Humanizm
Najpierw intuicja, potem kultura
20 grudnia 2024
W Chinach brakuje kobiet – lata polityki jednego dziecka doprowadziły do zaburzenia proporcji płci w społeczeństwie. W obliczu kryzysu chiński rząd prowadzi interesujący rebranding – zamiast zachęcać młode kobiety, których tak bardzo brakuje, do zawierania małżeństw, zawstydza je, używając wobec nich określenia shèngnǚ („kobiety-resztki”). Chińskie feministki dumnie przejmują to określenie.
W 1979 roku przerażony perspektywą przeludnienia rząd Chińskiej Republiki Ludowej wprowadził tzw. politykę jednego dziecka. Poza wyjątkowymi przypadkami rodzin wiejskich i mniejszości etnicznych każda para miała prawo do posiadania wyłącznie jednego potomka.
Polityka doprowadziła do dehumanizacji kobiet na ogromną skalę – zmuszano je do używania antykoncepcji, przeprowadzano przymusowe aborcje i sterylizacje. Często, kiedy jedyne dziecko okazywało się dziewczynką (a według chińskiej tradycji najbardziej pożądany jest chłopiec, który doprowadzi do przedłużenia rodu), mordowano je, porzucano albo sprzedawano za granicę i do burdeli. W wyniku aborcji i zabójstw Chiny straciły ok. 30 mln obywatelek.
W 2015 roku pozwolono wszystkim parom małżeńskim na posiadanie dwójki dzieci, w maju 2021 roku – trójki, a już w lipcu tego samego roku zniesiono wszystkie ograniczenia. Polityka jednego dziecka obowiązywała przez dekady, dlatego współczesne Chiny mierzą się z niskimi współczynnikami dzietności, starzejącym się społeczeństwem oraz z zaburzoną proporcją płci w społeczeństwie. Dzisiaj, zamiast zniechęcać, rząd próbuje zachęcać pary do posiadania dzieci. Ale pokolenia jedynaków wychowane w świecie, w którym rodzeństwo nie istnieje, nie są zainteresowane odbudowywaniem poziomu populacji we własnym kraju.
Polecamy: Dzieci w Azji są programowane na sukces. Czy azjatyckie dzieciństwo to wyścig?
Jak zauważa Roseann Lake w książce Leftover in China. The Women Shaping the World’s Next Superpower, w trakcie obowiązywania drakońskiej polityki dysproporcje płci zaznaczyły się zwłaszcza na wsi. To właśnie tam wyjątkowo ważne było, by jedynym potomkiem był chłopiec – nie tylko dlatego, że mógł później pomagać w pracy na polu. Także dlatego, że w przyszłości miałby „przyprowadzić” do domu żonę, która zajęłaby się jego rodzicami na starość. Jak mówi stare chińskie przysłowie – bardziej opłaca się hodować gęsi niż córki. Ponieważ po ślubie para tradycyjnie mieszka z rodzicami mężczyzny, wychowywanie córki jest niczym „praca na obcym polu”.
Dziewczynki rodziły się w dużych ośrodkach miejskich, gdzie rodzice byli bardziej otwarci. Ponieważ nie miały konkurencji w domu, jedynaczki były wychowywane ze wszystkimi przywilejami, które historycznie dostępne były wcześniej tylko dla chłopców. Inwestowano w edukację młodych panien, wysyłano na kursy i za granicę. Christy Yang, z którą rozmawia Lake, przyznaje, że mimo całego zła, które stworzyła:
Chińska polityka jednego dziecka miała jeden niespodziewany rezultat. Zmusiła rodziców do tego, by cenili swoje córki.
Mimo że w Chinach mieszka przynajmniej 30 mln więcej dorosłych mężczyzn niż kobiet, to większość samotnych kawalerów należy do świata, który Chinkom z dużych miast jest całkowicie obcy. Chiński rynek matrymonialny podzielony jest bowiem na dwie równoległe rzeczywistości – prowincję, na której młodzi mężczyźni bezskutecznie szukają panien, które poradzą sobie z życiem na wsi i pracą na roli, oraz świat wielkich miast, gdzie to kobiety walczą o garstkę mężczyzn będących na „ich poziomie”.
Lake zauważa, że obecnie w świecie zachodnim większość kobiet zawiera związki z mężczyznami, którzy mają wykształcenie niższe od nich. Ten trend omija Chiny. Młode Chinki, które są niezależne finansowo, wykształcone oraz mają bogate doświadczenie życiowe i zawodowe, nie chcą patrzeć „w dół”, szukając partnera. Są przyzwyczajone do bycia oczkiem w głowie rodziców i takiego traktowania oczekują również od męża. Ponieważ nie są zależne od mężczyzny finansowo, często wolą nastawić się na długie oczekiwanie na odpowiedniego partnera, ryzykując nawet, że nigdy nie wezmą ślubu, niż zdecydować się na kompromis. Kawalerzy czekają na wsi, ale kobiety nie chcą rezygnować z miejskiego stylu życia.
