Nauka
Ziemia straciła siostrę. Badanie Wenus dowodzi, że nie jest podobna
17 grudnia 2024
Korporacje urabiają nas okrągłymi deklaracjami na temat obrony demokracji, wspierania mniejszości i walki o prawa człowieka. Przez to zmieniają oblicze polityki, a przy okazji sprawniej realizują cele ekonomiczne.
Miniona dekada przyniosła ogromne zmiany w relacjach między korporacjami a światem polityki. W przeszłości to konserwatyści wykazywali większą sympatię wobec dużego kapitału. Lewica natomiast zaciekle walczyła z nastawionymi wyłącznie na zysk przedsiębiorstwami, stawiając się w roli swoistego obrońcy społeczności.
Dziś relacje amerykańskiej lewicy i prawicy z wielkim biznesem są zupełnie inne. Kiedy wielkie konsorcja wspierają różnorodność, wzmacniają głos gejów i lesbijek, sprzeciwiają się rasizmowi, to wielu postępowców przyklaskuje tym akcjom. Widzą w nich rodzaj nowej polityki społecznej, która może działać nawet w stanach opanowanych przez przeciwne opcje polityczne. Oczywiście budzi to opór wśród prawicy. Gubernator Florydy Ron DeSantis rozpoczął krucjatę przeciw „przebudzonym korporacjom”, uznając ich działania i wypowiedzi za nielegalne i antydemokratyczne.
Temat „wokekapitalizmu” szeroko opisał Vivek Ramaswamy w książce „Woke S.A.” (ang. Woke Inc. Inside Corporate America’s Social Justice Scam). Autor przedstawia się w niej jako zdrajca swojej klasy, korporacyjny dysydent oburzony hipokryzją kolegów z branży. Główny zarzut formułowany przez Ramaswamy’ego dotyczy pojawienia się „funduszy ESG” (Environmental, Social, and Governance), które mają stanowić „największe zagrożenie” dla kapitalizmu i demokracji.
Ramaswamy to były inwestor z branży farmaceutycznej, a obecnie polityk walczący o nominację prezydencką z ramienia Partii Republikańskiej. Nie ukrywa swoich powiązań z miliarderem Peterem Thielem (założycielem PayPala) i zięciem Donalda Trumpa, Jaredem Kushnerem. Z tym pierwszym w 2022 roku założył firmę inwestycyjną Strive Asset Management. Miała ona„oferować Amerykanom sposób na inwestowanie na giełdzie bez mieszania biznesu z polityką”. Z kolei inne koneksje są przez Ramaswamy’ego skrzętnie ukrywane. Jak informują media, przed rozpoczęciem kampanii Ramaswamy zapłacił redaktorowi, aby usunął z Wikipedii wszelkie odniesienia do jego zaszłych związków z rodziną Sorosów. Z kolei dzięki publikacjom „New York Times’a” wiemy również, że głośne stanowisko Ramaswamy’ego przeciwko „przebudzonemu kapitalizmowi” jest sprzeczne z wieloma jego inwestycjami w firmy otwarcie realizujące zasady ESG.
Polecamy: Woke culture. Kluczowe pojęcie współczesności czy trend, który minie?
Wychwalanie korporacji za przyjęcie języka sprawiedliwości społecznej od samego początku groziło katastrofą. Wiele dużych firm źle traktuje swoich pracowników (np. Amazon) lub popełnia jawne przestępstwa (Bank Goldman Sachs, Volkswagen), bez względu na powierzchowną retorykę inkluzywistyczną, którą upodobały sobie działy PR do przykrywania negatywnych działań. Niestety, prawda jest taka, że przedsiębiorstwa z definicji kierują się chęcią zysku, a nie sprawiedliwością. Tostrukturalnie predestynuje je do wykorzystywania pracowników, środowiska naturalnego i naginania litery prawa. Przez ostatnią dekadę sprzeczność ta stała się wodą na młyn dla wszelkiej maści populistów, którzy od tej pory każdą próbę stosowania pozytywnych praktyk społecznych, zarówno w przedsiębiorstwach prywatnych, jak i instytucjach publicznych, zaczęli traktować jako objaw cynizmu i zaczadzenia fałszywą ideologią. Nawet mimo ich potencjalnie pozytywnego wpływu na mniej uprzywilejowane grupy społeczne.
Aranżowane małżeństwo między kapitałem a ideologią woke przyniosło korzyści wyłącznie firmom. Natomiast skutkiem ubocznym była jeszcze silniejsza polaryzacja debaty publicznej i ośmieszenie progresywnych postulatów, które lewica od dekad starała się przeforsować drogą polityczną. Warto zwrócić uwagę, że korporacyjny zwrot w kierunku „wokeconomics”, był motywowany wynikiem zimnego rachunku rynkowego. Nie był bynajmniej szczerym wyrzutem sumienia biznesmenów z Wall Street. Wraz z rosnącą liczbą Amerykanów popierających prawa osób LGBTQ (w 2022 roku ponad 70 proc. Amerykanów popierało legalizację małżeństw jednopłciowych) i uznających systemową niesprawiedliwość wobec osób czarnoskórych, zarządy i zespoły marketingowe dostrzegły tę tendencję, dlatego dostosowały do niej własną linę narracyjną. Jednak zawsze w obliczu zorganizowanej wrogości ze strony niewielkiej, ale zmobilizowanej prawicowej mniejszości, szybko ustępowały i łagodziły swój przekaz.
Konserwatyści nie pozostają dłużni swoim progresywnym przeciwnikom, dlatego coraz częściej wprowadzają w życie własne „przebudzone” praktyki. W wyniku medialnej kampanii przeprowadzonej przez kilku republikańskich prokuratorów generalnych, druga co do wielkości sieć farmaceutyczna w Stanach Zjednoczonych („Walgreens”), posłusznie ogłosiła, że zaprzestanie sprzedaży tabletek aborcyjnych na ternie 21 stanów. Z kolei Tucker Carlson, konserwatywny publicysta, stoczył małą bitwę z firmę produkującą drażetki M&M’s, aby ta wprowadziła zmiany w ubiorze jednego z kolorowych cukierków występujących w telewizyjnej reklamie. Zdaniem Carlsona drażetka przypominała lesbijkę, a tym samym, w oczach prawicowców, mogła stać się częścią agendy woke.
Przeczytaj: Lewica postkomunistyczna. Dwie drogi ludzi reżimu
Jednak największe zamieszanie wywołała niedawna kampania reklamowa popularnego piwa Red Light. Po nawiązaniu współpracy przez koncern piwowarski Anheuser-Busch z transseksualnym influencerem Dylanem Mulvaneyem konserwatyści rozpoczęli krucjatę przeciwko tej niepowetowanej zniewadze. Browary firmy stały się celem fałszywych gróźb bombowych, a jedna z prawicowych firm potraktowała tę sytuację jako pretekst do uruchomienia usługi o nazwie „Woke Alerts”. Ma ona ostrzegać konsumentów, „gdy któraś firma ulegnie przebudzonemu tłumowi” i swoim zachowaniem skrzywdzi uczucia prawicy.
Zdaniem Ramaswamy’ego:
„W realnym świecie bardzo niewiele amerykańskich firm jest w stanie długofalowo szkodzić ludziom, osiągając przy tym trwałe zyski, ponieważ społeczeństwo z czasem rozlicza je z tego, zarówno poprzez mechanizmy rynkowe, jak i odpowiedzialność demokratyczną. Teraz jednak powstanie „kapitalizmu woke” tworzy wabik, który nie pozwala tym mechanizmom korygującym działać tak, jak powinny. Jest to odpowiednik manipulowania przy czujniku dymu w toalecie samolotu – co jest przestępstwem federalnym, ponieważ stwarza ryzyko spowodowania krzywdy innym ludziom”.
Działania korporacji to cyniczne ruchy, które muszą skończyć się katastrofą. Jednak jeśli założyć, że konserwatyści stają się hipokrytami, atakując „przebudzone korporacje”, to tak samo liberałowie nie mają racji, kiedy aprobują efekty tych działań. W oparach mgły wojny kulturowej pomiędzy dwoma „przebudzonymi” formacjami często zapomina się, że trakcie potyczki stały się one swoim lustrzanym odbiciem. Zarówno liberalni progresywiści, jak i konserwatyści, zbyt łatwo mylą konsumpcję z polityką, i jednym głosem krzyczą o zapewnienie ochrony przed faktami, ludźmi i ideami, które sprawiają, że czują się oni niekomfortowo. Państwo, jako wspólnota osób o różnych poglądach, nie może zapewnić takiego parasola ochronnego. A wielkie korporacje bardzo chętnie przyjmą wzburzonych pod swoje skrzydła. To może skończyć się wyłącznie pogłębieniem i tak znacznej już polaryzacji.
Źródła: