Humanizm
Duże dzieci dużo wydają. Biznes zarabia na nostalgii dorosłych
17 grudnia 2024
Często można usłyszeć, że feminizm jest przeciwny macierzyństwu. Zarzuca mu się między innymi powstanie takich fenomenów jak antynatalizm, czyli programowa niechęć do rozmnażania się. Gdy jednak przyjrzymy się temu, jak najważniejsze feministki drugiej fali podchodziły do macierzyństwa, okaże się, że w większości było to podejście pozytywne, choć dostrzegające negatywy bycia matką.
Jak pisałam w innym tekście dla Holistic News, jestem zwolenniczką poglądów wypracowanych w obrębie drugiej fali feminizmu. Wcześniejsze koncepcje, zaliczane do pierwszej fali tego potężnego ruchu, są dla mnie także wartościowe, ale dotykały tylko kwestii podstawowych – pierwsze feministki domagały się praw wyborczych, prawa własności i umożliwienia kobietom studiowania. Druga fala zajęła się różnymi wymiarami życia kobiet, wśród których znalazło się macierzyństwo. Późniejsze fale – trzecia i czwarta – nie są dla mnie inspirujące, ponieważ zajmują się zagadnieniami zbyt abstrakcyjnymi i symbolicznymi, by mogło to wpłynąć pozytywnie na życie kobiet.
Trzecia i czwarta fala feminizmu podważają zresztą samo pojęcie „kobiety”, twierdząc, że o byciu nią decyduje identyfikacja, a nie rola w procesie reprodukcji. W stosunku do samego macierzyństwa popierają zaś surogację, która prowadzi do skrajnej alienacji matek i czyni z ich dzieci towar. W związku z Dniem Matki (który jest także moim dniem!) postanowiłam zatem opisać drugofalowe koncepcje na temat macierzyństwa wraz z ich kontekstem historycznym.
Druga fala feminizmu rozpoczyna się po zakończeniu Drugiej Wojny Światowej. Co takiego stało się w jej trakcie? Kobiety ze wszystkich klas społecznych poszły do pracy, by zastąpić powołanych do wojska mężczyzn. Po wojnie w krajach kapitalistycznych postanowiono je usunąć z rynku pracy, by umieścić na nim wracających do domu kombatantów.
W krajach socjalistycznych kobiety w dużym stopniu stały się częścią siły roboczej. Nie obejmowały zwykle stanowisk kierowniczych i niezbyt mogły się przeciw temu buntować – feminizm uchodził za „zachodni wymysł”. Mogły jednak pracować we wszystkich sektorach gospodarki oraz kształcić się, jak długo chciały, w wybranych przez siebie kierunkach. Inaczej było we Francji czy w Stanach Zjednoczonych, gdzie feminizm drugiej fali rozpoczął się od niezadowolenia kobiet z bycia wtłaczanymi z powrotem do domu, rządzonego i utrzymywanego przez mężczyznę. Dom ten – zarówno rozumiany jako miejsce do mieszkania, jak i źródło miłości oraz wychowania – miał być pielęgnowany przez kobiety.
Które podejście było korzystniejsze dla matek? Moim zdaniem pierwsze, choć najlepiej byłoby je połączyć z wolnością słowa dla kobiet oraz identycznymi jak w przypadku mężczyzn możliwościami awansu. W tamtym czasie była to jednak melodia dalekiej przyszłości.
Dzietność w tym okresie była duża zarówno po jednej, jak i drugiej stronie żelaznej kurtyny. Fakt ten nie był niczym niezwykłym ani nie wynikał z przyjętych ideologii – po wojnach zawsze rodzi się więcej dzieci niż zazwyczaj. Ludzkość wypełnia w ten sposób lukę po zabitych w trakcie konfliktu. Dzieje się tak mimo tego, że ubytek mężczyzn jest zwykle większy niż ubytek kobiet. Jednak to one i ich decyzje prokreacyjne są dla przetrwania ludzkich społeczności ważniejsze (dlatego dzietność liczymy jako średnią liczbę dzieci przypadających na kobietę w wieku rozrodczym, a nie na dorosłego mężczyznę). Zachodni feminizm drugiej fali wysunął w związku z tym oczywisty dziś postulat, by zacząć wreszcie doceniać matki, zamiast przypisywać ich osiągnięcia mężczyznom, z którymi się związały.
