Prawda i Dobro
Dobry samarytanin przed kamerą. Tak buduje się fałszywy wizerunek
18 grudnia 2024
Jesteśmy świadkami renesansu psychodelików. Dziś, podobnie jak w latach 50. i 60. XX wieku, substancje te przynoszą obietnicę przekształcenia kondycji ludzkiej.
Od początku XXI wiek pojawia się coraz więcej badań nad terapeutycznym wykorzystywaniem substancji psychodelicznych. Jednej z nich, 5-MEO-DMT (pozyskiwanej z wydzielin gruczołowych ropuchy koloradzkiej), nadano niedawno przydomek „boskiej cząsteczki”. Badania kliniczne wykazały, że wywoływane przez nią doświadczenia leczą z depresji i znacząco poprawiają jakość życia pacjentów. Światowi influencerzy i publicyści, od festiwalu Burning Man po Davos, stali się jej ewangelistami. W 2019 roku Mike Tyson przyznał w podcaście Joe’go Rogana, że palenie wydzielin ropuchy z pustyni Sonora doprowadziło go do wglądu, który odmienił jego życie. W 2021 roku Hunter Biden, syn prezydenta Stanów Zjednoczonych, opublikował wspomnienia o własnym procesie wychodzenia z uzależnienia, gdzie paleniu tej samej substancji pod okiem szamana przypisał utrzymanie się w abstynencji przez rok. Jak sam przyznał: „Było to głębokie doświadczenie, które scaliło moje życie w jeden odnowiony byt”.
W momencie największej popularności tak wielu samozwańczych szamanów oferowało jad płaza jako doskonałe remedium na wszelkie choroby, że życie całej populacji ropuch sonorańskich, zamieszkujących południowo-zachodnie pustynie Stanów Zjednoczonych i północnego Meksyku, zostało zagrożone. Na szczęście naukowcy opracowali właśnie proces wytwarzania 5-MEO-DMT w formie syntetycznej.
Polecamy: Dlaczego ludzie lubią psychodeliki?
Narkotyki bardzo dobrze przyjęły się pośród przedstawicieli naszego gatunku. Na słynnej liście „Ludzkich Uniwersaliów”, sporządzonej przez antropologa Donalda E. Browna, odnajdujemy je jako: „techniki lub substancje zmieniające nastrój oraz świadomość”. Autor uznaje je za jeden z podstawowych składników ludzkiej kultury, razem z muzyką, rozwiązywaniem konfliktów, językiem i wspólną zabawą. Badania archeologiczne wskazują, że ludzkość zna psychodeliki co najmniej od epoki neolitu; dowodzą tego naskalne malowidła biegających istot przypominających grzyby z jaskini Tasili Wan Ahdżar w Algierii.
Za rozkwit badań naukowych nad psychodelikami przyjęło się uważać lata 50. i 60. XX wieku. Pojawiają się jednak opinie, że to wiek dziewiętnasty charakteryzował się silnym wpływem narkotyków na naukę i kulturę. Mike Jay w swojej książce, „Psychonauts: drugs and the making of the modern mind”, przekonuje, że to wówczas idee i odkrycia najszybciej przepływały między sferą codzienności, medycyny praktycznej i nauki. Lekarze i naukowcy szkolili się w uważnej samoobserwacji, a narkotyki, które wywoływały nieznane wcześniej stany świadomości, były bodźcem do maksymalnego wykorzystania ich potencjału opisowego. Nierzadko stawali się również poetami lub pisarzami, a swoje narkotyczne doświadczenia pomagały im w rzucaniu nowego spojrzenia na funkcjonowanie społeczeństwa.
Twórcą terminu „psychonauata” był Ernst Jünger, legendarny pisarz i zapalony entomolog. Miał on określać osobę, która: „chwyta sny, tak jak inni zdają się ścigać motyle”. Przez „sny” rozumiał on sesje po przyjęciu substancji zmieniających świadomość. Jünger był duchowym mentorem Alberta Hofmanna, odkrywcy LSD (jednej z najaktywniejszych substancji o właściwościach halucynogennych), który pomógł spopularyzować ten termin, a swój szczyt popularności zawdzięcza psychodelicznej kontrkulturze lat 60. ubiegłego wieku.
Ostatnie dekady XIX wieku przyniosły światu nową dyscyplinę naukową, jaką była psychologia. Jej adepci, korzystając również substancji psychoaktywnych, poczynili ogromne postępy w rozróżnianiu procesów myślenia i percepcji. Beneficjentami zmian byli również pisarze i artyści, dla których narkotyki stały się portalem do wewnętrznego świata utkanego z marzeń i snów.
„Nowoczesność” nie jest terminem, który odnosi się do konkretnej epoki lub jednego zestawu wartości. Zazwyczaj definiowało ono nowy etap dla cywilizacji, okres gwałtownych zmian – gdy tradycja zostaje przyćmiona przez nowe sposoby funkcjonowania w codzienności. Szybkość postępu w XIX wieku była bezprecedensowa, a narkotyki stały się silnymi symbolami zarówno marzeń, jak i koszmarów. Dobrze zdawał sobie z tego sprawę Zygmunt Freud, austriacki neurolog oraz twórca psychoanalizy, który szczególnie upodobał sobie działanie kokainy.
Okres długiej nowoczesności był dokładnie badany przez kanadyjskiego filozofa Charlesa M. Taylora, który w swoich pracach śledził drogę dojrzewania człowieka: od średniowiecznego światopoglądu, w którym miejsce w rzeczywistości określał boski plan, do świeckiej nowoczesności, gdzie tożsamość jest czymś, co sam musi konstruować. W swoim najbardziej znanym dziele: „Źródła podmiotowości. Narodziny tożsamości nowoczesnej” (1989), Taylor wymienia charakterystyczne cechy nowoczesnego umysłu: „poczucie własnego wnętrza, wolność, indywidualność i osadzenie w naturze, jako domeny dla nowoczesnego Zachodu”. Uderzające jest, jak cechy wymienione przez filozofa korelują z wartościami cenionymi przez dziewiętnastowiecznych psychonautów.
Warto dodać, że w tym historycznym ujęciu dwudziestowieczne tabu narzucone na odkrywanie własnego „ja” za pomocą substancji psychoaktywnych oraz „wojna z narkotykami” rozpoczęta przez rząd Nixona, jawi się jako irracjonalna i niepotrzebna przerwa w ludzkiej pogoni za nowoczesną jaźnią.
Współczesna nauka upatruje ich siły w mechanizmie neuroplastyczności, który klasyczne psychodeliki są w stanie indukować. Czym jest neuroplastyczność? W dużym uproszczeniu zjawisko to polega na stymulacji wzrostu dendrytów neuronów poprzez aktywację receptorów 5-HT2A. W rezultacie pozwala nie tylko uwolnić się od starych i nieużytecznych schematów mentalnych, ale również wypracować i utrwalić nowe poglądy u osoby chorej. Choć sam proces pozostaje wciąż słabo rozpoznany, naukowcy zajmujący się badaniem mózgu dostrzegają w procesie neuroplastyczności ogromny potencjał – szczególnie w przypadku terapii uzależnień, zaburzeń odżywiania, depresji lekoopornej, a także niepokoju i lęków związanych z wchodzeniem w terminalną fazę choroby.
Narkotyki są dziś zarówno fetyszyzowane, jak i demonizowane, a sprzeczne postawy wobec ich akceptacji odzwierciedlają linię podziału między konkurującymi ze sobą wersjami nowoczesności. Psychodeliki są jednym ze sposobów poszukiwania wyższego stanu świadomości, ale właśnie z powodu ich ogromnego potencjału, należy również rozpoznać niebezpieczeństwa, które kryją się w ich sile przywoływania mrocznych i wypartych wspomnień.
Media i kultura popularna coraz śmielej prezentują psychodeliki, jako sposoby na zoptymalizowanie wydajności pracy. Prezesi firm z Doliny Krzemowej zachęcają wpatrzonych w nich studentów do przyjmowania minimalnych dawek psychodelików – mikrodawkowania – aby wzbić się na wyżyny własnej kreatywności i dostarczyć kolejny nowatorski produkt swojej firmie. Dla dziewiętnastowiecznych psychonautów angażowanie substancji psychoaktywnych w tak prozaiczne projekty byłoby kolejnym symptomem duchowego spustoszenia Zachodu, który traktuje psychodeliki jako ucieczkę od traumatycznych konsekwencji nowoczesności.
Źródła: