Samotność nie musi być przekleństwem. Za to jej demonizowanie może być szkodliwe

Okresy samotności są naturalnym elementem ludzkiego życia. Jeżeli będziemy umieć sobie z nimi radzić, mogą być naszą skarbnicą. Tymczasem współczesne narracje na temat samotności jedynie ją demonizują.

Problem samotności na tyle dalece owiał społeczny i medialny dyskurs, że niektóre państwa decydują się z nią walczyć w sposób systemowy. W Wielkiej Brytanii i Japonii powołano nawet specjalne rządowe organy, tak zwane „Ministerstwa Samotności”. Współcześnie samotność traktowana jest jako choroba cywilizacyjna. W polskich mediach niemal codziennie ukazują się artykuły, które sugerują, że ma ona na nas niesamowicie destrukcyjny wpływ, a nawet, że zabija.

W tym stwierdzeniu jest dokładnie tyle samo prawdy co w powiedzeniu, że „jedzenie zabija”, bo przecież prowadzi nas ono do miażdżycy, zawałów, otyłości, a za jego pośrednictwem wprowadzamy do organizmu substancje rakotwórcze. Takie uproszczenia są prostackie i bezrefleksyjne. Samotność sama w sobie nie jest niebezpieczna. Szkodliwy może być natomiast sposób, w jaki ją przeżywamy

– mówi psycholog dr Tomasz Witkowski.

Zdaniem założyciela Klubu Sceptyków Polskich, współcześnie wcale nie mamy do czynienia z tak zwaną „pandemią samotności”, a z plagą monofobii, czyli chronicznego lęku przed byciem samemu.

Zobacz też: Czy epidemia samotności stanowi zagrożenie dla zdrowia? Amerykańscy lekarze ostrzegają

Warto zwrócić uwagę na to, w jaki sposób się tę monofobię leczy. Osobie, która ma lęk przed samotnością, wcale nie zapewnia się towarzystwa, tylko uczy się ją jak radzić sobie z byciem samemu. Tymczasem proponowane przez kolejne rządy programy w mechaniczny sposób próbują dostarczyć ludziom, którzy czują się osamotnieni, większej liczby kontaktów społecznych. Na przykład poprzez to, że będzie ich częściej odwiedzał listonosz. To droga donikąd

mówi badacz.

Owa „walka z samotnością” jest więc raczej próbą zatuszowania objawów, a nie realnego rozwiązania problemu.

Zapraszamy na konferencję Holistic Talk! Już 17 lutego w Cavatina Hall w Bielsku-Białej! Bilety możesz zarezerwować tutaj

Nierzetelność badań

Podstawowy kłopot z badaniami, które uwidaczniają tę rzekomą „pandemię samotności”, jest ich nierzetelność. Dane zbierane są głównie na bazie ankiet, których respondenci deklarują swoje subiektywne poczucie, a zadawane pytania nierzadko bywają tendencyjne. Na przykład „Jak często bywasz samotny?”. Dodatkowo, najczęściej są to dane korelacyjne, a naukowcy w trakcie interpretowania badań próbują szukać między nimi zależności przyczynowo-skutkowych.

Zobacz też: Miłość: niewyczerpane źródło plotek i problemów. Jak ludzie dobierają się w pary?

Nierzadko wyciągają oni z tych analiz nadmiernie uproszczone wnioski. Tę symplifikację widać jak na dłoni w przypadku Danii. Mieszkańcy tego kraju na tle całej Europy od lat znajdują się na podium, jeśli chodzi o deklaratywne poczucie szczęścia. Paradoksem jest natomiast, że Dania ma jednocześnie najwyższy – bo około 30-procentowy – odsetek osób określających się jako samotne.

Fot.: Daffa Rayhan Zein / Pexels

Badania mówią nam także, że ciągle rośnie liczba samotników wśród seniorów. Media serwując nam te fatalnie brzmiące wiadomości, całkowicie pomijają jednak fakt, iż proporcjonalnie zwiększa się także populacja ludzi w tym wieku. A jeżeli przyłożymy do siebie te dane, to statystyka jest od co najmniej dekady wciąż na tym samym poziomie – od 5 do 15 proc. populacji osób starszych czuje się samotna.  Dodatkowo wydaje się, że samotność w wieku 80 czy 90 lat jest w niektórych sytuacjach – na przykład po śmierci życiowego partnera – zjawiskiem zupełnie naturalnym.

Istnieją też badania udowadniające, że ludzie samotni umierają wcześniej. Przy czym statystyki te nie biorą pod uwagę na przykład faktu, że ktoś żył wcześniej w bardzo wyniszczającym związku, przerwał go i po kilku latach zmarł. Natomiast wnikliwe analizy pokazują, że pozostawanie w nieudanym związku jest przyczyną bardzo wielu chorób.  W tym sensie to brak samotności może być dla nas szkodliwy.

Polecamy: Badanie wykazało, że samotność wpływa na zacieranie granic między rzeczywistością a fikcją

Piekło to inni

Z kolei pogłębione, eksperymentalne badania psychologiczne pokazują, że samotność skłania nas do refleksji nad samym sobą, a co za tym idzie – do lepszego rozumienia własnych celów w życiu. Bycie samemu sprzyja również energii twórczej i rozwojowi duchowemu. Co więcej – paradoksalnie – ludzie, którzy wybierają samotność, nawiązują bliższe, głębsze relacje z innymi i są wobec nich bardziej empatyczni. 

Jeżeli długo jestem sam ze sobą, to później w kontakcie z drugim człowiekiem podchodzę do niego z większą uważnością niż w sytuacji, kiedy w ciągu dnia muszę przetwarzać informacje wysyłane do mnie przez setki ludzi. Natomiast jeśli przebywam w otoczeniu osób, które mnie denerwują, ciągle czegoś ode mnie chcą czy przekraczają moje granice, wcale nie wytwarzam w sobie empatii. Wręcz przeciwnie, podwyższa się moja agresywność w stosunku do innych

– tłumaczy dr Witkowski.

To pozwala wysnuć wniosek, że właśnie bycie samemu jest dla nas jak szczepionka. Pamiętajmy, że kontakt z ludźmi nie zawsze spowija nas przecież błogostanem. Oni dostarczają nam również bardzo negatywnych emocji. Jak pisał przecież Jean-Paul Sartre: „Piekło to inni”. Nic więc dziwnego, że badania pokazują również, iż samotność jest częściej wyborem ludzi inteligentnych. Aż strach pomyśleć, ile wybitnych dzieł zniknęłoby z naszego społeczeństwa, gdyby filozofowie i artyści dobrowolnie nie oddawali się w ramiona osamotnienia.

Dylemat jeżozwierza

Z perspektywy ewolucyjnej, jeszcze 200 tysięcy lat temu bycie samemu oznaczało śmierć. Oddalając się od grupy na zbyt długi czas, łatwo było stać się ofiarą choćby drapieżnika. W starożytności ostracyzm grupy pod postacią wydalenia z miasta był równoznaczny ze śmiercią.

Polecamy: Kluczowe cechy introwertyków. Ich siła może zaskoczyć

Samotność przez wiele tysiącleci była dla nas zagrożeniem. Ale dziś warunki zewnętrzne zmieniły się na tyle, że możemy być sami bez negatywnych konsekwencji. Z drugiej strony, na Zachodzie cały czas rośnie liczba jednoosobowych gospodarstw domowych, a to wynika z zamożności. Można powiedzieć więc, że nasza samotność jest konsekwencją dobrobytu. Oraz własnym wyborem

– podkreśla dr Witkowski.

Nasz stosunek do samotności trafnie oddaje „dylemat jeżozwierza” autorstwa Artura Schopenhauera: 

„Pewnego mroźnego zimowego dnia pewna liczba jeżozwierzy skuliła się dość blisko siebie, aby dzięki wzajemnemu ciepłu uchronić się przed zamarznięciem. Wkrótce zwierzęta poczuły na sobie wpływ swoich kolców, co sprawiło, że ponownie się od siebie oddaliły. Gdy znów połączyła ich potrzeba ciepła, powtórzyła się sytuacja z kolcami, tak że zwierzęta były między młotem a kowadłem, dopóki nie odkryły odpowiedniej odległości, z której mogłyby się tolerować nawzajem”.

Z ludźmi jest dokładnie tak samo. Chcemy być blisko z innymi, a jednocześnie mieć komfort bycia samemu. Wolimy więc mieszkanie osobno i odwiedzanie się podczas różnych uroczystości, niż żeby rodzina „wchodziła nam na głowę”. Cały czas szukamy więc tej optymalnej bliskości, rozwiązując tym samym dylemat jeżozwierza

– komentuje psycholog.

Według badacza współcześnie wtłacza się w nas potrzebę nieustannego bycia z innymi. A imperatyw socjalizowania się i towarzyskości jest ramieniem kultury kapitalistyczno-konsumpcyjnej:

Puszczane podczas Bożego Narodzenia filmy jednoznacznie pokazują, że ludzie samotni w czasie świąt są głęboko nieszczęśliwi. Społeczne zachowania modeluje się dziś po to, żeby ludzie więcej konsumowali. Badania pokazują, że jedząc w obecności innych, zjadamy więcej. Przebywając wśród ludzi, chcemy zrobić na nich wrażenie: kupujemy więc ubrania czy prezenty. A w momencie kiedy siedzimy sobie w domu i rozważamy nad myślami Marka Aureliusza, to tych wszystkich potrzeb nie zaspokajamy.

Zjawisko kształtowania w społeczeństwie monofobii wydaje się mieć szczególnie niebezpieczny wpływ na osoby młode. W różnych badaniach już dziś widzimy, że ponad połowa „zetek” (czyli osób urodzonych od 95 do 2012 roku) deklaruje poczucie osamotnienia. Należałoby się jednak zastanowić, skąd ono wynika. Może mają oni niską samoocenę albo nie potrafią nawiązywać relacji i ich podtrzymywać? Może lekarstwem na samotność wcale nie jest socjalizowanie na siłę, ale uczenie młodych podstawowych umiejętności społecznych?

Dowiedz się więcej:

Źródła:

P. Norman, S. Kanazawa, Country roads, take me home… to my friends: How intelligence, population density, and friendship affect modern happiness, [ONLINE];

N. Weinstein, M. Vuorre, M. Adams, T. Nguyen: Balance between solitude and socializing: everyday solitude time both benefits and harms well-being, [w:] „Scientific Reports”, 13/2023, [ONLINE];

T. Nguyen, R. M. Ryan, E. L. Deci: Solitude as an Approach to Affective Self-Regulation, [w:] „Personality and Social Psychology Bulletin”, 2017, [ONLINE];

R. J. Coplan, J. C. Bowker: The handbook of solitude: Psychological perspectives on social isolation, social withdrawal, and being alone, Wiley Blackwell, 2014, [ONLINE].

Opublikowano przez

Dominika Tworek

Autor


Dziennikarz społeczny, wolny strzelec. Publikowała m.in. w „Polityce”, „Tygodniku Powszechnym”, „Dwutygodniku” czy miesięczniku „SENS”. Krytycznym okiem przygląda się zjawiskom współczesnej kultury. Poetycka dusza, dociekliwy umysł. Towarzysz życia: czekoladowy husky – Fąfel.

Chcesz być na bieżąco?

Zapisz się na naszą listę mailingową. Będziemy wysyłać Ci powiadomienia o nowych treściach w naszym serwisie i podcastach.
W każdej chwili możesz zrezygnować!

Nie udało się zapisać Twojej subskrypcji. Proszę spróbuj ponownie.
Twoja subskrypcja powiodła się.