Humanizm
Groźne przestępstwo i bierność tłumu. Tak działa mroczny mechanizm
15 listopada 2024
Silny lęk. Strach przed sobą i innymi. Instynkt obronny przestaje działać; zamiast chronić życie, doradza śmierć – to opis stanu psychiki będący jednym z tzw. zawężeń. Czy można z niego wyjść samodzielnie? Psycholodzy nie dają dużych szans. Za to przeoczenie podobnej kondycji umysłu kończy się nierzadko samobójstwem, nie zawsze ograniczonym do jednej osoby.
Objawy zapowiadające samobójstwo opisał ponad 70 lat temu austriacki psychiatra i neurolog Erwin Ringel. Tzw. syndrom presuicydalny to stan psychiki, który średnio w ośmiu na dziesięć przypadków zwiastuje targnięcie się na własne życie.
Jak wiadomo, każdy ma swoją granicę bólu, zarówno fizycznego, jak i psychicznego. Mogą ją wyznaczyć sytuacje, które dotychczas były poza czyimś poznaniem, a co więcej, są poza możliwością wpływu na ich rozwój. Klasycznym przykładem jest nieuleczalna choroba czy śmierć bliskiej osoby. Sytuacją zawężającą umiejętność racjonalnego postrzegania rzeczywistości może być też problem wynikający z własnego postępowania, np. bankructwo, spirala długów.
Wreszcie, zawężenie sytuacyjne (to oficjalna nazwa tego stanu) nie musi wcale występować realnie. Może być kwestią naszej wyobraźni, potęgującej realne zagrożenie, jak na przykład lęk przed powrotem śmiertelnego niebezpieczeństwa.
Każdy z tych wariantów zawężenia sytuacyjnego nie jest krótkotrwałym stresem lub chandrą. To całkowite osamotnienie i bezradność. Jak pisał o podobnym stanie Antoni Kępiński, legenda polskiej psychiatrii, „przyszłość zamienia się w czarną ścianę nie do przebycia, a przeszłość w pasmo ciemnych wydarzeń obciążających chorego poczuciem winy”.
Człowiek, niezależnie od swoich dotychczasowych horyzontów myślowych, wpada jakby w tunel. Jego możliwości odczuwania i pomysły na rozwiązanie problemu nie potrafią wyjść poza przygnębiające myśli i katastroficzne prognozy. Kontrolę nad wszystkim przejmuje strach. To tzw. zawężenie dynamiczne. System obronny zmienia front i zamiast napędzać do życia, popycha do śmierci. „Zawężenie dynamiczne można porównać do sił pokonujących grawitację. Siły te pokonują instynkt samozachowawczy człowieka. Sama osoba w tej sytuacji nie jest w stanie tej siły przezwyciężyć” – pisze psycholog kliniczny, Jacek Kasprzak.
Podobny „stan nieważkości” odrywa od wszystkiego, w co dotąd się wierzyło, co stanowiło, że było się sobą. Wartości, za które kiedyś można się było dać pokroić, teraz wydają się być nieistotne i puste. Dotychczasowe zainteresowania wręcz drażnią. Strach przed życiem powoduje, że własne odbicie postrzega się jako koślawe, niepasujące do otoczenia. Tak też w tym momencie mogą nas oceniać inni. Opinie wygłaszane ze wzruszeniem ramion, „zrobił się z ciebie jakiś dziwak”, „zachowujesz się jak wariat”, ugruntowują tylko samoocenę w stanie „zawężenia świata wartości”.
Brakowi „grawitacji” wcale nie towarzyszy uczucie lekkości i odlotu. Przeciwnie, napięcia są tak silne, że przeradzają się w agresję. Może być ona skierowana na zewnątrz, często w stosunku do osób najbliższych, ale dotychczasowe zwyczajowe i kulturowe ograniczenia mogą wyhamować ten kierunek. Gdy jednak agresja osiągnie dużą siłę, człowiek odreagowuje, kierując ją przeciwko sobie.
To się czyta: Kraina trzech religii. Tu wiara miesza się z przesądami
Taki stan oswaja z nowym rozwiązaniem, na razie w formie fantazji na temat własnej śmierci. To może nie tyle przyjemne, co ciekawe doznanie dla człowieka w podobnym stanie. Wyobrażenie swoich zwłok i zrozpaczonych bliskich, daje swoiste poczucie zemsty. Śmierć, na tym etapie, nie jest jeszcze zjawiskiem nieodwracalnym. To tylko fantazje, choć pojawiające się coraz natrętniej.
Kolejne wyobrażenia i związany z tym strach przed życiem, generują już obrazy targnięcia się na nie. Najpierw bez konkretnego planu, potem przychodzi jednak czas na precyzyjny projekt.
Gdy podejmie się już decyzję o samobójstwie, nagle grunt wraca pod nogi. Gdzieś znika ten strach przed samym sobą, przed życiem, przed działaniem. Zaczyna się reagować, jak dawniej, nawet okazywać zadowolenie i radość, a otoczenie bierze to zwykle za „powrót do życia”.
Talinda Bennington, wdowa po amerykańskiej gwieździe rocka z zespołu Linkin Park, opublikowała w mediach społecznościowych prywatne nagranie swojego męża trzy miesiące po jego śmierci. Nie chodziło o przypływ obserwujących. „Mój tweet jest najbardziej prywatny ze wszystkich, jakie kiedykolwiek dodałam. Pokazuję wam to, żebyście wiedzieli, że depresja nie ma twarzy ani nastroju” – napisała. W filmie zobaczymy wesołą scenkę z życia rodzinnego. 40-letni mężczyzna grał w jakąś głupią grę z dziećmi, świetnie się przy tym bawiąc. 36 godzin później Chester Bennington już nie żył. Powiesił się.
Możliwe, że muzyk dwa dni wcześniej, bawiąc się z dziećmi, przeżywał tzw. złowieszczy spokój. To właśnie stan, który może nadejść po precyzyjnym zaplanowaniu samobójstwa. Nagle wszystko wraca do normy, bo zostało znalezione wyjście z sytuacji i zakończenie wszystkich kłopotów, z jakimi dotąd nie można było dać sobie rady.
Przeczytaj też: Co było przed Wielkim Wybuchem? Badania wskazują, że inny wszechświat
Wspomniany Chester Bennington cierpiał na depresję, miał też kłopot z alkoholem i narkotykami. Słowem, wzorcowy materiał na samobójcę. Skłonność do takiego modelu myślenia mają też osoby z problemami natury psychiatrycznej. Do takich należy choćby chorobliwe utożsamienie matki bądź ojca ze swoimi dziećmi, ale może to być jakakolwiek relacja oparta na tej samej psychopatologicznej zasadzie.
W przypadku podobnych targnięć się na własne życie może dojść do tzw. samobójstwa rozszerzonego, czyli przypadku, gdy samobójca staje się wcześniej zabójcą, zwykle bliskich sobie osób. Jak wynika ze statystyk, choć te nie są jednoznaczne, zjawisko to występuje rzadko. Jednak jego istota jest ogólnie znana, a nawet mocno spopularyzowana poprzez bardziej lub mniej ambitne produkcje filmowe.
Psycholog Jarosław Stukan i prawnik dr Alfred Stasiak przytaczają m.in. badania brytyjskiej psycholog dr Katie Byard, „iż hipoteza dotycząca chronienia dzieci przed cierpieniem czy niebezpiecznym światem przez zabijającą je matkę może znajdować potwierdzenie w metodach zabójstw, które w tym przypadku są mniej agresywne”. W takich przypadkach stosowane są na przykład trucizny czy tlenek węgla. Wykazywana jest dbałość, by dziecko nie cierpiało.
To wciąż temat tabu. Przeczytaj: Trudny temat ADHD – brak leczenia może niszczyć życie.
Zjawisko samobójstwa-zabójstwa występuje również w przypadku zwykle bardziej drastycznym, tzw. samobójstwa poagresyjnego. Dochodzi do niego częściej między partnerami. Samobójca decyduje się na odebranie sobie życia, ale postanawia odejść, na przykład wraz z „powodem” swojego desperackiego czynu.
Sam akt, według psychologów i kryminologów, przebiega dużo gwałtowniej niż w przypadku klasycznego samobójstwa rozszerzonego. W grę nie wchodzą raczej środki delikatne w formie, choć ostateczne w skutkach. Do samobójstwa poagresyjnego dochodzi w wyniku ogromnych emocji, nierzadko po kłótni, stąd w użyciu może być broń palna (zwykle w zachodnich krajach) lub nóż i inne ostre narzędzia, co według statystyk jest charakterystyczne dla Polski.
Polecamy: HOLISTIC NEWS: Moda na depresję? Pacjenci przychodzą do gabinetu psychiatry i proszą o lek
Samobójstwo nigdy nie bierze się znikąd. To nie kaprys, którego konsekwencji nie sposób przewidzieć, więc zwykle ma jakieś powody, pomijając zażycie psychoaktywnych substancji, które wiele procesów mogą przyspieszyć lub wręcz wygenerować.
Czy jednak zawsze da się zauważyć sytuację presuicydalną u kandydata na samobójcę? Często odczytujemy i wiążemy w całość wiele symptomów po fakcie. Jedno jest pewne: gdy coś da się zauważyć, nie można zostawić kogoś takiego samemu sobie, bo „przecież zawsze dawał sobie radę, to i teraz mu się uda”. Nie zawsze się udaje.
Jeśli czujesz, że jesteś w kryzysie psychicznym – tu znajdziesz ludzi, którzy będą potrafili Ci pomóc:
Przeczytaj również: Coraz większa samotność seniorów. „Możemy im pomóc”