Humanizm
Duże dzieci dużo wydają. Biznes zarabia na nostalgii dorosłych
17 grudnia 2024
Zdolności poznawcze człowieka, mimo swego zaawansowania – najwyższego w świecie przyrody – są ograniczone. Nasze umysły popadają w szereg błędów poznawczych, przez które czasami za oczywistość przyjmujemy częściowo lub całkowicie błędne wnioski. Dotyczy to także postrzegania naszych czworonogów. Przypisywanie im ludzkich stanów uczuciowych czy świadomego postępowania, albo przykładanie do nich ludzkiej miary motywacji lub moralności, nosi nazwę bambinizmu.
Kiedy pies lub kot wydaje określone dźwięki albo wykonuje ruchy, mogą się one ludziom kojarzyć z podobnym behawiorem u człowieka. Niemal automatycznie uznajemy wtedy, że skoro tak, to znaczy, że nasz pupil jest w takim stanie uczuciowym. To znaczy w nastroju, w jakim byłby przypuszczalnie człowiek, gdyby się tak zachowywał. Kiedy wracamy do domu po całym dniu nieobecności, a pies/kot wydaje się być radosny i jest wyraźnie ożywiony, przyjmiemy zapewne, że tęsknił. Tymczasem może być po prostu głodny. Albo chętny do wyjścia na spacer i ponagla nas w ten sposób, aby przyspieszyć podanie mu tego, czego oczekuje. Nie jest też wykluczone, że reaguje w wyuczony sposób, powiązany z fizjologią uczucia głodu czy rozsadzającej energii.
Warto przeczytać: Czego może się nauczyć człowiek od zwierząt? (Jak pies zmienił moje życie)
W 2022 roku opublikowano wyniki badania w czasopiśmie naukowym Current Biology, według którego psy płaczą z przyczyn emocjonalnych, a dokładniej z tęsknoty za swoim panem. Media od razu to podchwyciły, z dwóch powodów. Po pierwsze, aby rozczulać się nad objawem uczuć wyższych u psów. A po drugie, ponieważ jak dotąd nigdy nie udowodniono, aby jakiekolwiek inne zwierzę, niż człowiek, płakało z przyczyn emocjonalnych. Szybko jednak okazało się, że badanie to miało liczne błędy i nie udowadniało uczuciowych łez u psów.
W badaniu udział wzięło raptem kilkanaście czworonogów, próba nie była losowa, nie zweryfikowano nawyków psów i ich właścicieli. Nie zadbano nawet o to, by miejsce badania było przygotowane w sposób uniwersalny, pozwalający na wyciąganie szerszych wniosków. Sam pomiar wydzielania łez polegał na włożeniu psom bibuły do oczu – już takie drażnienie oka może wywołać silniejsze łzawienie. Badanie to zostało skrytykowane przez wielu naukowców z całego świata. Jego wnioski – że psy płaczą z przyczyn emocjonalnych – uznano za błędne.
Pomysł, że zwierzęta mają i okazują uczucia wyższe, jest z perspektywy biologii ewolucyjnej absurdalny. Ostentacyjne pokazywanie emocji czy uczuć miało sens u ludzi tworzących większe grupy i posługujących się mową. Dlaczego? Pomagało rozpoznawać skomplikowane stany emocjonalne, istotne dla funkcjonalności relacji międzyludzkich, a także struktur rodzinnych i społecznych.
Gorący temat: Koty są doskonałe. Biolog ewolucyjny wyjaśnia dlaczego
Ale kontrowersyjne jest i samo przypisywanie zwierzętom uczuć wyższych. Kot zazdrosny o psa albo obrażony, że nie został pogłaskany, pies zakochany ponoć w drugim psie, albo szynszyle mające mieć jakieś normy moralne. Wszystko to jest jedynie w sferze domysłów, żeby nie powiedzieć fantazji. O ile podstawowe emocje fizjologiczne – lęk, radość, smutek, gniew, podniecenie – są potrzebne do przetrwania, aby w odpowiedniej chwili atakować, uciekać, bawić się lub współżyć – to sprawa z bardziej skomplikowanymi i wyższymi uczuciami nie jest już taka pewna.
Podobnie ze świadomością. Jak dotąd żadne badanie nie dowiodło, że jakikolwiek inny gatunek niż człowiek miałby ją posiadać. Nawet u ludzi dowody w tym zakresie są głównie fenomenologiczne, a nie behawiorystyczne. Co oznacza, choć taka analiza jest dogłębna, to trudna do w pełni obiektywnej weryfikacji.
