Humanizm
Z nosem w smartfonie. Uzależnienie rodziców odciska się na dzieciach
17 listopada 2024
Św. Augustyn powiedział, że dopóki walczysz, dopóty jesteś zwycięzcą. Niewątpliwie jest w tej maksymie ukryta ponadczasowa prawda. Walka stanowi tu synonim starania się o coś, wewnętrznej siły i konsekwencji, jest przeciwieństwem słabości i lenistwa. Jednak w tym haśle ukryte jest także pewne niebezpieczeństwo, albo przynajmniej zagrożenie, dobrze znane człowiekowi w XXI wieku…
Współczesny człowiek coraz częściej definiuje siebie poprzez pojęcia sukcesu i wygranej. Drogą do nich stają się praca nad sobą samym i nieustanny rozwój. Z jednej strony taka postawa wydaje się słuszną. Bycie człowiekiem, w pełni znaczenia tego słowa, zakłada doskonalenie siebie i wysiłek twórczy. Stąd coraz większa liczba poradników życiowych i kolejnych opracowań mających służyć wspieraniu człowieka na jego drodze kolejnych przemian. Rozwój osobisty wydaje się być naczelnym hasłem człowieka w XXI wieku.
W praktyce oznacza on ciągły proces, w trakcie którego człowiek coraz bardziej uświadamia sobie, jakie są jego potrzeby i pragnienia, co daje mu poczucie spełnienia i satysfakcji, a następnie kieruje się na drogę realizacji tych celów. Zaangażowanie i działanie stały się wyznacznikiem procesu rozwoju. Dokonuje się on na różnych płaszczyznach: mamy rozwój intelektualny, emocjonalny, zawodowy i jeszcze wiele innych. Tworzy to obraz człowieka skupionego cały czas na dążeniu do perfekcji w rozumieniu i postrzeganiu siebie. Determinizm w podejmowanej pracy nad sobą stał się niemal drogowskazem moralnym. Kluczową rolę odgrywają pojęcia samoświadomości, motywacji, kompetencji i różnego rodzaju praktyk, które prowadzą drogą samodoskonalenia.
Polecamy: Zmiana jako istota życia: odkrywanie tożsamości w świetle myśli Osho, Tokarczuk i Nietzschego
Warto jednak zadać sobie pytanie: co się stało i z czego wynika taka postawa współczesnego człowieka, który jest gotów popaść w pracoholizm, uzależnić się od ćwiczeń na siłowni, doprowadzać do ruiny swoje ciało na skutek restrykcyjnych diet i bez końca zaliczać kolejne warsztaty samodoskonalenia, aby tylko mieć poczucie, że nie stoi leniwie w miejscu, tylko ciągle nad sobą pracuje? Współczesne tendencje i wzorce mają bowiem swoje korzenie w przeszłości. W koncepcjach konkretnych myślicieli, którzy na kolejne wieki wyznaczali wizje człowieka i jego kondycji życiowej.
Polecamy:
Jednym z najważniejszych humanistów i pierwszym, który tak wyraźnie przedstawił człowieka jako istotę nieustannie dążącą do zmiany w dzikim pędzie przezwyciężania samego siebie, był Fryderyk Nietzsche (1844–1900). Jego koncepcja nadczłowieka jest powszechnie znana, natomiast pojęcie „woli mocy”, które także on wprowadził do europejskiego myślenia, już znacznie mniej. Pojęcie to jest zdecydowanie najbardziej tajemniczym i enigmatycznym w jego twórczości. Jednakże jesteśmy w stanie chociażby przybliżyć jego znaczenie, ponieważ to właśnie ono przydzieliło człowiekowi konkretny los i zadanie.
W Tako rzecze Zaratustra Nietzsche pisze o człowieku:
Walką być muszę i stawaniem się i celem, i wielu celi sprzecznością – och, kto wolę moją odgadnie, odgadnie zarazem, jak krętymi drogami chodzić muszę! Cokolwiek stwarzam i jakkolwiek to umiłuję – wnet przeciwnikiem stawać się muszę tworowi swemu i miłości swej: tak chce ma wola.
Nietzsche, sięgając po pojęcie woli mocy, miał na myśli siłę kierującą człowiekiem niejako od środka. Siłę, która nie pozwala mu zatrzymać się w biegu przez życie, tylko każe nieustannie przezwyciężać samego siebie i kolejne osiągane przez siebie etapy rozwoju. To ona napędza człowieka, nie dając mu chwili wytchnienia. Sama w sobie oznacza tendencję do wzrostu, rozwoju, uwalniania potencjału tkwiącego w każdym z ludzi i nigdy do końca niewyczerpanego. Nietzsche pisał:
Zwierzyło mi się życie samo. „Patrz, jam jest tym, co się zawsze samo pokonywać musi”. Przecież wy zwiecie to wolą tworzenia, popędem ku celowi, ku czemuś wyższemu, odległemu, wielorakiemu: wszakże wszystko to jednym jest tylko i jedną tajemnicą.
Nietzsche – być może jako pierwszy filozof – tak jednoznacznie osadza człowieka w dynamizmie jego istnienia. Niejako skazuje istotę ludzką na wieczną pogoń bez szansy na zatrzymanie się, odpoczynek i zwykłą radość z tego, co już udało się osiągnąć. Patrząc na współczesne czasy, powraca przed oczy ta Nietzscheańska wizja, która zrównuje ze sobą życie i wolę mocy. Tym samym nie pozostawia przestrzeni na uwolnienie nas od biegu za zmianą.
Tam tylko gdzie życie, tam jest i wola: wszakże nie wola życia, lecz – tak oto uczę ciebie – wola mocy!
– Nietzsche.
Drugi z filozofów, którego warto przypomnieć, próbując zrozumieć mentalne korzenie dzisiejszego człowieka, to Henri Bergson (1859–1941). To największy francuski zwolennik intuicjonizmu, któremu zawdzięczamy wprowadzenie pojęcia „pęd życia” (fr. élan vital). Bergson (oczywiście nie jako pierwszy w historii, wystarczy bowiem sięgnąć do myśli B. Pascala czy poezji A. Rimbauda) porównał ludzkie życie do rzeki. Na podstawie wyłapanych w jej nurcie kropel wody, nigdy nie uchwycimy prawdy o rzeczywistości. Twierdził bowiem, że istotą ludzkiego życia, jest pewien żywioł, nieokiełznana siła, będąca źródłem twórczej ewolucji, którą określał jako élan vital. Człowiek nie ma możliwości uwolnienia się z tego pędu. Czy też, mówiąc inaczej: jest skazany na trwanie w tym nurcie rzeki, która nigdy się nie zatrzymuje.
To ciągłość przepływu, o której pisał w swoim Wstępie do metafizyki:
Jest to kolejność stanów, z których każdy zapowiada to, co ma nastąpić i zawiera w sobie to, co go poprzedza.
W takiej wizji człowiek stawał się więźniem nieustającej dynamiki, której musiał się poddać, bo to ona stanowi naturę tego świata.
W rzeczywistości żaden z elementów się nie zaczyna i żaden się nie kończy, lecz wszystkie przedłużają się, wchodząc jedne w drugie i jeden ciąg stanowiąc.
– pisał filozof.
To kolejne ujęcie kondycji człowieka nastawionego na realizację siebie za wszelką cenę, poddanego nieuchronnym siłom wszechświata. W gruncie rzeczy: bezbronnego i bezsilnego wobec tego, co wyższe i silniejsze od niego.
Posłuchaj konferencji nt. poczucia własnej wartości wygłoszonej podczas Holistic Talk:
Przyglądając się współczesnemu człowiekowi, w dużej mierze będącemu odpowiednikiem przywołanych powyżej dwóch koncepcji istoty ludzkiej, można zapytać: po co to wszystko? Specjaliści od coachingu i innego rodzaju motywatorzy często odpowiadają, że rozwój jest konieczny, aby polepszać jakość swojego życia, by pogłębiać kontakty z innymi ludźmi, aby nauczyć się opuszczać swoją strefę komfortu, by samemu czuć się lepiej z samym sobą. I zapewne w wielu przypadkach tak się dzieje. Wielu ludzi nie wie, jak, gdzie, a przede wszystkim: w jaki sposób kształtować swój dobrobyt.
Polecamy: Kultura europejska w ujęciu Nietzschego – moralność panów kontra mentalność niewolników
Problem wydaje się jednak leżeć w innym miejscu: czy umiemy wyznaczać sobie granice nieustającego poprawiania swojego życia? Czy umiemy powiedzieć sobie „Stop! Wystarczy!”, bo na więcej nie mam siły, bo to, co już udało mi się przepracować, już mi wystarczy i wcale nie chcę więcej? Być może bowiem człowiek jest istotą, która jak już raz zakosztuje poprawy stanu życia, zazna, czym jest sukces, wygrana, to nie potrafi zatrzymać się w tym miejscu? Ciągle chce więcej, aż powoli traci zdrowy zmysł i rozeznanie tego, co mu służy, a co szkodzi.
Al Pacino, wcielający się w filmie „Adwokat diabła” w szatana ukrytego pod postacią Johna Miltona, doskonale podsumowuje zachowanie człowieka w końcowym dialogu z zachłannym prawnikiem Kevinem Lomaxem (granym przez Keanu Reevesa). Szatan wskazuje na pychę, zachłanność i brak pokory jako główne przyczyny upadku człowieka. Warto zastanowić się, czy te właśnie słabości moralne nie leżą u podstaw zagubienia, zmęczenia, a często wypalenia człowieka w XXI wieku? Czy umiemy powiedzieć sobie DOSYĆ w odpowiednim momencie?
Źródła
Polecamy: Epidemia lęku spowodowała, że stał się on dochodowym towarem. Jak radzić sobie z niepokojem
Polecamy: Kultura organizacyjna jest opłacalna dla wszystkich [wideo]