Dzieci w Azji są programowane na sukces. Czy azjatyckie dzieciństwo to wyścig?

Azja Wschodnia to miejsce, które większość chciałaby odwiedzić, ale w którym mało kto chciałby pracować. Kojarzy nam się z etatowcami siedzącymi do nocy w biurze, żeby tylko nie zakończyć pracy przed szefem, ze zjawiskiem śmierci z przepracowania czy epidemią rozwodów osób starszych (kiedy to mężczyzna przechodzi na emeryturę i po raz pierwszy zaczyna spędzać czas w domu). Dzieciństwo często jest dla Japończyków i Koreańczyków jedynym beztroskim okresem w życiu.

Małe zuchy

W 2022 roku na Netflixie pojawił się niespodziewany hit serialowy – japoński program z początku lat 90. Old Enough! (jap. Hajimete no otsukai, czyli „Mój pierwszy sprawunek”). Każdy odcinek prezentuje zaledwie paruletnie dzieci, które wykonują swoje pierwsze poważne zadanie pod nadzorem dorosłych, którzy z dystansu nagrywają wszystko kamerą. Oglądamy czterolatki, które same przechodzą przez ulicę, robią zakupy na obiad, kupują kwiatki, korzystają z transportu publicznego, a nawet zanoszą tacie jedzenie.

Trudno „na sucho” wytłumaczyć fenomen serialu, koniecznie należy obejrzeć zmagania małych zuchów z „dorosłymi” obowiązkami – przedszkolaki są urocze, przechodnie pomocni. Przede wszystkim jednak program wydaje się pochodzić z zupełnie innego świata. Trendy wychowawcze panujące obecnie na Zachodzie, a szczególnie w Ameryce Północnej, każą widzieć świat jako miejsce niebezpieczne, w którym dziecko wymaga bezustannej opieki rodzica. Pozostawienie dziecka samego może się nawet wiązać z konsekwencjami prawnymi.

Wschodnioazjatycki styl wychowania bardzo różni się od zachodniego. Japońskie dzieci od małego uczą się odpowiedzialności i bycia częścią społeczeństwa. W szkole podstawowej uczniowie sami zamiatają klasy, myją i szorują podłogi, wydają posiłki w szkolnej stołówce i uczą dzielić się zadaniami. Japonia jest bezpiecznym krajem i nawet w wielkich miastach dzieci same docierają do szkoły transportem publicznym i same jeżdżą na zajęcia pozalekcyjne.

Polecamy: Nie chcieli mieć córek, dzisiaj są bezcenne. Co się dzieje w państwie środka?

Dzieciństwo w Azji – piękne złego początki

Podobnie jak w Polsce maluchy w Japonii mają swoje narodowe święto – Shichi-go-san, czyli „siedem-pięć-trzy”. To święto dziewczynek w wieku siedmiu i trzech lat oraz pięcioletnich chłopców. Co roku 15 listopada ubiera się dzieci w tradycyjne japońskie stroje kimonohakama, a następnie zabiera do świątyni, żeby podziękować za ich zdrowie. Koreańskie dzieci świętują 5 maja, spędzając cały dzień z rodzicami. Czeka na nie wycieczka do zoo albo do kina, na lody albo na jakiś inny deser. Tego dnia dostają piękne prezenty.

Japońscy i koreańscy rodzice starają się jak najbardziej osłodzić życie maluchom. Wraz z rozpoczęciem edukacji szkolnej ich życie będzie coraz mniej beztroskie i coraz bardziej wypełnione obowiązkami. Nigdzie nie jest to widoczne bardziej niż w Seulu, stolicy Korei Południowej. Młodzi ludzie spędzają tam młodość, uwięzieni na korepetycjach do dziesiątej wieczorem, garbiąc się nad pracą domową, i w ciągłej rywalizacji z kolegami z klasy o najlepsze oceny.

Celem jest dostanie się do nieba – czyli do SKY. SKY to akronim pochodzący od nazw najważniejszych uniwersytetów w Korei Południowej: Narodowego Uniwersytetu Seulskiego, Uniwersytetu Korei i Uniwersytetu Yonsei. Dostanie się do jednego z tych ośrodków jest gwarancją sukcesu w życiu i jest warte każdych poświęceń. Nauka do egzaminów kończących liceum trwa latami, oznacza rezygnację z zainteresowań i kontaktu z rówieśnikami, zarwane noce i przekierowanie całego budżetu domowego na rzecz kursów przygotowawczych.

Dzieciństwo w Azji Wschodniej bywa przepełnione nauką: Koreańczyk nad książkami
Dzieciństwo w Azji Wschodniej to często wstęp do trudnego życia. Il. Midjourney

Fenomen małego cesarza-psychopaty

Tymczasem w Chinach obserwujemy inny trend. Dzięki polityce jednego dziecka w kraju wyrosło pokolenie jedynaków, które przyzwyczajone było do wyjątkowego traktowania. Oskarżano ich o bycie słabymi i o to, że nie umieją pogodzić się z odpowiedzialnością, która towarzyszy byciu osobą dorosłą. Zdiagnozowano u nich syndrom małego cesarza. Dzisiaj to pokolenie ma swoje dzieci, także jedynaków, którzy mają do dyspozycji telefony komórkowe i media społecznościowe. I dziadków, którzy rozpieszczają je na zmianę z rodzicami.

Fenomen małego cesarza dotyczy szczególnie rodzin z klasy średniej i wyższej. Dzieci, szczególnie chłopców, rozpieszcza się, inwestując w nich wszystkie zasoby rodziny i zaspokajając każdą zachciankę. Ponieważ Chiny nie prowadzą programu emerytalnego, dziecko jest wyłączną gwarancją przyszłego dobrobytu swoich rodziców. Dając młodemu pokoleniu dzieciństwo marzeń, rodzice liczą na to, że w przyszłości syn odda im przysługę i zajmie się nimi na starość.

W społeczeństwie pojawiło się przyzwolenie na zachowania narcystyczne i agresywne. Do chińskich mediów trafiają nagrania, na których widać dzieci bijące swoich rodziców, na przykład w odwecie za odebraną komórkę czy tablet. Żeby uniknąć stresu, rodzina folguje małym cesarzom, starając się przewidzieć ich kolejne potrzeby. A kiedy dziecko zachowuje się niegrzecznie w stosunku do obcych, broni się go, zamiast dyscyplinować. Z „proszę mu wybaczyć, ma tylko trzynaście lat” szybko zrobi się „dwadzieścia” i „trzydzieści”.

Polecamy: Zmierzch przyzwoitości. Akceptowanie łajdaków w mediach prowadzi do społecznej degradacji

Chłopcy dla siebie, dziewczynki dla sąsiada

Polityka jednego dziecka doprowadziła do ogromnej dysproporcji płci. W wielopokoleniowym modelu rodziny mężczyźni przyprowadzali synową do domu, żeby usługiwała teściom. Tymczasem córka opuszczała własny dom rodzinny, żeby służyć obcym. Wystarczy dodać do tego siłę fizyczną chłopców, przydatną w pracy na gospodarstwach rolnych, i można zrozumieć, dlaczego przez dekady preferowano dzieci płci męskiej. W momencie, kiedy rząd uniemożliwił obywatelom posiadanie więcej niż jednego potomka, dla wielu osób wybór był oczywisty.

Do niedawna w Japonii i Korei Południowej obowiązywał podobny trend. Na urodzenie dziecka płci męskiej nalegały przede wszystkim teściowe, które liczyły na przedłużenie linii rodowej swojego syna. W trakcie rozmów z pięćdziesięcio-, a nawet czterdziestoletnimi Koreankami, spotkałam się z matkami, które rodziły dzieci tak długo, aż pojawił się chłopiec – ze względu na presję rodziny męża. Te, które miały dzieci obojga płci, przyznawały, że teściowa traktuje lepiej ich synów.

Dzisiaj trend zaczyna się odwracać. Nacisk teściów jest coraz słabszy. Rodziny wielopokoleniowe są bardzo rzadkie. Rodzice męża często mieszkają daleko od młodej pary i mają ograniczony wpływ na ich życie. Spotkane przeze mnie Japonki i młodsze Koreanki opowiadały, że na przekór tradycji zależało im właśnie na urodzeniu dziewczynki. Według nich posiadanie córki oznacza bliższą relację emocjonalną i realne wsparcie w prowadzeniu domu.

Dzieciństwo w Azji a zapaść demograficzna

Korea Południowa i Japonia od lat biją się o najniższe miejsce w rankingu dzietności na świecie. Chiński rząd przyznaje, że populacja kraju również spadła poniżej progu odnawialności (2,1 dziecka na kobietę) – prawdopodobnie statystyki są jeszcze gorsze, bo według analityków chiński rząd od lat zawyża dane o ludności (nawet o dziesiątki milionów osób).

Każdy z wyżej wymienionych krajów prowadzi działania, które mają załatać dziurę demograficzną na różne sposoby. Azja Wschodnia mierzy się jednak z wieloma problemami. W Korei Południowej na szczycie listy plasują się prywatne długi, niedostępność mieszkań i wysokie koszty edukacji dzieci. W Chinach bolączką są wzrost nierówności ekonomicznych i nierównowaga płci. A w Japonii słynna na cały świat kultura korporacyjna nadal nie pozwala kobietom na znalezienie równowagi między pracą a życiem prywatnym.

Kiedy nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi o pieniądze. Kryzys demograficzny w Azji Wschodniej wymaga ogromnych nakładów ze strony rządów. Oraz chęci. Należy zainwestować w opiekę nad dziećmi, zdemokratyzować system edukacyjny, uregulować rynek nieruchomości, umożliwić kobietom powrót do pracy po latach poświęconych opiekowaniu się potomstwem, a przy okazji może dorzucić parę groszy bezpośrednio do kieszeni rodziców. A to dopiero wierzchołek góry lodowej. Na razie nie zapowiada się, żeby którykolwiek z rządów był gotowy na tak wielkie zmiany, możemy więc oczekiwać, że problem załata się tak, jak zwykle – imigrantami.


Polecamy:

Źródła
F. Master, China’s Population Drops for Second Year, With Record Low Birth Rate, 17.01.2024, Reuters [online].

Może Cię także zainteresować: Pszczela monarchia. Jak owady nadają kształt wszystkiemu, co znamy

Opublikowano przez

Małgorzata Sidz

Autorka


Japonistka, filmoznawczyni, magister studiów o Azji Wschodniej. Autorka reportaży „Mądre matki, Dobre żony. Kobiety w Korei Południowej” i „Kocie Chrzciny. Lato i zima w Finlandii” oraz powieści „Pół roku na Saturnie”. Lubi przeprowadzki międzykontynentalne i jedzenie lokalne, uczy się stu języków, tańczy taniec brzucha i ratuje bezdomne króliki.

Chcesz być na bieżąco?

Zapisz się na naszą listę mailingową. Będziemy wysyłać Ci powiadomienia o nowych treściach w naszym serwisie i podcastach.
W każdej chwili możesz zrezygnować!

Nie udało się zapisać Twojej subskrypcji. Proszę spróbuj ponownie.
Twoja subskrypcja powiodła się.