Refleksja nad macierzyństwem była w feminizmie drugiej fali rozległa i często stawała się zarzewiem sporów. Simone de Beauvoir trzy lata po wojnie napisała Drugą płeć, w której wypowiada się o macierzyństwie z dużym dystansem. Było to spowodowane wypchnięciem kobiet z rynku pracy i powierzeniem ich władzy mężów. Władzy absolutnej – prawo karzące przemoc domową pojawiło się we Francji dopiero w latach 60. XX wieku. Wtedy też zaprzestano stosowania zasady, według której pójście kobiety do pracy wymaga zgody męża.
Dzieci oznaczały większą zależność od mężczyzny i jego woli. Beauvoir wzywała zatem, by decyzję o macierzyństwie głęboko przemyśleć, gdyż może się ono okazać końcem indywidualnej wolności kobiety. Filozofka była za tę postawę mocno krytykowana. Pewnego razu, w trakcie rozmowy radiowej, jakiś mężczyzna zapytał ją, czemu się wypowiada o macierzyństwie, skoro nie urodziła dziecka. Do historii przeszła jej odpowiedź: „A pan urodził?”.
Polecamy: Czym jest antyoświecenie? To zerwanie z wolnością słowa i usuwanie różnorodności poglądów
Także w Stanach Zjednoczonych kobiety zostały po wojnie wypchnięte z rynku pracy. Boom gospodarczy przełomu lat 50. i 60. sprawił, że mężczyźni z klasy średniej rywalizowali o duże pieniądze. Ich żony miały się opiekować dziećmi i dbać o domy, a dla rynku stać się nie tyle pracownicami, ile idealnymi konsumentkami. Zaczęto promować wizerunek kobiecości udomowionej: ponętnej pani domu w pełnym makijażu i eleganckiej sukience, która w ekstazie używała najnowszej wersji odkurzacza.
Betty Friedan nazwała to „mistyką kobiecości” i w książce z 1963 roku pod tym samym tytułem opisała, jak rozpowszechnienie tej wizji naprawdę działało na jej odbiorczynie. Badając niepracujące żony z klasy średniej, odkryła, że pod pozorem szczęścia kryje się u nich „problem, który nie ma nazwy”. Polegał on na braku przestrzeni do realizowania swoich własnych planów i zainteresowań, a nawet myślenia o nich wbrew oficjalnej narracji o spełnionej kobiecości, która nie potrzebuje niczego więcej niż mąż, dzieci i pięknie utrzymany dom. Friedan nie negowała, że są to realne wartości i źródła szczęścia, zwracała jednak uwagę, że pełna realizacja tego wzorca oznaczała odrzucenie kobiecej autonomii i potencjalnie zupełnie innych celów.
Żony z zamożnych amerykańskich przedmieść nie musiały być wykształcone. Kobiety wprawdzie szły do college’u, ale go nie kończyły. Dominująca narracja traktowała bowiem ich studiowanie wyłącznie jako okazję do poznania przyszłego męża. Podkreślano, że pierwsze dziecko należy urodzić wcześnie. Ofiarą musiały więc paść wszelkie ambicje naukowe czy zawodowe kobiet.
Friedan ubolewała, że podczas gdy w świecie socjalistycznym istnieją profesorki i lekarki, w Stanach Zjednoczonych kobieta może być najwyżej „profesorową” albo „doktorową”, czyli żoną mężczyzny spełniającego się w danej dziedzinie. Podobnie wyglądała sprawa z polityką. Amerykanki wprawdzie miały prawa wyborcze, ale zakładano, że zewnętrzny wobec domu świat społeczny nie powinien ich interesować. Jak opisuje Friedan, matki i żony realizujące ten model przejawiały objawy frustracji, których tłumienie doprowadzało je do nerwicy.
Mistyka kobiecości stała się bestsellerem, co pozwoliło tę sytuację realnie zmienić. W Stanach Zjednoczonych narodził się feminizm drugiej fali. Był to ruch nastawiony pozytywnie do macierzyństwa, ale godzący je z autonomią kobiet. Książka doczekała się też krytyki. Zarzucono jej, że nie mówi o kobietach z klas niższych, na ogół niebiałych, które nie rezygnowały z nisko płatnej pracy, by zająć się dziećmi, ponieważ ani ich, ani ich mężów nie było na to stać.
Widać stąd pewną wyższość socjalistycznego awansu kobiet przez edukację i pracę zawodową. Był on szczególnie uderzający właśnie u kobiet ze środowiska robotniczego i chłopskiego, które jako pierwsze w swoich rodzinach kończyły studia. Jak wiemy z opowieści rodzinnych, dokonywało się to bez rozdzielenia na znużone dobrobytem mieszczki oraz zazdroszczące im luksusu pozostania w domu proletariuszki. Jak już zaznaczyłam, wyraźnym brakiem tej polityki było to, że nie pozwolono narodzić się refleksji feministycznej.
