Nauka
Ciągły lęk i napięcie? Naukowcy odkryli, co może to nasilać
27 grudnia 2025

Czy w czasach PRL powstało cokolwiek, co naprawdę przetrwało próbę czasu? Jacek Piekara przekonuje, że tak. I poleca filmy, które do dziś dnia dosłownie miażdżą współczesne kino.
Kiedy wspominamy czasy PRL (a ja przez ostatnie dwa lata wspominałem je bardzo często przy okazji pisania książki Świat Zaginiony. Wyprawa do wnętrza PRL), to zastanawiamy się, czy istniał jakikolwiek element życia w tamtej epoce, który pozytywnie odbiegał od współczesności.
Krótko mówiąc, czy cokolwiek było wtedy lepsze (oprócz faktu, że wielu z nas było młodych, silnych i cały świat stał przed nami otworem)? I moim zdaniem takie nieliczne wyjątki można znaleźć, a wśród nich jeden wyjątek o naprawdę dużej sile rażenia.
Są nim filmy. Filmy polskiej produkcji.
Dzisiaj chciałbym Państwa namówić, abyście czas świąteczno-noworoczny spędzili nie tylko w serwisach streamingowych, serwujących nam głównie współczesne obrazy, ale cofnęli się do epoki, kiedy polskie kino było naprawdę wielkie. I kiedy gra aktorska potrafiła nas porywać, a nie budzić rozbawienie.
Kinematografia III RP nie stworzyła żadnego monumentalnego dzieła, co do którego można mieć nadzieję, iż przetrwa kilka pokoleń i dziesiątki lat. Kinematografia PRL, dysponując o wiele mniejszymi środkami finansowymi, przeszkodami biurokratycznymi, ograniczeniami cenzorskimi i gorszą technologią, stworzyła takich arcydzieł przynajmniej kilkanaście.
Jeśli nie widzieliście wymienionych przeze mnie filmów, musicie je obejrzeć. Jeśli widzieliście je, to przypomnienie na pewno nie zaboli. Z uwagi na ograniczoną ilość miejsca wybrałem zaledwie trzy filmy: dramat historyczny, komedię kostiumową i dystopię science-fiction. Bez trudu mógłbym dodać kilkanaście kolejnych, ale cóż…
Gotowi? Zaczynamy filmowe lektury obowiązkowe
Uznaje się ją dość powszechnie za najlepszy film w dziejach polskiego kina. To przejmujący obraz rodzącego się drapieżnego i zbrodniczego XIX-wiecznego kapitalizmu oraz rozwijającej się od podstaw Łodzi, która tego kapitalizmu miała stać się koszmarną wizytówką. Reżyser, Andrzej Wajda, został za Ziemię Obiecaną nominowany do Oscara.
Jego film jest arcydziełem treści i formy, wypadkową świetnej pracy operatorskiej, montażu, gry aktorskiej (wystąpiła w niej cała plejada najwybitniejszych polskich aktorów) oraz fantastycznej muzyki. W doskonałej warstwie wizualnej wyraźnie można dostrzec, iż Wajda karierę artystyczną zaczynał nie jako reżyser, lecz jako malarz. Zresztą cechą charakterystyczną wszystkich jego filmów zawsze stawała się tak zwana „malarskość”, oznaczająca wizualne wysmakowanie.
Ziemia obiecana nie tylko w fascynujący sposób opowiada o mieście bezprawia, w którym bezlitośni fabrykanci-milionerzy są gotowi do popełnienia każdej niegodziwości, byle tylko zwiększyć zysk i wyeliminować konkurencję. To również opowieść o narodowościowym tyglu, jakim była Łódź w XIX wieku.
W końcu to nie przypadek, że trzema głównymi bohaterami są Polak, Żyd i Niemiec. Reżyser pokazuje też odmienne środowiska społeczne – rosnących w siłę cynicznych fabrykantów z ich wiarą w potęgę pieniądza, podupadających ziemian, którzy nie wytrzymują tempa zmian epoki i coraz bardziej nie rozumieją nowego świata, w którym umarły dawne zasady etyczne.
A także drobnych urzędników starających się jakoś przeżyć od pierwszego do pierwszego oraz wreszcie wegetujących w nieopisanej biedzie robotników w każdej chwili zagrożonych utratą pracy, zdrowia, a nawet życia, przymierających głodem i gnieżdżących się w norach niczym szczury.
Ziemia obiecana należy do tych dzieł, które obejrzeć powinien nie tylko miłośnik kina lub osoba chcąca poznać historię Polski czy historię społeczną XIX wieku, ale po prostu, choć może szumnie i patetycznie to zabrzmi, każdy Polak chcący uchodzić za wykształconego.
Dzieło Wajdy wywołało oburzenie w środowisku amerykańskich Żydów, którzy próbowali zablokować pokazy w USA, nazywając film antysemickim.
Oczywiście Ziemia obiecana antysemicka nie jest, lecz jedynie bezstronnie ukazuje obrazy prześladowań i wyzysku w czasach wczesnego kapitalizmu. A że prześladującymi i wyzyskiwaczami byli często żydowscy przedsiębiorcy, to nie jest to antysemityzm, a udokumentowana prawda historyczna. Zwłaszcza że żydowscy bogacze swoich rodaków wykorzystywali tak samo chętnie, jak ludzi innych narodowości.
Książka arystokraty, oficera, podróżnika, naukowca i pisarza Jana Potockiego, została napisana po francusku i dopiero z francuskiego przetłumaczono ją na język polski. Jest przykładem rozbudowanej powieści szkatułkowej, napisanej z wielkim kunsztem literackim, a przy tym interesującej, zabawnej i inteligentnej.
W roku 1964 na wielkie dzieło ekranizacji tej osiemsetstronicowej powieści porwał się wybitny reżyser Wojciech Has, zapraszając do udziału najbardziej wówczas popularnego aktora – Zbigniewa Cybulskiego, a także plejadę gwiazd ówczesnego kina. Film miał kilka wersji, a oryginalna wersja reżyserska liczy aż 180 minut. Dzisiaj możemy zapoznać się z wersją odrestaurowaną cyfrowo.
Rękopis znaleziony w Saragossie oglądałem kilka razy i przy całym szacunku dla jego artyzmu (a jest to jedna z najbardziej rozpoznawalnych polskich produkcji na świecie, jeśli chodzi o środowisko znawców kinematografii i reżyserów), znacznie bardziej wolę książkę.
Film Hasa, a zwłaszcza rola Cybulskiego, wprowadzają bowiem silny element komediowy, ja zaś, czytając książkę, widziałem ten świat w dużo mroczniejszych barwach. Tak więc spodziewałem się czego innego, a dostałem co innego i stąd wynikło pewne rozczarowanie.
Tak czy inaczej, podziwiajmy Hasa i jego dzieło, bo żaden współczesny polski reżyser nie byłby w stanie nawet przymierzyć się do tej powieści, nie mówiąc o jej udźwignięciu – co, niestety, fatalnie świadczy o kondycji współczesnego, polskiego kina.
Piotr Szulkin – reżyser Wojny Światów jest niestety twórcą dzisiaj niemal zapomnianym, a dla osób niezainteresowanych historią kinematografii, wręcz anonimowym. Tymczasem w latach 80. było to nazwisko brzmiące niczym dzwon, zwłaszcza dla ludzi kontestujących system socjalistyczny. Szulkin był reżyserem buntującym się przeciwko temu systemowi i w swojej twórczości okazującym ów bunt.
Wojna Światów z główną, kapitalną rolą Romana Wilhelmiego jest jego najwybitniejszym i najbardziej dojrzałym dziełem. W dosłownej warstwie fabularnej opowiada o lądowaniu na Ziemi przybyszów z Marsa, lecz w warstwie rzeczywistej jest to opowieść o dyktaturze, o walce jednostki z tyranią o wolność i godność, o manipulacji dokonywanej przez media i polityków, o ogłupianiu i niewoleniu społeczeństwa.
Przy wszystkich zaletach fabularnych oraz scenograficznych jest to w dodatku obraz, w którym zagrała elita aktorska lat 80-tych. Oprócz Romana Wilhelmiego zobaczymy Krystynę Jandę, Mariusza Dmochowskiego, Jerzego Stuhra, czy Marka Walczewskiego. Film w latach 80. robił ogromne wrażenie odwagą w obnażaniu manipulacji dyktatury.
Miałem okazję niedawno oglądać go po raz kolejny i uważam, że reprezentuje on klasę ponadczasową i opowiada o wartościach uniwersalnych, również tych zagrożonych w naszej, współczesnej, rzeczywistości.
Gdyby o remake tego filmu pokusiło się dzisiaj Hollywood ze swoimi wielkimi funduszami i nieograniczonymi możliwościami technologicznymi, to jestem pewien, że otrzymalibyśmy dzieło, które na nowo wstrząsnęłoby światem filmu, tak jak niegdyś uczyniło to w Polsce.
Jacek Piekara w rozmowie z Wojciechem Wybranowskim o najciekawszych książkach
Wybrałem trzy tytuły, ale przecież równie dobrze mogłem Państwu zaproponować Potop Janusza Hoffmana i to zarówno w starej wersji kinowej, jak i w dużo krótszej, odrestaurowanej cyfrowo wersji Potop: Redivivus. Moglibyśmy świetnie bawić się przy Seksmisji, Kingsajz i Vabanku Juliusza Machulskiego, docenić kąśliwy humor Stanisława Barei (Miś, Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz, Poszukiwany, poszukiwana) czy zobaczyć jak rodziła się gwiazda Romana Polańskiego (Nóż w wodzie).
Wreszcie z miłośnikami piłki nożnej moglibyśmy obejrzeć Piłkarski poker, z amatorami hazardu Wielkiego Szu, a z widzami mającymi ochotę na poważne wyzwania polityczne, poznać Dreszcze, Przesłuchanie, czy Człowieka z marmuru.
Tajemnice robienia estradowej kariery w PRL, odsłoniłby nam Wodzirej. Moglibyśmy również obejrzeć uważany za najgorszy polski film w historii obraz Klątwa Doliny Węży Marka Piestraka, który jest tak zły, że dzisiaj został uznany za wręcz kultowy (podobna historia, co z amerykańskim filmem The Room w reżyserii Tommiego Wiseau).
Skrzynia z filmami nakręconymi w epoce PRL jest prawdziwym skarbcem. I warto poświęcić trochę czasu, by do tego skarbca sięgnąć. Zwłaszcza że większość z wymienionych przeze mnie filmów jest bez trudu dostępna w Internecie. Korzystajcie!
Polecamy również: Jak żyło się w PRL? Jacek Piekara rozbija sentymentalne mity