Nauka
Serce ma swój „mózg”. Naukowcy badają jego rolę i funkcje
20 grudnia 2024
Europa Środkowo-Wschodnia jest zdominowana przez żywioły słowiańskie. Obecność na jej rozległej przestrzeni elementów niesłowiańskich wydaje się czymś intrygującym – zwłaszcza jeśli mamy do czynienia z narodami o trudnej, a zarazem wciąż mało znanej historii.
Tak jest z Rumunami. W ciągu swoich dziejów stworzyli oni enklawę kulturowej odmienności, która skazała ich na pewnego rodzaju historyczną samotność.
W Polsce u zmierzchu lat 80. XX wieku utrwalił się stereotyp Rumunii jako kraju biednego i dzikiego – takiego, któremu daleko do wszelkiej cywilizacji. Odrębnej Rumunii dalekiej od zmian zachodzących w Europie. Ów wizerunek kształtowali przybywający wówczas stamtąd nad Wisłę żebracy. Tyle że nie były to osoby narodowości rumuńskiej, lecz Cyganie. Dla tego koczowniczego ludu zaś żebractwo jest jednym z tradycyjnych sposobów zarobkowania.
Niemniej Rumunię faktycznie wtedy trapiła nędza. U kresu realnego socjalizmu to był jeden z najbardziej ubogich krajów w bloku wschodnim. Rumunia pogrążyła się w głębokim kryzysie gospodarczym. Była to jednak cena, którą przyszło jej zapłacić za próbę całkowitego uregulowania olbrzymiego zagranicznego zadłużenia, jakie wcześniej zaciągnęła.
Władzę nad Rumunią sprawował wówczas Nicolae Ceaușescu – jako szef partii komunistycznej i jednocześnie prezydent republiki socjalistycznej. Od roku 1967 był on właściwie dyktatorem państwa. A rządził za pośrednictwem okrytej ponurą sławą tajnej służby – Securitate. Ale trzeba przyznać, że w odróżnieniu od wielu innych komunistycznych przywódców państw środkowo-europejskich, dążył on do uniezależnienia swojego reżimu względem Kremla. W zamian otrzymywał od międzynarodowych podmiotów finansowych liczne fundusze pomocowe i kredyty.
Ciekawy wywiad: Wybory będą punktem zwrotnym dla Mołdawii
Trend suwerennościowy w Rumunii zaczął się w latach 60. Przejawiało się to w rumuńskiej polityce zagranicznej. Rumunia wyłamywała się z kursu obranego przez członków Układu Warszawskiego.
Tak było choćby po wojnie sześciodniowej (toczącej się w roku 1967), gdy państwa bloku wschodniego w akcie poparcia krajów arabskich zerwały stosunki dyplomatyczne z Izraelem. Rumunia tego zaniechała. Mało tego, 11 lat później zaangażowała się jako strona mediująca w izraelsko-palestyńskie rozmowy pokojowe w Camp David (na marginesie: tamte wydarzenia posłużyły za tło historyczne wyprodukowanego dla HBO Max w roku 2023 bardzo ciekawego rumuńsko-amerykańskiego serialu fabularnego „Spy/Master”).
Trzeba też odnotować, że kiedy w roku 1968 wojska członków Układu Warszawskiego wkroczyły do Czechosłowacji, żeby stłumić praską wiosnę, Rumunia odmówiła uczestnictwa w tej interwencji.
Wreszcie znamienne było stanowisko reżimu rumuńskiego wobec odbywających się w roku 1984 igrzysk olimpijskich w Los Angeles. Trwała zimna wojna i państwa bloku wschodniego zbojkotowały tę imprezę. Tymczasem Rumunia swoich sportowców do USA wysłała.
Dyktatura Ceaușescu runęła w dramatycznych okolicznościach w roku 1989 – już po upadku muru berlińskiego. W kraju wybuchła rewolucja poprzedzona strajkami górników i innymi wyrazami niezadowolenia społecznego. „Słońce Karpat” – jak nazywano przywódcę Rumunii – i jego żona Elena zostali skazani przez rewolucyjny sąd wojskowy na karę śmierci i rozstrzelani.
Przeczytaj: Jak zdobywać przyjaciół? Poradnik naukowy dla introwertyków
Choć celem przewrotu była likwidacja dyktatury, to bynajmniej nie miał on charakteru antysowieckiego. Wręcz przeciwnie – owszem, Ceaușescu został obalony przez „liberalny” nurt w łonie partii komunistycznej, lecz po to, żeby Rumunia wróciła w orbitę oddziaływania Kremla i podążyła w kierunku wskazywanym przez towarzyszy sowieckich, czyli ścieżką pierestrojki.
Jak widać, wychwalane w podręcznikach historii demontaże zamordystycznych systemów nie zawsze idą w parze z dążeniami niepodległościowymi. Bywa, że jakieś mocarstwo używa walki o wolność i demokrację jako narzędzia do podporządkowania sobie kraju, nad którym wcześniej straciło kontrolę.
Czy polityczna przemoc w Rumunii to tylko dzieje reżimu komunistycznego i jego krwawy koniec? Bynajmniej. Można tu zwrócić uwagę choćby na okres międzywojenny i działalność założonej w roku 1927 nacjonalistycznej organizacji Legion Archanioła Michała wraz z jej bojówką – Żelazną Gwardią. Liderem ruchu, o którym tu mowa, był Corneliu Zelea Codreanu. Jego poglądy przeniknięte były mistyką śmierci, mającą swoje korzenie w folklorze rumuńskim.
W tym kontekście warto wskazać dwa mity. O tym, że ukształtowały one rumuńską tożsamość narodową, pisze w książce Rumuni. Zarys historii (polski przekład – Anna Kaźmierczak) wybitny rumuński religioznawca Mircea Eliade, który skądinąd w młodości sympatyzował z Żelazną Gwardią.
Jeden mit opowiada o mistrzu Manole. Człowiek ten wznosił za dnia świątynię, która w nocy się waliła. Dla zachowania owocu swojej pracy postanowił więc złożyć Bogu ofiarę. Miała być nią osoba, która pierwsza się zbliży do miejsca, w którym Manolo stawiał przybytek. Los padł jednak na żonę mistrza i jego dziecko. Manolo dotrzymał danej Bogu obietnicy i własnoręcznie zamurował ich żywcem w budowanej przez siebie świątyni. Natomiast bohaterem drugiego mitu jest pasterz. Zostaje on ostrzeżony przez wierną mu owcę, że dwaj jego kompani żywią wobec niego zazdrość, więc chcą go zabić. Pasterz jednak nie ucieka przed niebezpieczeństwem, lecz godzi się na śmierć, którą traktuje w kategoriach „mistycznego małżeństwa z Pełnią”.
Wracając do Codreanu – łączył on antykomunizm z antysemityzmem. Był przeświadczony, że Rumunia pod władzą wywodzącej się z Niemiec kosmopolitycznej dynastii Hohenzollernów-Sigmaringenów zmierza ku zagładzie. Ocalenia swojej ojczyzny upatrywał w rodzimym zakonie rycerzy sprzymierzonym z pobożnym ludem.
Żelazna Gwardia przeprowadzała więc zamachy terrorystyczne na rumuńskich polityków i urzędników. W rezultacie władze Rumunii rozprawiły się z ruchem legionowym. Codreanu oraz jego 13 towarzyszy walki zostali podczas odbywania kary więzienia potajemnie zamordowani przez żandarmów przez uduszenie.
To się czyta: Kim tak naprawdę jest psychopata?
Pójdźmy jednak dużo dalej w głąb rumuńskich dziejów. Przywołajmy choćby Włada (Vlada) III Palownika. Ten hospodar (władca) Wołoszczyzny (krainy historycznej położonej na terenie dzisiejszej Rumunii) żył w XV stuleciu. O jego ziemie rywalizowały Węgry i Turcja. Aby panować na Wołoszczyźnie, Wład grał na dwa fronty – w zależności od sytuacji, w jaką był uwikłany, układał się z jedną bądź z drugą stroną konfliktu.
Ale przede wszystkim kojarzony jest on popkulturowo. Chodzi o hrabiego Drakulę – XIX-wiecznego arystokratę z Transylwanii (czyli Siedmiogrodu – regionu będącego przedmiotem sporów węgiersko-rumuńskich), który okazał się wampirem. To tytułowa postać wydanej w roku 1897 i potem wielokrotnie ekranizowanej głośnej gotyckiej powieści grozy autorstwa irlandzkiego prozaika Brama Stokera. A Drakula miał wśród swoich dalekich przodków osoby, których perypetie przypominały to, co rzeczywiście się wydarzyło w życiu Włada III Palownika i jego rodziny.
Jeśli chodzi o XV-wiecznego hospodara Wołoszczyzny, to nie stronił on od okrucieństwa. Wład był nazywany Palownikiem, ponieważ rozkazał, aby wołoscy bojarzy (magnaci), którzy zdradzili jego ojca i brata, byli wbijani na pal. Ale do tego władcy przylgnął jeszcze jeden przydomek – Drăculea. Tłumacząc z rumuńskiego oznacza on Syna Diabła lub Syna Smoka. Ojcem Włada III był bowiem Wład (Vlad) II.
Zwano go Diabłem (po rumuńsku – Dracul). W tym przypadku nie chodziło jednak o jakieś ciągoty satanistyczne. Po prostu Wład II należał do Związku Smoka. Był to zakon rycerski – utworzony przez króla Węgier Zygmunta Luksemburskiego do obrony ziem węgierskich i rumuńskich przed najazdami Imperium Osmańskiego. Przydomek Włada II wziął się z podobieństwa w języku rumuńskim słów „smok” („dragon”) i „diabeł” („dracul”).
Polecamy: HOLISTIC NEWS: Co dzieje się z umierającymi w ostatnich chwilach, dr Teresa Weber-Lipiec
Rumunia to jedyny w Europie Środkowo-Wschodniej kraj romański. Fakt ten eksponowany był nawet za dyktatury Ceaușescu. Nieoficjalnie miały one uzasadniać odrębność Rumunii wobec reszty bloku wschodniego.
Dzieje Rumunii to historia najazdów. Tym samym znalazła się ona na skrzyżowaniu różnych wpływów. Kulturę przejęła z łacińskiego kręgu kulturowego, ale religię – z Bizancjum. W XIX wieku Rumuński Kościół Prawosławny uzyskał nawet autokefalię. W starożytności zaś ziemie rumuńskie zamieszkiwali Getowie, których Rzymianie nazywali Dakami. Oddawali oni cześć bogu Zalmoksisowi (włącznie ze składaniem mu krwawych ludzkich ofiar). Antyczny grecki historyk Herodot, podziwiając ich odwagę stwierdzał:
Byli przekonani, że śmierć jest tylko zmianą miejsca pobytu i z tego powodu byli raczej skłonni umrzeć, aniżeli wybrać się w podróż
(polski przekład – Seweryn Hamer).
Mogłoby się wydawać, że dziś Rumuni stanowią tylko jeszcze jeden naród Unii Europejskiej. A skoro tak, to są – tak jak inni członkowie tej wspólnoty – skazani na unijny glajchszaltung. Mają się roztopić w jednym wielkim europejskim społeczeństwie. Tyle że nie jesteśmy zdani na konieczność dziejową, o jakiej roili choćby komuniści. Historia XX wieku udowodniła, że ludzkość cechuje nieprzewidywalność. Pewna jest tylko – jak w przypadku każdej istoty żywej – śmierć pojedynczego człowieka.
Co do reszty – decyduje wolna wola. Dlatego Rumunia, tak jak każdy inny kraj członkowski UE, ma szansę pozostać sobą. To pozwoliłoby jej zachować swoją odrębność.
Przeczytaj koniecznie: Negocjator w akcji. Sztuka rozumnej perswazji i kule snajpera