Efekt Wertera. Niebezpieczne konsekwencje mówienia o jednym z największych ludzkich dramatów

W ostatnich latach polskie media nieustannie informują nas o epidemii prób samobójczych dzieci i młodzieży. Nic w tym dziwnego, ponieważ z roku na rok rośnie liczba zamachów podejmowanych na swoje życie właśnie przez najmłodszych. Jednak gremialne poruszanie tego tematu ma jeden zasadniczy efekt – normalizowanie zjawiska. 

W psychologii podejmowania decyzji znany jest bowiem mechanizm oswajania się z najbardziej ryzykownymi opcjami, które nie przyszłyby nam do głowy, gdyby zewsząd o nich nie dyskutowano. W jego obrębie mieści się tak zwany „efekt Wertera”. Nazwa ta pochodzi od wydarzeń, które pierwszy raz zaobserwowano, gdy w 1774 roku Johann Wolfgang von Goethe opublikował powieść Cierpienia młodego Wertera. Wywołała ona u czytelników potrzebę naśladownictwa. 

Nagle liczba prób odebrania sobie życia przez młodych Niemców gwałtownie wzrosła. Co więcej, wybierali oni tę samą metodę, co literacki bohater. Z tego powodu w Danii i we Włoszech zabroniono rozpowszechniania książki. Fala samobójstw miała również miejsce po informacji o odebraniu sobie życia przez Marilyn Monroe, Kurta Cobaina czy Anthony’ego Bourdaina.

Efekt Papageno

Dzięki tym tragicznym wydarzeniom dowiedzieliśmy się, że przekazywanie informacji o samobójstwie – nie tylko w mediach, ale też wśród małych społeczności jak rodzina czy szkoła – może powodować wzrost liczby prób odbierania sobie życia w odstępie kilku dni od podania tej informacji.

Z kolei zespół austriackich i niemieckich psychologów, psychiatrów i specjalistów w zakresie komunikacji, który przeprowadził obszerną analizę blisko pięciuset doniesień prasowych poświęconych samobójstwom wykazał, że prawdopodobieństwo częstszych samobójstw zwiększają również artykuły zawierające obiektywne opinie ekspertów i fakty epidemiologiczne związane z tym zjawiskiem. A takimi informacjami bombardowane są codziennie polskie media. Większość z nich nie spełnia warunków zaleceń porozumienia Reportingonsuicide.org, które respektują główne szkoły dziennikarstwa na całym świecie. 

Do absolutnych wyjątków należą takie doniesienia medialne, które mogą wywołać tak zwany „efekt Papageno”.  Został on nazwany imieniem jednego z bohaterów „Czarodziejskiego fletu” Mozarta – Papageno. Zrozpaczony po stracie ukochanej chce popełnić samobójstwo, ale odwodzi go od tego rozmowa z trójką chłopców, którzy pokazują mu alternatywne możliwości rozwiązania jego sytuacji. Dziś wiemy, że pokazanie samobójstwa w odpowiedniej perspektywie może mu  zapobiec

mówi psycholog dr Tomasz Witkowski.

Zobacz też: Zapominamy dawać dzieciom to, co najważniejsze. Smutna rzeczywistość depresji wśród najmłodszych

Lekceważący stosunek

Z danych Komendy Głównej Policji wynika, że zarówno w 2023, jak i 2022 roku próby samobójcze podjęło ponad dwa tys. dzieci (w wieku 13–18 lat). Dla porównania, w 2021 roku prób samobójczych było ok. 1,4 tys. W 2020 roku mniej niż tysiąc, a dekadę wcześniej – około 350. Co ciekawe, statystyka przypadków zakończonych śmiercią jest od tego czasu na mniej więcej takim samym poziomie. Dziś wynosi 138 zgonów, podczas gdy w 2013 roku mieliśmy do czynienia z 144 przypadkami takiej śmierci.

Zdecydowany wzrost liczby zamachów samobójczych niezakończonych śmiercią w stosunku do tych śmiertelnych może świadczyć o pozorowanym charakterze tych pierwszych. Prawdopodobnie dzięki takim próbom, osoby te otrzymują od otoczenia to, czego wcześniej nie udawało im się osiągnąć. Skuteczniej zwracają więc uwagę rodziców, nauczycieli, pedagogów

– komentuje psycholog.

W związku ze zwiększoną skalą prób samobójczych podejmowanych przez dzieci oraz notorycznym nagłaśnianiem problemu przez media, w przestrzeni publicznej coraz częściej możemy przysłuchać się rozmowom dorosłych, którzy wzajemnie sobie o tym opowiadają. Zdarza się nawet, że takie konwersacje przebiegają w atmosferze lekkości, na przykład podczas picia piwa.

Liza Summer

Jeżeli my sobie przy piwku opowiadamy o takich rzeczach, to musimy włączyć w to jakiś zakres lekceważenia. W innym wypadku ciężar emocjonalny podczas takich rozmów byłby dla nas nie do zniesienia. Tymczasem osoby, które rzeczywiście bardzo silnie cierpią, w wyniku takiego lekceważącego stosunku, mogą powstrzymywać się przed mówieniem o swoich problemach. Ponieważ będą się obawiały, że spotkają się ze stwierdzeniem, że jeśli właściwie robią to prawie wszyscy, to ich problem wcale nie jest głęboki i bolesny

– diagnozuje specjalista.

Dziecko bez butów

W dobie kryzysu zdrowia psychicznego dzieci i młodzieży, który to w niektórych przypadkach może doprowadzić do odebrania sobie życia, należałoby się zastanowić, jakie realne rozwiązania ochronią najmłodszych przed cierpieniem. Dziś jednym z czołowych pomysłów jest zatrudnienie większej liczby psychologów w szkołach.

Według dr. Witkowskiego to leczenie skutku, a nie przyczyny:

Wyobraźmy sobie dziecko, które przez całą zimę chodzi do szkoły w dziurawych butach, aż wreszcie choruje na zapalenie płuc. Idziemy z tym dzieckiem do lekarza, on zapisuje mu antybiotyki najnowszej generacji i kładzie je na tydzień do łóżka. Dziecko wstaje po tygodniu, zakłada z powrotem te dziurawe buty, po czym znów wędruje w błocie i śniegu do szkoły. I my robimy dokładnie to samo.

Tymczasem – wedle dr. Witkowskiego – rzeczywistym rozwiązaniem problemów dziecka może być na przykład usunięcie przemocy z jego rodziny, czy zaprzestanie szykanowania w grupie rówieśniczej.

Dowiedz się więcej: Nieznane objawy depresji. Jak skutecznie radzić sobie z chorobą?

Jego tezę potwierdza opublikowana w 2020 roku metaanaliza obejmująca 50 lat badań nad skutecznością różnych form interwencji mających na celu zapobieganie samobójstwom. Zespół badaczy pod kierownictwem Kathryn Fox z University of Denver i Xieyininga Huanga z Florida State University przeanalizował 1125 najbardziej poprawnych metodologicznie badań w tym polu. Wzięto pod lupę między innymi interwencję kryzysową, różne formy psychoterapii, farmakoterapię, hospitalizację czy wsparcie rówieśnicze. Jak wykazano, skuteczność wszystkich metod jest bardzo mała, a ich efekty nie utrzymują się w dłuższym czasie. 

Według psychologa, realną pomoc może przynieść budowanie w dziecku umiejętności społecznych, praca nad radzeniem sobie ze stresem czy zwiększeniem samooceny. Innymi słowy, warto postawić przede wszystkim na profilaktykę. W tej chwili na wyciągnięcie ręki dostępne są programy, między innymi Instytutu Psychologii Uniwersytetu Maltańskiego, które na podstawie rzetelnie opracowanych dowodów naukowych uczą dzieci tak zwanej twardości psychicznej.

Polecamy: Z badań wynika, że pomaganie innym to lek na depresję i zły nastrój

Syndrom inspektora przeciwpożarowego

„Dlaczego nie wprowadzamy do szkół profilaktycznych działań?” – pytam psychologa.  Jak twierdzi, chodzi o „syndrom inspektora przeciwpożarowego”:

Otóż żaden inspektor nie znalazł się w nagłówkach gazet, nie stał się bohaterem medialnym, choćby zapobiegł tysiącom pożarów. Natomiast trafi tam strażak, który uratował dziecko z płonącego domu. Praca u podstaw jest nudna, niewdzięczna, niewidoczna. I nie nadaje nam aureoli pomagacza ludzkości, uzdrowiciela i zbawcy.

Badacz przestrzega przed zbyt dużym społecznym zaufaniem do psychologów, psychiatrów czy psychoterapeutów. To właśnie oni straszą nas w mediach „epidemią samobójstw”.

Często zapominamy, że stanowią oni gałąź biznesu. Jakbyśmy na to nie spojrzeli, psychoterapia zarabia jednak na ludzkim nieszczęściu

– podsumowuje.

Może Cię zainteresować:

Opublikowano przez

Dominika Tworek

Autor


Dziennikarz społeczny, wolny strzelec. Publikowała m.in. w „Polityce”, „Tygodniku Powszechnym”, „Dwutygodniku” czy miesięczniku „SENS”. Krytycznym okiem przygląda się zjawiskom współczesnej kultury. Poetycka dusza, dociekliwy umysł. Towarzysz życia: czekoladowy husky – Fąfel.

Chcesz być na bieżąco?

Zapisz się na naszą listę mailingową. Będziemy wysyłać Ci powiadomienia o nowych treściach w naszym serwisie i podcastach.
W każdej chwili możesz zrezygnować!

Nie udało się zapisać Twojej subskrypcji. Proszę spróbuj ponownie.
Twoja subskrypcja powiodła się.