Nauka
Pierwszy satelita z drewna na orbicie. Japonia testuje nowy koncept
15 listopada 2024
Kiedy ktoś, tak jak ja, ma trójkę dzieci, to często może zapominać o tym, jak ważne są chwile sam na sam i może zacząć traktować całą trójkę jako całość. A przecież każde z dzieci jest osobnym człowiekiem. Każde inaczej odczuwa i każde pragnie relacji z rodzicem jeden na jeden. Nie chcą być traktowane jak trójka czy czwórka, pragną indywidualnego zauważenia. To wymaga więcej wysiłku, znalezienia czasu – mówi w rozmowie z Radosławem Wojtasem Damian Łęcki, ojciec trójki dzieci udzielający się w społeczności ojców Tato.Net.
Radosław Wojtas: Czytałem niedawno wywiad rzekę, w którym padła teza, którą potwierdzają moje obserwacje i rozmowy z mężczyznami 30-, 40-letnimi. Wielu z nich nie pamięta, by ojcowie ich przytulali, by mówili im – gdy byli już nastolatkami – że ich kochają. U mnie na szczęście było inaczej, ale niemało chłopaków z mojego pokolenia ma takie doświadczenia. Czy dzisiejsi ojcowie są bardziej czuli?
Damian Łęcki*: Ja nie doświadczyłem takich deficytów, mam dobre relacje z moim tatą. Ale na podstawie rozmów z innymi mężczyznami mogę potwierdzić, że faktycznie brak relacji z tatą to częsta sytuacja. Myślę, że wciąż borykamy się z kryzysem ojcostwa. Utarło się, że mężczyzna ma określone zadania i raczej nie powinien wchodzić w role, które przypisuje się kobietom. Według wielu osób do tych kobiecych ról wciąż należy opieka nad dziećmi, a co za tym idzie – budowanie z nimi relacji. Tymczasem i ojcowie już od pierwszych dni życia dziecka powinni dbać o relację z nim. Z nowo narodzonym maluchem się nie pogada, ale można go przytulić, brać udział w czynnościach, które trzeba wykonać przy dziecku. I tak właśnie budujemy więź. Czasem jednak jest to odbierane jako coś niemęskiego, niepasującego do roli ojca. Bo to są zajęcia dla kobiety, a ojciec powinien skupić się na zarabianiu pieniędzy.
Ale nie chodzi też o to, żeby ojciec stał się drugą matką, a matka była drugim ojcem. By był rodzic nr 1 i rodzic nr 2… Te role różnią się od siebie.
Nieprzypadkowo zostaliśmy stworzeni tak, że jest matka i jest ojciec. Nie chcę uogólniać, ale najczęściej kobiety skupiają się na zapewnieniu bezpieczeństwa, a mężczyźni wychodzą z dzieciakami w niebezpieczniejsze rejony. Są oczywiście wyjątki od reguły, ale obserwuję, że mamy zwykle starają się zapewnić dziecku maksimum bezpieczeństwa, a ojcowie odważniej próbują usamodzielniać dzieci. Nie chcę powiedzieć, że matki nigdy tego nie robią, ale to raczej ojcowie są bardziej skłonni do tego, żeby dać dziecku większą swobodę, żeby samodzielnie doświadczało i próbowało nowych rzeczy. I ponosiło tego konsekwencje.
Ojcowie zwykle częściej pozwalają na odważniejsze zabawy. Nie wynika to jednak z ich beztroski czy wygody, ale właśnie z różnicy ról?
W tym wymiarze tak. Nieco odważniejsze, ale w dalszym ciągu bezpieczne zabawy. Czasami, gdy spotykamy się z dziećmi i ojcami z Tato.Net, to śmiejemy się, że gdyby były z nami żony, toby dzieciaki z pokoju nie wychodziły. Oczywiście przejaskrawiamy, ale faktycznie staramy się dawać dzieciom swobodę doświadczania. Oczywiście cały czas dbając o to, żeby dziecko – tu duży cudzysłów – „przeżyło”. Bo bezpieczeństwo jest bardzo ważne.
Polecamy:
Zabiera pan na spotkania Tato.Net całą trójkę swoich dzieci?
I tu dochodzimy do ważnej kwestii i istoty Tato.Net. Nasze wyprawy – najczęściej są to spływy kajakowe – to budowanie relacji jeden na jeden. A zatem każdy ojciec zabiera tylko jedno dziecko. Kiedy ktoś, tak jak ja, ma trójkę dzieci, to często może zapominać o tym, jak ważne są takie chwile sam na sam i może zacząć traktować całą trójkę jako całość. A przecież każde z nich jest osobnym człowiekiem, każde ma swoje wady, zalety, inne talenty. Każde inaczej odczuwa i każde pragnie relacji z rodzicem jeden na jeden. Nie chcą być traktowane jak trójka czy czwórka, pragną indywidualnego zauważenia. To wymaga więcej wysiłku, znalezienia czasu nie na jedną, a na trzy wyprawy.
Chwile sam na sam różnią się znacząco od kontaktu z całą trójką? Dzieci inaczej się wtedy zachowują? Bardziej się otwierają? Robicie inne rzeczy? Poruszacie inne tematy?
To zupełnie inny kontakt. Formuła tych wypraw, czyli przebywanie ze sobą w kajaku przez wiele godzin, też nie jest przypadkowa. Jesteśmy tam na siebie „skazani”, i choćby nie wiem jakie były relacje między ojcem i dzieckiem, to płynąc cztery, pięć godzin, siłą rzeczy zaczną ze sobą rozmawiać, a relacja zacznie się budować. Ale wyprawy wszystkiego nie załatwią. Chwil sam na sam trzeba szukać w codziennym życiu. Choć nie jest to łatwe w świecie, w którym na wszystko brakuje nam czasu. Warto jednak się wysilić, bo w większej grupie dziecko może nie mieć śmiałości, by o czymś opowiedzieć. Być może niekoniecznie chce o czymś mówić przy rodzeństwie. A może jest coś, nad czym się nie zastanawia, ale co wyjdzie dopiero w trakcie rozmowy, podczas której rodzic będzie skupiony tylko na nim.
Polecamy: Zespół Münchhausena. Rodzice walczą z urzędnikami o dzieci
Mamy dziś poradniki, grupy takie jak Tato.Net, szkolenia, internet, no i oczywiście przykład naszych rodziców. Jak w dzisiejszym świecie uczyć się ojcostwa?
Aby uczyć się ojcostwa, najpierw trzeba się nauczyć samego siebie. Wierzę, że przede wszystkim wychowujemy przykładem. W wychowywaniu dzieci ogromną rolę odgrywa więc samowychowanie. Każdy rodzic ma wyobrażenie tego, jakim człowiekiem za 20, 30, 40 lat miałoby być jego dziecko. I żeby takim się stało, to rodzić musi sam stawać się taką osobą. Oczywiście możemy mówić, tłumaczyć, przekonywać, ale ostatecznie i tak dzieci są lustrem, w którym zobaczymy nasze odbicie. Czasem zachowam się w określony sposób i wydaje mi się, że nie było tak źle, ale jak powtórzy to moja trzyletnia córka i popatrzę na to z boku, to dopiero wtedy dostrzegam, że warto w jakimś aspekcie nad sobą popracować. To lustro w postaci naszych dzieci odbija to, co w nas dobre, i to, co w nas złe. Jak w memie, na którym ojciec wpatruje się w telefon i jego dziecko wpatruje się w telefon, a inny ojciec czyta książkę i jego dziecko czyta książkę. I ten od telefonu pyta tego drugiego, jak on zachęca dziecko do czytania. Bo on próbuje i próbuje, ale nic mu z tego nie wychodzi. Dzieci są chłonne jak gąbka. To od nas, od naszego przykładu, zależy, co chłoną.
Czyli stawanie się lepszym ojcem oznacza stawanie się lepszą wersją samego siebie?
Jestem wdzięczny moim dzieciom, że dla nich, dzięki nim, za ich sprawą, staję coraz lepszym człowiekiem. Chcąc wyposażyć dziecko w narzędzia, które pomogą mu radzić sobie w życiu – z problemami, z emocjami, z tym, co go spotyka – musimy dbać o samych siebie. Przykład wychodzi od nas.
Może Cię także zainteresować: Niemieckie zbrodnie. Odzyskiwanie skradzionej tożsamości
Jaką rolę w nauce ojcostwa ma uczestniczenie w takich inicjatywach jak Tato.Net? Czym – oprócz wypraw, o których tu rozmawialiśmy – tam się zajmujecie? To rodzaj męskiej grupy wsparcia?
Jak sama nazwa wskazuje, cała idea Tato.Net opiera się na sieci, czyli powiązania ojców, którzy chcą dbać o swoje ojcostwo. Jedną z aktywności są comiesięczne spotkania. Prowadzi je zawsze jeden z nas według konspektu, który dostajemy z Tato.Net. To czas warsztatowo-wykładowy. Kolejna rzecz to wspomniane wyprawy, które mają różne formy. To nie tylko kajaki. Ojcowie ze starszymi dziećmi mogą wziąć udział w nieco bardziej ekstremalnych wyprawach z elementami survivalu. Kolejną aktywnością jest coroczne Forum, na którym spotykają się ojcowie z całej sieci. Mamy wtedy panele dyskusyjne, warsztaty, wykłady. Zakres tematyczny jest bardzo szeroki, począwszy od problemów przedszkolaków, poprzez tematy dotyczące nastolatków, po zagadnienia dotyczące jeszcze starszych dzieci.
Co panu daje takie wspólne doskonalenie się w ojcostwie? Jakie przyniosło wymierne korzyści?
Z każdego spotkania wynoszę coś cennego. Choćby jakąś drobnostkę, jakiś jeden tip. Każdy z ojców jest inny, każdy ma inny bagaż doświadczeń, każdy ma coś ciekawego do powiedzenia. Uczymy się od siebie nawzajem. I pamiętamy, że nie ma jednej idealnej drogi, złotego przepisu na wychowanie dzieci, na samodoskonalenie siebie. Mówimy, jak to wygląda u nas, co działa, co się nie sprawdza, a każdy z ojców przepuszcza to przez swój filtr i dopasowuje do siebie.
* Damian Łęcki – ojciec trójki dzieci: Antosi (9 lat), Leosia (7 lat) i Anielki (prawie 3 lata). Ma 39 lat, zajmuje się projektowaniem graficznym. Od kilku lat działa w Tato.Net, czyli społeczności ojców, rozwijanej przez Fundację Cyryla i Metodego. Tato.Net inspiruje mężczyzn do przeżywania ojcostwa jako pasji oraz najważniejszej kariery życia.
Polecamy: