Nauka
Topnienie lodowców na Antarktydzie. Wulkany mogą się obudzić
29 grudnia 2024
Ironia od lat jest dominującym językiem współczesnego kina, literatury i gier wideo. Dzieła takie jak „Pulp Fiction” Quentina Tarantino, „Fight Club” Davida Finchera według powieści Chucka Palahniuka czy gry wideo z serii „Metal Gear Solid” studia Konami w znaczącym stopniu zdeterminowały wrażliwość wielu z nas. W ostatnich latach badacze coraz częściej wskazują jednak, że ironiczny dystans w kulturze ustępuje miejsca powadze i autentyczności. Czy mają rację?
W 2021 roku na ekrany kin trafiła pierwsza część Diuny Dennisa Villeneuve’a według kultowej powieści Franka Herberta. Premiera filmu stała się pretekstem do rozpoczęcia dyskusji o zmierzchu postmodernistycznej ironii i narodzinach „kina nowej powagi”. W Polsce na fenomen ten zwrócił uwagę między innymi Marcin Stachowicz. W artykule „Diuna”: Kontrasty nie z tego świata, który ukazał się przed trzema laty na łamach „Krytyki Politycznej”, dziennikarz określił twórczość Villeneuve’a mianem „postironicznej”. Stachowicz zauważa, że w odróżnieniu od swoich kolegów po fachu kanadyjski reżyser zrywa z ironią i dystansem. W ich miejsce wprowadza patos i epicki rozmach historii, podkreślany przez monumentalność scenografii, muzyki i efektów specjalnych.
Komercyjny i artystyczny sukces takich filmów jak Blade Runner 2045 oraz Diuna i Diuna: Część druga Villeneuve’a czy Oppenheimer Christophera Nolana dowodzi, że szeroko rozumiana powaga stała się dziś jedną z głównych estetyk kulturowego mainstreamu. Co to jednak mówi o samej kulturze i o nas jako jej odbiorcach? Czy rzeczywiście jesteśmy już zmęczeni postmodernistyczną ironią i tęsknimy do autentyczności przeżyć i nieironicznego zachwytu nad pięknem?
„Ironia nas terroryzuje” – pisał David Foster Wallace już w 1990 roku. W głośnym eseju E Unibus Pluram amerykański pisarz dowodził, że postmodernizm stał się rodzajem bezalternatywnego kodu zachodniej kultury. Otoczeni wszechobecną ironią i sarkazmem w kinie, literaturze i – współcześnie – także w social mediach nie jesteśmy już w stanie wyobrazić sobie innego sposobu postrzegania rzeczywistości. Dominującą postawą wobec sztuki stał się krytyczny dystans, a szczere wzruszenie i zachwyt nad dziełem zostały zredukowane do kategorii wstydliwych przyjemności. Autor Krótkich wywiadów z paskudnymi ludźmi konstatuje, że postmodernistyczna ironia jest naszym naturalnym środowiskiem. Czy rzeczywiście nie potrafimy znaleźć alternatywy dla dominującego kodu kultury?
Jedną z prób przełamania hegemonii wszechwładnego postmodernizmu stało się zjawisko postironii. W ostatnich latach temat ten cieszy się coraz większym zainteresowaniem badaczy kultury i mediów. W artykule „Płakałem na ukrytej prawdzie”. Współczesny serial a postironia Barbara Szczekała z Uniwersytetu Jagiellońskiego stawia mocną tezę. Zgodnie z nią jesteśmy zmęczeni estetycznymi i formalnymi wyznacznikami ponowoczesnego kina i telewizji. Zdaniem badaczki dominacja charakterystycznych dla postmodernizmu środków wyrazu – takich jak intertekstualność, metafikcja, promowanie krytycznej postawy wobec dzieła czy, last but not least, ironia – doprowadziły do kryzysu autentyczności we współczesnej kulturze. Reakcją obronną odbiorców na zaistniałą sytuację miały stać się filmowe i serialowe narracje postironiczne.
Czym jest dzieło postironiczne? Jak zauważa Barbara Szczekała w przywołanej wyżej pracy:
Serial lub film postironiczny projektują u widza odbiorcze zaangażowanie. Nie każą nam śledzić fabuły w stanie podwyższonej gotowości na potencjalne gry ironią. Zamiast rezerwuaru środków i chwytów formalno-narracyjnych, akcentują raczej fabularną potoczystość i emocjonalność bohaterów będących łatwym obiektem identyfikacji. Koncentrują się na wielkich tematach i epickich wartościach […] .
Szczekała zwraca uwagę, że o ile narracje postmodernistyczne dowartościowują krytyczną postawę widza lub czytelnika wobec dzieła, odbiór postironiczny jest nastawiony na emocjonalność i przeżywanie historii tak, jakby była ona częścią naszej własnej rzeczywistości. W tym kontekście postironia kojarzy się ze zjawiskiem zawieszenia niewiary, które jest nieodłącznym aspektem doświadczenia narracji fantastycznych lub gier komputerowych. Ich istotą jest bowiem imersja. Polega na wyobraźniowym zanurzeniu odbiorcy w fikcyjny świat, zniesieniu dystansu pomiędzy wirtualnym i realnym oraz czasowym uznaniu fikcyjnej rzeczywistości za prawdziwą. W narracji postironicznej zmianie ulega nie tylko sposób opowiadania historii, ale również jej bohater. Jak pisze dalej badaczka:
Świat postironicznych fabuł zaludniają postaci wyzute z atrybutów modnych dziś antybohaterów: cynizmu, sarkazmu, interesowności; postaci, które łatwo zaskarbiają sobie sympatię widzów dzięki jednoznacznym działaniom mającym na celu utrzymanie lub przywrócenie powyższych ideałów.
Tak scharakteryzowana postironia sytuuje się blisko współczesnej mody na przytulność. Wyrażającej się w takich estetykach jak cosy mystery czy cottage core. Oba nurty są bez wątpienia efektem zmęczenia odbiorców postmodernistyczną ironią. Dodatkowo widać element tęsknoty za spontanicznością i światem opartym na jasnych wartościach. Czy świadczą jednak również o zbliżającym się końcu samego postmodernizmu?
Polecamy: Reality shows są ciągle popularne. Czy to coś więcej niż śmieciowa telewizja?
Szczekała dowodzi, że współcześnie mamy do czynienia ze współistnieniem tendencji ironicznych i postironicznych. Na potwierdzenie swojej tezy badaczka zestawiła narracje superbohaterskie wytwórni Marvel Cinematic Universe i autorskie filmy Christophera Nolana o Batmanie. Dominującym środkiem wyrazu produkcji MCU od lat pozostaje ironiczny dystans wobec przedstawianej historii. Wyraża się on w dowcipnych gagach czy łamaniu czwartej ściany (a więc ujawnianiu fikcyjnego wymiaru opowieści, czego doskonałym przykładem są trzy części Deadpoola). Trylogia o Mrocznym Rycerzu z lat 2005–2011 to z kolei kino „na serio”. W swoich zmaganiach ze złem Nolanowski Batman jawi się jako heros ze starożytnego eposu przemieszany z figurą detektywa rodem z powieści noir. Jeśli można mówić tu o ironii – ewokowanej na przykład przez postać legendarnego Jokera – to szybko ustępuje ona miejsca wzniosłości rozumianej w duchu Kanta.
Innym przykładem synchronicznego współistnienia ironii i postironii są zdaniem Szczekały ruchy fanowskie. Ich istotą jest emocjonalny stosunek wobec fikcyjnej postaci lub uniwersum. Choć fani nie są grupą bezkrytyczną, a swoim poziomem oczytania przewyższają nieraz profesjonalnych krytyków, ich zainteresowanie danym dziełem kultury ma przede wszystkim wymiar emocjonalny. Postironia wpisuje się tym samym w przemiany współczesnej humanistyki, która – po tak zwanym zwrocie afektywnym – coraz częściej docenia wagę emocji i uczuć odbiorcy.
Dowartościowanie emocji nie musi jednak oznaczać rezygnacji z krytycznego namysłu nad kulturą i sztuką. Wydaje się, że w podobnym duchu można postrzegać głośne deklaracje o końcu postmodernizmu. W ostatnich kilkunastu latach przewijają się one często w tytułach artykułów naukowych czy manifestach grup artystycznych. Wbrew zapowiedziom Francisa Fukuyamy, który w 1989 roku wieścił nadejście końca historii i konfliktów narodowościowych, rzeczywistość podążyła swoim własnym torem. Czy podobnie stanie się z postmodernizmem? Trudno jednoznacznie rozstrzygnąć tę kwestię. O końcach epok można wyrokować dopiero z odpowiedniego czasowego dystansu, kiedy ich „życie” rzeczywiście dobiegnie kresu. Można jednak postawić hipotezę, że ironia nie zniknie z kulturowego krajobrazu świata Zachodu. Jest bowiem dużo starsza niż postmodernizm, a jej początki sięgają czasów Sokratesa, zaś – w nowoczesnym wydaniu – epoki romantyzmu.
W słynnym eseju pt. Zmierzch paradygmatu z 1996 roku Maria Janion wyraziła obawę, że dominacja postmodernizmu i kultury masowej doprowadzi do stopniowego uwiądu naszej wyobraźni. Współczesne zjawiska kulturowe, takie jak postironia, nowa powaga czy moda na przytulność, pokazują jednak, że stale potrzebujemy nowych alternatyw wobec dominującego dyskursu. Wydaje się więc, że naszej wyobraźni nie są w stanie powstrzymać nawet „demony ponowoczesności”.
Dowiedz się więcej: Urok kiczu. Do czego są nam potrzebne słabe filmy i kiepskie książki?