Nauka
ARTYKUŁ SPONSOROWANY: Najlepszy peeling do ciała, który powinieneś wypróbować w 2025 roku
29 stycznia 2025
Od kilku lat obserwujemy masową migrację mieszkańców miast na wieś. Rolnicy zmagają się dziś z roszczeniowością nowych sąsiadów, którzy pragną „ekologicznego życia” bez jego uciążliwości. Skala konfliktu jest spora i wciąż rośnie.
Kogut za wcześnie pieje, bydło za głośno ryczy. Jakby zwierzęta złośliwie zakłócały wiejską idyllę. Latem po godzinie 22 z pól wciąż dobiegają odgłosy młócenia. Czy wredni kombajniści celowo pracują aż do północy, żeby wszystkim w okolicy utrudnić zasypianie? Maszyny rolnicze jeżdżą po głównych drogach, a przecież ich miejsce to polne trakty i bezdroża. W dodatku wylatujące z uli pszczoły tylko szukają, kogo by tu użądlić (i uwaga: mają specjalny radar na uczulonych). A żeby tego było mało, jakiś hodowca wywala obornik tak, by fetor zwierzęcych odchodów trafiał prosto pod nosy sąsiadów. Brzmi kuriozalnie? Właśnie za takie „przewinienia” obrywa się rolnikom, a konflikty na wsi przybierają na sile.
Jak poinformował CBOS, w 2023 roku na wsi mieszkało ponad 15 mln osób, co stanowiło ok. 41 proc. ogółu ludności Polski. Odsetek mieszkańców wsi niepochodzących z tych terenów wzrósł z 7 proc. w 2006 roku do 20 proc. w 2023 roku. Jedną z przyczyn tej wielkoskalowej migracji jest promowany na szeroką skalę „naturalny styl życia” (cokolwiek to znaczy) i reklamowanie wsi jako istnego eldorado, gdzie będziemy oddychać czystym powietrzem i wreszcie zaznamy ciszy i spokoju. Ten idealizm oraz sentymentalizm odbijają się czkawką w realnym życiu.
Wiejskie uciążliwości często zgłaszane są na policję. Jeśli rolnicy nie przyjmą mandatów, sprawy trafiają do sądu. W Centralnej Bazie Orzeczeń Sądów Administracyjnych znajduje się obecnie ponad 100 orzeczeń zawierających frazę: „konflikty sąsiedzkie rolników”. To dwa razy więcej niż trzy lata temu.
– Niedawno był taki drastyczny przypadek, że do kombajnu wskoczył gościu z nożem, bo on sobie nie życzy, żeby o 23 kombajn był na polu. A przecież jak jest okres żniw, to każdy chwyta, ile może, o ile jest pogoda. Trzeba to zebrać, bo jutro będzie deszcz i już się nie będzie dało. W końcu wyschnie, ale jakość zboża będzie już gorsza. To są okresowe prace i można by było spokojnie sobie przeczekać, powiedzmy tydzień czasu. Dzisiaj ten sprzęt jest tak duży, że to będzie moment. Przyjedzie kombajn, wymłóci i pojedzie – opowiada Ryszard Borys, rolnik ze wsi Dębina i prezes Dolnośląskiej Izby Rolniczej.
Polecamy: Chmara turystów i zirytowani lokalsi. Beczka prochu w cieniu palmy
Według Borysa ludziom wywołującym takie konflikty brakuje podstawowego zrozumienia, że pewne działania są niezbędne. I cierpliwości, by te okazyjne problemy związane z wiejskim życiem po prostu przeczekać.
– W Kamiennej Górze pan miał hodowlę bydła. No i co ten człowiek tylko zruszył obornik, to sąsiadki dzwoniły na policję. Przecież to nie jest jakaś złośliwość z jego strony. Taki jest proces hodowlany, że tak powiem. Ale to nie dzieje się non stop. Jeśli on ma do wywiezienia ten obornik, to dwa, trzy dni i koniec, już tego nie będzie. Poza tym dzisiaj hodowcy dostają pieniądze na tak zwany dobrostan zwierząt. To już nie jest ta hodowla, jak to było kiedyś, że na środku podwórka był obornik. Te obory muszą spełniać pewne wymogi – mówi rolnik.
Dla przyrodnika specjalizującego się w konfliktach ekologicznych dr. Karoliny Królikowskiej powodem konfliktów na wsi i takich zachowań jest czasami zwykły egoizm:
– Mamy tutaj do czynienia z totalnym brakiem empatii i roszczeniowością. Taki mieszczuch, lansujący się na „ekosia”, będzie kupował jedzenie bio w miejscowym sklepiku. Ale to wszystko ma spaść z nieba i produkcja ekożywności ma mu nie przeszkadzać.
Zapraszamy na niezwykłe wydarzenie: Holistic Talk w Bielsku-Białej, szczegóły w linku
Z perspektywy naukowej mówimy tu o konfliktach z rodzaju NIMBY. To skrót od angielskiego Not In My Backyard, czyli „nie na moim podwórku”. One dotyczą na przykład ferm hodowlanych, ale też wiatraków, fotowoltaiki, więzień czy szpitali psychiatrycznych. Na ogół wszystkiego, co postrzegane jest jako uciążliwe czy niebezpieczne.
– Chociaż mamy świadomość, że to jest nam potrzebne – wiemy, że jeśli chcemy zjeść na śniadanie szyneczkę, no to gdzieś musi być ta hodowla – to nie chcemy tego u nas – komentuje przyrodnik.
Członkowie Krajowej Rady Izb Rolniczych (KRIR) od lat rozdają rolnikom naklejki z hasłami typu: „Jadę produkować żywność dla Ciebie”, które ci przyklejają na ciągnikach.
– To nie jest tak, że marchewka rośnie w supermarkecie. Skądś ona się bierze. A dzisiaj w ramach wojny na Ukrainie okazuje się, że jest też towarem strategicznym. Bo cóż z tego, że będziemy mieli samoloty, czołgi i tak dalej, jeśli nie będziemy mieli jedzenia? Myślę, że podstawowym problemem jest brak edukacji na ten temat – podkreśla prezes Dolnośląskiej Izby Rolniczej.
Czy odpowiednia edukacja wyeliminuje konflikty na wsi z rolnikami? – pytam dr. Królikowską.
– Dziś jesteśmy odcięci od rolnictwa, oderwani od rzeczywistości materialnej. Już nie jeździ się do babci na wieś na wakacje, żeby pomagać przy okazji w gospodarce. Myślę, że jakby ktoś spędzał dwa miesiące w roku przy żniwach i pracy przy zwierzętach hodowlanych, to generalnie nie miałby problemów ze zrozumieniem, na czym to polega. Jeżeli te konflikty byłyby konfliktami wynikającymi wyłącznie z braku wiedzy na temat tego, jak wygląda gospodarka rolna, edukacja miałaby sens. Jeżeli zaś mamy do czynienia z egoizmem, tylko odgórne regulacje prawne mogą poprawić sytuację. Myślenie, że wystarczy ludzi wyedukować, to idealizm, w który nie wierzę. Jeśli nie mają oni kontaktu z rolniczą rzeczywistością, to trudno będzie to zmienić. Trzeba by dzieci wysyłać na żniwa do pracy, co jest przecież nierealne – odpowiada.
Zarząd KRIR w grudniu 2024 roku ponownie zwrócił się do Ministra Rolnictwa i Rozwoju Wsi Czesława Siekierskiego o odpowiednie regulacje prawne. Rolnicy postulują, żeby – na wzór francuski – każdy nabywca nieruchomości na terenach wiejskich podpisywał deklarację, w której oświadcza on, że jest świadomy uciążliwości i akceptuje je jako element życia na wsi.
Kolejnym postulatem KRIR jest zmiana obowiązujących przepisów dotyczących planów zagospodarowania przestrzennego. Dziś masowo na tereny wiejskie wchodzi zabudowa, a ziemia jest chaotycznie odrolniana, praktycznie bez żadnej kontroli. Rolnicy chcieliby prawa, które blokowałoby masowe odrolnienie działek. W miejscach, gdzie może się wydarzyć potencjalny konflikt, na przykład przy farmach.
– Cały czas o to walczymy. Minister rolnictwa ciągle odsyła nas do wójta i burmistrza, którzy opracowują plany zagospodarowania przestrzennego. A taki wójt nie patrzy na to, czy będzie konflikt, czy nie będzie. Tylko [na to], czy on będzie miał wpływ do budżetu gminy – i budujcie się, prawda, gdzie chcecie – mówi Borys.
Chociaż wciąż nie widzimy woli politycznej do wprowadzania takich zmian prawnych, prezes Dolnośląskiej Izby Rolniczej podkreśla, że w ostatnich latach sytuacja rolników nieco się poprawiła:
– Wcześniej mandaty wypisywane były z tytułu wybryku chuligańskiego. Ale w końcu Komendant Główny Policji wydał polecenie, że nie można takich rzeczy pod to podciągać. Nawet był już taki przypadek, że policjant, zamiast ukarać rolnika, to ukarał panią, która dzwoniła na policję. Za bezzasadne zgłoszenie, zawracanie głowy po prostu. Coraz częściej mamy też przykłady, że sąd odrzuca roszczenia policji. Nie uznaje za stosowne, że trzeba tego rolnika ukarać, bo on – w opinii sędziego – nic złego nie zrobił.
Czy mieszczuchy wkrótce zrozumieją, że symfonii wiejskiego życia, na którą składają się także odgłosy kombajnów i kogutów, nie da się wyciszyć na życzenie? Odpowiednie regulacje prawne w połączeniu z edukacją mogą być kluczem do eliminacji sporów z rolnikami. Choć przede wszystkim przydałaby się tu odrobina empatii i współczucia.
Może Cie zainteresować: Polsce grozi kolejna powódź. Mniej niż dekada na przygotowania
Nauka
29 stycznia 2025
Zmień tryb na ciemny