Humanizm
Zagadki umysłu. Możliwe, że Twój przyjaciel to zombie
12 października 2024
Tożsamość jest kluczowym aspektem naszego postrzegania siebie, zarówno w wymiarze indywidualnym, jak i społecznym. To fundament, na którym budujemy nasze życie i relacje.
Ewelina Karpińska-Morek pracuje w Międzynarodowym Centrum Badań Prześladowań Nazistowskich Arolsen Archives. Jest koordynatorką kampanii #StolenMemory w Polsce, skupiającej się na odnajdywaniu krewnych ofiar i zwracaniu im osobistych przedmiotów zabranych ich bliskim w czasie II wojny światowej. Pytamy ją, czy tożsamość można stracić.
Nigdy wcześniej tak głęboko nie zastanawiałam się nad pojęciem tożsamości, dopóki w 2016 roku nie zetknęłam się z historiami zrabowanych przez Niemców w czasie drugiej wojny światowej dzieci i stwierdzeniem, które słyszałam później wiele razy z ust ofiar: „przeżyłem całe swoje życie i nie wiem, kim jestem”
– odpowiada.
Nauka podpowiada, że tożsamość kształtuje się nie tylko w oparciu o doświadczenia indywidualne, ale również poprzez przynależność do różnych grup społecznych.
Jesteśmy istotami społecznymi
– przypomina dr Aleksandra Porankiewicz-Żukowska z Zakładu Socjologii Kultury Uniwersytetu w Białymstoku.
Ewolucja naszego gatunku tak się potoczyła, że wiele podstawowych umiejętności wytwarzamy na skutek interakcji z innymi ludźmi. U dzieci relacja z bliskimi osobami oparta na przywiązaniu stymuluje układ nerwowy, dzięki czemu wykształcają się: jaźń, umysł i osobowość. Mówimy o wczesnym dzieciństwie, relacje społeczne są jednak niezbędne dla naszego dobrostanu przez całe życie
– dodaje.
Dzięki przynależności mamy poczucie stabilności i bezpieczeństwa. Jest jednym z fundamentów zdrowia psychicznego. O tym, ile znaczy izolacja i jak jest szkodliwa, przekonaliśmy się całkiem niedawno podczas pandemii koronawirusa.
Pani doktor obrazowo porównuje tożsamość do wielowymiarowej, plastycznej struktury, odzwierciedlającej relacje społeczne, w które wchodzi jednostka.
Współczesna tożsamość jest złożona jak otaczający nas kontekst społeczno-kulturowy. Obejmuje przynależność do wielu struktur, grup, a czasem nawet kultur. Działa na kilku poziomach jednocześnie, a my występujemy w różnych rolach i przynależymy do wielu grup. To pozwala nam zachować stabilność psychiczną nawet w razie utraty więzi z jedną z grup
– tłumaczy dr Aleksandra Porankiewicz-Żukowska.
Polecamy: Epidemia lęku spowodowała, że stał się on dochodowym towarem. Jak radzić sobie z niepokojem
Tożsamość, według Eweliny Karpińskiej-Morek, jest kluczowym aspektem naszego postrzegania siebie, zarówno w wymiarze indywidualnym, jak i społecznym. To fundament, na którym budujemy nasze życie i relacje. W czasie wojny, gdy człowiek zostaje pozbawiony imienia i nazwiska, zmienia mu się miejsce i datę urodzenia, a wszelkie powiązania z jego przeszłością zostają zerwane, tożsamość staje się polem walki.
Reżim nazistowski skutecznie pozbawiał ludzi tożsamości. Dzieci uprowadzano z sierocińców, szpitali, szkół, zmieniano im imiona i nazwiska, uczono języka niemieckiego – to była zwyczajna kradzież tożsamości – podkreśla nasza rozmówczyni.
Proces ten nie ograniczał się tylko do dzieci. Więźniowie obozów koncentracyjnych i obozów zagłady byli redukowani do numerów. Pozbawiani wszelkich osobistych przedmiotów i oznaczani specjalnymi symbolami, które miały wskazywać ich przynależność do prześladowanej grupy.
Tożsamość społeczna, budowana przez lata, była niszczona w jednej chwili.
Polecamy: Jak być humanistą na miarę XXI wieku? W poszukiwaniu istoty idei łatwo się zagubić
Utrata tożsamości w sensie ścisłym jest stanem chorobowym, charakterystycznym dla szeregu zaburzeń psychicznych. Wiąże się z cierpieniem i utratą umiejętności zdefiniowania i odróżnienia siebie od innych. Na poziomie społecznym, utrata powiązania z ważną grupą społeczną, z którą się silnie identyfikujemy, może prowadzić do podobnych skutków.
Na szczęście zdarza się to relatywnie rzadko
– uspokaja dr Porankiewicz-Żukowska.
Nie musimy tracić tożsamości, żeby stracić grunt pod nogami. Wyobraźmy sobie emocje dorastającego nastolatka, dowiadującego się o tym, że został adoptowany, albo emigranta płynącego za pracą na drugi koniec znanego mu świata. Człowiek, który dopiero jako dorosły dowiaduje się, że został adoptowany, może przeżyć szok tożsamościowy. Jego całe życie może wydawać się budowane na fałszywym fundamencie, co rodzi pytania o to, kim naprawdę jest. Z kolei emigrant, zostawiający za sobą język, ojczyznę i bliskich, w nowym otoczeniu musi budować siebie na nowo.
Nie potrzeba zatem dramatu wojny ani utraty tożsamości w medycznym jej rozumieniu, żeby ktoś wyrwał nas z dobrze znanego otoczenia oraz relacji społeczno-kulturowych i przeniósł w nieznane. Bestialstwo okupacji – przymusowe przesiedlenia, germanizacja, czy odbieranie dzieci rodzicom i wywożenie do nowych rodzin w głąb III Rzeszy – dobitnie ilustruje jednak tragizm osób pozbawionych w jednej chwili bliskich, swojej tożsamości i historii.
Polecamy: Ile kosztuje poznawanie prawdy o sobie?
Odzyskiwanie tożsamości po latach, zwłaszcza gdy utracona została w dzieciństwie, to proces skomplikowany i bolesny. Ewelina Karpińska-Morek opowiada historię osoby repatriowanej do Polski w 1946 roku, która przez całe życie nie wiedziała, kim jest i skąd pochodzi:
Zbudowała i przeżyła swoje życie, nie wiedząc, skąd się wzięła na tym świecie. To tak, jakby drzewo nie wypuściło nigdy korzeni. Trudno sobie wyobrazić, jak funkcjonuje tak okaleczony człowiek, którego marzeniem u schyłku życia jest znać miejsce pochówku rodziców, by tak po prostu odwiedzić ich grób.
W trakcie pracy w Arolsen Archives natrafiła oczywiście na historię ofiar wojny, których tożsamość udało się ustalić. Te opowieści również dalekie były od zero-jedynkowego happy endu. Wspomina o małych dzieciach wyrwanych z rodzinnych domów w okupowanej Polsce. Takich dzieci były tysiące. Nie pamiętały biologicznych rodziców. Trafiały do nowego domu, przyjmowały nową kulturę, język, wartości. Stawały się Niemcami.
Kiedy po latach dorosłe dzieci odkrywały prawdę o swoim pochodzeniu, akceptowały ją lub odrzucały. Ewelina Karpińska-Morek opowiada o rodzeństwie Józefa Sowy. Niemcy na oczach pięciorga dzieci zamordowali ich rodziców, a następnie rozdzielili potomstwo. Jedna z dziewczynek została wywieziona do III Rzeszy.
Rodzeństwo odnalazło ją wiele lat po wojnie. Jasia, bo tak miała pierwotnie na imię, nie mogła uwierzyć, że jest z Polski. Nie dopuszczała do siebie tej myśli. Miała też zupełnie inną perspektywę wojny, nie wierzyła w winę Niemców. Nauczono ją innej historii. Pan Józef do ostatnich swoich dni utrzymywał z siostrą kontakt. Bez powodzenia starał się ją przekonać do zaakceptowania polskiego pochodzenia.
Czy utraconą raz tożsamość można odzyskać? Wsłuchując się w historię siostry Józefa Sowy, zbyt małej w trakcie wojny, by mogła pamiętać o swoim pochodzeniu, można postawić też nieco inne pytanie. Czy można odzyskać coś, czego się nie miało?
Odpowiedź w dużej mierze zależy od tego, jak silna była więź z tym, co utraciliśmy.
Naszą siłą jest zdolność do ciągłego modyfikowania tożsamości, tak, aby odpowiadała wymogom społecznym i stabilizowała nasz dobrostan. W tym sensie utrata którejś ze społecznych identyfikacji powoduje przemiany całej struktury. Mogą one mieć charakter gwałtownej rewolucji lub powolnej ewolucji
– zwraca uwagę dr Aleksandra Porankiewicz-Żukowska.
I dodaje:
Pytanie, jak ważna była dla nas utracona identyfikacja? Jeśli miała charakter podstawowy, to jej utrata niesie za sobą poważne i długotrwałe konsekwencje, które będą jednocześnie motywowały jednostkę do jej odzyskania. Jeśli nie była aż tak ważna dla jednostki, to jej odzyskanie nie będzie konieczne i zostanie zastąpiona inną.
Przeczytaj: Polska na mapie wartości. Daleko od Rosji i Niemiec, zdecydowanie bliżej USA