Nasze babcie były hygge, zanim to było modne

Jeżeli twój pesel zaczyna się cyfrą mniejszą niż 9 to są bardzo duże szanse na to, że masz babcię, która była „hygge”, zanim było to modne. Hygge to skandynawska recepta na szczęście. Patent na beztroskie życie, w zgodzie z sobą i światem. Dociekamy sposobu na realizację tego marzenia, czytając pisma filozofów, proroków i guru różnej proweniencji. Tymczasem warto podpatrzeć, jak żyły nasze babcie i dziadkowie, aby dać sobie szansę na znalezienie sposobu na szczęśliwe życie.

Hygge, czyli klucz do szczęścia

Hygge. Klucz do szczęściaLykke. Po prostu szczęście to dwie książki Meika Wikinga przedstawianego jako dyrektor Instytut Badań nad Szczęściem w Kopenhadze. Opowiada w nich, naucza, pokazuje i podpowiada, jak budować w swoim otoczeniu atmosferę sprzyjającą kreowaniu dobrego samopoczucia. Dostarcza czytelnikowi rozwiązania starego problemu: jak być zadowolonym z siebie i swojego życia. Jego propozycja podobno nie jest wyssaną z palca opowieścią, ale wynikiem obserwacji stylu życia Duńczyków. Nacja ta w różnych, mniej lub bardziej poważnych, rankingach i badaniach socjologicznych przedstawiana jest jako jedno z najbardziej zadowolonych ze swojego życia społeczeństw w Europie.

Przeczytaj: Dlaczego Amerykanie tak często się uśmiechają?

Co to jest hygge? Jak sugeruje Wiking (nomen omen), tego się nie definiuje, tylko czuje. Pierwszy trop wydaje się uchwycony. Mamy do czynienia z jakimś amalgamatem duchowości, który wydaje się eksploatować wrażliwość obecną w kulturze Wschodu. Daisetz Teitaro Suzuki, pierwszy popularyzator filozofii zen na Zachodzie, tak przedstawia jej istotę:

Zen po prostu czuje ciepło płomieni i chłód lodu, ponieważ gdy jest zimno, drżymy i cieszymy się z ognia. Uczucie jest wszystkim, jak powiada Faust.

Zatem hygge to pewnie stan ducha ludzkiego, kiedy nie jesteśmy bombardowani silnymi emocjami, spokojna i stabilna sytuacja, cisza i równowaga. Właściwie łatwo to powiedzieć, ale trudniej osiągnąć, a to z tej racji, że są to odczucia mocno subiektywne. Jeszcze trudniej kogoś tego nauczyć. Jednak Wiking podejmuje się tego zadania, bo przecież Duńczycy od lat wiedzą, jak sprawić, aby być szczęśliwym.

Fot. Oleksandr P / Pexels

Hygge, czyli bycie razem. To najważniejsze

Zainteresowanych szczegółami odsyłam do lektury książki. Przytoczę tylko kilka z narzędzi kreowania doświadczenia hygge. Po pierwsze „światło”. Z racji klimatu u Skandynawów jego źródłem mają być świece. Pewnie najlepiej ekologiczne, rzemieślnicze i ładne. Włosi mają lepiej, bo przez większość roku cieszą się słonecznymi dniami. Może dlatego wikingowie zadali sobie trud dotarcia na Sycylię i tam założyli swoje królestwo.

Wracając do meritum sprawy, dalej autor wymienia – ważna sprawa – „bycie razem”. W Polsce mawiają niektórzy, że z rodziną wychodzi się najlepiej na zdjęciu. Pesymizm to niewątpliwie częsta ludzka przypadłość. Jednak we współczesnym świecie skrajnego indywidualizmu człowiek w dalszym ciągu jest zwierzęciem społecznym, które potrzebuje rodziny, przyjaciół i kontaktu z innymi przedstawicielami homo sapiens. Tak czy owak, bycie razem jest jeszcze dla nas ważną sprawą, a jak przekonuje Wiking, jedną z dróg do szczęścia. Trudno się spierać w tej kwestii. Dalej wymienia „potrawy i napoje”. W tym Polacy też są dobrzy. Bez złośliwości mówiąc, niewątpliwie przyjemne spędzać czas z bliskimi, najlepiej przy dobrze zastawionym stole. Tu chyba także – każdemu według upodobań, czyli dla jednego karkówka z grilla i piwko, a dla innego – szarlotka i kawa.

