Prawda i Dobro
Boże Narodzenie w XXI w. Nigdy nie jest za późno, by być dobrym
24 grudnia 2024
Umberto Eco stwierdził kiedyś, że kto czyta, żyje podwójnie. Czy słowa autora Imienia róży są aktualne w świecie zdominowanym przez nowe media? Kim właściwie jest współczesny odbiorca kultury?
W ostatnim czasie polskie media ponownie zdominowała dyskusja na temat kanonu lektur szkolnych. Przedmiotem kontrowersji po raz kolejny stało się W pustyni i w puszczy Henryka Sienkiewicza oraz kwestia „odchudzenia” podstawy programowej. Powracające co kilka lat debaty przywodzą na myśl sytuację Nadii (Natasha Lyonne), protagonistki serialu Russian Doll Netfliksa. Bohaterka raz za razem przeżywa własną śmierć, by powrócić (po raz kolejny) do mieszkania przyjaciółki i wziąć udział w „upiornym” przyjęciu urodzinowym.
Można odnieść wrażenie, że reformatorzy polskiej edukacji od lat trwają w podobnym zaklętym kręgu. W zależności od tego, jaka opcja polityczna znajduje się w danym okresie u władzy, lektury szkolne są dobierane według zdeterminowanego ideologicznie klucza konserwatywno-patriotycznego lub liberalno-lewicowego. Kierując się partykularnymi interesami, rządzący często tracą z oczu to, co najważniejsze w edukacji kulturowej – odbiorcę i jego potrzeby.
Dla wielu z nas czytanie jest przede wszystkim aktywnością przyjemną, sposobem na spędzanie wolnego czasu, drogą do zdobycia wiedzy lub pracą. Czy może jednak być także twórczością? Już przed półwieczem podobne pytanie stawiali niemieccy pionierzy teorii recepcji literackiej – Wolfgang Iser i Hans Robert Jauss. Ten drugi przekonywał, że to nie autor, ale właśnie czytelnik jest osobą, która nadaje dziełu znaczenie.
W latach 60. XX wieku podobne stwierdzenia brzmiały rewolucyjnie. W literaturoznawstwie dominował wówczas nurt zwany strukturalizmem. Według jego zwolenników czytelnik powinien być swoistym „łamaczem szyfrów” – ma bowiem za zadanie poprawne „odkodować” znaczenia zawarte w dziele literackim.
Wiele strukturalistycznych terminów przetrwało także we współczesnej edukacji literackiej. Wszyscy pamiętamy, że jeden z największych grzechów, które można było popełnić na lekcjach języka polskiego, wiązał się z utożsamieniem „podmiotu lirycznego” z twórcą wiersza. W teoriach strukturalistycznych ani autor, ani czytelnik nie byli istotni. Liczył się przede wszystkim tekst i jego poprawne „rozszyfrowanie”.
Polecamy: Jak czytanie wpływa na zdrowie psychiczne i rozwój poznawczy dzieci?
Takiemu rozumieniu lektury sprzeciwiał się Jauss. W swoich pionierskich pracach dowodził, że znaczenie książkom nadają dopiero czytelnicy, odnosząc ich treść do własnych doświadczeń, zdobytej wiedzy czy aktualnej sytuacji społeczno-historycznej. Badaczowi nie chodziło jednak wyłącznie o to, aby każda książka była odczytywana na różne sposoby.
Jego zdaniem sens dzieła nie istnieje, dopóki nie znajdzie ono odbiorcy. W ten sposób czytelnik został uznany za najważniejszego twórcę literatury. Idee badacza znalazły echo w eksperymentalnych powieściach, takich jak Gniazdo światów Marka Huberatha czy Jaskinia filozofów José Carlosa Somozy. Wydaje się jednak, że mogą być również źródłem inspiracji dla współczesnej szkoły.
W książce Historia literatury jako prowokacja Jauss postulował, aby odejść od nauczania literatury z perspektywy historii arcydzieł i uwzględnić także chętniej czytaną przez odbiorców literaturę popularną. Idea badacza znajduje współcześnie coraz częstsze zastosowanie w edukacji, jednak przez wielu nauczycieli czy literaturoznawców popkultura wciąż bywa postrzegana jako zagrożenie.
Zdaniem Anny Kowalskiej – autorki eseju Uczestnik kultury – nowy czytelnik – tego rodzaju diagnozy mają swoje źródło w zdeterminowanym historycznie i ekonomicznie lęku przed masową publicznością i jej możliwościami zmieniania świata. Ów lęk znalazł przed laty szczególnie dobitny wyraz w książce Czesława Miłosza Życie na wyspach, w której poeta konstatował, że intelektualiści powinni odciąć się od kultury masowej i udać się na tytułowe wyspy, a więc – jak powiedzielibyśmy dzisiaj – żyć we własnych bańkach informacyjnych.
O ile całkowite odcinanie się w szkole od klasyki literackiej nie wydaje się dobrym pomysłem, nie jest nim również uciekanie przed teraźniejszością. Ignorując współczesną kulturę masową, ignorujemy zarazem jej odbiorcę oraz jego potrzeby ekspresji i poznawania świata na własną rękę. Trwanie przy tradycyjnej wizji edukacji literackiej wydaje się nietrafionym pomysłem – szczególnie ze względu na rewolucję techniczną, jaka dokonała się w ostatnich latach. Jak dowodzi Anna Kowalska, rozwój internetu i mediów społecznościowych doprowadził do powstania nowej kultury uczestnictwa, w której pierwszoplanową rolę odgrywa właśnie odbiorca.
Polecamy: ChatGPT pisze książki pełne błędów. Eksperci są przerażeni
Główną cechą tak rozumianej kultury stała się interaktywność, utożsamiana przez badaczkę z głęboko zakorzenioną społeczną potrzebą uczestnictwa w kulturze, którą – w różnym stopniu – przejawia każde z nas. W świetle wspomnianych przemian edukacja przyszłości powinna więc wykształcić w uczniach zdolność krytycznego przemyślenia współczesnych form wyrazu, takich jak literatura fan fiction, subkultury, cosplay czy gry fabularne. Pomocne może okazać się tutaj emocjonalne zaangażowanie uczniów, którzy bardzo często realizują się twórczo poza tradycyjnie zorganizowaną szkołą.
Na użyteczność kultury uczestnictwa w edukacji zwróciła uwagę Cecilia Aragon, badaczka z Uniwersytetu Waszyngtonu. W swoim Ted Talku wypowiedziała się obszernie na temat współczesnej literatury fan fiction, czyli historii rozgrywających się w światach popularnych książek, seriali czy gier wideo. Jej twórcy – w przeważającej mierze ludzie młodzi – publikują swoje prace na specjalnie przeznaczonych do tego stronach i forach internetowych (współcześnie najpopularniejszą platformą tego typu stał się Wattpad), gdzie nawzajem recenzują swoje utwory.
Polecamy:
Choć krytycy kultury uczestnictwa często uznają „fanfiki” za gorszy rodzaj literatury, wskazując na niską wartość artystyczną tego rodzaju dzieł, warto pamiętać, że wielu poczytnych twórców literatury najnowszej zaczynało swoją przygodę z pisaniem właśnie w ten sposób.
Zdaniem Cecili Aragon fan fiction nie jest wyłącznie zabawą, ale może zostać wykorzystane w nauce kreatywnego pisania. Za szczególnie wartościowy badaczka uznała mechanizm wzajemnego recenzowania fanowskich utworów, określając go mianem „rozproszonego mentoringu” (distributed mentoring). Zgodnie z jej pomysłem uczniowie o podobnych zainteresowaniach, zamieszkujący różne strony świata lub danego kraju, mieliby dzielić się swoimi pracami literackimi na dedykowanych stronach internetowych oraz udzielać sobie nawzajem porad warsztatowych. Rola nauczyciela sprowadzałaby się zaś do moderowania dyskusji i dbania o jej poziom merytoryczny.
Polecamy:
Profesor Aragon uważa, że dzięki możliwości pisania o ulubionych bohaterach i bohaterkach uczniowie będą mogli z dużo większą łatwością angażować się w taki projekt, zdobyć praktyczne umiejętności oraz poznać osoby współdzielące ich pasje. Propozycja badaczki jest interesującą alternatywą dla tradycyjnej nauki pisania wypracowań. Zasadność takiego podejścia potwierdzają bestsellerowe wytwory współczesnej kultury popularnej, które stały się nie tylko komercyjnymi, ale również artystycznymi sukcesami. Zarówno adaptatorzy dzieł literackich, jak i twórcy fan fiction są w pierwszej kolejności czytelnikami, a ich (pop)kulturowe fascynacje stanowią często wstęp do rozwijania ulubionych uniwersów na własną rękę.
Uwzględnienie pasji i potrzeb odbiorców stwarza szansę na zmianę paradygmatu współczesnej edukacji kulturowej. Odejścia od przymusu ku empatii i poszanowaniu wzajemnych zainteresowań – zarówno uczniów, jak i nauczycieli. Bez wątpienia i jedni, i drudzy zyskaliby dzięki temu dużo więcej niż w przypadku ucieczki na metaforyczne wyspy.
Przeczytaj także: Magia biografii. Dlaczego fascynują nas życiorysy innych ludzi?
Źródła:
Polecamy: Ekranowe inspiracje. Lista filmów, które doskonale obrazują ludzką psychikę
Prawda i Dobro
24 grudnia 2024
Zmień tryb na ciemny