Nauka
Serce ma swój „mózg”. Naukowcy badają jego rolę i funkcje
20 grudnia 2024
Współczesne adaptacje literatury fantasy mają wspólną cechę – wywoływanie negatywnych emocji wśród fanów książkowych pierwowzorów. Produkcje spod znaku magii i miecza są najczęściej krytykowane za odbieganie od materiału źródłowego lub przesadne uleganie dyktatowi poprawności politycznej. Mimo kontrowersji fantastyczne filmy i seriale wciąż generują spore zyski. Czy irytowanie fanów stało się dziś marketingowym narzędziem medialnych korporacji?
Jak zauważa Andrzej Sapkowski w eseju Rękopis znaleziony w smoczej jaskini, fantasy była przez lata obiektem stygmatyzacji. W rolach oskarżycieli występowali zarówno przedstawiciele literackiego mainstreamu, jak również konserwatywni fani fantastyki, którzy postrzegali opowieści o elfach i smokach jako gorszą siostrę „poważnej” science fiction. Dyskryminacja fantasy przekładała się znacząco na jakość produkcji telewizyjnych utrzymanych w poetyce tego gatunku. Wielu z nas pamięta zapewne kiczowate, choć ubarwiane dziś mocą nostalgii seriale z przełomu wieków w rodzaju Xeny: Wojowniczej księżniczki czy Tajemniczych rycerzy. Choć potrafiły dostarczyć nam wielu pozytywnych wrażeń, ich jakość pozostawiała wiele do życzenia. Same produkcje stanowiły zaś potwierdzenie powtarzanego często stereotypu – fantasy to infantylne bajki dla dorosłych.
Zbiorowe postrzeganie fantasy zmieniło się wraz z kolejnymi premierami filmów z trylogii Władca Pierścieni, w reżyserii Petera Jacksona, w latach 2001–2003, która zdobyła łącznie 17 statuetek Akademii Filmowej. Przejście filmowej fantasy „z getta do mainstreamu” – by przywołać tytuł książki Katarzyny Kaczor – zostało przypieczętowane kilka lat później przez pierwsze sezony Gry o tron, realizowanej na podstawie cyklu Pieśń lodu i ognia George’a R. R. Martina. Choć z czasem poziom serialu wyraźnie się obniżał (a na koniec wręcz pikował), nie sposób odmówić tej produkcji doniosłej roli, którą odegrała w historii telewizji. Twórcy Gry o tron dowiedli, że telewizyjne opowieści o zmyślonych światach mogą być zrealizowane z takim samym pietyzmem i dbałością o szczegół jak ambitne seriale historyczne. W ostatnich latach pozycja fantasy ulega jednak wyraźnemu osłabieniu, a przeznaczone na mały ekran obrazy utrzymane w tej konwencji są często oskarżane o powracanie do swoich niechlubnych korzeni z lat 90. XX wieku.
Przeczytaj także: Magia biografii. Dlaczego fascynują nas życiorysy innych ludzi?
Najwięcej kontrowersji wywołują dziś ekranizacje uznanych dzieł literackich, które często wprowadzają znaczące modyfikacje do fabuł, światów lub wyglądu postaci znanych z książkowych pierwowzorów. Tytułem przykładu (spojlery!) można przywołać niesławny drugi sezon serialu Wiedźmin od Netfliksa, bazujący na prozie Andrzeja Sapkowskiego. W książkach łódzkiego pisarza warownia Wiedźminów – Kaer Morhen – została opisana jako miejsce położone w niedostępnych górach, o którego istnieniu wiedzieli jedynie nieliczni wtajemniczeni. W serialu Netfliksa przebywający w zamku bohaterowie urządzają natomiast ucztę, na którą zapraszają prostytutki z okolicznego (!) domu uciech. Innym razem protagoniści przemierzają ogromne odległości w zaledwie kilka dni (bez użycia teleportacji czy innych magicznych środków transportu), a przyjaciel głównego bohatera – wiedźmin Eskel – zostaje przemieniony w potwornego leszego, co generuje kolejne, niezbyt fortunne rozbieżności pomiędzy serialem a książkami.
Podobne przykłady można mnożyć, nie tylko w odniesieniu do przygód netfliksowego Białego Wilka, które – nawiasem mówiąc – mają zakończyć się wraz z emisją piątego sezonu. Głosy krytyki dosięgły również produkcji Amazona – Pierścieni Władzy, opartych luźno na twórczości J. R. R. Tolkiena, czy Koła czasu na podstawie cyklu powieściowego Roberta Jordana pod tym samym tytułem. Ich największym grzechem nie są jednak odstępstwa od książkowych oryginałów, ale rażący brak logiki i spójności narracji. Tego rodzaju zarzuty można byłoby z łatwością odeprzeć, gdyby dotyczyły produkcji niskobudżetowych. Mowa tu jednak o tak drogich adaptacjach jak wspomniane Pierścienie Władzy, których realizacja miała kosztować łącznie miliard dolarów.