Na koniec chciałam przywołać szczególnie cenioną przeze mnie książkę, także zaliczającą się do drugiej fali feminizmu. To praca Zrodzone z kobiety (1977) Adrienne Rich. Autorka analizuje macierzyństwo jako głębokie, dostępne tylko kobietom doświadczenie, ale także jako opresyjną, narzuconą przez mężczyzn instytucję, która kobiety z tego doświadczenia wyobcowuje.
Rich opisuje historię traktowania matek w różnych kulturach i klasach społecznych, zwracając uwagę na fakt, że ich wysiłki na rzecz dzieci prawie zawsze były przypisywane mężczyznom lub przez nich przywłaszczane. Wzywa, by to zmienić, doceniając twórczą pracę matek przy rodzeniu i wychowywaniu. Najlepiej to zaś wychodzi, gdy kobiety dysponują autonomią i same decydują, czy, z kim i ile razy chcą zajść w ciążę. Innymi słowy, łączy prokobiecość z byciem promacierzyńską.
Z inspiracji książką Rich została wydana w 1989 roku mniej znana, ale wartościowa publikacja Sary Ruddick, też Amerykanki, pt. Maternal Thinking: Toward a Politics of Peace („Myślenie macierzyńskie – w stronę pokojowej polityki”). Wychodzi ona z założenia, że doświadczenie macierzyństwa wyposaża w pewien sposób myślenia, który powinien stać się fundamentem podejścia do takich spraw jak polityka międzynarodowa.
Motyw ten był obecny także w pierwszej fali feminizmu, u socjalistki utopijnej Flory Tristan (1803–1844), która uważała, że to, czego kobiety uczą się w trakcie ciąży i opieki nad dzieckiem, może później wesprzeć budowanie sprawiedliwego społeczeństwa. Biorąc pod uwagę, że mamy obecnie do czynienia z państwami opiekuńczymi, w których faktycznie ludziom żyje się lepiej, była to wizja, by tak rzec, płodna i godna kontynuacji.
Żeby nie było jednak zbyt cukierkowo – to wszak także kojarzy się, słusznie lub niesłusznie, z wpływem macierzyństwa na kobiety – przedstawić chcę także drugofalową koncepcję skrajnie niechętną macierzyństwu. Odmalowała ją Shulamith Firestone w książce The Dialectics of Sex (Dialektyka płci) z 1970 roku. Płeć żeńska jej zdaniem będzie skazana na wyzysk przez mężczyzn i podległość wobec nich dopóty, dopóki na kobietach będzie spoczywać rodzenie dzieci. Autorka nie widziała w doświadczeniu macierzyńskim żadnych pozytywów, a tym bardziej przewagi kobiet nad mężczyznami, którą widzi chociażby demografia.
Zaradzić temu miała utopia postpłci, w której ciąża miała się odbywać poza organizmem ludzkim, a ludzie mogliby określać swoją tożsamość i orientację niezależnie od procesu reprodukcji płciowej. W jakimś sensie ta wizja także była prorocza, choć zyskała negatywny wydźwięk. Surogacja oznacza celowe oddzielenie macierzyństwa od ciąży i umożliwia posiadanie dzieci osobom, które nie mogłyby ich spłodzić. Firestone jednak była wyjątkiem wśród drugofalowych feministek, w większości doceniających wagę macierzyństwa i żądających dla niego szacunku.
Macierzyństwo zachodzi w określonych warunkach historycznych, ekonomicznych i społecznych. To one sprawiają, że rola matki może być i przez większość ludzkich dziejów była dla kobiet bardzo trudna i łączyła się z podporządkowaniem mężczyznom. Jednocześnie matki dysponują specyficznym punktem widzenia, który pozwala dostrzec to, co niedoceniane, a naprawdę ważne, wręcz kluczowe dla istnienia ludzkości.
Jak zatem polepszyć sytuację matek, zwiększając jednocześnie wpływ ich sposobu myślenia na życie społeczne? Bez znajomości koncepcji drugiej fali feminizmu nie da się tego dokonać. Uczą nas one patrzenia na świat z głęboko ludzkiej, humanistycznej perspektywy – gdyż perspektywa kobiet, w tym matek, jest perspektywą bezpośredniej troski o innego człowieka.
Polecamy:
Polecamy: Polityka jest jak wrestling. To spektakl, który wygląda znacznie groźniej, niż jest naprawdę