Humanizm
Zagadki umysłu. Możliwe, że Twój przyjaciel to zombie
12 października 2024
Używanie wieszaka jako korektora postawy czy przywiązywanie ręki jako remedium na leworęczność odeszło już na szczęście do lamusa. Jeśli jesteśmy rodzicami, to coraz bardziej świadomymi, jeśli nauczycielami, coraz lepiej wykształconymi. Jednak czasami pośród niezliczonych teorii wychowania, nowych metod i podejść możemy zgubić najważniejsze – dziecko.
6:30, pobudka. 8:00-14:00 szkoła, później, do 16:30 świetlica w oczekiwaniu na rodziców. W poniedziałki i środy, do 20:00, trening piłki nożnej. We wtorki i czwartki: język chiński. Angielskim posługuje się już płynnie od szóstej klasy szkoły podstawowej. W piątki jest luźniej, chociaż prawdopodobnie od drugiego semestru dojdzie jeszcze basen. Poza szkołą świat ogląda zza szyby samochodu rodziców, przewożącego go ze szkoły na zajęcia i do domu. Z przyjaciółmi praktycznie się nie spotyka, w sumie nie wie, czy ich ma, a zresztą i tak nie miałby czasu. Jest dopiero w siódmej klasie, a już bardzo, bardzo chciałby odpocząć.
Największą troską rodziców jest zazwyczaj to, żeby ich dziecko było szczęśliwe. Niekiedy jednak szczęście rozumiemy jak stan do osiągnięcia w dłuższej perspektywie. I przyjmujemy swój, dorosły punkt widzenia. A jest on zupełnie inny niż dziecięcy. My jako wyznacznik dobrego życia uważamy pracę, uznanie, prestiż, dostatek. I, mimo że sami tak naprawdę nie czujemy się do końca szczęśliwi, robimy wszystko, aby nasze dzieci nie zaznały materialnego braku w żadnej postaci.
Dorośli millenialsi to ludzie ambitni, znający wartość pracy i bardzo dobrze wykształceni. Spojrzenie na świat ukształtowało w nich pokolenie rodziców, którzy pamiętają czasy kumoterstwa, kombinacji i wiecznego niedostatku. To dlatego urodzeni w latach dziewięćdziesiątych tak bardzo cenią swój poziom życia. Milenialsom jako pierwszemu pokoleniu w Polsce udało się osiągnąć poziom życia niegdyś znany tylko na „zachodzie”.
Własne mieszkanie, samochód, wakacje. Dojście do poziomu życia, gdy można sobie na to wszystko pozwolić, kosztowało wiele. Czasu, energii, nieprzespanych nocy. Studia, praca, awanse. Niektórzy nazywają to wyzyskiem zachodnich korporacji. Może i tak, ale – jak widać na cukierkowych profilach w mediach społecznościowych – to się opłaca. Zdjęcia na tle palm, loga najdroższych marek na koszulkach, lśniące auta. Mamy wszystko, o czym marzyliśmy. O czym marzyli nasi rodzice. Nasze dzieci też będą miały wszystko, o czym marzą. Tylko muszą ciężko pracować. Trzeba harować, żeby wyjść na ludzi!
Polecamy: Kluczowe cechy introwertyków. Ich siła może zaskoczyć
Według statystyk, na kliniczną depresję w Polsce cierpi 1 proc. dzieci przedszkolnych w wieku powyżej 2-3 roku życia, 2 proc. dzieci w wieku 6-12 lat oraz do 20 proc. w grupie młodzieńczej. To bardzo smutne, kiedy konfrontujemy się z tak gorzką rzeczywistością. Oto nasze dziecko, któremu staraliśmy się zapewnić wszystko, cierpi na chorobę.
Depresja nastolatka bardzo często wiąże się z samookaleczeniami, próbami samobójczymi, zaburzeniami odżywiania. Jest to trudne dla pacjenta, ale i dla jego otoczenia. W szczególności dla rodziców. Pracowaliśmy do granic wytrzymałości, często ponad siły. Również dla nich. Przede wszystkim dla nich.
Tymczasem nasza największa miłość każdego dnia coraz bardziej się od nas oddala. Znika w naszych oczach obraz posłusznego, uśmiechniętego dzieciaka. Zastępuje go coraz częściej chłodne spojrzenie, ciche kroki snującego się po domu, cierpiącego młodego człowieka, któremu nie umiemy pomóc.
Rozmawiać, ale jak? Karzą nam słuchać, ale on nie chce mówić. Czasem musimy jednak skonfrontować się z trudną prawdą. Chcąc dać wszystko, zapomnieliśmy o najważniejszym. O czasie. O swojej obecności. Ale nie w aucie, podczas przewożenia ze szkoły na trening i z powrotem do domu. O czasie poświęconym tylko jemu – dziecku.
Zobacz też:
Zapytajmy rodziców. Jeśli mamy jeszcze taką okazję. Kiedy czuli się najszczęśliwsi. Dla współczesnego dziecka chleb z wodą i cukrem to nie jest rarytas. Ale dla nich pewnie był. Cerowane spodnie, czy dwie (tylko!) pary butów brzmi jak relacja z kraju Trzeciego Świata. Całe dnie na podwórku, ganianie za piłką, wybłocone ubranie. Czy wtedy było lepiej? Nie. I nie o to chodzi.
Mimo że często będą tak twierdzili, ale to po prostu ich tęsknota za byciem dzieckiem i za powrotem do szczenięcych lat. Kto chociaż trochę interesuje się historią, wie, że Polska w latach sześćdziesiątych, siedemdziesiątych delikatnie mówiąc, nie była krajem bogatym. Ówczesne dzieci miały jednak coś, czego nie mają dzisiejsze. I trudno tak naprawdę orzec co takiego. Może po prostu więcej czasu?
Dzisiejsze dziecko się nie nudzi. Jeśli nie ma szkoły, to ma zajęcia dodatkowe. Wypełnianie czasu najmłodszym to świadoma lub nie kalka zachowań dorosłych. Potrzeba, aby mieć efektywnie wykorzystaną każdą minutę. Dziecko nie musi być efektywne. Dziecko musi się nudzić.
Gdzie ona się podziała? Przeżywana jako uczucie dyskomfortu, kiedy minuty snują się jak godziny, dookoła brak kogoś z kim można by było zrobić coś ciekawego. Nic nie przykuwa wystarczającej uwagi, aby się tym zająć. Uczucie jakby z pogranicza smutku i frustracji, ale inne. Nuda. Najgorszy koszmar czasów dzieciństwa, którą to udało nam się skutecznie zlikwidować w XXI wieku.
Co było w niej złego? Z perspektywy czasu wiemy, że przecież to właśnie wtedy powstawały najlepsze pomysły! Najlepsze zabawy, nowe gry, kreatywnie wykorzystane przedmioty, które znaleźliśmy w domu lub na podwórku. Z nudów też może zajrzeliśmy do starej książki i dowiedzieliśmy się czegoś nowego, albo też snuliśmy bezczelne, szczenięce wizje odkrywania świata i nowych przygód. A może wtedy też mieliśmy okazję, żeby trochę „pozawracać głowę” bratu, siostrze, mamie, tacie, dziadkowi czy babci. I może, chociaż na początku niechętnie, bo oni zawsze „coś” robili, to trochę z nimi pogadaliśmy, poznaliśmy jakąś ciekawą historię lub straszną opowieść.
Czy to było naiwne? Tak. Naiwne, bo dziecięce. Czy dzieci dziś bywają naiwne? Zaskakująco krótko. Dopóki nie nauczą się operować kciukiem. Mając do swojej dyspozycji całą wiedzę dzisiejszego świata, nic ich nie zaskakuje, nic nie dziwi. Opowieść starszego człowieka nie jest ciekawa, a do tego w połowie zmyślona. Przecież można sprawdzić w internecie! Jeśli będę się chciał czegoś dowiedzieć, to wygoogluję. Nawet nie przyjdzie mi do głowy kogoś spytać, bo po co?
Polecamy: Odkryj swoje wewnętrzne dziecko. Przewodnik po dziecięcej radości i niewinności
„Japonia? Byłem. Afryka? Byłem. Tajlandia? Byłem. Ale nic nie widziałem. Całe dnie siedziałem w hotelu i grałem na komputerze”
– mówi nastolatek, którego rodzice dosłownie, „obwieźli” po całym świecie.
Zmaga się z poważną depresją i zaburzeniami lękowymi. Cierpienie mimo nadmiaru. A może, bardziej cierpienie z powodu nadmiaru. Bo, na to wszystko, co miał ten chłopak trzeba było zarobić. W gromadzeniu majątku nie ma nic złego. Jednak, w tym wypadku, czegoś zabrakło. Czegoś między rodzicami i czegoś dla dzieci.
Rozsypało się, zaczęły się wzajemne oskarżenia i walka. Ucierpieli najsłabsi. Mimo egzotycznych wycieczek, kuchni świata i drogich ubrań.
Ale czym w tym przypadku byłby złoty środek? Może przede wszystkim wiarą w to, że życie nie jest grą o sumie zerowej. To znaczy, że nie musi cierpieć ktoś, żeby innym żyło się lepiej. To znaczy, że nie musi nam zabraknąć miłości i czasu, żeby zapewnić sobie i rodzinie godne życie.
Obok wiary w to, że stać mnie na lepsze życie, miłości, że robię to dla kogoś i nadziei, że to wszystko mi się uda, niech zamieszka w nas jeszcze mądrość. Mądrość w wyborach, wiedzy, kiedy się zatrzymać i świadomości, żeby nie zatracić wrażliwości. „Najważniejsze [bowiem], jest to, co niewidoczne dla oczu”.
Może Cię zainteresować:
Źródła:
J. Bomba, R. Modrzejewska, Prospektywne badania dynamiki depresji u dzieci między preadolescencją a wczesną fazą dorastania, [w:] „Psychiatria Polska”, 2006.
K. Sornat, Nuda na wsi, nuda w mieście – na podstawie badań ankietowych uczniów reprezentujących różne środowiska społeczne, [w:] „Nuda–Melancholia–Pustka”.
Polecamy: Troska to nie litość, czyli o trudnościach w identyfikowaniu dobrej woli