Humanizm
Nie tylko broda, kapelusz i Biblia. Amisze w USA współcześnie
02 grudnia 2024
„Tym, co czyni mnie kobietą albo mężczyzną jest mózg”, mówi nam Piotr Żbikowski, ojciec transpłciowej córki, który działa w Stowarzyszeniu „My, Rodzice” skupiającym rodziców i krewnych osób nieheteronormatywnych. Pytamy go, co sądzi o postulowanym zakazie procedury tranzycji u nieletnich.
Ma Pan transpłciową córkę i pewnie dlatego zaczął Pan aktywnie działać społecznie.
Najpierw trafiłem do Stowarzyszenia, a dopiero później dowiedziałem się o nieheteronormatywności mojego dziecka. Organizowaliśmy w pracy wydarzenia z okazji Miesiąca Tolerancji i znajomy gej wskazał mi właśnie Stowarzyszenie „My, Rodzice”, które w jego opinii „ma bardzo dobre edukacyjne i oswajające z zagadnieniem materiały”. W Stowarzyszeniu działają bliscy gejów, lesbijek i dzieci transpłciowych i ja sam mam takie dziecko.
Przeczytałam, że tylko 25 proc. matek w Polsce odnosi się z akceptacją do transpłciowości dziecka, a ojców jeszcze mniej…
Te statystyki są rzeczywiście przerażające.
A Pan pamięta swoją reakcję i swoje emocje?
Dowiedziałem się, gdy córka miała 17 lat. Transpłciowa córka oznacza, że to kobieta, która przy urodzeniu została oznaczona jako mężczyzna.
Gdy dziecko się outuje, pierwszym odruchem chyba każdego rodzica jest rodzaj zaskoczenia. Druga emocja to niepewność, niepokój o dziecko: „co teraz”, „jak ja niewiele wiem na ten temat”, „co mogę zrobić, żeby moje dziecko było wciąż bezpieczne i szczęśliwe”.
To była wiadomość, jak grom z jasnego nieba, czy raczej oczekiwał Pan na takie wyznanie?
Czy myśmy się spodziewali… Spodziewaliśmy się, że dziecko jest nieheteronormatywne, nie wiedzieliśmy tylko, co to jest konkretnie. Wyznanie dziecka wyjaśniło wszystko, w tym nasze wcześniejsze obserwacje.
Gdyby wyznała Wam to wcześniej, w młodszym wieku, próbowalibyście jakoś spowolnić tranzycję, żeby zyskała całkowitą pewność?
Nie wiem, zawsze łatwo mówić, co by było gdyby… Czy byłoby to wcześniej, czy później z podejściem w naszej rodzinie i tak zaczęlibyśmy proces medycznego rozpoznawania, co z tym zrobić. Dla nas liczyło się dobro dziecka, wiedzieliśmy, że nie jesteśmy jego „właścicielami”. Dzieci transpłciowe równie często jeszcze szukają, upewniają się, co doskonale wiedzą, co chcą powiedzieć rodzicom i światu.
Wasza córka była pewna?
Jak nam już powiedziała, to była przekonana, ale wiem, że są dzieci, które stopniowo odkrywają swoją tożsamość płciową.
I dlatego część osób sprzeciwia się podejmowaniu medycznych procedur tranzycji u nieletnich. Skoro dziecko nie osiągnęło dojrzałości płciowej, to jak i skąd może wiedzieć, co to znaczy być osobą danej płci.
Osoby używające tego argumentu mają żadną albo znikomą wiedzę na temat seksualności człowieka. Nie ma się do czego odnosić.
A jednak ten argument trafia do bardzo wielu osób, które uważają, że należy zakazać korekt płci u nastolatków. I w kolejnych krajach dostęp do tej procedury u młodzieży jest ograniczany.
Stowarzyszenie „My, Rodzice” stoi na tym samym stanowisku, które ostatnio wyraziło w swoim oświadczeniu Polskie Towarzystwo Seksuologiczne. Oba rozwiązania skrajne, czyli z jednej strony zakazywanie interwencji medycznych, a z drugiej strony swobodny dostęp do nich są groźne i szkodliwe.
W krajach, w których teraz wprowadza się ograniczenia, tak naprawdę mają odtąd funkcjonować procedury diagnostyczne podobne do naszych, polskich.
W Skandynawii reguluje się sytuację w tym kierunku, żeby nie wykonywać procedur bez wcześniejszej dokładnej diagnostyki. Tam odeszli od całkowitej dowolności na zasadzie, że przychodzi klient i co chce, to ma.
Korekta płci bardzo często jest kliniczną koniecznością, więc druga skrajność – radykalny zakaz dla nastolatków jest bardzo szkodliwy.
Zobacz także:
Ta procedura oddziałuje bardzo intensywnie i robi z człowieka dożywotnio klienta placówek medycznych. Choćby wszystko udało się idealnie i nie było powikłań, do końca życia trzeba brać hormony na receptę, robić badania. Skąd mamy pewność, że nastolatki do końca rozumieją wagę i skutki tej procedury dla ich przyszłego funkcjonowania?
Ja chcę mieć żywą córkę, zamiast martwego syna. Dysforia, która towarzyszy większości transpłciowych dzieciaków jest przeciwieństwem euforii, emocjonalnym stanem krańcowego smutku, depresji, braku zgody na to, jak wygląda własne ciało. Mówienie o zaledwie dyskomforcie, kiedy się nic nie zrobi, jest argumentem zupełnie nietrafionym. Dysforia oznacza silne cierpienie.
W Polsce przed procedurą medyczną prowadzi się wiele badań. Żaden lekarz nie przepisze na receptę blokerów dojrzewania czy hormonów płciowych bez zgody rodzica. To rodzic idzie do apteki, a numer recepty dla dziecka ma w swoim telefonie.
Jest wielkim uproszczeniem obrazu osób transpłciowych, że dzieci poddające się korekcie płci to dzieci zupełnie zdrowe, bez depresji, bez samookaleczeń, bez prób samobójczych. Tranzycja to często medyczna konieczność, żeby ratować dziecko. Ratować jego stan emocjonalny, życie, również dobrostan społeczny. Dziecko w dysforii nie jest w stanie społecznie funkcjonować.
Nie traktujmy korekty płci, jak operacji estetycznej, której można się poddać albo nie. Diagnozę wydają tu specjaliści łącznie z kardiologami, psychologami, seksuologami, psychiatrami. To nie są decyzje pochopne.
Ilu jest niezadowolonych po tranzycji?
To prawda, są ludzie, którzy negatywnie oceniają swoją tranzycję. 0,6 proc. kobiet i 0,3 proc. mężczyzn spośród osób transpłciowych po tranzycji medycznej. Nie badano przyczyn niezadowolenia, taka informacja nie jest dostępna.
Przychodzi na myśl przypadek młodego biologa Łukasza Sakowskiego, który jednak bez wiedzy rodziców i bez konsultacji lekarskiej przyjmował hormony płciowe. Sądownie zmienił dane osobowe na żeńskie, a potem – też sądownie – wrócił do męskich.
Są też ofiary działań negatywnych, ofiary oszustów, którzy nieletnim podawali hormony. To zupełnie tak, jak w klubie sportowym trener podaje dzieciakom anabolik. Trzeba mówić, że pan Łukasz jest ofiarą, tylko że naprawdę w Polsce nie uda się osobie małoletniej bez wiedzy rodziców pójść do lekarza, dostać receptę i ją zrealizować. Tego się nie da zrobić. Jest czarny rynek środków dopingujących, a pan Łukasz trafił na czarny rynek hormonów.
Jasne, że żadnego zjawiska nie można oceniać wyłącznie przez pryzmat towarzyszących mu patologii…
… a osobom, które są ich ofiarami, należy współczuć.
W amerykańskich filmach dokumentalnych występują już osoby, które przed 18. rokiem życia poddały się tranzycji, a dziś mówią, jak bardzo tego żałują. Myślały, że psychicznie poczują się lepiej, a nic takiego nie zaszło. Za to zmagają się z wieloma zdrowotnymi skutkami ubocznymi tej procedury.
Nie wiem, ile musielibyśmy pokazać osób zadowolonych i szczęśliwych na każdą niezadowoloną. A na każdego niezadowolonego po tranzycji przypada stu zadowolonych. Tymczasem te setki szczęśliwych osób nie są dla niektórych ważne.
W USA z tego, co mi wiadomo, funkcjonuje właśnie to skrajne rozwiązanie, gdzie bardzo często jest podejmowana tranzycja dla przypadków nie do końca zdiagnozowanych klinicznie.
Ile trwała diagnostyka u Waszej córki? I jakie badania musiała przejść?
To trwało ponad rok, córka kończyła je jako osoba pełnoletnia. Badali ją psycholodzy, psychiatrzy, seksuolodzy, endokrynolodzy, kardiolodzy.
Córka miała obawy? Słyszała, co może pójść nie tak?
Tak. My jako rodzice też sprawdzaliśmy, jakie mogą być powikłania. Lekarze niczego nie ukrywają. Jak się już człowiek w Polsce dostanie do specjalisty, to wszystko jest bardzo na poważnie.
Szczególne kontrowersje budzą blokery dojrzewania. Niby ich działanie jest całkowicie odwracalne, ale choćby wzrost danej osoby bez blokerów naturalnie byłby inny. Czy warto je brać tylko dlatego, by mieć później lepszy passing, czyli wygląd bardziej dopasowany do docelowej płci?
Dla osób transpłciowych, które robią to dlatego, że mają taką tożsamość, passing nie jest sprawą najważniejszą. Oczywiście każdy chce wyglądać atrakcyjnie, ładnie, ale to nie jest kwestia priorytetowa dla osób transpłciowych.
Z tego, co mi wiadomo, blokery też nie jest łatwo otrzymać. W Polsce w stosunku do dzieci, które nie rozpoczną dojrzewać, w ogóle nie podejmuje się żadnych interwencji.
Podobno na zamkniętych forach dla dzieci transpłciowych i ich rodziców można uzyskać informacje na temat specjalistów, którzy nie robią problemów i wypisują recepty na tzw. pierwszej wizycie.
Nic mi nie wiadomo na temat takich forów. Takie informacje traktuję jako plotkę – może coś być na rzeczy, a może nie. Jeśli ktoś spotkał się na jakimś forum z informacjami o działaniach nielegalnych, powinien to zgłosić organom ścigania. W Stowarzyszeniu „My, Rodzice” wszyscy działamy w sposób legalny. Nikt nie korzysta z garażowych laboratoriów, jeśli takie istnieją.
Jednak historia Łukasza Sakowskiego – patologiczna, zdumiewająca – była w Polsce możliwa.
Jego historia przestrzega. Podobnie jak historie osób poddających się niekontrolowanym operacjom plastycznym. Jak historie sportowców, którzy zmagają się ze skutkami nielegalnego dopingu. Osoba niezdiagnozowana przyjmuje lekarstwa pozyskane w sposób nielegalny – to tego typu historia, historia ofiary, która uwierzyła oszustom. I nikt na to nie zareagował, a tak się dzieje między innymi dlatego, że w Polsce nie ma ustawy o tranzycji, o tym jak powinna ona przebiegać. Taka regulacja dałaby też prawną możliwość uzgodnienia płci w procedurze administracyjnej bez niezbędnego dziś postępowania sądowego.
Właśnie „uzgodnienia płci”. To nowomowa, dlaczego nie można mówić zmiana płci, tylko korekta albo uzgodnienie?
Płci nie da się zmienić, dlatego mówimy o korekcie, bardziej nawet korekcie danych osoby. Tym, co czyni mnie kobietą albo mężczyzną jest mózg. Nie genitalia decydują. W bardzo wielu kulturach, u ludów pierwotnych ukształtowały się określenia dotyczące trzeciej płci. Binarność pojawiła się dopiero wraz z religiami monoteistycznymi, uwaga w Europie, a z Europy – z kolonializmem – rozprzestrzeniła się na świecie.
Amerykański bloger Matt Walsh, reżyser dokumentu „What is a Woman” pojechał do afrykańskich Masajów i oni o trzeciej płci nigdy nie słyszeli. A kobietą jest dla nich osoba, która może urodzić dziecko.
Przejechał pół świata, by znaleźć bardzo binarną kulturę. Tymczasem rdzenni mieszkańcy obu Ameryk od Grenlandii, do Ziemi Ognistej znają trzecią płeć. Więc on daleko szukał tego jednego plemienia. Świat nie jest i nigdy nie był binarny.
Podobno nie ma już kobiet, są osoby z macicami i osoby bez macic.
„Osoba z macicą” i „osoba bez macicy” te pojęcia wprowadzają skrajnie transfobiczne środowiska. Nie wprowadzają ich środowiska osób transpłciowych. W ogóle dyskusja z argumentami osób transfobicznych to jest polemika z plotkami i stwierdzeniami nieopartymi na wiedzy medycznej.
Mówiąc, że anorektyczki też cierpią, a nikt nie pozwala im się zagłodzić, osoby te porównują jednostkę chorobową do tożsamości. Czyli bardzo manipulacyjnie porównują rzeczy nieporównywalne. Jak chcą porównać anoreksję to do dysforii. I rzeczywiście dysforia podlega procedurom medycznym. Sama transpłciowość nie jest jednostką chorobową.
Zostawmy temat specjalistom, a nie publicystom. Niech specjaliści wypracują lepsze rozwiązania, kierując się wiedzą, a nie emocjami lub światopoglądem.
Piotr Żbikowski – pracuje w korporacji, ojciec dwóch córek, z których starsza jest transpłciowa.
Od redakcji: zapraszamy do zabierania głosu w dyskusji, przedstawiania badań i faktów, które pozwolą odnaleźć prawdę i dobro w temacie tranzycji płciowej u nieletnich. Adres redakcji: redakcja@holistic.news
Przeczytaj również tekst Anny Wolskiej:
Może cię też zainteresować: