Humanizm
Nie tylko broda, kapelusz i Biblia. Amisze w USA współcześnie
02 grudnia 2024
Skonstruowany przez informatyków dziennik elektroniczny ma niespodziewany i destrukcyjny wpływ na relacje rodzice-dzieci. Niektóre szkoły zaczynają z niego rezygnować.
Gabinet terapeutyczny. Spotkanie rodziców z psychiatrą dotyczy kłopotów z dzieckiem. Rozmowę kilkakrotnie przerywa charakterystyczny dźwięk aplikacji Librusa na telefonie rodziców. „Radzę odinstalować tę aplikację” – mówi im specjalista.
W rozmowie ze mną mówi, że rodzice – po początkowej euforii po instalowaniu Librusa – łapią się na tym, że czują się przez niego… prześladowani.
Librus to nic innego jak dziennik elektroniczny używany w kilku tysiącach szkół w Polsce. Nauczyciele wpisują do niego oceny, uwagi, kontaktują się z rodzicami i uczniami. Rodzice widzą uwagi i oceny uczniów. Jest dostępny w formie aplikacji na telefon. Po kilku latach jego użytkowania można już powiedzieć, że – o ile zdał swoją rolę jako system zgrabnie wyliczający średnią ocen ucznia na tle klasy, szkoły i kraju – o tyle zdecydowanie zaburzył relacje rodzinne.
Takie sceny w gabinetach terapeutycznych jak opisana na początku to normalka. Wielu rodziców jest szczęśliwych z możliwości nieustannego śledzenia poczynań swoich dzieci w szkole. Uważa za swój obowiązek zainstalowanie aplikacji na smartfonie.
Ale psychologowie już mówią o tym, że rezultaty używania tej nowej „technologicznej smyczy” są niespodziewane, zaskakującą i bardzo niepokojące.
Polecamy: Matematyka budzi grozę. Największe nieporozumienie w edukacji
Typowy dzień ucznia z epoki przedlibrusowej. Dostaje pałę z matematyki. Jest żal i rozpacz. Ale nauczyciel rozmawia z uczniem i wspólnie dogadują się na poprawkę w przyszłym tygodniu. Łzy otarte, nowa nadzieja w sercu. W domu dziecko opowiada rodzicom o porażce, ale i o „nowym otwarciu”. Dorośli pewnie nie są zadowoleni ze stopnia, ale chwalą, że dziecko zadbało o to, żeby go poprawić.
Typowy dzień ucznia z epoki librusowej. Jego rodzice wiedzą o pale z matematyki, zanim uczeń zdąży wejść do klasy. „Dlaczego znowu dostałeś/aś pałę?” – słyszy dziecko w telefonie. To pierwszy scenariusz. Drugi może być taki, że uczeń zdąży w szkole ugasić ogień, umawiając się z nauczycielem na poprawę sprawdzianu, ale zdenerwowany pałą rodzic przychodzi do domu wściekły na dziecko. Nie zna kontekstu, nie ma pojęcia, że dziecko poradziło sobie w trudnej chwili, że wytrzymało napięcie, nie jest w rozpaczy, wie, co ma robić. Wściekły/smutny/zdenerwowany rodzic nie jest skłonny do dialogu. Jest wypełniony pretensjami i to nastolatek ma go uspokajać i mówić: „wszystko się ułoży, mamo/tato, już to załatwiłam/em”.
Zgodzimy się, że takie sytuacje nie przekładają się na dobre relacje między rodzicami a dziećmi.
Jak obserwują specjaliści, z aplikacji Librusa korzystają najczęściej rodzice lękowi i kontrolujący. „Idealne narzędzie kontrolujące dla »helikopterowych dorosłych«. Może sprawdzić wszystko. Porównać wyniki swojego dziecka na tle klasy, szkoły, kraju – wymienia Katarzyna Fiołek, była nauczycielka. – Kolejna smycz na szyi dziecka, które w spokoju nie może nawet ukryć kiepskiego wyniku z chemii czy biologii do zebrania rodzicielskiego. Uwaga nauczyciela wyprzedza go o lata świetlne. Dramat”.
W gabinetach terapeutycznych Librus pojawia się także przy okazji rozmowy z uczniami. „Niedawno usłyszałam od mojej pacjentki Kasi: »rodzice mnie nie kochają, ważniejszy ode mnie jest dla nich Librus. Nie mogą przestać tam zaglądać. Nienawidzę tej aplikacji«” – opowiada jeden z psychologów.
Polecamy: HOLISTIC TALK: Szkoła nie musi być po nic (Jarosław Kordziński)
Jarosław Szulski, dyrektor liceum LAL w Warszawie mówi, że jego szkoła przestała korzystać z antagonizującej aplikacji. „Uznaliśmy, że jest po prostu niewychowawcza, nie daje uczniom wolności i poczucia sprawczości, pracujemy nad własnym dziennikiem elektronicznym” – mówi Jarosław Szulski.
Można powiedzieć: aplikacja jak aplikacja – to tylko narzędzie. Tyle tylko, że najczęściej bardzo niewłaściwie używane. Wielu rodziców skarży się, że Librus przyprawił ich niemal o załamanie psychiczne. Pewnie, że mogą go wyłączyć. Skąd więc ta trudność? Jeżeli chce się być „wzorowym rodzicem” – nie jest łatwo nagle odpuścić kontrolę nad „postępami szkolnymi dziecka”.
Prawda jest taka, że używanie Librusa do kontroli powoduje, że rodzice wchodzą z butami w życie dziecka, nie dając mu odetchnąć. Nawykowe sprawdzanie stopni i wydzwaniane do dziecka buduje dystans i nie pozwala „wydarzać się” zwykłym domowym sytuacjom. Chociażby takim, że uczeń przyznaje się w domu do słabej oceny i zastanawia się z rodzicami, jak ją poprawić. Albo w przemocowym domu ukrywa ją, żeby nie dostać w skórę.
„Rodzic staje się niepotrzebnie trzecim odbiorcą ocen swojego dziecka. Często kwestia poprawienia oceny jest ustalana między nauczycielem i uczniem, bez konieczności obecności rodzica. To daje dziecku poczucie sprawczości: »załatwiłem coś sam«, »potrafiłem się dogadać z nielubianym nauczycielem«” – mówi Marta Niedźwiedzka, psychiatra z warszawskiego Ośrodka Relacje.
Rodzice dzieci, zwłaszcza w młodszych klasach, sprawdzają aplikację, żeby dowiedzieć się, co dziecko ma przynieść na zajęcia plastyczne itp. Jeżeli robią to nieustannie i nawykowo, dziecko nigdy nie nauczy się odpowiedzialności.
Może Cię także zainteresować: Rodzicu. Stosuj humor w wychowaniu dzieci
Jak podkreślają specjaliści, lękowi i ambitni rodzice, którzy panicznie boją się, że dziecku coś nie wyjdzie, że powinie mu się noga, a oni nie będą w stanie sobie z tym poradzić, odbierają cały urok życia szkolnego. On polega przecież na tym, że raz się dostaje dobrą ocenę, innym razem gorszą. Uczniowie muszą dogadywać się z nauczycielami, negocjować, radzić sobie jakoś w szkolnym środowisku. Informowanie o stopniach rodzi niepotrzebne napięcia.
Jest jeszcze inna ciemna strona używania Librusa. „Rodzice wydają się żyć życiem swoim dzieci, ich postępami w szkole. Ale to nie jest równoznaczne z zainteresowaniem się samym dzieckiem: tym, co przeżywa, czym się interesuje, jakie ma potrzeby. Dzieciaki mają wszystko oprócz atencji rodzica, wolności i nudy – uważa Katarzyna Fiołek. – Natomiast dla rozwodzących się dorosłych to bardzo przydatne narzędzie do kontrolowania drugiego rodzica i udowadniania mu, jak bardzo jest złym opiekunem. Lub przynajmniej do mierzenia jakości jego rodzicielskiej opieki”.
Czytaj również: Szkoła marzeń. Uczenie się może być bardzo atrakcyjne
Konstruujący Librusa informatycy nie przewidzieli daleko idących konsekwencji rodzinnych, relacyjnych, uczuciowych. Może więc – zamiast na niego narzekać – nauczmy się go efektywnie używać. Przede wszystkim radzimy:
Polecamy: Klasometria. Oceny w szkole są bez sensu? Jest pomysł na zmianę