Nauka
Na tropie życia w kosmosie. Nowe odkrycie astrofizyków
02 grudnia 2024
Dwa lata temu Kim Kardashian zebrała cięgi za swoją złotą poradę dla kobiet biznesu: „Rusz dupę i bierz się za robotę. Dzisiaj nikomu nie chcę się pracować”. Mantra o tym, że „nikt dzisiaj nie chcę pracować” powtarzana jest przed przedsiębiorców na całym świecie. Czy mają rację? Co kryje się za fenomenem młodych ludzi, którzy nie tylko nie pracują, ale również nie szukają pracy?
Pod koniec lat 90. japoński psychiatra Tamaki Saito stworzył pojęcie hikikomori. Opisuje ono osobę, która unika kontaktu ze światem zewnętrznym. Hikikomori spędza większość czasu w domu, unikając styczności z ludźmi. Niektórzy młodzi hikikomori, mieszkający z rodzicami, w ogóle nie wychodzą na zewnątrz. Mama zostawia im jedzenie pod drzwiami, niczym więźniowi pod celą.
Hikikomori łączono z fenomenem otaku – osób bezgranicznie oddanych swojemu hobby. W Polsce to słowo kojarzone jest szczególnie z miłośnikami japońskich komiksów i animacji, ale w Japonii może dotyczyć różnych zainteresowań – od kolei przez piłkę nożną po zbieranie znaczków. Tym, co odróżnia taką osobę od innych, jest to, że swoje zainteresowania traktuje priorytetowo względem życia społecznego. Dzisiaj nazwalibyśmy ją „psychofanem”.
Skala występowania zjawiska w Kraju Kwitnącej Wiśni z czasem się zwiększała i tłumaczenie, że hikikomori oddają się swojej pasji kosztem wychodzenia z domu, przestało być wystarczające. Odpowiedzi zaczęto szukać w zaburzeniach psychicznych, fobii społecznej czy traumach. Dzisiaj uważa się, że korzenie fenomenu sięgają do kryzysu gospodarczego końca lat 80. Od tego momentu zatrudnienie na całe życie przestało być realistyczną perspektywą, a studia gwarancją świetlanej przyszłości. Młodzi ludzie w Japonii stracili motywację, by walczyć o swoje miejsce na rynku pracy.
Kryzys gospodarczy dotarł na Zachód dwie dekady później, a wraz z nim zachodnia wersja hikikomori. W dzisiejszej Wielkiej Brytanii ponad 9 mln osób w wieku od 16 do 64 lat nie pracuje, nie szuka aktywnie pracy, nie jest zatrudnionych na czarno ani nie dorabia sobie w żaden sposób. Oczywiście grupa ta obejmuje także kobiety wychowujące dzieci i opiekujące się osobami starszymi, studentów, osoby niepełnosprawne i przewlekle chore.
Jeśli spojrzymy na dane dotyczące młodych ludzi, okazuje się, że już jedna czwarta jest „nieaktywna ekonomicznie”. Co interesujące, wśród osób niepracujących z powodu choroby dużo więcej jest ludzi młodych niż powyżej pięćdziesiątego roku życia. Najczęściej deklarowaną chorobą przewlekłą jest depresja.
Niechęci do uczestniczenia w „wyścigu szczurów” towarzyszy fenomen quiet quitting – odchodzenia po cichu. Nie oznacza rezygnacji z pracy, ale pracę przy minimalnym poziomie zaangażowania. Kiedy odchodzimy po cichu, wykonujemy tylko obowiązki, które do nas należą. Przestajemy dawać z siebie wszystko, licząc na awans czy premię. Nie zostajemy po godzinach, nie bierzemy dodatkowych dyżurów. Jeżeli do tej pory poświęcaliśmy się dla firmy, licząc na to, że ktoś nas doceni, to teraz porzucamy złudzenia.
Polecamy: Przemoc wobec dzieci. Koszmar, za który jesteśmy odpowiedzialni i którego nie chcemy dostrzegać
Materialne powody, dla których młodzi ludzie wypisują się z rynku pracy, są oczywiste. Korporacje i przedsiębiorcy narzekają na brak ludzi chętnych do objęcia wolnych posad, ale stojące od lat w miejscu pensje, które oferują, nie są w stanie sprostać rosnącym kosztom życia i galopującej inflacji. Młodzi ludzie nie mają motywacji do pracy, która nie zaspokaja ich podstawowych potrzeb materialnych. Jeżeli po 40 godzinach pracy w tygodniu nadal nie stać nas na wyprowadzkę z domu, to po co w ogóle próbować?
W wielu krajach Europy Zachodniej i Północnej młodzi ludzie stoją przed wyborem: mogą żyć na podstawowym poziomie, pracując za płacę minimalną albo korzystając z zasiłków. Nie mają złudzeń, że pracując na kasie, osiągną kiedyś styl życia pozwalający na podróże i luksusy. Zamiast harować za pieniądze, które tylko nieznacznie podniosą ich standard życia, wolą oglądać seriale.
Wiele z prac, które proponuje się osobom niewykształconym, nie wiąże się z szacunkiem czy poczuciem spełnienia. Jeżeli ponadto nie oferują dobrego wynagrodzenia, to młodzi po prostu je odrzucają. Rządy krajów zachodnich łatają luki w zatrudnieniu, sprowadzając tanią siłę roboczą z zagranicy. Stanowiska, które przeznaczone były dla studentów i wchodzącej na rynek pracy młodzieży, dzisiaj zajmowane są przez nowych imigrantów, którzy tolerują słabsze warunki pracy i niskie stawki.
Kanadyjska aktywistka Astra Taylor tłumaczy, że już od początku XVII wieku poczucie niepewności było wykorzystywane przez władców i pracodawców, aby motywować pracowników. Obawa przed tym, że ktoś może nas zastąpić, pozytywnie wpływa na produktywność. Jeżeli tylko poczucie niepewności spadnie, pracownik może poczuć się bezpiecznie i zacząć naciskać na lepsze warunki pracy czy wyższe wynagrodzenie.
Okazuje się jednak, że dzisiejsi pracodawcy chętniej sięgają po kijek niepewności niż po marchewkę. Ludzie uwięzieni w niesatysfakcjonujących, poniżających pracach, sięgną po każdy środek, byle się uwolnić. W Stanach Zjednoczonych w trakcie pandemii COVID-19 ludzie otrzymali jednorazowe wsparcie finansowe w postaci 1200 dolarów, a także 500 dolarów na każde dziecko, a bezrobotni dodatkowe paręset dolarów tygodniowo. Jak pisze Taylor, dzięki pandemii okazało się, że nawet minimalna kwota może poprawić standard życia – na przykład bieda wśród dzieci spadła do rekordowo niskich poziomów.
Pandemia wpłynęła na oczekiwania młodych ludzi. Wielu z nich zakosztowało życia na minimalnym poziomie materialnym, za to wypełnionego godnością i poczuciem spokoju. Nie chcą wracać do zatrudnienia w złych warunkach, oczekują więcej elastyczności i pracy, która materialnie lub duchowo wynagrodzi im zmarnowany czas.
Polecamy: Inni też tak mają. Kryzys wieku średniego to nie powód do wstydu
Millenialsi (czyli obecnie osoby między 27. a 42. rokiem życia) to najlepiej od wielu lat wykształcone pokolenie. W Stanach Zjednoczonych prawie 40 proc. ma przynajmniej tytuł licencjata. Millenialsom obiecano, że jeśli ukończą studia magisterskie i będą ciężko pracować, to każde z nich osiągnie sukces. Tymczasem na rynku pracy nie ma miejsca na milion profesorów etyki.
Młodzi ludzie po studiach oczekują – słusznie – że otrzymają pracę w zawodzie, do którego przygotowywali się przez okres trzech lub pięciu lat. Tymczasem nie każdy może być antropologiem, pracownicy potrzebni są w fabrykach i na placach budowy. Wychowywano nas tak, by pracę fizyczną uważać za urągającą naszej godności. Ponieważ nie chcemy pracować jak „robole”, kończymy w korporacjach i centrach obsługi telefonicznej, gdzie może nie brudzimy sobie rąk, ale za to niszczymy kręgosłupy.
W książce Lost Connections (wyd. pol. Jak odzyskać siebie i utracone więzi) Johann Hari opisuje konieczność wykonywania pracy, która ma sens jako podstawowa potrzeba człowieka. Tymczasem większość z nas pracuje na stanowiskach, które David Graeber łączy z „pracą bez sensu” (a po angielsku dużo dobitniej – bullshit jobs). To miejsca pracy, które nie są ani potrzebne, ani rozwijające, i nawet jeżeli bywają dobrze opłacane, wiążą się z poczuciem winy i bezsensu.
Polecamy: Populacja Chin ponownie się kurczy, może zmniejszyć się nawet o ponad połowę. Co to oznacza?
Fenomen, który narodził się w kręgach japońskiej młodzieży, udoskonalają dzisiaj Chińczycy. Od 2021 roku mówi się o zjawisku tang ping – leżenia na wznak. Rozczarowani systemem pracy 996 (od dziewiątej rano do dziewiątej wieczorem, sześć dni w tygodniu) i edukacyjnym wyścigiem szczurów, młodzi postanowili postawić na zdrowie psychiczne kosztem dobrostanu materialnego. Bai lan! – mówią. Dosłownie: „Niech gnije!”. I zamiast do pracy biorą się za seriale.
Młodzi ludzie w Azji Wschodniej i na Zachodzie wolą gnić przed telewizorami, niż wykonywać uwłaczające, niskopłatne płace i podlegać szefom-tyranom. Zamiast zastanawiać się, jak kijem zmusić ich do „ruszenia tyłka”, przedsiębiorcy i rządy muszą zastanowić się nad marchewką – duchową, ale przede wszystkim pieniężną – która sprawi, że zechcą wrócić do pracy.
Zobacz wystąpienie Przemysława Staciwy na konferencji Holistic Talk:
Źródła:
Może Cię także zainteresować: Stowarzyszenie Bez ostrzega: prostytucja to nie jest zwyczajna praca