóc, a nie bagatelizować lub stygmatyzować. Bo macierzyństwo nie powinno być drogą, którą przechodzi się w samotności.
Warto przeczytać: Nie patrzy w oczy, tylko w ekran. To pierwszy znak cyfrowego autyzmu
Oczywiście!
Oto kod na DARMOWĄ dostawę– wpisz w koszyku: MIKOLAJ
Udanych zakupów!
Księgarnia Holistic News