Edukacja
„Mamo, tato, zobaczcie mnie!” Patrick Ney o błędach rodziców
22 grudnia 2024
Co nam daje samotność i izolacja? I kiedy jest dla nas zdrowa? Świadome dzielenie czasu na ten spędzony z innymi, i ten „w pojedynkę” daje dużo korzyści. - Problemem jest sytuacja, w której przez cały czas jesteśmy tak zajęci sobą, że przestajemy nawiązywać naturalne interakcje — ocenia Katarzyna Piguła, psycholog, psychoterapeuta TPP
Anna Bobrowiecka: Czy mamy „epidemię” samotności?
Katarzyna Piguła: Myślę, że na samym początku musimy to zjawisko podzielić, bo samotność może być bardzo różna. Czasem sami decydujemy się na samotność, a czasami tak układa nam się życie. To się zmienia także w konkretnych fazach i etapach życia. Zazwyczaj więcej ludzi mamy wokół siebie np. w okresie studiów czy pracy, w młodym wieku, a mniej, gdy np. przechodzimy na emeryturę. To czas, w którym ludzie znikają z naszego życia w dość naturalny sposób, jest to normalna kolej rzeczy. Zależy też, czy mówimy o samotności w kontekście związków, czy także takiej ogólnej, gdy brakuje nam jakichkolwiek relacji międzyludzkich, bo próbujemy — czasem nawet podświadomie — zbudować wokół siebie jakąś barierę.
Czy wszyscy naprawdę potrzebujemy innych ludzi? Przecież mamy różne temperamenty.
W badaniach wielokrotnie dowiedziono już, że jako ludzie nie różnimy się za bardzo pod względem potrzeby przebywania z innymi. Wszyscy mieścimy się gdzieś na kontinuum od introwersji do ekstrawersji. I zazwyczaj to nie jest tak, że jesteśmy na którymś z krańców tego spektrum, że jesteśmy stuprocentowym ekstrawertykiem czy introwertykiem. Takie osoby zdarzają się bardzo rzadko. Najczęściej jesteśmy mniej więcej gdzieś w środku tej „osi”.
Niektórzy ludzie twierdzą, że bardzo cenią sobie spędzanie czasu w samotności, mogą wtedy realizować pasje, hobby i odpoczywać. Tylko pytanie, co tym hobby czy tą formą odpoczynku tak naprawdę jest. Często bowiem okazuje się, że to na przykład spędzanie czasu w sieci. A tam też są inni ludzie. To, że ktoś spędza czas w sieci, grając w gry — co jest częstym „zarzutem” w kierunku młodych ludzi — nie oznacza, że nie ma kontaktu z innymi ludźmi. W internecie mamy przestrzeń gier, w której uczestniczą też inni ludzie, z którymi nawiązujemy kontakt. To mogą być nasi znajomi, albo osoby obce, ale trudno wówczas mówić o samotności. To po prostu inny typ relacji — wirtualny.
Przy okazji pracy w pewnej szkole miałam kontakt z rodzicami, którzy narzekali, że ich dzieci po powrocie do domów zamykają się w swoich pokojach, włączają komputery i ich „nie ma”. Ale nikt nie zapytał, co one tam robią, w co grają i w jaki sposób. Okazało się, że w dużej mierze właśnie tam, poprzez gry interaktywne i komunikatory, zachowywali kontakt z kolegami ze szkoły. W oczach rodziców te dzieci były osamotnione, nie miały znajomych, były odcięte od świata, a nie do końca było to prawdą.
Polecamy: Kim tak naprawdę jest psychopata? „Pod tym pojęciem kryje się wiele stereotypów”
Jednak coraz częściej widzimy też osoby, które faktycznie celowo odcinają się od świata i innych ludzi. Twierdzą, że samotność im służy, że lubią ten stan, że nie potrzebują kontaktu z innymi i czują się z tym super. Oszukują samych siebie? To tak naprawdę strach przed relacjami?
To jedna z wielu przyczyn, ale pytanie też, komu takie komunikaty wysyłają, w jakich okolicznościach, w jaki sposób. Z pewnością są osoby, które jakoś funkcjonują w taki sposób. Ale poruszyła tu pani kilka kwestii. Po pierwsze, zależy, czy mówimy o unikaniu i niezawieraniu bliskich relacji — miłosnych, przyjacielskich — czy unikaniu i odcinaniu się od ludzi w ogóle. Niektórzy rezygnują natomiast z bliskich relacji, bo np. mierzą się ze stanami depresyjnymi i boją się, że będą obciążeniem. Takie wyznania padały nawet z ust gwiazd i bardzo znanych osób, takich jak Keanu Reeves czy Robin Williams. Opowiadali oni, że starali się nie angażować innych ludzi w swoim otoczeniu i samodzielnie mierzyć się ze swoimi trudnościami. Przybierali pewnego rodzaju maskę.
Zdarzają się też osoby, które potrafią podporządkować swoje życie i relacje pewnym obranym celom życiowym. Takie jednostki, bardzo mocno zdeterminowane w dążeniu do tego celu — np. sportowcy — po prostu muszą wybierać i z czegoś zrezygnować. Doba ma 24 godziny, a takie osoby poza intensywnymi treningami, muszą zachować też pewien tryb i higienę życia, które mocno utrudniają kontakty i związki.
Inną przyczyną może być nieumiejętność zawierania relacji, problemy w porozumiewaniu się i rozumieniu innych ludzi. To osoby samotne, które często powiedzą, że czują się doskonale same, ale tak naprawdę to nie jest ich wybór, bo po prostu nie wiedzą, jak te relacje nawiązać i utrzymać. Takich uwarunkowań i przyczyn samotności „z wyboru” – faktycznego lub deklarowanego — może być bardzo wiele.
Coraz częściej zastępujemy relacje w świecie realnym tymi wirtualnymi — rozmowami poprzez social media, komunikatory czy fora. Czy są one tak samo wartościowe, jak te w rzeczywistości? Możemy wybrać, czy jednak powinniśmy stawiać głównie na relacje w „realu”?
Są badania z czasów pandemii COVID-19, które pokazują, że najmłodsze pokolenia faktycznie nie widzą różnicy między spotkaniem online, z kamerą, a spotkaniem bezpośrednim. Natomiast to, jak działa nasz mózg, pokazuje, że mamy określone potrzeby, nawet nieuświadomione. Ta lepsza jakość relacji w realu wynika z możliwości poczucia drugiej osoby naszymi zmysłami, czyli dotknięcia, przytulenia, zobaczenia jej, kontaktu wzrokowego, pójścia gdzieś razem, spędzenia razem czasu. Mamy możliwość tworzenia wspólnych doświadczeń, przeżywania czegoś razem.
Dlatego moim zdaniem, relacje na żywo są lepsze i bardziej jakościowe, niż te wirtualne. Oczywiście, czasami mamy do czynienia z ograniczeniami komunikacyjnymi i geograficznymi, przez które ciężko zawrzeć lub prowadzić relacje realne. Wówczas, rzecz jasna, lepsze są kontakty w sieci, niż żadne. Natomiast, jeśli tylko możemy, powinniśmy stawiać na spotkania, przyjaźnie i rozmowy w świecie rzeczywistym.
Warto przeczytać: Wszechświat nie jest pustką. Co skrywa przestrzeń kosmiczna?
Dlaczego relacje w sieci są takie atrakcyjne i łatwiejsze, niż te realne?
Często są bardziej dostępne i zawierają się „same”. Nie wymagają takiej samej śmiałości, pewności siebie i wysiłku, jak te realne. W sieci możemy też trochę kreować swój wizerunek. Nie odsłaniamy się do pełnej oceny, bo — przykładowo — nie widać niektórych naszych kompleksów. Nie widać naszych odstających uszu czy krzywego nosa. Jeśli piszemy z kimś przez komunikator, nie będzie wiadomo, że mamy wadę wymowy, że jąkamy się. Możemy pokazać siebie na tyle, na ile czujemy się pewnie. Oczywiście większość ludzi nie zwraca uwagi na takie mankamenty, ale często, gdy mamy jakiś kompleks, wydaje nam się, że każdy to widzi. Sprawia to, że mamy niską pewność siebie. A wtedy łatwiej nam sprawiać wrażenie pewnych siebie i przebojowych w relacjach w sieci.
Tyle tylko, że w kwestii związków i relacji z ludźmi mamy jeszcze inny, bardzo ważny aspekt — zaufanie. Potrzebujemy tego zaufania, żeby wpuścić kogoś do naszego życia, żeby odsłonić się ze swoimi problemami i przemyśleniami, żeby robić pewne rzeczy razem. A my coraz częściej nie potrafimy zaufać. I wracamy tu do punktu wyjścia — braku pewnych umiejętności i kompetencji w zawieraniu przyjaźni czy związków, powstaje pewne błędne koło.
Co nam daje samotność? Czy warto nauczyć się ją lubić i można z niej korzystać?
Pewna „doza” samotności w naszym codziennym życiu jest pożądana. Jeżeli decydujemy się na nią przez np. kilka dni w tygodniu, a w pozostałe dni zachowujemy normalne relacje, rozmawiamy z innymi, dzwonimy do siebie — to nie jesteśmy samotni. Ci ludzie są generalnie wokół nas, tylko nie przez cały czas, co jest zupełnie naturalne. Dla wielu osób czas w samotności jest bardzo ważny, bo wtedy mogą realizować część pasji, pobyć sam na sam z myślami.
To się czyta: Filozofia na co dzień. Lepiej zapomnieć o przeszłości, czy wciąż do niej wracać?
Ostatnio słyszałam, że w restauracjach pojawia się coraz więcej stolików dla jednej osoby. Restauratorzy zaczynają przyzwyczajać się i przestawiać na klientów, którzy przychodzą na obiad, kolację czy kawę sami. To pokazuje, że takich osób jest wiele. To nie tylko single, ale także osoby, które przykładowo w trakcie pracy idą na przerwę i chcą spędzić ten czas samotnie. Odpocząć — nawet jeśli bardzo lubią swoich kolegów i współpracowników. Nie ma w tym nic dziwnego, to zupełnie normalne, że spędzamy jakąś część naszego czasu w samotności i ciszy, która pozwala nam się „zresetować”.
Problemem jest moim zdaniem sytuacja, w której przez cały czas, wciąż jesteśmy tak zajęci sobą, że przestajemy zauważać świat dookoła i nawiązywać przelotne interakcje. To pewna zmiana pokoleniowa. Takie „small-talki” i i naturalne kontakty z otoczeniem widać już głównie u ludzi starszych. Dla nich jest to normalne i sprawia to przyjemność.
Młodsze pokolenia są bardzo zajęte sobą, nie nawiązują takich interakcji np. z sąsiadami, współpasażerami windy czy autobusu. A takie kontakty — to, że z kimś chwilę porozmawiamy, ktoś się do nas uśmiechnie, że ktoś nas widzi, że ktoś nas pamięta z widzenia i wie, że istniejemy — też mogą mieć czasem bardzo pozytywny wpływ na nasz dobrostan. Możemy przypomnieć sobie, to gdy najdą nas myśli, że „nikogo nie obchodzę”, „nikt mnie nie zauważa” i „nikt się mną nie interesuje”. Takie płytsze znajomości i interakcje z najbliższym otoczeniem podtrzymują w nas wrażliwość na drugiego człowieka i poprawiają nasze codzienne funkcjonowanie. Warto otwierać się na ten zewnętrzny świat i zobaczyć innych ludzi.
Przeczytaj inny tekst Autorki: Trudny temat ADHD u dorosłych – brak leczenia może niszczyć życie.