Jako trzecie autor wymienia „ubranie”. Podstawa to swoboda i wygoda, ma też być ciepło. Pamiętajmy, że w Skandynawii z pogodą bywa różnie. To pewnie przyczyna, dla której Norwegowie na czas swojej złotej jesieni kupują domy w Hiszpanii lub Grecji. Analogicznie jak w przypadku „ubrania”, tak i w „domu” kluczem do szczęścia ma być wygoda, stabilizacja, musi być przytulnie – cokolwiek to znaczy. Wszystko to za małe pieniądze, bo hygge – jak szczęście – ma być dla każdego.

Polecamy:

Prastary sposób na szczęście

Nie bez powodu można widzieć w hygge amalgamat duchowości. Wskazałem powyżej na powinowactwo tego stylu życia ze wschodnią praktyka zen. Jednak hygge sytuuje się w doświadczeniu, które jest niewątpliwie transkulturowe. Konkretnie jest to potrzeba, założenie lub jakaś inna ludzka skłonność do życia według ustalonego rytmu, który w pierwotnym sensie wyznaczały pory roku. Chrześcijaństwo na ten porządek świata przyrody opowiedziało przez pryzmat misterium narodzenia, odkupienia i zmartwychwstania Chrystusa.

Eschatologia chrześcijańska, filozofia zen, czy duńskie hygge wymagają życia w zgodzie z cyklami natury, które uporządkowane są dla jednych liturgią lub innym systematycznym ćwiczeniem duchowym, a dla innych rytuałem najlepszego spożytkowania każdego dnia. Właśnie tak wyglądał świat naszych babek, ale także niewątpliwe wszystkich innych praszczurów bez względu na szerokość i długość geograficzną, na jakich żyli ludzie.

Polecamy także: Lenistwo pomaga nam żyć. Czym jest niksen?

Styl hygge propaguje przekonanie, że szczęśliwie życie nie jest definiowane przez pryzmat materialnego dostatku. Oczywistym jest, że życie naszych babć, prababć, praprababć nie należało do najłatwiejszych. Zostawiając na boku koleiny wyznaczone przez walec historii, nie ma wątpliwości, że dawniej los wymagał więcej od człowieka. Zwyczajnie nie mieliśmy pod ręką tych zdobyczy techniki i nauki, które dzisiaj czynią ludzki byt łatwiejszym. W domu naszych babć nic nie mogło się zmarnować, a to także nakaz hygge. Ponownie wskazujemy na coś, co człowiek kultywował od dawna, ale dzisiaj odkrywa na nowo. Uświadamiamy sobie rosnące zagrożenia środowiskowe wynikające między innymi z rosnącego konsumpcjonizmu, który jest antytezą zasady „nic nie może się zmarnować”.

Hygge: rodzina przy stole
Fot. Askar Abayev / Pexels

Patent na szczęście to głos tradycji?

Jeżeli wierzyć Meikowi Wikingowi to hygge jest starą duńską tradycją, która przesącza się różnymi źródłami do współczesnego świata. Czy można zastosować ten patent gdzieś poza Danią? Istotnym wydaje się jednak to, że recepty na szczęście można szukać w tradycyjnych rozwiązaniach, w schematach, które przetestowały minione pokolenia. Może nie warto wywarzać otwartych drzwi i skorzystać z tego, co wiedziały nasze babcie. Trzeba od nich wydobyć tę prastarą wiedzę o świecie.

Przeczytaj także:

Opublikowano przez

prof. Radosław Kazibut

Autor


Profesor na Wydziale Filozoficznym UAM, filozof przyrody i nauki, prowadzi badania nad wpływem czynników kulturowych na procesy uznawania wiedzy za wartościową poznawczo. Jest miłośnikiem twórczości Umberto Eco, włoskiego wina, jedzenia i kultury Półwyspu Apenińskiego, kruków, labiryntów i szarych klusek.

Chcesz być na bieżąco?

Zapisz się na naszą listę mailingową. Będziemy wysyłać Ci powiadomienia o nowych treściach w naszym serwisie i podcastach.
W każdej chwili możesz zrezygnować!

Nie udało się zapisać Twojej subskrypcji. Proszę spróbuj ponownie.
Twoja subskrypcja powiodła się.