Sudańczycy są zdani sami na siebie. Wiedzą, że nikt nie przyjdzie im z pomocą

O przyczynach wybuchu wojny domowej w Sudanie, katastrofalnej sytuacji humanitarnej i możliwych scenariuszach zakończenia konfliktu opowiada w rozmowie z Wojciechem Harpulą dr Jędrzej Czerep, analityk ds. Afryki Subsaharyjskiej w Polskim Instytucie Spraw Międzynarodowych.

Wojna była nieunikniona

Wojciech Harpula: W 2019 roku powstanie ludowe przy pomocy armii obaliło rządzącego przez niemal 30 lat prezydenta Sudanu Omara al-Baszira. Na mocy porozumienia wojskowi zgodzili się podzielić władzą z cywilnymi politykami. Układ ten został jednak zerwany przez wojskowy zamach stanu w październiku 2021 r. Rok później w Sudanie wybuchły walki między armią dowodzoną przez gen. Abdela Fattaha al-Burhana a Siłami Szybkiego Wsparcia (ang. Rapid Support Forces – RSF) gen. Mohameda Hamdana Dagalo, nazywanego Hemettim. Ponad 10 milinów Sudańczyków musiało opuścić swoje domy, kraj znalazł się na skraju katastrofy humanitarnej. Z jakiego powodu wybuchła ta wojna?

Dr Jędrzej Czerep*: Bo była nie do uniknięcia. Już w 2019 roku słyszałem to od Sudańczyków trzeźwo i realistycznie oceniających sytuację w kraju.

Dlaczego?

Omar al-Baszir nie ufał swoim własnym siłom zbrojnym. Obawiał się – i słusznie – że w którymś momencie wystąpią przeciwko niemu. W związku z tym wspierał tworzenie alternatywnych wobec armii sił zbrojnych – rekrutowanych etnicznie bojówek. Outsourcował funkcję stosowania przemocy na ich rzecz. To był pomysł na prowadzenie walk z partyzantką „po taniości”. Właściwie bezkosztowo, bo nie trzeba im było płacić, żywiły się same i finansowały działania dzięki łupom zdobytym podczas walk.

Kryzys w Sudanie. Centrum kontra peryferia

Przeciwko komu walczyły te bojówki?

Przeciwko całemu wianuszkowi ruchów antyrządowych. W Sudanie zawsze istniał strukturalny konflikt pomiędzy centrum a peryferiami. Centrum to dolina Nilu i stołeczny Chartum, zamieszkane przez zarabizowane plemiona nubijskie. Peryferia to południowe pogranicze i Darfur na zachodzie kraju, gdzie żyją afrykańskie grupy etniczne. Peryferia produkują dobra, które Sudan eksportuje za twardą walutę, dzięki czemu centrum może się bogacić. W uproszczeniu: peryferia wytwarzają, centrum konsumuje. Przy czym ludność nubijsko-arabska zawsze miała problem z zaakceptowaniem afrykańskiego komponentu tożsamości Sudanu. Peryferia były traktowane w rasistowskim dyskursie jako rezerwuar półniewolniczej siły roboczej. Jako coś, co należy podporządkować i wykorzystać. Coś, czego się nie rozumie, nie szanuje i nie uznaje za pełnowartościowe.

Na tym gruncie od samego początku istnienia Sudanu trwały konflikty, na czele z krwawą i wieloletnią wojną domową między północą a południem. Oddzielenie się w 2011 r. Sudanu Południowego nie zakończyło ich. Walki trwały nadal na południu kraju i w Darfurze. Przeciwko rządowi występowały ruchy zbrojne, które domagały się większego udziału w rządzeniu krajem. Do walk z nimi rząd używał bojówek plemiennych, z których najważniejsze okazały się Siły Szybkiego Wsparcia dowodzone przez Hemettiego.

Może Cię także zainteresować: Ropa naftowa kiedyś się skończy. Czy Arabowie są na to gotowi?

Kryzys w Sudanie. Na zdjęciu ciemnoskóre dzieci
Fot. manuelamilani / Pixabay

Sudan: kryzys państwa, siła mafii

Czym właściwie są Siły Szybkiego Wsparcia?

Wyewoluowali z Dżandżawidów, zbrojnych milicji muzułmańskich, które terroryzowały i grabiły ludność podczas wojny w Darfurze. W drugiej dekadzie XXI wieku rząd w Chartumie używał RSF do zwalczania rebeliantów w południowym i zachodnim Sudanie. Ich przywódca, Hemetti, okazał się zwierzęciem politycznym i świetnym biznesmenem. Był w stanie przejąć kontrolę nad niezwykle lukratywnym wydobyciem złota i porozumieć się ze Zjednoczonymi Emiratami Arabskimi oraz Arabią Saudyjską. Wysłał swoich ludzi na wojnę w Jemenie. Dzięki temu uzyskał ogromny majątek. Zbudował prawdziwe imperium finansowe, uzyskał protekcję i wsparcie Dubaju. Stał się najbogatszym człowiekiem w Sudanie i właścicielem potężnej, prywatnej armii. Jej liczebność jeszcze przed wybuchem wojny domowej oceniano na 100 tys. osób, a potencjał porównywano z libańskim Hezbollahem.

Kierownicze stanowiska w RSF objęli ludzie wywodzący się z klanu Mahariya. To klan Hemettiego, jeden z kilku tworzących plemię arabskich nomadów Rizeigat. RSF stały się właściwie rodzinną mafią. Tyle tylko, że mafia stawała się właściwie silniejsza od państwa. Nieraz zdarzały się przypadki, że bojówkarze RSF bili policjantów, przeganiali wojsko i zagarniali własność państwową dla siebie. Gdy upadała dyktatura al-Baszira, Hemetti ustawił się po stronie zmiany i wszedł do nowego układu władzy. Ale polityczny krajobraz po obaleniu reżimu był efektem zgniłego kompromisu i nikogo nie zadowalał.

Kiedy wszyscy prą do wojny

Kto zawarł kompromis?

Cywilne siły polityczne wywodzące się z ruchów, które występowały przeciwko al-Baszirowi oraz dwa komponenty wojskowe: armia i Siły Szybkiego Wsparcia. W 2019 roku układ władzy powstał w tym trójkącie. Sudańska opozycja demokratyczna wskazała na premiera Abd Allaha Hamduka. Objął on stanowisko za zgodą wojskowych, ale jego pozycja stopniowo słabła. Armia i RSF rozpychały się coraz śmielej, aż w 2021 r. dowodzący siłami zbrojnymi gen. Abdel Fattah al-Burhan obalił rząd i utworzył juntę. Sytuacja stała się jeszcze bardziej skomplikowana. Obalony premier Hamduk i jego polityczni sojusznicy zawarli taktyczny sojusz z RSF, którego celem było obalenie rządów armii i pozostałości reżimu al-Bashira. Z drugiej strony ludzie al-Bashira skupili się wokół wojska i liczyli, że dzięki temu wrócą do dawnej pozycji. A z trzeciej – RSF zamierzały przejąć niepodzielne rządy w kraju. W zasadzie każda z sił politycznych parła do wojny, do przesilenia.

Polecamy: HOLISTIC NEWS: Ile mamy czasu, żeby ewakuować się z Ziemi w kosmos? Maciej Myśliwiec

Kryzys i wojna totalna w Sudanie

O co walczą poszczególne strony konfliktu? Co jest ich celem?

Celem jest zdobycie władzy. RSF to mafijna, klanowa, ludobójcza bojówka plemienna, która na terenie całego Sudanu prowadzi wojnę totalną z jego mieszkańcami. Morduje, gwałci, rabuje, niszczy, prowadzi czystki etniczne. Dąży do przejęcia i zasiedlenia „swoimi” Chartumu i najbardziej żyznego, rolniczego regionu Al-Dżazira. Do sił Hemettiego dołączają nomadzi arabscy z Czadu, Nigru, Republiki Środkowoafrykańskiej, a nawet z Mali. Przyjeżdżają zmotywowani nadzieją zdobycia łupów i ziemi oraz wizją likwidowania państwa sudańskiego i stworzenia w jego miejscu ojczyzny dla nomadów. RSF żywią się wojną. Bojówkarze kradną na potęgę, nie oszczędzają nawet szpitali. Łupy trafiają na bazary albo są ekspediowane do sąsiedniego Czadu. Na tym biznesie bogaci się wiele osób – w Ndżamenie, stolicy Czadu, ceny nieruchomości wyraźnie ostatnio wzrosły, gdyż wielu watażków lokuje gotówkę, kupując tam domy.