W przypadku współczesnych seriali fantasy zawrotny budżet często nie przekłada się jednak na poziom artystyczny. Mimo iż można znaleźć wyjątki od tej reguły – jak chociażby Ród smoka od HBO czy netfliksową Castlevanię: Nocturne – wśród wielu adaptatorów fantastyki zdaje się panować przekonanie, że opowieści o zmyślonych światach nie muszą rządzić się regułami wewnętrznego prawdopodobieństwa i autentyczności.
W jednym z rozdziałów książki Allotopie. Topografia światów fikcjonalnych Krzysztof M. Maj – teoretyk literatury i groznawca z Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie – powołując się na ustalenia amerykańskiej uczonej Lindy Hutcheon, opisał zjawisko imperializmu realistycznego. Badacz odnosi wspomniany termin do długoletniej dominacji realizmu w literaturze, sztuce i dyskursie akademickim świata Zachodu. W konsekwencji opisanej sytuacji wielu badaczy i krytyków literackich za wartościowe dzieła uważało wyłącznie te opowiadające o prawdziwym świecie i prawdziwych ludziach – literaturę faktu i powieść postrealistyczną. Fantastykę uznawano zaś za element kultury masowej lub próbowano ją urealnić poprzez przyporządkowywanie poszczególnych utworów do takich gatunków jak realizm magiczny. Konserwatywni krytycy literaccy zapominali jednak, że realizm – podobnie jak fantastyka – również jest konwencją, która nie oddaje pełni prawdy o rzeczywistości, ale przedstawia ją ze zdeterminowanego społecznie i kulturowo punktu widzenia twórcy.
Mimo iż literatura fantasy jest dziś postrzegana o wiele przychylniej niż jeszcze na początku XXI wieku, pewne aspekty imperializmu realistycznego przeniknęły do popularnych seriali z ostatnich lat, utrzymanych w konwencji magii i miecza. Przykład netfliksowego Wiedźmina pokazuje, że producenci i showrunnerzy często traktują materiał źródłowy na sposób kolonialny. Podporządkowują adaptację paradygmatowi realistycznemu, zgodnie z którym opowieści o fikcyjnych światach mają przede wszystkim zapewnić prostą rozrywkę masowemu odbiorcy. Wbrew literackim oryginałom produkcje te prezentują zazwyczaj skrajnie uproszczoną wizję świata z klasycznym podziałem na dobro i zło. Pod wieloma względami przypominają osiemnastowieczne powieści pseudohistoryczne, których autorzy traktowali przeszłość wyłącznie jako dekorację dla romansowych fabuł, nie troszcząc się o odtworzenie kontekstu danej epoki.
Polecamy: Autentyczność kontra fikcja. Zagadkowa dyktatura kształtuje świat
Podobnie jak w przypadku fikcji historycznej odpowiednio wykreowany fantastyczny świat powinien mieć swój koloryt, który bardzo trudno jest przełożyć na język innych mediów. Do Tolkienowskiego Władcy Pierścieni zwyczajnie nie pasuje ironia, charakterystyczna dla kina postmodernistycznego, a do Wiedźmina – patos i brak akcentów humorystycznych. Uchwycenie kolorytu wymaga jednak bardzo dobrej znajomości adaptowanych książek i umiejętności wczucia się w historię.
W wywiadzie dla VIP Multimedia Jakub Szamałek – autor powieści kryminalnych i były scenarzysta studia CD Projekt RED – przypominał, że podczas prac nad trzecią odsłoną gry o Wiedźminie poszukiwał w książkach Sapkowskiego informacji na temat tego, z jakich kamieni zbudowane zostały mury Novigradu – miasta, w którym rozgrywa się znaczna część growych przygód Geralta z Rivii. Tak rozumiana dbałość o szczegół wpłynęła na entuzjastyczny odbiór Wiedźmina 3, zarówno wśród branżowych krytyków, jak i fanów literackiego pierwowzoru, przełożyła się także na finansowy sukces produkcji. Jak dowodzi Maj, artystyczny poziom fantastyki zależy bowiem od imersji, czyli możliwości wyobraźniowego zanurzenia się w opowieść o fikcyjnym świecie i – poprzez zawieszenie niewiary – uznanie go na moment za realnie istniejącą rzeczywistość. Paradoksalnie głównym grzechem współczesnych produkcji fantasy jest więc brak specyficznie rozumianej autentyczności tego, co nieprawdziwe.
Przywołana na początku artykułu hipoteza o celowym wzbudzaniu kontrowersji wśród miłośników adaptowanych dzieł znajduje jednak tylko częściowe potwierdzenie. Innym, być może bardziej trywialnym wytłumaczeniem artystycznego kryzysu produkcji fantasy są czynniki ekonomiczne i chęć dotarcia do szerszego – przede wszystkim młodszego – grona odbiorców. Z ekonomicznego punktu widzenia cel medialnych korporacji jest zrozumiały. Adaptacje powstają po to, aby generować zyski i jak największe zainteresowanie widzów. Próby dostosowania materiału źródłowego do wrażliwości i zainteresowań młodszego pokolenia często odbywają się jednak kosztem infantylizacji znakomitych literackich pierwowzorów.
Jedną z najbardziej charakterystycznych i szkodliwych praktyk korporacji w rodzaju Netfliksa czy Amazona stało się zjawisko checklistingu, czyli obsadzania przedstawicieli mniejszości w drugo- lub trzecioplanowych rolach fantastycznych seriali. Mimo iż praktyka ta może zostać uznana za przejaw krzewienia idei inkluzywności – włączania mniejszości do centrum kulturowego dyskursu – jej praktyczna realizacja pozostawia wiele do życzenia. Doskonale pokazuje to wielokrotnie przywoływany tu Wiedźmin. W serialu Netfliksa postaci o niebiałym kolorze skóry lub dotknięte niepełnosprawnością odgrywają zazwyczaj rolę malowniczego tła dla poczynań protagonistów. Nie poznajemy historii bohaterów, ich odmienność nie jest tematyzowana lub pełni jedynie funkcję topornej metafory. Tym samym checklisting jawi się jako karykatura inkluzywności.
Kontrowersje wokół współczesnych produkcji fantasy są wypadkową czynników ekonomicznych i marketingowych, ale dużą rolę odgrywają w nich także fani literackich pierwowzorów. Choć mają oni prawo oczekiwać, by adaptacje ich ulubionych dzieł były jak najlepsze, często podchodzą do końcowych efektów z nadmierną dozą krytycyzmu, często przeradzającego się w hejt. Przekonała się o tym Leah Sava Jeffries – ciemnoskóra odtwórczyni roli Annabeth w serialu Percy Jackson i bogowie olimpijscy Disneya. W jej obronie stanął Rick Rirodan – autor literackiego pierwowzoru – który, nie bez racji, oskarżył „fanów” o nękanie i prześladowanie nastoletniej aktorki. Krytyka odbiorców często nie uwzględnia też szerszego kontekstu, w jakim powstawały poszczególne produkcje, jak chociażby miało to miejsce w przypadku Pierścieni Władzy Amazona. Mimo zawrotnego budżetu twórcom serialu nie udało się zdobyć praw do ekranizacji całego Silmarillionu J. R. R. Tolkiena. Rozbieżności pomiędzy książkową a ekranową wersją historii Śródziemia były więc nieuniknione.
Negatywny odbiór współczesnych seriali fantasy pokazuje, że w dobie późnego kapitalizmu obcowanie z fikcją często przestaje przynosić nam oczekiwaną przyjemność. Znaczna część winy za zaistniałą sytuację spoczywa po stronie medialnych korporacji, które – w pogoni za zyskiem – nie respektują oczekiwań fanów lub wykorzystują je w celu generowania opłacalnych marketingowo kontrowersji. Część odpowiedzialności spoczywa jednak także po stronie samych fanów, którzy czasem nazbyt krytycznie podchodzą do wszelkich innowacji obecnych w adaptacjach ich ulubionych utworów. Produkcje w rodzaju wspomnianego Rodu smoka wskazują jednak, że trend ulega stopniowej zmianie, a korporacje zaczynają ponownie doceniać twórczy potencjał zmyślonych światów.
Polecamy:
K. Kaczor, Z „getta” do mainstreamu. Polskie pole literackie fantasy (1982–2012), Kraków 2017.
K. M. Maj, Allotopie. Topografia światów fikcjonalnych, Kraków 2015.
K. J. Popielacki, Autor „Percy’ego Jacksona” krytykuje fanów za rasizm. Poszło o casting, 11.05.2022, Filmweb [online].
A. Sapkowski, Rękopis znaleziony w smoczej jaskini. Kompendium wiedzy o literaturze fantasy, Warszawa 2001.
Wywiad z Jakubem Szamałkiem – pisarzem i scenarzystą CD Projekt, VIP Multimedia [online].
Może Cię zainteresować: Kultura czasu wolnego. Dlaczego balans między pracą a rekreacją jest tak ważny