Humanizm
Byle nie do okopu. Wielu mężczyzn nie chce bronić kraju
19 lutego 2025
Bojkot sklepów na Bałkanach rozpoczęli Chorwaci. W ich ślad poszły Czarnogóra, Serbia oraz Bośnia i Hercegowina. Choć impet ostatniego protestu był niższy niż poprzednich, to cała akcja przyniosła pewien skutek. A czym bojkot konsumencki na Bałkanach różni się od tych w Polsce?
W piątek 7 lutego 2025 roku po raz trzeci doszło do bojkotu sklepów w Chorwacji. Poprzednie odbywały się także w piątki – 24 i 31 stycznia. Podobny bojkot konsumencki został ogłoszony w Serbii, Czarnogórze oraz Bośni i Hercegowinie. Chorwackie organizacje zdają się nie odpuszczać zwłaszcza największym sieciom handlowym. Namawiają nie tylko do piątkowego powstrzymywania się od zakupów, ale także do protestu przeciwko konkretnym supermarketom przez cały tydzień. Taki ostracyzm spotkał już chorwackie sklepy sieci Lidl, Eurospin i DM, a obecnie trwa bojkot sklepów Konzum.
Jaki są powody bojkotu sklepów na Bałkanach? Najważniejszy z nich to szybo rosnąca inflacja, która znacząco obniżyła siłę nabywczą obywateli. Dotyczy to w największym stopniu wzrostu cen żywności, a także usług gastronomicznych. Wbrew opiniom często spotykanym w Polsce, takiej inflacji nie wywołało przyjęcie przez Chorwację euro jako waluty. Gdyby tak było, to problem dotyczyłby jedynie Chorwatów, a z gwałtownym wzrostem cen zmaga się niemal cały region byłej Jugosławii.
Jeśli przyjrzeć się doniesieniom mediów z Bałkanów, to sytuacja jest rzeczywiście dość trudna. Chorwacki Jutarnji list donosi, że mieszkańcy okolic Puli i Rijeki zaczęli jeździć w weekendy na zakupy do włoskiego Triestu. Tymczasem siła nabywcza przeciętnego Włocha jest znacznie większa niż jego wschodnich sąsiadów.
Doskonale to widać na wyliczeniach opracowanych przez bałkańskie Radio Wolna Europa. Bośniacy za masło muszą zapłacić równowartość 18 euro, a Serbowie 20 euro, podczas gdy Niemcy tylko 9 euro. O dziwo Niemcy płacą znacznie mniej także za oliwę z oliwek – ok. 13 euro. W przypadku Włochów mowa o 8 euro, a Serbowie muszą wydać równowartość 21 euro. Jeszcze drożej jest w Czarnogórze – 28 euro. Niemcy i Włosi zapłacą także znacznie mniej za czekoladę niż mieszkańcy Bałkanów. Jedynie ceny mięsa drobiowego i ryb są niższe w Serbii czy Bośni i Hercegowinie niż w krajach zachodniej Europy. A do tego trzeba wziąć pod uwagę kolosalne różnice w średnim dochodzie na jedną osobę. W Bośni i Hercegowinie wynosi on 8215 euro, w Czarnogórze – 11 710 euro, a Serbii – 11 072 euro. Dla porównania: we Włoszech równa się on ponad 37 tys., a w Niemczech – niemal 51,4 tys. euro.
To także Cię zainteresuje: Bałkany: Kraina trzech religii. Tu wiara miesza się z przesądami
Znajduje to też odzwierciedlenie w badaniach opinii społecznej. W sondażu zrealizowanym dla RTL Danas aż 92 proc. ankietowanych Chorwatów popiera bojkot sklepów. I nie ma tu żadnych wyjątków – ani ze względu na wykształcenie, płeć, dochody, ani na poglądy polityczne. Niemal 58 proc. społeczeństwa popiera protest ze względu na szybki wzrost cen artykułów spożywczych. Aż 22 proc. jest za bojkotem, wskazując na to, że te same produkty w „starej UE” są tańsze niż w Chorwacji. Co dziesiąty badany wspiera akcję, ponieważ uważa, że władza nie zrobiła zbyt wiele, aby zapobiec podwyżkom. Kolejne 5 proc. respondentów obwinia za tę sytuację sieci handlowe. Co ciekawe, wśród osób, które odpowiedziały „nie” na pytanie o poparcie bojkotu, przeważają opinie, że sam bojkot jest potrzebny, ale w innej formie. Część z nich uważa, że protest powinien zostać ograniczony wyłącznie do zagranicznych sieci handlowych.
Respondenci mają też jasno sprecyzowane zdanie na temat tego, kto ponosi odpowiedzialność za wysokie ceny żywności. Z tego samego sondażu wynika, że 25 proc. respondentów winą za złą sytuację obarcza rząd Andreja Plenkovicia i jego zaniechania. Natomiast 21 proc. uważa, że to efekt chciwości sieci handlowych. Z kolei 14 proc. Chorwatów jest zdania, że najbardziej zawiniło wprowadzenie euro.
Z danych administracji skarbowej wynika, że w piątek 7 lutego łączna liczba paragonów i faktur w handlu detalicznym wyniosła 3,146 mln. W tym czasie zakupiono towary o łącznej wartości ponad 47,5 mln euro. To znacznie gorszy wynik dla zwolenników bojkotu niż ten sprzed tygodnia. W lutowy piątek dokonano o 26 proc. więcej transakcji niż w piątek 31 stycznia. Wydano także o 40 proc. więcej niż w trakcie poprzedniego bojkotu. W ostatni dzień stycznia 2025 roku łączna liczba paragonów i faktur wyniosła mniej niż 2,5 mln, a ich kwota ledwie przekroczyła 34 mln euro. Rekordowy pod tym względem jednak był piątek 24 stycznia. Wówczas skarbówka zarejestrowała niespełna 2,1 mln faktur i paragonów na łączną kwotę 28,6 mln euro. To oznacza, że liczba wystawionych rachunków w placówkach handlu detalicznego spadła o 44 proc. Natomiast obroty sklepów zmalały o 53 proc. w porównaniu z poprzednim tygodniem, kiedy jeszcze nie było akcji protestacyjnej.
Przeczytaj również ten artykuł: Moralność czasami przegrywa z ceną. Etyczne zakupy bywają trudne
Z czego zatem wynika to osłabienie siły bojkotu konsumenckiego w Chorwacji na początku lutego 2025 roku? Według Tanji Popović Filipović, prezes Centrum Edukacji i Informacji Konsumenckiej z Osijeku, może to wynikać po części ze zmęczenia konsumentów, a po części z okresu – początku miesiąca. Sprzedawcy w sklepach uważają, że wynika to z kalendarza… emerytur. Wielu emerytów akurat 7 lutego otrzymało swoje świadczenia i dlatego udali się na zakupy.
Choć akcja 7 lutego była najmniej skuteczna od zainicjowania bojkotu, to i tak obroty sieci handlowych był znacząco niższe niż przed protestem. Dnia 17 stycznia, gdy nie obowiązywał bojkot, łączna liczba paragonów sięgała niemal 3,7 mln. Z kolei obroty w detalu przekroczyły wówczas 60,5 mln euro. A to oznacza, że nawet w najsłabszy pod względem zaangażowania bojktujących piątek obroty w handlu były o 21 proc. niższe niż przed bojkotem.
Również w Czarnogórze znacznie spadły obroty sklepów na skutek lokalnego bojkotu konsumenckiego. Według danych Administracji Podatkowej pokłosiem bojkotu sklepów 31 stycznia 2025 roku, w przypadku pięciu największych sieci handlowych, był spadek obrotów o 56 proc. w porównaniu z danymi z 24 stycznia, kiedy to w tym kraju jeszcze nie protestowano.
„Konsumenci nadal mniej lub bardziej przestrzegają tego bojkotu. I tym samym wciąż wysyłają wiadomość, że ceny artykułów spożywczych w Chorwacji nie są realistyczne” – powiedziała Tanija Popović Filipović w wywiadzie dla RTL.
Protest może trwać także w innych krajach bałkańskich. „Konsumenci wydają na Bałkanach 40 proc. swoich zarobków na jedzenie, w UE udział ten to ok. 15 proc. W Serbii żywność kosztuje ok. 95 proc. średniej unijnej, ale zarobki są już na poziomie zaledwie 40 proc. średniej UE” – stwierdził Branimir Jovanović z Instytutu Międzynarodowych Studiów Ekonomicznych w Wiedniu w rozmowie z serbskim oddziałem BBC.
Przeczytaj także ten artykuł: W Niemczech panuje lęk. „Mamy do czynienia z kampanią strachu”
Bojkot konsumencki na Bałkanach zaczyna przynosić efekty także po stronie władz. Rząd w Zagrzebiu zdecydował się na rozszerzenie listy produktów objętych regulacją cen. Poprzednia lista, utworzona we wrześniu 2023 roku, zawierała 30 produktów – teraz jest ich 70. Sprzedawcy są zobowiązani do oferowania minimum jednego rodzaju artykułu z tej samej kategorii po cenie nie wyższej niż „rządowa”. Gdy zapas danego produktu się wyczerpie, sklep ma obowiązek wystawić na sprzedaż kolejny produkt w obniżonej cenie.
Minister gospodarki Ante Šušnjar zapowiedział, że w większych sklepach powstaną specjalne regały z tańszymi produktami. Do tych regulacji dość szybko zastosowały się niektóre supermarkety. Ba! Zaczęły to wykorzystywać jako chwyt marketingowy i pokazują, że mają produkty nawet tańsze od tych z rządowej listy.
Oto tylko kilka przykładów takich maksymalnych cen zatwierdzonych przez rząd w Zagrzebiu:
Na podobne rozwiązanie zdecydowała się Federacja Bośni i Hercegowiny, czyli autonomiczna część Republiki BiH. Tutejszy minister handlu, Amir Hasičević, zapowiedział wprowadzenie prawa kontroli cen, które regulowałoby maksymalne stawki za 50 podstawowych produktów.
Co na to obywatele? Bośniacy są rozgoryczeni, że trzeba było bojkotu sklepów, żeby władza wykonała jakikolwiek ruch. Z kolei Chorwaci są przekonani, że to działanie jedynie tymczasowe i nie wpłynie w dużym stopniu na obniżenie cen żywności.
„Ceny maksymalne są w niektórych przypadkach nawet wyższe niż wcześniej. To wszystko rozwiązanie krótkoterminowe, a tych 70 artykułów to nic w porównaniu z tysiącami innych na rynku, których ludzie potrzebują” – uważa Josip Kelemen, prezes i rzecznik platformy konsumenckiej „Halo, inspektore”, która stoi za organizacją bojkotu konsumenckiego w Chorwacji.
Czy podobny bojkot sklepów miałby szanse powodzenia w Polsce? Zdaniem Łukasza Stępniaka, redaktora naczelnego Wiadomości Handlowych, obecnie podobne akcje mają bardziej wymiar medialny. Ostatnie lata pokazują jednak, że bojkot polskich konsumentów może także mieć duży wpływ na przychody niektórych sieci handlowych, dystrybutorów czy producentów.
– Bojkoty konsumenckie mają długą tradycję. Kiedyś protestowano, organizując strajki. Warto przypomnieć słynny „Czerwiec 1976”, gdy wybuchła fala protestów po wprowadzeniu przez ówczesny rząd drastycznych podwyżek cen urzędowych na niektóre artykuły konsumpcyjne. Dzisiaj coraz częściej konsumenci robią to w mediach społecznościowych, siedząc przed smartfonami i laptopami” – mówi Stępniak w rozmowie z Holistic News.
Jak jednak podkreśla ekspert, prawdziwą sztuką jest zorganizować bojkot, który przełoży się na zmianę polityki firmy lub wymusi jej określone zachowanie.
W ostatnich latach najszerszym echem odbiły się protesty związane z napaścią Rosji na Ukrainę. Wówczas konsumenci bardzo ostro wzywali firmy do wycofania się z działalności na rynku rosyjskim. Miało to na celu wsparcie walczących Ukraińców. Jednocześnie społeczeństwo piętnowało firmy, które produkują lub sprzedają swoje produkty na rynku rosyjskim i w ten sposób wspierają tę gospodarkę. W Polsce dotyczyło to głównie sieci Auchan, Makro czy Leroy Merlin, ale na celowniku znalazło się także Nestlé, właściciel marki Winiary.
Czy bojkot konsumencki z 2022 roku odniósł jakiś wymierny skutek? Choć pierwsze doniesienia mówiły o tym, że w pierwszych tygodniach bojkotu znacznie spadły obroty wymienionych wcześniej firm, to w dłuższej perspektywie akcja nie odbiła się w znaczący sposób na ich portfelu. Co więcej, negatywny efekt bojkotu został znacznie zniwelowany przez napływ niemal 2 mln uciekinierów z Ukrainy, którzy wydawali pieniądze w polskich sklepach.
– Co ciekawe, ukraińscy konsumenci gromadnie odwiedzali sklepy, które znali z Ukrainy, w tym wspomniane już Auchan. Polscy konsumenci, którzy w sferze deklaracji bardzo mocno opowiadali się za bojkotem marek pozostających w Rosji, szybko zagłosowali portfelami i wrócili do sklepów, które oferowały kluczową wartość, czyli cenę – dodaje redaktor naczelny Wiadomości Handlowych.
W jego ocenie najpoważniejszym problemem dla dystrybutorów były straty wizerunkowe. W dodatku nie były one konsekwencją decyzji polskich spółek, które na dużą skalę pomagały Ukrainie, przesyłając wsparcie, ale central działających we Francji, Niemczech czy Szwajcarii, które opowiedziały się za pozostaniem na rosyjskim rynku. Ekspert wspomina także, że wówczas dochodziło do wielu indywidualnych wyborów, gdy managerowie – w proteście przeciwko działaniom firmy matki – odchodzili z polskich spółek.
Z kolei część firm, które zdecydowały się zamknąć lub sprzedać swój rosyjski biznes, przyspieszyła swoje działania właśnie ze względu na kwestie wizerunkowe i strach przed utratą wiarygodności w oczach konsumentów.
– Na pewno presja ze strony konsumentów przełożyła się na wyczyszczenie sklepowych półek z produktów rosyjskich dostawców spożywczych i kosmetycznych. Większość sieci handlowych z dumą informowała, że wyrzucają z oferty towary z Rosji i Białorusi. To wydaje się jednym z ważniejszych wydarzeń tamtego czasu – podsumowuje Stępniak.