Bojówki Hemettiego próbują przedstawiać się jako siły demokratyczne i pokojowe. RSF dysponują rozbudowaną machiną PR i całkiem nieźle mydlą oczy społeczności międzynarodowej, mimo swojego otwarcie zbrodniczego charakteru. W styczniu tego roku Hemetti, korzystając z samolotu podstawionego przez Zjednoczone Emiraty Arabskie, odbył tournée po państwach afrykańskich. Czerwone dywany rozwijano przed nim w Etiopii, Ugandzie, RPA, Kenii i Rwandzie. W Rwandzie odwiedził Miejsce Pamięci o Ludobójstwie, gdzie powiedział, że nie powinno się zapominać o tej ważnej lekcji. A przecież jego bojówki dopuszczają się podobnych zbrodni w Sudanie! To paranoiczna sytuacja. RSF nie ma żadnego pozytywnego programu politycznego. Dąży do ograbienia Sudanu z jego zasobów i zasiedlenia go ziomkami z plemion arabskich nomadów. Dla Hemettiego Sudan to łup wojenny. Nic więcej.

Czytaj również: Czym naprawdę jest bałkańska dusza? Rakija, krew i ból serca

Kryzys w Sudanie. Na zdjęciu mapa kawałka Afryki
Fot. Anthony Beck / Pexels

Sudańskie państwo podziemne

Ma jednak zaplecze polityczne w postaci obalonego przez wojsko premiera Hamduka.

To prawda. Hamduk i ludzie wywodzący się z pierwszego porewolucyjnego rządu stoją za plecami RSF. Kibicują bojówkom, ani słowem nie zająkną się na temat ich zbrodni, cieszą się z porażek armii i liczą, że wrócą do władzy po zwycięstwie Hemettiego. Świat traktuje Hamduka jako głos rozsądku i nadzieję na przywrócenie w Sudanie demokracji, ale chyba nie do końca zdaje sobie sprawę, z kim sprzymierzył się były premier. Nawet jeśli RSF pokonałyby armię i Hamduk znów zostałby szefem rządu, to będzie tylko marionetką. Listkiem figowym przysłaniającym brudne interesy i grabież kraju.

Jakie są cele armii?

Gen. al-Burhan chce pokonać RSF i przejąć kontrolę nad krajem. Coraz bardziej ulega wpływom ludzi dawnego reżimu, reaktywował politycznie islamistów, pozwolił im tworzyć bojówki wspierające armię. Do jego sił dołączają też dawni idealiści demokratyczni, którzy stali za rewolucją 2019 r. Wybrali mniejsze zło. Oni nie chcą rządów junty, ale wiedzą, że przejęcie władzy przez RSF oznacza upadek państwa. Nie mają innej opcji.

A między tymi zwalczającymi się siłami jest podziemne, sudańskie państwo obywatelskie. Sudańczycy mają bardzo długą tradycję samoorganizacji i samopomocy. W chwilach, gdy państwo abdykuje i nie wypełnia swoich ról, to mieszkańcy biorą na siebie ciężar zapewnienia usług społecznych. W okresie rewolucji robiły to „komitety oporu”, dziś Sudańczycy skupiają się wokół tzw. emergency response rooms, które starają się zapewnić żywność, organizują ochronki dla dzieci, miejsca bezpiecznych spotkań dla kobiet, pomoc psychologiczną, wsparcie dla ofiar gwałtów. I całą namiastkę normalnego życia. Aktywiści otrzymują pomoc od diaspory sudańskiej i organizacji międzynarodowych, ale jest ona kroplą w morzu potrzeb. Nierzadko są zwalczani przez obie strony konfliktu.

Polecamy: Liczba ludności na świecie będzie spadać

Czy Sudan ma szansę na wyjście z kryzysu?

Z pana słów wynika, że niezależnie kto wygra wojnę, trudno oczekiwać dla Sudanu lepszej przyszłości.

Rozwiązanie najgorsze to zwycięstwo bojówek Hamattiego. RSF są mocno wspierane przez Zjednoczone Emiraty Arabskie, które dostarczają im wszystkiego, co jest potrzebne do prowadzenia wojny. Na lotniskach przy granicy z Czadem codziennie lądują samoloty z dostawami broni kupionej za pieniądze z Emiratów.

Dlaczego Zjednoczone Emiraty Arabskie wspierają Hamattiego?

Na to pytanie nie ma dobrej odpowiedzi, pozostają tylko spekulacje. Jedna z hipotez głosi, że po zwycięstwie Hamattiego żyzne ziemie Sudanu zostaną przekształcone w plantacje produkujące żywność dla Emiratów. Sudan jest krajem o wielkim potencjale rolniczym, a Emiraty potrzebują stabilnych i tanich dostaw żywności. Szejkowie znad Zatoki Perskiej i Hamatti robią wspólne interesy już od dawna, więc po jego zwycięstwie mogliby to robić nadal, tylko na większą skalę.

Kryzys w Sudanie. Na zdjęciu dr Jędrzej Czerep
Dr Jędrzej Czerep Fot. arch. prywatne

Sudan sam w kryzysie. Świat ma inne problemy

Co się stanie, jeżeli zwycięży armia?

To Sudan wróci do punktu wyjścia, czyli sytuacji sprzed rewolucji 2019 r. Będziemy mieli dyktaturę w stylu al-Bashira. Niekompetentną i niedemokratyczną. Wojsko będzie kontrolować połowę gospodarki kraju i wykorzystywać jej zasoby na własne potrzeby. Powrócą bojówki islamistyczne, patrolujące dzielnice miast i uczelnie. Aktywna część społeczeństwa będzie liczyć, że w pewnym momencie uda się wypracować z juntą jakiś kompromis, poszerzyć zakres wolności…

Niestety, przed Sudanem nie widać dobrych dróg. Trudno się dziwić, że Sudańczycy są niezwykle rozczarowani postawą Zachodu, a zwłaszcza Stanów Zjednoczonych, które wykazywały ambicje, by przewodzić procesowi pokojowemu w Sudanie. Odsunęły innych mediatorów, ale same nie miały żadnego pomysłu, jak rozwiązać konflikt. A gdy uwagę musiały poświęcić wojnom na Ukrainie i w Strefie Gazy, Sudanem w ogóle przestały się interesować. Sudan nikogo nie obchodzi, mimo że mamy tam obecnie do czynienia z najpoważniejszym kryzysem humanitarnym na świecie. Sudańczycy są zdani sami na siebie. Wiedzą, że nikt nie przyjdzie im z pomocą.

Dlatego nie ma się co dziwić, że z otwartymi ramionami przyjmują wsparcie Iranu czy Rosji. Władze wojskowe niedawno udostępniły Rosji możliwość korzystania z portu w mieście Port Sudan w zamian za dostawy broni. Dopiero wtedy do gen. al-Burhana zadzwonił sekretarz stanu USA Antony Blinken z upomnieniem, że nie należy bratać się z Rosją. Obecne władze sudańskie będą się bratać z każdym, kto pomoże im w walce z bojówkarzami. Wiedzą bowiem lepiej niż ktokolwiek na świecie, kogo mają za przeciwnika i jakie mogą być konsekwencje zwycięstwa RSF.


*Jędrzej Czerep – analityk ds. Afryki Subsaharyjskiej w programie Bliski Wschód i Afryka. Doktor nauk politycznych (Instytut Nauk Politycznych UKSW). Współpracował m.in. z think tankami (Fundacja im. K. Pułaskiego, Royal United Services Institute), organizacjami międzynarodowymi (Rada Europy), mediami (Al-Jazeera, „The Guardian”), administracją (Urząd ds. Cudzoziemców, Straż Graniczna). Wykładowca Collegium Civitas. Prowadził badania m.in. w Sudanie Południowym (2011), Nigerii (2015), Tanzanii (2018), Sudanie (2019).

Polecamy: Zrównoważony rozwój. Ludzkość zastawiła na siebie pułapkę

Opublikowano przez

Wojciech Harpula

Autor


Dziennikarz, redaktor, menedżer mediów. Były redaktor naczelny „Gazety Krakowskiej” i „Kuriera Lubelskiego”, laureat Nagrody im. Macieja Szumowskiego za reportaż prasowy. Współautor i autor książek reporterskich i popularnonaukowych.

Chcesz być na bieżąco?

Zapisz się na naszą listę mailingową. Będziemy wysyłać Ci powiadomienia o nowych treściach w naszym serwisie i podcastach.
W każdej chwili możesz zrezygnować!

Nie udało się zapisać Twojej subskrypcji. Proszę spróbuj ponownie.
Twoja subskrypcja powiodła się.