Tyle entuzjastyczne, co naiwne wypowiedzi prof. Fransa de Waala na temat domniemanej świadomości czy samoświadomości u zwierząt, są kontrowane przez innych specjalistów w dziedzinie etologii. To nauka o zachowaniu i psychice zwierząt. Prof. Joseph LeDoux w książce pt. Historia naszej świadomości tłumaczy, dlaczego prof. de Waal się myli (ja bym poszedł nawet dalej i dodał, że uprawia on aktywizm prozwierzęcy, a nie naukę). Pisze też, jaka jest argumentacja wokół świadomości u zwierząt. A także: czemu nawet w przypadku szympansów nie jesteśmy w pełni przekonani, czy są one świadome.
Inne zdanie. Warto przeczytać: Umieranie angażuje emocje zwierząt. Tak rozumieją śmierć
Tu także można się podeprzeć m.in. biologią ewolucyjną. U zwierząt mniej skomplikowanych poznawczo i emocjonalnie od ludzi świadomość może przeszkadzać w przetrwaniu i rozmnażaniu. Aby dobrze wykorzystywać tę wyjątkową funkcję psychiczną, trzeba mieć do tego właściwy aparat poznawczy czy jakąś formę mowy. A tego inne zwierzęta nie posiadają lub mają jedynie w szczątkowej formie. O ile jeszcze uczucia wyższe czy świadomość u małp człekokształtnych – poza szympansem są to orangutan, goryl i gibon – mogą być dyskutowane, tak przypisywanie świadomości skorupiakom czy owadom jest nie mniej groteskowe, co kuriozalne.
Ludziom jest jednak bardzo trudno przyjąć do wiadomości, że ten merdający ogonem słodki piesek czy łaszący się do nogi kot mogą wcale nie czuć tęsknoty. Zaprzeczanie niewiadomym albo interpretowanie niejasności na korzyść tezy o uczuciach wyższych i o świadomości u zwierząt jest więc bardzo powszechne. Czy to już bambinizm? Takie założenie ułatwia codzienne funkcjonowanie z psem lub kotem pod jednym dachem.
Ale jest to nie tylko błąd poznawczy antropomorfizacji, lecz także mechanizm obronny racjonalizacji. Bez niej o wiele ciężej byłoby uzasadnić, chociażby wydawanie dużych sum pieniędzy na drogie karmy. Albo psich fryzjerów czy kosztowne zabiegi weterynaryjne. Jak widać po błędnych badaniach, albo wykładowcach przekonujących, że „udowodniono” świadomość u zwierząt – od mechanizmów tych nie są wolni nawet uczeni.
Polecamy: HOLISTIC NEWS: Czy noworodki mają szósty zmysł? O niesamowitym umyśle wcześniaków #PoLudzku
No dobrze, ale nawet jeśli zwierzęta (inne niż człowiek i ewentualnie małpy człekokształtne) nie mają uczuć wyższych i świadomości, albo nie mamy wiedzy czy ją mają, czy nie, to co w tym złego, że założymy, że mają, aby lepiej czuć się na co dzień? Odpowiedź odnosi się do dwóch zasadniczych kwestii.
Po pierwsze, czy chcemy się oszukiwać, lub – w najlepszym razie – udawać przekonanych co do czegoś, co nie jest wcale pewne? Każdy powinien odpowiedzieć sobie na to pytanie sam, bo jest to rzecz indywidualna.
Ale jest i kwestia społeczna. Jeśli zaczynamy wywyższać zwierzęta ponadto, czym są, automatycznie umniejszamy ludziom. Bo skoro traktujemy ponad wartość znacznie niższe zdolności poznawcze lub ich brak, podobnie z uczuciami wyższymi czy świadomością, to logiczną konsekwencją osłabiamy znaczenie tych funkcji wśród ludzi. A zrównywanie lub przybliżanie nas do zwierząt od tysiącleci nieubłaganie prowadzi nie tylko do podniesienia rangi zwierząt. Również do obniżenia wartości życia i szczęścia człowieka.
Objawia się to nie jedynie w bezpośrednim podejściu i odnoszeniu się do drugiej osoby, ale i systemowo. Gdybyśmy założyli, że zwierzęta są równoważne egzystencjalnie, moralnie czy społecznie, powinniśmy pieniądze ze służby zdrowia przeznaczać na zwierzęta – odbierając ludziom – albo wypłacać „emerytury” dla kotów, i tak dalej. Powinniśmy też wówczas wymagać od zwierząt płacenia podatków, ubezpieczeń etc.
Idea, by dobrze traktować zwierzęta, sama w sobie jest szlachetna. Jednak gdy zaczyna bazować na błędach poznawczych i emocjonalnych mechanizmach obronnych, prowadzących do zrównywania znaczenia człowieka i zwierząt, czy praw człowieka i praw zwierząt, te logicznie niespójne i merytorycznie nieuzasadnione postawy mogą stać się niebezpieczne.
Przeczytaj tego Autora: Edukacja domowa. Pięć powodów, dla których Szkoła w Chmurze zawiodła