Nauka
Taki sposób myślenia niszczy związki. Szybciej niż zdrada
13 grudnia 2025

Żyjemy w cywilizacji fałszu, złud i krzywych luster — cywilizacji, w której manipulacja obrazem rzeczywistości decyduje o tym, jak widzimy świat. Krzywe lustra odbijają go dokładnie tak, jak chce tego „artysta” opowiadający nam swoją historię — pisze w swoim felietonie Jacek Piekara.
Już tytuł tego artykułu można uznać za fałsz, ponieważ bardzo często właśnie kłamstwo jawi nam się jako dużo bardziej atrakcyjne, dużo bardziej kolorowe, a zazwyczaj również dużo bardziej wygodne od prawdy i przynoszące większe korzyści. Jednak, jeśli „piękno” potraktujemy poważniej, jako pewnego rodzaju urodę duchową, a więc cnotę, to wówczas tytuł tego tekstu nabiera więcej sensu.
Ale czy zawsze ujawnianie prawdy jest właściwe? Czy kiedy prawda krzywdzi niewinne osoby, to należy się tym nie przejmować i dążyć do jej ujawnienia za wszelką cenę?
Zapewne takie pytanie zadają sobie osoby posiadające mroczne sekrety. Czy wyznać je najbliższym, narażając na ruinę związek małżeński, rodzinny czy przyjacielski? A czy ujawniać sekrety innych ludzi, wiedząc, że narazi ich to na wielkie kłopoty? Zapewne odpowiedzi dobrych i złych, lepiej lub gorzej uzasadnionych znajdzie się mnóstwo, w zależności od kontekstu problemu i szczegółów.
Żyjemy w cywilizacji fałszu, złud, krzywych luster, które odbijają świat w taki sposób, w jaki owe krzywe lustra zechce ustawić artysta opowiadający nam swoją historię. I zazwyczaj nie ma problemu, jeśli mówimy o prawdziwym artyście: filmowcu, pisarzu, malarzu. Oni mają prawo do swojej wizji świata, która czasami niewiele wspólnego ma ze światem prawdziwym.
Chociaż przyznam Wam, że nadmierne odejścia od realizmu w filmach mieniących się historycznymi, doprowadza mnie do szału. Niewiele osób na przykład wie, że wybitny film Bravehart jest co do większości szczegółów całkowicie zmyślony, a słynny serial Bridgertonowie, pokazujący czarnoskórych jako angielskich arystokratów czy członków rodziny królewskiej, to już bezsens wręcz wybijający poza skalę.
Podobnie bywało z historyczną prawdziwością obrazów kostiumowych, takich jak filmy o muszkieterach, gdzie przecież obok fikcyjnych bohaterów pojawiają się postacie naprawdę znane z historii.
Pół biedy, jeśli artystyczny fałsz dotyczy zdarzeń dawnych i w żaden sposób czy w niewielki sposób oddziałujących na rzeczywistość (bo kogo obchodzi czy kardynał Richelieu był zdrajcą, czy francuskim patriotą?). Gorzej, jeśli fałsz dotyczy wydarzeń współczesnych czy niemal współczesnych i silnie oddziałujących na społeczną wyobraźnię.
Taki przykład mieliśmy w filmie Walkiria z Tomem Cruisem, gdzie pułkownika Stauffenberga, oficera, który dokonał zamachu na Hitlera, przedstawiono jako bohatera bez skazy.
Tymczasem Stauffenberg była to rasistowska kanalia, nienawidząca Polaków, Rosjan i Żydów. Uważająca, że Słowian należy zamienić w niewolników. Tyle tylko, że nie znosił Hitlera, a jego wojnę przeciwko Zachodowi uważał za błąd i katastrofę. Krótko mówiąc, nie miał nic przeciwko mordowaniu Słowian i Żydów, aby nie pod dowództwem Hitlera oraz w pokoju z Anglią, Francją i USA. Widzowie filmu się tego nie dowiedzą.
O tym, jak fałszywy obraz przedstawiać jako prawdziwy wiemy doskonale, chociażby dzięki youtuberom, którzy najpierw pokazują cały proces tworzenia filmów lub zdjęć do Instagrama, a potem ujawniają ostateczny efekt. I widzimy jak bardzo w tej konfrontacji rzeczywistość różni się od tego końcowego efektu – zwykle wypieszczonego, podkolorowanego i całkiem nieprawdziwego.
W sferze społecznej, a nie celebryckiej, oczywiście również stosuje się podobne zabiegi. Widziałem kiedyś słynne zdjęcie pokazujące dziecko leżące na ziemi, a obok jego głowy znajdował się wojskowy but. Wyobrażamy sobie od razu żołnierza, który to dziecko przewrócił i teraz grozi mu bronią. Tymczasem szerszy plan pokazuje, że jest to sytuacja zainscenizowana. Dziecko bezpiecznie leży sobie obok buta (pustego buta, a nie obutej stopy żołnierza!), a wszędzie dookoła stoją ludzie w tym fotografowie. Ale oczywiście w mediach pokazuje się nie szerszy plan, lecz jedynie ten robiący przejmujące wrażenie jego wycinek.

Napisałem kiedyś w jednej z moich książek, że większość ludzi przypomina osoby zamknięte w domu z oblodzonymi szybami, które mają jedynie dostęp do malutkiego lufciku i widzą stamtąd kawałek ogrodu.
Na podstawie tego właśnie widoku wyrabiają sobie opinię o całym świecie. A przecież można przetrzeć szyby i wtedy już zobaczymy coś innego. Można podejść do kolejnego okna, można wreszcie wyjść z domu i zobaczyć, co znajduje się na jego tyłach. No i w końcu można pójść drogą prowadzącą od drzwi, by zobaczyć, co kryje się za lasem czy górami.
Większości osób zupełnie jednak wystarcza spoglądanie przez niewielki lufcik i często nie mają nawet pojęcia, że ktoś celowo umieścił go w konkretnym miejscu, tak aby widzieli jedynie konkretny, wyznaczony obraz.
Politycy okłamują nas nagminnie, w Polsce celuje w tym premier Donald Tusk, ale jego elektorat tymi kłamstwami się nie przejmuje, pomimo że są one tak prymitywne i łatwe do zdemaskowania, że często wystarczy jedynie kilka minut, by zorientować się, że mamy do czynienia z fałszem (w Polsce robi to na przykład portal Demagog).
Rządzącym kłamstwa szkodzą czasami mniej, a czasami więcej, jednak prawdziwe niebezpieczeństwo tkwi w tym, kiedy zaczynają oni we własne kłamstwa wierzyć i budować na tej wierze polityczne plany i strategie. To już jest prosta droga do katastrofy, kiedy kłamca daje się omamić własnym kłamstwom.
Zgadzam się z Markiem Twainem, który pisał, że człowiek prawdomówny nie musi mieć dobrej pamięci. Bo nie musi pamiętać komu i co nakłamał lub podkoloryzował. Jeżeli upolowaliśmy królika, a chwalimy się ubiciem lwa lub hipopotama, to musimy potem pamiętać, komu „naściemnialiśmy” o lwie a komu o hipopotamie. Jeżeli od początku mówimy prawdę, to podobnego problemu nie mamy.
Krótko mówiąc, prawda jest często wygodniejsza, jej mówienie przynosi wymierne zyski, a przyłapanie na mijaniu się z nią, wymierne straty. Bardzo często zdarza się również w życiu społecznym czy politycznym, że szczere wyznanie niewygodnej prawdy przez osobę publiczną buduje jej zaufanie oraz wiarygodność w oczach ludzi.
Pamiętam, jak zastanawiano się kiedyś, co by się stało, gdyby Lech Wałęsa szczerze, od razu, przyznał się do kontaktów z komunistyczną Służbą Bezpieczeństwa i do tego, że był płatnym kapusiem donoszącym na najbliższych kolegów. Zapewne w ten sposób, na samym początku, rozbroiłby bombę, która do dzisiaj wybucha mu pod stopami i która kosztowała go utratę pozycji politycznej i twarzy.
Pozostając przy alegorii opowiadającej o domu z oblodzonymi szybami wypada życzyć nam wszystkim, abyśmy przecierali te szyby, wychodzili na ulicę, sięgali wzrokiem za góry i za las. Gdyż istnieje wiele ośrodków gospodarczych i politycznych, których celem jest to, abyśmy NIGDY nie poznali prawdy. Mogą to być wielkie korporacje i całkiem małe firmy, mogą to być potężne rządy lub agencje, fundacje czy stowarzyszenia.
Mogą to być politycy, celebryci lub tak zwani liderzy opinii. Oni wszyscy zazwyczaj mają mniej lub bardziej mroczne sekrety, które pieczołowicie ukrywają. A tylko poznanie prawdy o tych sekretach daje zwykłym obywatelom możliwość obrony przed systemem. I dlatego prawda jest tak ważna. Bo może być orężem w naszych rękach. Orężem, za pomocą którego nie tylko poznajmy świat i ludzi, ale rozbrajamy pułapki, jakie postawiono na naszej drodze.
Przeczytaj również: Byliśmy pokoleniem wilków. Co zmieniło nasze dzieci?
Oczywiście!
Oto kod na DARMOWĄ dostawę– wpisz w koszyku: MIKOLAJ
Udanych zakupów!
Księgarnia Holistic News