Nauka
Problem efektu jojo wyjaśniony. Komórki mają pamięć tłuszczową
19 listopada 2024
Wyjazd na stałe za granicę to ogromna zmiana. A każda zmiana to nowy początek, który ostatecznie ma nam się opłacić. Powrót po wieloletniej emigracji to także zakładanie gniazda od nowa. I chociaż starych drzew się nie przesadza, to jednak w przypadku emigracji to powiedzenie nie działa. Bo ciągnie nas do korzeni.
Nigdzie nie czujemy się tak dobrze, jak u siebie. Wielu z nas twierdzi, że wszędzie jest dobrze, albo odwrotnie: nigdzie. Emigranci potrafią zbudować dom na nowej ziemi, gdzie zakładają rodzinę. Na przykładzie Wielkiej Brytanii widzimy, że Polacy potrafią tam założyć swoja małą ojczyznę: zakupy robią w polskich sklepach, po pracy oglądają polską telewizję i w domu mówią po polsku. Lecz czy czują się jak u siebie? Część z nich na pewno tak, ale zdecydowana większość twierdzi, że u siebie czuje się tylko nad Wisłą. Stąd też wcale nie rzadkie decyzje o powrocie z emigracji.
Po Brexicie nasiliła się fala powrotów do ojczyzny. Za granicą nie jest już tak tanio, a Polska podczas tych dwudziestu lat po wejściu do Unii Europejskiej zmieniła się na lepsze i to pod wieloma względami. Nie dziwne więc, że wielu rodaków podejmuje decyzje o powrocie. Jak są przyjmowani w rodzinnej ziemi i jak sobie tam radzą?
Ważny temat: „Strefy no-go” w sercu Europy. Ostrzeżenie także dla Polski
Piotr wcale nie chciał wracać. Od jedenastu lat prowadził małą firmę budowlaną na południu Walii, dochody miał całkiem spore, a zdrowie pozwalało mu na korzystanie z życia w pełni.
„Trzy razy w roku byliśmy z żoną na wakacjach” – mówi. „To chyba nie tak źle jak na kogoś po technikum z małego miasteczka, prawda? W każdym razie cała moja rodzina w Polsce jest ze mnie dumna”.
Skoro było tak dobrze, to po co było to zmieniać? Okazuje się, że o ile Piotr odnalazł szczęście w życiu na obczyźnie, o tyle jego żona miała w tej kwestii inne zdanie. Na moje pytanie od jak dawna szykowali się na powrót z emigracji na stałe do Polski, odpowiada, że w zasadzie od samego początku.
„Żona dojechała do mnie po kilku miesiącach jedenaście lat temu. I w przeciwieństwie do mnie, nic się jej tu nie podobało: ani pogoda, ani ludzie, ani jedzenie. Także już po kilku miesiącach zaczęła wiercić mi dziurę w brzuchu o powrót. To i tak cud, że tyle lat wytrzymała. Obiecałem jej, że co dwa miesiące będą fundusze na loty do Polski. Strasznie tęskniła za swoją rodziną”.
Piotr z małżonką w pewną wigilijną noc ustalili, że od tej pory wszystkie zarobione pieniądze będą odkładać na jasną godzinę w ojczyźnie. Po jakimś czasie wyklarował się pomysł kupienia ziemi, na której miał stanąć mały domek w okolicach ich rodzinnego miasteczka. Skoro był plan, to znalazła się też motywacja do przetrwania w tej „okropnej” Wielkiej Brytanii. W tym czasie na świat przyszedł ich syn.
To się czyta: Hulaj dusza, piekła nie ma. Zetki, influencerzy i pieniądze
„Żona absolutnie nie chciała słyszeć o tym, żeby dziecko chodziło do tutejszej szkoły, więc zmobilizowaliśmy się na tyle, by dziecko rozpoczęło edukację w polskiej podstawówce” – tłumaczy swoją decyzję Piotr i szybko dodaje, że syn chodził co prawda do brytyjskiej szkoły, bo tu dzieci zaczynają edukację w młodym wieku, ale na szczęście najważniejszą naukę rozpoczął w kraju nad Wisłą.
W ciągu kilku lat Piotr zbudował „zdalnie” dom dla swojej rodziny, żona znalazła najlepszą szkołę w okolicy. A na koniec w lokalnej hodowli zamówili szczeniaka owczarka niemieckiego, który miał być prezentem dla syna i całej rodziny na nową drogę w ojczyźnie. I co najważniejsze, plan wypalił i wszystko pięknie się udało. Przyszedł czas na powrót z emigracji. To, gdzie zaczęły się schody?
„Czasami ludzie nie dają nam żyć” – mówi Piotr. „Wydaje mi się, że wszyscy zazdroszczą nam czegoś, żona to nawet boi się, żeby przez to nie było na nas jakiejś napaści. Okropnie boimy się złodziei. W życiu bym nie pomyślał, że takie traktowanie spotka mnie właśnie w Polsce. Przecież ciężko pracowaliśmy na to, co mamy. Już do końca życia w naszej okolicy będziemy emigrantami, bo za długo żyliśmy poza Polską”.
Konferencja Holistic Talk EDU K’IDS już 3 grudnia w Bielsku-Białej: Poznaj innowacyjne metody edukacji
Z rozmów z Polakami powracającymi po latach życia za granicą wynika, że wielu z nich przeżywa podobne dramaty. Czują się gorsi w stosunku do rodaków, którzy bywa, że na każdym kroku dokuczają im. Pół biedy, jeśli trafimy na niemiłego urzędnika. W końcu do urzędu chodzi się tylko od czasu do czasu. Ale jak żyć, kiedy mamy zazdrośnika za płotem albo – co gorsza – w bliskiej rodzinie? Bywa przecież, że dostatek czy majętność jest powodem waśni rodzinnych między rodzeństwem.
Piotr podkreśla, że nadal czuje się jak emigrant, bo o tej emigracji Polacy nie pozwalają mu zapomnieć.
„Na każdym kroku jestem oceniany pod kątem tego, ile udało mi się odłożyć i dlaczego tak mało, bo komuś innemu poszło znacznie lepiej. Kto dał prawo do oceniania innych?”
Do tego dochodzi krytykowanie decyzji o powrocie. Rodzice Piotra początkowo bardzo ucieszyli się na ich powrót, jednak po pewnym czasie również zaczęli podważać słuszność takiego wyboru. Najczęstszym argumentem jest tłumaczenie, że „tam”, czyli nie w Polsce jest lepsza i bezpieczniejsza przyszłość. I nie chodzi tylko o bezpieczeństwo finansowe, ale bezpieczeństwo w ogóle. Zwłaszcza po wybuchu wojny na Ukrainie takie głosy pojawiają się coraz częściej.
„Ja w ogóle nie rozumiem, dlaczego mam się przed panią w urzędzie, czy przed kolegą z pracy tłumaczyć z tego, dlaczego wróciłem” – mówi Piotr. „W Wielkiej Brytanii było podobnie. Tam trzeba było im tłumaczyć, co spowodowało, że przyjechaliśmy. No, ale to jest zrozumiałe, bo nie jesteśmy stamtąd. Z kolei w Polsce muszę odpowiadać na pytania jak na spowiedzi i każdy podejrzewa, że albo narobiłem tam długów, skoro wróciłem albo palę jakieś mosty za sobą. Mam wrażenie, że rodacy woleliby ukrócić Polskę o tych wszystkich zza granicy. A przecież od nas nikomu nie ubędzie, nie zabierzemy pracy ani miejsca w szkole. Zresztą, mamy prawo tu żyć i nie musimy przed nikim się z tego tłumaczyć”.
Polecamy: HOLISTIC NEWS: Problemy emigracji. Matki nie mówią do swoich dzieci po polsku #obserwacje
U podłoża tego uczucia leży strach. Boimy się przede wszystkim o to, że w porównaniu do innych wypadniemy dużo gorzej. Skoro „oni” mają lepiej, to znaczy, że nam się nie udało. Czym innym jest natomiast zawiść, którą charakteryzuje silne uczucie niechęci czy nawet wrogości w stosunku do danej osoby. Jest to niejako mechanizm obronny w obliczu frustracji. Pamiętajmy też, że o ile zazdrość może motywować do zdobycia pożądanych rzeczy, o tyle zawiść jest zazwyczaj niszcząca.
U podstawy zawiści leży porównywanie się do innych. Pojawia się zazwyczaj wtedy, kiedy czujemy się gorsi i niewystarczający. Sfrustrowani pozwalamy sobie czuć się gorzej w stosunku do innych i budujemy niepotrzebne kompleksy.
Podsumowując, należy pamiętać, że świat nie jest zero-jedynkowy. Zawsze znajdzie się wrogie oko sąsiada, czy kogokolwiek, kto nie potrafi panować nad zazdrością. Nie powinno to jednak niszczyć naszej radości życia.
Warto przeczytać: Groźne przestępstwo i bierność tłumu. Tak działa mroczny mechanizm