Nauka
Dobrej nocy. Naukowcy odkryli, jak sny pobudzają kreatywność
22 listopada 2024
Nowe technologie umożliwiają nam prowadzenie życia, w którym mamy coraz mniej styczności z drugim człowiekiem. Skrajna samodzielność i automatyzacja przyczyniają się do likwidacji fizycznych sklepów, oddziałów firm i innych miejsc, w których mamy kontakt z ludźmi. Czy czeka nas przyszłość w miastach, w których będziemy się tylko przemieszczać – najszybciej jak to możliwe – z punktu A do punktu B?
Dystopijny scenariusz? Wstaję rano, zamawiam przez apkę samochód z obcojęzycznym kierowcą. Na dworcu zgarniam z półki bezzałogowego sklepiku baton na podróż, a system automatycznie obciąża moje konto. Gdybym była w Berlinie, aplikacja Deutsche Bahn pozwoliłaby mi na zdalną odprawę, gdy zajmę miejsce w wagonie. Konduktor, widząc tę informację w systemie, pominąłby mnie podczas kontroli biletów.
Podłączam się do pociągowego WiFi, załatwiam e-zakupy, melduję się w hotelu. Przygotowuję prezentację z ChatemGPT. Piszę maile. Ping, w elektronicznym ZUS-ie czeka jakieś powiadomienie. Uff, nadpłata. Odnotowuję ją w systemie księgowym online. Na miejscu znów Uber albo Bolt. Wieczorem w hotelu zamawiam kolację, którą kurier zostawia pod drzwiami. Przed snem rozśmieszam się jeszcze rolkami z YouTube’a. Przez cały dzień nie wypowiedziałam do drugiego człowieka ani jednego zdania.
„Za maskami totalnego wyboru ścierają się ze sobą różne formy tego samego wyobcowania” – Guy Debord.
Ten scenariusz mógłby być, bez wielkiego nadużycia i przesady, opisem jednej z moich tegorocznych podróży służbowych. Bezkontaktową obsługę życia umożliwiają mi coraz bardziej wyrafinowane technologie, a ja, przepracowana, ochoczo z nich korzystam. Zamiast lekarza mam na nadgarstku urządzenie fitness tracker. Instruktora jogi zastępuje mi ciepły głos lektorki w aplikacji, która pozwala dostosować długość i styl praktyki do aktualnego samopoczucia. Algorytmy Amazona serwują spersonalizowane rekomendacje wartościowych lektur. LinkedIn, jak osobisty doradca zawodowy, przesyła zindywidualizowane oferty pracy. Kalendarz w telefonie to wirtualny asystent, który przypomina o zobowiązaniach, zapisuje adresy sal konferencyjnych i wskazówki dojazdu z Google Maps.
W duchu filozofii „kliencie, obsłuż się sam!” wystarczy poklikać, żeby załatwić masę spraw, które kiedyś wymagały wyjścia z domu. Dostajemy ogrom kontroli i autonomii. Dzięki automatyzacji wykluczamy pewnie wiele ludzkich błędów i niepotrzebnych nieporozumień, ale też dzieje się to kosztem dodatkowej pracy i czasu. Tak naprawdę to przecież my sami obsługujemy w tym układzie bank, ubezpieczyciela, sklep internetowy czy system rezerwacji lotów. Wspomagani technologią przejmujemy rolę niegdysiejszych konsultantów, doradców czy recepcjonistów i, co ciekawe, robimy to za własne pieniądze.
Ten sprytny outsourcing obsługi, który obciąża docelowego użytkownika, może prowadzić do przeciążenia, do zmęczenia decyzyjnego. Może też powodować dojmujące poczucie braku realnego empatycznego osobistego wsparcia w tym skomplikowanym i samotnym matriksie. Patrząc szerzej, jeśli przyzwyczaimy się do skrajnej samodzielności, eliminując konieczność interakcji z drugim człowiekiem, znikną fizyczne oddziały obsługi klienta, biura podróży i supermarkety. To wyjałowi tętniące kiedyś życiem przestrzenie wspólne. Być może niedługo w miastach będziemy się tylko przemieszczać – najszybciej jak to możliwe – z punktu A do punktu B wśród pustych, betonowych krajobrazów. Przed tym właśnie przestrzegają współczesne dystopie.
Polecamy: Złamane życie: nie daj się poczuciu samotności
„Alienacja, z jaką stykamy się we współczesnym społeczeństwie, jest niemal całkowita… Człowiek stworzył świat rzeczy, jakiego nigdy wcześniej nie było. Skonstruował skomplikowaną maszynę społeczną, aby zarządzać zbudowaną przez siebie maszyną techniczną. Im większa skala i moc sił, jakie wyzwala, tym bardziej bezsilny czuje się jako człowiek. Staje się własnością swoich dzieł, tracąc prawo do samego siebie” – Erich Fromm.
Postpandemiczna przestrzeń miejska już się zmienia. Niegdyś dynamiczne dzielnice biznesowe pustoszeją. Według badań Moody‘s Analytics i Kastle System pod koniec 2023 roku 19 proc. nieruchomości biurowych w amerykańskich miastach pozostawało pustych. Szczytowe obłożenie tych biur, z których firmy nadal korzystały, osiągnęło zaledwie 50 proc. poziomu sprzed pandemii.
Firma doradcza McKinsey mówi o trzech rodzajach zmian w zachowaniu mieszkańców miast, spowodowanych pracą zdalną oraz automatyzacją usług. Po pierwsze, zmieniło się miejsce, w którym wykonujemy pracę – nie musimy już w tym celu jeździć do biura. Po drugie, wielu pracowników zmieniło również miejsce zamieszkania – nieskrępowani codziennymi dojazdami, zdecydowali o wyprowadzce na przedmieścia lub poza miasto. A po trzecie, zmieniło się miejsce dokonywania zakupów – internet i sklepy blisko domu stały się atrakcyjniejsze niż placówki śródmiejskie. Rekordziści, Londyn i Paryż, odnotowali około 80-procentowy spadek ruchu w stacjonarnych sklepach w czasie pandemii. Dotąd nie powrócili do poziomu sprzed 2020 roku.
Polecamy: HOLISTIC NEWS: Mroczna strona każdego z nas. Rozmowa z profilerem sądowym | dr Maciej Szaszkiewicz
Trzy zmiany w zachowaniu mieszkańców miast wpłynęły z kolei na trzy klasy nieruchomości – biurowe, mieszkalne i handlowe. Biura stoją puste, mieszkania w centrach miast przejmują krótkoterminowi najemcy. W miejsce tradycyjnych sklepów pojawiają się tak zwane dark stores (ciemne sklepy, zwane też sklepami duchami). Czyli magazyny z produktami dla supermarketów spożywczych online.
Tracy Hadden Loh z Brookings Institution zauważa, że ruch pieszy w centrach miast generują dziś turyści i osoby przyjezdne, a nie „lokalsi” czy pracownicy biurowi. Zmienia się więc natura śródmieścia. Dla rdzennego mieszkańca nie jest już ono miejscem swojskim, w którym ma on szansę natknąć się na znajome twarze, ale raczej standardową atrakcją turystyczną, której oferta – sklepy z pamiątkami, sieciowe kawiarnie czy stoiska z rękodziełem – zupełnie go nie dotyczy.
Czytaj również: Efekt Wertera. Groźne konsekwencje rozmów o samobójstwie
„Nasze życie nie jest tylko nasze. Jesteśmy związani z innymi, przeszłością i teraźniejszością, a poprzez każdy występek i każdy akt dobroci tworzymy naszą przyszłość” – David Mitchell.
Jesteśmy istotami społecznymi. Bliskie więzi – rodzinne i przyjacielskie – dają nam poczucie przynależności, sensu i satysfakcji. Tak zwane słabe więzi – z sąsiadami, panią w lokalnym warzywniaku, kumplami z siłowni, dalszymi znajomymi z pracy – również wyraźnie przyczyniają się do wzrostu indywidualnego dobrostanu. Dzięki nim czujemy się spokojniejsi i bardziej osadzeni w świecie zewnętrznym.
Pojęcie mocnych i słabych więzi ukuł socjolog Mark Granovetter, gdy w latach 70. XX wieku odkrył, że w znalezieniu nowej pracy pomagają nam raczej dalecy niż bliscy znajomi. Analiza życiorysów 20 milionów użytkowników platformy LinkedIn potwierdziła niedawno wyniki ankiety Granovettera, a jego badania zapoczątkowały lawinę kolejnych odkryć – z dziedzin tak różnych jak biznes, ekonomia, psychologia i socjologia. O ile silne więzi zazwyczaj tworzymy z ludźmi podobnymi do nas pod względem demografii, wartości i zainteresowań, o tyle więzi słabe, z ludźmi z odmiennych środowisk i o innych poglądach, mogą być źródłem nowych perspektyw i możliwości, informacji i zasobów.
W takim razie co stracimy, jeśli damy się porwać fali automatyzacji, wirtualizacji i radykalnej samoobsługi?
Badanie przeprowadzone na 61 tys. pracowników firmy Microsoft wykazało, że pracując zdalnie, prowadzimy mniej rozmów w czasie rzeczywistym. Rzadziej kontaktujemy się z osobami spoza swojego funkcjonalnego zespołu. Praktycznie odcinamy słabe zawodowe więzi i skupiamy się wyłącznie na tych najbliższych. Koncentracja na bezpośrednich współpracownikach tworzy hermetyczne silosy. Powoduje erozję komunikacji z innymi zespołami w firmie, interdyscyplinarną wymianę pomysłów i wiedzy, a co za tym idzie – otwartość i innowacyjność. Współczesna technologia wydaje się otwierać przed nami świat, kusi obfitością, a równocześnie izoluje nas w coraz bardziej samotnych, spersonalizowanych kokonach.
Może Cię także zainteresować: Sztuczna inteligencja ma cechy psychopaty
„Jako ludzie mamy tendencję – a we współczesnym świecie jest to szczególnie wyraźne – do zamykania się w swoich własnych bańkach zainteresowań i preferencji, otaczania się znajomymi o podobnych poglądach i sposobie spędzania wolnego czasu” – Natalia Hatalska.
Co na to poradzić? Oprócz dość oczywistej sugestii, żeby wychodzić ze swoich rozmaitych stref towarzyskiego komfortu i gawędzić z napotkanymi w pociągu, poczekalni czy spożywczaku ludźmi? Żeby zatrzymać się na rozmowę z sąsiadem i zrobić miejsce w kalendarzu na wirtualną kawę z sympatyczną Dorotą z działu księgowości? Parę dni temu zobaczyłam mem z pomocną rekomendacją: „Jeśli ktoś znajomy przyjdzie ci przypadkiem do głowy, natychmiast mu o tym napisz”. Być może to jest sposób – jeden z możliwych dobrych nawyków w tej nowej hybrydowej rzeczywistości – aby kultywować słabsze, choć nie mniej ważne więzi.
Polecamy: Coraz większa samotność seniorów. „To my możemy im pomóc”