Resentyment, czyli co truje nasze dusze?

Każdy choć raz czuł zazdrość. Często zwyczajnie nie wiemy, jak zdobyć „obiekt” naszych marzeń: osobę, rzecz, umiejętność, która wydaje się cenna. Jeszcze częściej zazdrościmy, ale nie chce się nam wysilić, by sięgnąć po upragnione dobro. Wtedy – w życiu prywatnym, ale i publicznym – wykorzystujemy „lekarstwo” dostępne od ręki – resentyment. Tłumaczymy sobie, że to, czego pragniemy, wcale nie jest wartościowe. A potem zaczynamy potępiać tych, którzy mają niedostępną dla nas wartość.

Resentyment rodzi się w momencie upokorzenia własną niemocą, do którego – dla uniknięcia psychicznego bólu – nie chcemy się przyznać. Niemal każdy z nas spotkał osobę, która lubi powtarzać: „ci z wyższym wykształceniem niczego nie potrafią, tylko teoretyzują i mnożą problemy. Mądrym ludziom nie potrzeba dyplomu”.

Oczywiście wiadomo, że zdarzają się niezbyt lotne osoby po studiach. Gdy jednak nasz rozmówca uparcie, nawet bez okazji, wraca do głoszenia swojego poglądu, może używać resentymentu, by „osłodzić” sobie poczucie niższości w związku z własnym gorszym wykształceniem.

Resentyment zdefiniowany przez filozofów

To zjawisko stare jak świat, ale twórcą pierwszej definicji resentymentu był niemiecki filozof Fryderyk Nietsche. Za jej pomocą zaatakował chrześcijański system wartości. Przedstawił resentyment jako źródło moralności ludzi słabych, podstawę moralności niewolniczej.

Dla Nietschego źródłem resentymentu, który „psuje Europę” pozbawiając ją mocy sprawczej, było właśnie chrześcijaństwo. To ono z cnoty zrobiło wadę, a wady nazwało zaletami. Zakłamało więc wszystkie wartości, zaleciło pasywność, ustępowanie, życiową nieudolność, wycofywanie się. Godne pogardy stały się natomiast wartości, które świadczą o witalnej sile ludzi i społeczeństw: bogactwo i wpływy, powodzenie seksualne, ekspansja – tego wszystkiego „dzięki” chrześcijaństwu należy się wstydzić.

Celem chrześcijaństwa jest według Nietschego wmówienie ludziom, że są słabi, by zrobić z nich niewolników przeżywających poddaństwo jako duchowe bogactwo.

Teorię resentymentu rozwinął inny Niemiec, Max Scheler. I, jako w tym okresie swojego życia, wierzący katolik odkleił ją od krytyki wiary. Jego praca z 1912 roku „Resentyment a moralności” do dziś uderza aktualnością. Według niej resentyment to poniżanie wartości czegoś, co uważamy za cenne ze względu na niedostępność tego waloru.

Resentyment w ujęciu Schelera ma swoje etapy. Najpierw pojawia się zazdrość: ktoś ma, a ja nie mam, co przeżywam, jakby mnie tego pozbawiono. Sama zazdrość niekoniecznie prowadzi do resentymentu. Może mobilizować, być inspiracją do zaspokojenia potrzeb i pragnień. Dopiero gdy w jej wyniku doznamy poczucia definitywnej bezsilności, może zrodzić się rozgoryczenie, niechęć i agresja. Z czasem uczucia te ulegną uogólnieniu: będziemy w myślach poniżać  już nie tylko nosiciela wartości, ale samą wartość. To nie bogacz będzie zły, a bogactwo w ogóle, jako symbol grzechu i duchowej pustki.

Na dłuższą metę ciężko żyć z uczuciem goryczy. Potrzebny jest więc kolejny etap resentymentu, iście diabelska przemiana. Pretensje i nienawiść należy zastąpić szlachetnym współczuciem dla godnych politowania bogaczy, zaślepionych polityków i zadufanych w sobie wykształciuchów. Współczucie w miejsce pogardy to końcowy etap rozwoju resentymentu. Resentyment dojrzały staje się źródłem szczerego przekonania jednostek o godnym pożałowania życiu innych.

Przeczytaj również: The commons, czyli kto ma decydować o wodzie i powietrzu? Dobra wspólne są ważne

Resentyment
Midjourney / Maciej Kochanowski

Scheler nie ma wątpliwości, że taka postawa nie ma nic wspólnego z nauką Jezusa. A leczy z niej prawdziwie ewangeliczna pokora. Przyznanie się przed sobą, że rzecz upragniona mnie przerasta. Scheler zgadza się z Nietzschem, że resentyment jest u chrześcijan powszechny. Jednak uważa, że w nauce Jezusa nadstawiania policzka wynika z wewnętrznego poczucia mocy. Człowiek pewny własnej wewnętrznej siły nie będzie oddawał pięknym za nadobne. Jego życie będzie mieć własną dynamikę i nie będzie ograniczone do serii reakcji na otoczenie. Jest więc zdolny zachowywać się niestandardowo i nie reagować agresją na agresję.

Pierwotnym źródłowym boskości w człowieku jest dla Schelera niereaktywne i niedefensywne poczucie własnej wartości. Przypomina to teorie funkcjonujące w buddyzmie i we współczesnej psychologii, że człowiek jest w centrum świata. Ku człowiekowi mają prowadzić wszystkie ścieżki.

Resentyment na masową skalę

Zjawisko resentymentu może dotyczyć nie tylko jednostek, ale i społeczeństw. I być źródłem negatywnych emocji zbiorowych. Niemiecki socjolog Max Weber uważał, że to resentyment sprawia, że grupy upośledzone w społeczeństwie mogą nie tylko odnaleźć sens swego cierpienia, ale i czerpać z niego poczucie godności. Idea Polski jako Chrystusa narodów, jest w myśl teorii Webera czystym przejawem resentymentu. Dlaczego? Bo gloryfikuje cierpienia negatywnie uprzywilejowanych, interpretuje istniejący porządek społeczny jako niesprawiedliwy oraz daje nadzieję na jego odwrócenie i przyszłą zemstę na ciemiężcach.

Weber zastrzegał, że mechanizm resentymentu może dotykać wszystkich warstw społecznych. Także wszelkie piętnowane i sekowane elity nie są na niego odporne przez sam fakt posiadania np. wykształcenia czy zasobów materialnych dających perspektywę przetrwania trudnych czasów. Każda doznana deprywacja, krzywda, prześladowanie może skutkować resentymentem. Resentyment prowadzi do trwałego emocjonalnego i mentalnego samozatrucia i może być jednym ze źródeł zjawisk takich jak terroryzm.

Złote runo tyranii

We współczesnym społeczeństwie resentyment jest konsekwencją konkurowania o korzyści. Zwykle w demokracjach resentyment podlega analizie i próbom skanalizowania. Natomiast ideologie autorytarne racjonalizują go i jednoczą tych, którzy go odczuwają wokół wspólnej sprawy.

Systemy totalitarne rodzą się, gdy ludzie opanowani przez resentyment, po zdobyciu władzy, obalają prawo, własność, religię. Dzięki tym instytucjom życia publicznego powstają hierarchie, autorytety i przywileje. Z punktu widzenia owładniętych przez resentyment są jednak źródłem nierówności, a więc stają się przyczyną ich upokorzeń i porażek.

Dla odczuwających resentyment grup społecznych nie ma władzy opartej na porządku prawnym i autorytetach. Istnieje za to czysta władza jednostki nad jednostką, na zasadzie leninowskiego „Kto? Kogo?”. Gdy ludzie ogarnięci resentymentem zdobędą władzę, likwidują instytucje pośredniczące i tworzą system, w którym panują relacje siłowe.

Prowadzi to do likwidacji indywidualnej suwerenności – zwykle w imię równości rozumianej jako wywłaszczenie bogatych i uprzywilejowanych, albo w imię zachowania czystości rasy przez wypędzenie i pozbawienie majątku obcych. Co do zasady jakaś grupa stanie się celem ataku. Resentyment w totalitaryzmie uderza w obarczonych grupową winą, a przez to wymagających zbiorowej kary. Oczywiście to władza wskazuje, kogo należy ukarać.

Dlaczego społeczeństwo na to pozwala? Nie tylko ze strachu. Dla ludzi owładniętych resentymentem nic nie jest źródłem większego zadowolenia od świadomości, że posiadający to, co jest przedmiotem zazdrości, osiągnęli dane dobro nielegalnie i niesprawiedliwie. Ideologie totalitarne niezmiennie dzielą ludzi na winnych i niewinnych. Można więc spojrzeć na totalitaryzm jak na zinstytucjonalizowany resentyment.

W Polsce i całej Europie Środkowo-Wschodniej rządy totalitarne zostały narzucone przez partie kierujące się wymyśloną przez Lenina zasadą „centralizmu demokratycznego”. Partie te tak naprawdę nie próbowały powiększyć liczby swoich członków, przeciwnie, ograniczano ją tylko do tych, na których można było polegać. Przyjęcie do partii komunistycznej było przywilejem, a nie prawem. Członków za ich posłuszeństwo nagradzano różnego rodzaju świadczeniami, którymi nie mogli cieszyć się zwykli obywatele. Społeczeństwo było kontrolowane przez państwo, państwo przez partię, a partia przez jej przywództwo.

Zniewolone społeczeństwo było dość skutecznie odizolowane i miało złudne poczucie jedności w wyniku stałej eliminacji wrogów. Tę trudną do zniesienia izolację, nudę i biedę wiele osób przetworzyło na ułudę życia w sielskiej, spokojnej krainie bez społecznych tarć. Także stąd bierze się dziś sentyment starszych pokoleń za PRL, gdzie „żyło się spokojnie”, czyli bez konkurencji z innymi, bez wyścigu szczurów, bez widocznych nierówności.

Resentyment
Midjourney / Maciej Kochanowski

Największe wyzwanie

Wszyscy odczuwamy resentyment. Należy go zaakceptować jako element ludzkiej kondycji, coś, nad czym można rozumowo panować, tak jak panuje się nad radością i smutkiem. Uczucie to nie jest samo w sobie złe. Resentyment jest dla społeczeństwa tym, czym ból dla ciała: źle go odczuwać, ale dobrze mieć zdolność odczuwania bólu, bo bez niej nie ma możliwości fizycznego przetrwania. Doza resentymentu jest niezbędna, by ludzie zachowywali dystans i szacunek w relacjach społecznych. Resentyment można więc widzieć jako sposób zapewnienia równowagi w społeczeństwie.

Zadaniem społeczeństwa i władzy jest takie ukierunkowanie życia publicznego, by uczucie to nie przybierało destrukcyjnej, przemocowej formy, co można osiągnąć dzięki podsycaniu wzajemnej pomocy i współpracy. W ten sposób stwarzamy formy, w których kanalizują się przyczyny resentymentu.

Podstawowym warunkiem normalności życia publicznego jest minimum zaufania między ludźmi i doktrynalna rezygnacja z „politycznej wojny na śmierć i życie”. Z wielu badań społecznych w państwach Unii Europejskiej wynika, że Polacy są drugim, jeśli chodzi o poziom nieufności, społeczeństwem w UE. Znajdujemy się niestety w ścisłej czołówce społeczeństw, w których sukces innych budzi niechęć i zawiść.

Osiemdziesiąt sześć procent Szwedów ucieszy się na wiadomość, że ich sąsiad osiągnął sukces. Polaków w taki sposób zareaguje aż osiem razy mniej. Ten potężny zakres resentymentu jest katastrofalny. To właśnie przed zawiścią i atmosferą podejrzliwości wielu Polaków ucieka za granicę. One stanowią pożywkę dla ostrych konfliktów, wrogości i agresji. W kolejnych latach elity polityczne muszą pracować nad metodami osiągnięcia większego zaufania w relacjach społecznych. Bez tego nie pozbędziemy się balastu traum z przeszłości, które tak naprawdę ograniczają nasz rozwój jako nowoczesnego państwa i społeczeństwa.

Może cię również zainteresować: Fake newsy angażują młodych. Jak walczyć z dominującą dezinformacją? 

Opublikowano przez

Agnieszka Lesiak

Autor


Dziennikarka, redaktorka, teatrolog. Wieloletnia współpracowniczka czołowych tytułów polskiej prasy opiniotwórczej.

Chcesz być na bieżąco?

Zapisz się na naszą listę mailingową. Będziemy wysyłać Ci powiadomienia o nowych treściach w naszym serwisie i podcastach.
W każdej chwili możesz zrezygnować!

Nie udało się zapisać Twojej subskrypcji. Proszę spróbuj ponownie.
Twoja subskrypcja powiodła się.