Prawda i Dobro
Czas „Ministerstwa Prawdy”. O informacji chcą decydować urzędnicy
24 lutego 2025
Dopamina to neuroprzekaźnik w mózgu odpowiedzialny za motywację, nagrodę, przyjemność i regulację nastroju. Wpływa także na procesy poznawcze, koordynację ruchową oraz funkcje układu hormonalnego. Jej niedobór wiąże się m.in. z chorobą Parkinsona, a nadmiar – z zaburzeniami psychicznymi, takimi jak schizofrenia. Okazuje się jednak, że jej działanie nie jest tak oczywiste, jak dotąd sądzono.
Dopamina jest często nazywana „hormonem szczęścia” ze względu na swoją rolę w odczuwaniu przyjemności, motywacji i satysfakcji. W rzeczywistości jednak jest neuroprzekaźnikiem – substancją chemiczną, która przenosi sygnały między komórkami nerwowymi. Dzięki niej możemy myśleć, czuć, poruszać się i reagować na otoczenie. Powszechnie uważa się, że jej wzrost powoduje uczucie przyjemności. Okazuje się jednak, że to uproszczenie – dopamina nie jest bezpośrednią przyczyną euforii.
„Istnieje wiele nieporozumień dotyczących tego, jak działa dopamina i jak funkcjonuje mózg. To jedna z cząsteczek, które pozwalają nam przetrwać” – mówi Anne-Noël Samaha, profesor nadzwyczajny farmakologii i fizjologii na Uniwersytecie w Montrealu, zajmująca się badaniem nagrody i motywacji.
Dopamina działa jak posłaniec w naszym mózgu. Jest uwalniana przez neurony, po czym przemieszcza się do innych komórek i przekazuje im sygnały. Funkcjonuje w kilku kluczowych obszarach mózgu, m.in. w układzie nagrody, który odpowiada za motywację i odczuwanie przyjemności.
Kiedy wykonujemy czynność sprawiającą nam radość – np. jemy smaczną potrawę, słuchamy ulubionej muzyki czy osiągamy sukces – nasz mózg uwalnia dopaminę. To sprawia, że czujemy się dobrze i chcemy powtórzyć to doświadczenie. Właśnie dlatego dopamina zyskała miano „hormonu szczęścia”, choć technicznie rzecz biorąc, hormonem nie jest.
Polecamy: ChatGPT nie sprawdza się w roli lekarza. „Kuracje” pełne błędów
Dopamina nie odpowiada wyłącznie za przyjemność. Pomaga także w koncentracji, uczeniu się i planowaniu. Reguluje ruchy ciała, dlatego jej niedobór prowadzi do drżenia rąk i trudności z poruszaniem się – objawów typowych dla choroby Parkinsona.
Z kolei nadmiar tego neuroprzekaźnika może wywoływać poważne zaburzenia, np. halucynacje i problemy z myśleniem, co obserwujemy w schizofrenii. Zbyt niski poziom tego neuroprzekaźnika często wiąże się natomiast z depresją i brakiem motywacji.
„W niektórych obszarach mózgu wzrost poziomu dopaminy pomaga w koncentracji, ale w innych może prowadzić do impulsywnego zachowania” – tłumaczy Samaha.
W latach 90. i na początku XXI wieku naukowcy przeprowadzali eksperymenty, w których wyłączali zwierzętom układ dopaminowy. Ku zaskoczeniu badaczy, zwierzęta nadal cieszyły się nagrodami, ale ich motywacja do poszukiwania kolejnych „smaczków” spadała. Oznacza to, że dopamina nie sprawia, że coś lubimy – raczej sprawia, że czegoś pragniemy.
„To cząsteczka dążenia do przyjemności” – podsumowuje Samaha.
Za każdym razem, gdy robimy coś przyjemnego, mózg uwalnia dopaminę. W dzisiejszych czasach nie brakuje bodźców wywołujących jej wzrost – przeglądanie smartfona, używki, jedzenie. Dla naszych przodków jednak ten neuroprzekaźnik miał kluczowe znaczenie dla przetrwania. To ona motywowała ich do wielogodzinnego marszu w poszukiwaniu pożywienia.
Obecnie większość rzeczy, których pragniemy i potrzebujemy, jest łatwo dostępna – przynajmniej w krajach rozwiniętych. Dawniej jednak była niezbędna, by skłonić ludzi do podjęcia wysiłku – przejścia wielu kilometrów po posiłek lub budowy schronienia.
Samaha podkreśla, że wykonywanie przyjemnych czynności prowadzi do wzrostu poziomu dopaminy, ale nie można tego nazywać „przypływem”. Według badaczki to zbyt duże uproszczenie. Nasz nastrój zależy również od innych neuroprzekaźników – serotoniny, oksytocyny czy endorfin. To ich wzajemne oddziaływanie w różnych obszarach mózgu decyduje o tym, jak się czujemy.
„W momencie pozytywnego doświadczenia wzrasta aktywność w całym mózgu. Nazywanie tego wszystkiego przypływem dopaminy jest niedocenianiem złożoności tego procesu” – mówi Daniel Dombeck, profesor neurobiologii na Northwestern University w wypowiedzi dla National Geographic.
Nagłe wzrosty poziomu „hormonu szczęścia” same w sobie nie są ani dobre, ani złe. Kluczowe jest, by nie były skrajne. Nadmiar tego neuroprzekaźnika może prowadzić do stanów maniakalnych, natomiast jego niedobór – do depresji. W większości przypadków dopamina pełni jednak neutralną rolę, wspierając podstawowe funkcje niezbędne do przetrwania.
Warto przeczytać: Niewolnicy dopaminy. Trudny temat ADHD u dorosłych.
Post dopaminowy to popularny trend polegający na czasowym ograniczeniu aktywności sprawiających nam przyjemność – np. korzystania z mediów społecznościowych, grania w gry, oglądania filmów czy jedzenia ulubionych przekąsek. Celem jest „zresetowanie” mózgu, zmniejszenie jego przyzwyczajenia do ciągłych nagród i poprawa koncentracji oraz motywacji.
Pojęcie to propagują przede wszystkim specjaliści z Doliny Krzemowej, m.in. dr Cameron Sepah, psycholog z Uniwersytetu Kalifornijskiego, który promuje je jako sposób na walkę z przeciążeniem bodźcami i poprawę zdrowia psychicznego. Choć przypomina to cyfrowy detoks, post ten polega bardziej na świadomym ograniczaniu codziennych „wyzwalaczy przyjemności”, by w przyszłości czerpać z nich większą satysfakcję.
Nie należy jednak traktować tej techniki zbyt dosłownie. Nie chodzi o to, żeby całkowicie unikać przyjemności w celu ograniczenia produkcji dopaminy – to w zasadzie niemożliwe. Kluczowe jest raczej eliminowanie szkodliwych nawyków, takich jak kompulsywne korzystanie ze smartfona. Ostatecznie nie chodzi o rezygnację z przyjemności, ale o odzyskanie nad nimi kontroli.
Polecamy: Humanizm. Jaką drogę powinniśmy obrać w XXI wieku i jakie wartości rozwijać?