Polecamy: Dziecko za setki tysięcy. Polki „wynajmują brzuchy” Ukrainek
Na prowincji całe rodziny zrzucają się, aby kupić młodemu mężczyźnie dom (koniecznie trzy piętra, nawet jeżeli to najwyższe będzie puste i nieumeblowane) i w ten sposób poprawić jego perspektywy połączenia się w przyszłości węzłem małżeńskim z kobietą. A jeżeli trzeba, zrzucą się też na małżonkę. Rolnicy, którym udało się odłożyć parę-, paręnaście tysięcy dolarów, mogą sprowadzić sobie żonę z Birmy, Pakistanu, Wietnamu czy Indonezji. Wystarczy znaleźć pośrednika i zapłacić ojcu wybranki. Kobiety przybywają do kraju dzięki wizie, która nie pozwala im na podjęcie pracy, i którą trzeba co roku odnawiać. Są całkowicie zależne od chińskich mężów.
Takie związki z rozsądku związane są z ogromnym ryzykiem nadużyć. Kobiety traktowane są wówczas raczej jako darmowa pomoc domowa i maszyny do rodzenia potomstwa niż partnerki życiowe. Wiele z nich ucieka, i to mimo problemów prawnych z tym związanych. Co więcej, zdesperowani mężczyźni bez pieniędzy mogą zdecydować się na porwanie kobiety z miasta i wywiezienie jej na wieś. Tajemnicą poliszynela jest też to, że większość uciekinierów z Korei Północnej to kobiety sprzedawane w celach matrymonialnych do Chin. Do małżeństw z Chińczykami zmuszane są także Ujgurki, dla których jest to często jedyna alternatywa wobec zesłania do obozu pracy.
W każdej większej miejscowości znaleźć można park, który w weekend zapełnia się osobami w średnim wieku, które kręcą się niecierpliwie dookoła jak na ważnej misji. To rodzice poszukujący partnerów dla swoich dorosłych dzieci. Przygotowują plakaty lub klasery ze zdjęciami i informacjami na ich temat. Wyliczają zalety swojej latorośli: wykształcenie, zawód, osobowość i – co najważniejsze – wiek. W przypadku kobiety wykształcenie, sukces zawodowy czy odbyte podróże nie mają znaczenia, a najważniejszym warunkiem pozostania żoną mężczyzny „na poziomie” jest uroda i młody wiek. Najwyżej 26 lat.
Chińskie feministki nie boją się, że gdy osiągną 27 lat, skończy się ich „przydatność”. Z dumą określają się jako shèngnǚ. Poza niezależnością finansową i wolnością matrymonialną chiński feminizm skupia się na kwestiach molestowania seksualnego, przemocy domowej i nierówności na rynku pracy. W książce Betraying Big Brother. The Feminist Awakening in China Leta Hong Fincher opisuje, w jaki sposób prześladowane są aktywistki, i jak cenzura państwowa tłumi ruchy feministyczne – na przykład usuwając posty z hasztagiem #metoo i feministyczne grupy w mediach społecznościowych. Zamiast wspierać emancypację kobiet, rząd kreuje kampanie mające na celu popchnięcie „kobietek-resztek” w kierunku macierzyństwa na chwałę narodu. Jak pisze Hong Fincher, fakt, że pomimo opresyjnego aparatu państwowego w Chinach nadal istnieje feminizm, jest cudem.
Mimo że młode kobiety są w Chinach w mniejszości, to mężczyźni dyktują zasady na rynku matrymonialnym. Aby przekonać ich do siebie, kobiety muszą stać się mniejsze, bardziej ciche, „udomowione” – jak huā píng, wazon na kwiaty. Albo jogurt naturalny, do którego mężczyzna sam doda ulubione dodatki. Mężczyźni oczekują, że będą „dominującą” stroną i zachowają decyzyjną pozycję w związku. Roseann Lake przekonuje, że oprócz patriarchatu to konfucjańskie wartości określają stosunki, które panują w chińskich małżeństwach. Najbliższe relacje w rodzinie to miłość między ojcem i synem, a także między starszym i młodszym bratem.
Każdy mężczyzna, który odstawał od tej normy i wydawał się otwarcie czuły w stosunku do żony, był widziany jako ktoś o słabym charakterze
– pisze Lake.
Przez lata prowadzenia polityki jednego dziecka chiński rząd nie tylko stworzył ogromną nierównowagę płci w kraju, ale doprowadził też do powstania trzech pokoleń, dla których bycie jedynakiem jest oczywistością. Pojawiła się nowa norma kulturowa. Niestety, dzietności nie można zarządzić dekretem, a rządowe kampanie mające na celu odwrócenie rzeczywistości i ukazanie kobiet jako niekompletnych bez mężczyzny u boku po prostu nie działają. Chińskie jedynaczki odkryły siłę swojej kobiecości i już tak łatwo nie dadzą się zagonić do kuchni. Czy Chiny czeka nowa rewolucja kulturalna?
L. Hong Fincher, Betraying Big Brother. The Feminist Awakening in China, New York 2018.
R. Lake, Leftover in China. The Women Shaping the World’s Next Superpower, New York 2018.
Może Cię zainteresować: Czego posiadanie zwierząt może nauczyć o rodzicielstwie?