Nauka
Serce ma swój „mózg”. Naukowcy badają jego rolę i funkcje
20 grudnia 2024
Wszyscy jesteśmy bacznymi obserwatorami. Kamerka w smartfonie dodatkowo sprawia, że rzeczywistość, nawet najgorszą, oglądamy jak w kinie. Jednak czasem możemy sami w tym „filmie” wystąpić. Jak się wówczas zachowujemy? Odgrywamy główną rolę, czy dopasowujemy się do reakcji innych? W przypadku wyboru postaci z pierwszego planu poniesiemy konsekwencje. Gdy skryjemy się w tłumie, odpowiedzialność będzie rozproszona, a my będziemy się mogli cieszyć statusem widza.
Zjawisko tzw. efektu widza psycholodzy zaczęli badać 60 lat temu, a wszystko zaczęło się w ponurych okolicznościach. Wyniki badań naukowych, które opisujemy, wskazują nie tylko na przyczyny psychologicznej bierności tłumu, ale też niestety częste powody indywidualnych zachowań człowieka w krytycznych sytuacjach.
W marcową noc 1964 r. w Nowym Jorku do domu wracała 28-letnia Kitty Genovese. Skończyła właśnie zmianę w barze, gdzie pracowała jako managerka. Zaparkowała samochód 30 metrów od wejścia do swojej kamienicy. Gdy wysiadła z auta, zaatakował ją bandyta z nożem w ręku. Kobieta zaczęła krzyczeć i wzywać pomocy. Napastnik zranił ją, jednak Kitty zdołała się wyrwać i uciec kilka metrów. Wówczas ktoś krzyknął z okna: „Zostaw tę dziewczynę!”. To wystarczyło, by bandyta spłoszył się, wsiadł do swojego auta i odjechał.
Nikt jednak nie wyszedł do rannej Genovese, której udało się jedynie doczołgać za róg budynku. Tymczasem przestępca po kilku minutach wrócił. Przez nikogo nieniepokojony ograbił kobietę z 49 dolarów i zadał kolejne ciosy nożem. Cały dramat trwał ok. pół godziny. Po ucieczce napastnika ktoś wreszcie zawiadomił policję, która przyjechała w ciągu kilku minut. Ostatecznie ofiara zmarła w drodze do szpitala.
Oczywiście nie było to wówczas jedyne morderstwo w Nowym Jorku popełnione przez zwyrodnialca i zboczeńca. Jednak zbrodnia na Kitty Genovese weszła na stałe do podręczników psychologii. Naukowców zainteresowała bowiem postawa świadków zdarzenia. Mieszkańcy spokojnej skądinąd ulicy zeznali później, że istotnie słyszeli odgłosy jakiejś szarpaniny, ale odebrali je jako zwykłą kłótnię.
Musieli jednak wiedzieć, że sprawa dotyczy kobiety wzywającej pomocy. New York Times cytował też inne usprawiedliwienia sąsiadów, którzy słyszeli niepokojące odgłosy: „Nie chciałem się w to mieszać”; „Szczerze mówiąc, baliśmy się”; „Byłem zmęczony. Wróciłem do łóżka”.
Gorący temat: Autyzm dziecięcy pod lupą naukowców. AI pomaga go wykryć
Fakt, że nikt nie rzucił się na bandytę, trzymającego w ręku nóż, może nie powinien dziwić. Jednak informacja, że nikt nie zadzwonił na policję, jest już co najmniej zastanawiająca. Wydawałoby się, że im więcej świadków zajścia, tym większa szansa na pomoc. Jednak jak się okazało w praktyce, wraz ze zwiększającą się liczbą świadków, wzrosła również bierność każdego z nich.
Amerykańscy psycholodzy John Darley i Bibb Latane wyróżnili trzy czynniki, które mogą powstrzymać osobę postronną od udzielenia pomocy komuś obcemu, będącemu w potrzebie:
Pierwsze z nich to rozproszenie odpowiedzialności. Wraz ze zwiększającą się grupą świadków, przyglądających się zdarzeniu, odpowiedzialność każdego z nich maleje, dzieląc się i rozkładając na innych. Podobnie moralny obowiązek pomocy krępuje coraz mniej, gdy rozkłada się na innych członków grupy. Każdy jest bierny, więc mamy bierność tłumu. Zamiast realnej pomocy jest tzw. efekt widza, niezaangażowanego gapia.
Z kolei w razie oskarżeń o brak udzielenia pomocy, winę indywidualną można także rozłożyć na pozostałych biernych obserwatorów. Wreszcie rozproszenie odpowiedzialności opiera się na wierze, że w końcu ktoś inny zawsze zaoferuje pomoc.
Zobacz także: Jak Polska poradzi sobie z kryzysem? Możemy przeskoczyć najtrudniejszy moment
Drugim czynnikiem powstrzymującym nas od działania jest lęk przed oceną innych. Przecież możemy się wygłupić, udzielając pomocy w niefachowy sposób albo spiesząc z pomocą niechcianą. Nie mówiąc już o prawnych skutkach wadliwej pomocy. Poza tym pozostaje w tyle głowy jeszcze jeden hamulec, tj. ocena sytuacji: „a co się będę angażował, jeszcze mnie będą po sądach ciągać”. Bezpieczniej zatem pozostać anonimowym świadkiem.
Taka postawa widoczna jest nie tylko w sytuacjach niosących ryzyko, ale i w codziennych relacjach. Stąd na przykład zapewnienia ze strony wykładowców, że „nie ma głupich pytań”. W ten sposób dodaje się otuchy tym, którzy chcą się czegoś dowiedzieć, ale boją się spytać i stracić twarz przed innymi studentami.
Bierność w takim przypadku spowodowana jest błędnym założeniem, że wszyscy wiedzą już to, o co chcielibyśmy się zapytać. Nie chcą przy tym słuchać oczywistych odpowiedzi. Podobne zjawisko psycholodzy nazywają pluralistyczną ignorancją. Jest ona wymieniana jako trzeci czynnik, który może powstrzymywać przed udzieleniem pomocy w sytuacji kryzysowej.
Świadek zdarzenia kieruje się bowiem niewłasną oceną sytuacji, ale uznaje „mądrość” grupy, w której się znajduje. Zatem skoro pozostali z „widzów” nie reagują, to znaczy, że sytuacja nie jest na tyle poważna, by reagować.
Poważny problem: Samotność w tłumie. Zajęci sobą przestajemy widzieć innych ludzi
Świadek zdarzenia nie musi się nawet do końca zgadzać z domniemaną opinią grupy, jednak często po prostu się jej podporządkowuje.
Bierność w sytuacjach kryzysowych powiązana jest zatem z konformizmem. W przypadku śmierci Kitty Genovese efekt widza wynika także z tzw. konformizmu informacyjnego. To zachowanie polegające na podporządkowaniu się grupie, przyjęciu za swoje jej założeń, choćby te były całkiem chybione. Z takiej postawy płyną korzyści, jak choćby złudzenie podjęcia słusznej decyzji, bo w końcu większość jako taka nie może się mylić.
Podobnemu sposobowi myślenia sprzyja kilka czynników. Pierwszym z nich jest niejasna sytuacja, która mocno wpływa na skłonność do naśladownictwa i podporządkowania się „zbiorowej mądrości grupy”. Wynika to z przekonania jednostki, że grupa ma więcej informacji, więc trzeba zachowywać się tak jak reszta.
Innym czynnikiem jest niepewność, która z kolei wywołuje strach, a przynajmniej niepokój. Im bardziej ludzie są wystraszeni lub zaskoczeni, tym mocniej są podatni na wpływ innych. To zresztą sprzyja łatwiejszej manipulacji większymi grupami ludzi.
W sytuacjach krytycznych może to doprowadzić do pełnego podporządkowania samozwańczym autorytetom. Ludziom, którzy zdołali przekonać do zarządzonych działań i tym samym podporządkować innych swojej woli. Przykładem może być większość dyktatur przejmujących władzę w chwili realnego lub rzekomego zagrożenia. Podobne skrajne sytuacje mogę występować w dużo mniejszej skali, choć z proporcjonalnie dużą intensywnością. Przykład?
Ciekawy temat: Kim tak naprawdę jest psychopata? Pod tym pojęciem kryje się wiele stereotypów
W 1978 r. świat obiegła informacja o masakrze w osadzie Jonestown, założonej w dżungli w Gujanie przez wpływowego przywódcę sekty „Świątynia Ludu” Jima Jonesa. Przywódca sekty uciekł ze Stanów Zjednoczonych wraz z ponad tysiącem swoich wyznawców. Na miejscu guru wmówił wszystkim, że są zagrożeni przez służby USA i bezpieczni mogą czuć się, jedynie służąc mu w osadzie.
Oczywiście swoje przywództwo duchowe wspomagał uzbrojonymi po zęby strażnikami, jednak zdecydowana większość „wiernych”, odciętych od wiarygodnych informacji, szła ślepo za jego wskazaniami. Ostatecznie, według oficjalnych danych w listopadzie 46 lat temu na wezwanie „wielebnego” Jonesa popełniono wielkie zbiorowe samobójstwo. Zginęło wówczas ponad 900 osób.
Polecamy: HOLISTIC NEWS: Od suchego ryżu po wariograf. Tak emocje zdradzają prawdę #obserwacje
Opisywany wcześniej przypadek Kitty Genovese politycy określali jako „znieczulicę” lub „upadek moralny”. Psycholodzy podeszli do tego inaczej i po latach badań wiadomo już, jakimi mechanizmami może kierować się człowiek w grupie. Te mechanizmy są często silniejsze od ludzi, co potwierdziło choćby morderstwo popełnione w podobnych okolicznościach, przy bierności sąsiadów, tyle że 10 lat później.
Ostateczny efekt zachowania danej grupy świadków zależy jednak od jednostki. Czy zdoła przełamać przeświadczenie o zbiorowej mądrości i nada wszystkim kierunek działań? Pozostaje zawsze pytanie, gdzie poprowadzi tych, którzy za nim podążą.
Przeczytaj koniecznie inny tekst Autora: Żony są wspólne. Tak bolszewicy przynieśli kobietom rewolucję