Humanizm
Klawo, w dechę, mega. Każde młode pokolenie ma swój język
25 grudnia 2024
Jak wykryć czyjeś kłamstwo? Sposobów było i jest wiele, od żucia ryżu po zastosowanie skomplikowanej aparatury. Niestety każdy z nich ciągnie za sobą jakiś bagaż przekłamań.
Według nauki św. Augustyna „istotą kłamstwa jest mówić, pisać lub czynić przeciw własnej myśli”. To musi budzić wewnętrzny konflikt, który ciężko ukryć, ponieważ „serce i umysł rzadko kłamią jednocześnie”. Tę drugą prawdę przekazał z kolei Jonathan Carroll, popularny pisarz fantastyki. Jej sens został jednak wykorzystany w bardzo realny sposób przy demaskowaniu kłamstwa. Może ono bowiem wyjść na jaw w ciągu ułamka sekundy niespójnego działania emocji i chłodnej kalkulacji, czyli wspomnianego serca i umysłu. Ale czy takie techniki wykrywania kłamstw zawsze się sprawdzają?
W ciągu wieków ludzie ukrywający prawdę próbowali stłumić w sobie emocje, które mogły łatwo wyjawić ich sekret. Wiele z nich dało się zatuszować używając mniej lub bardziej przebiegłej gry pozorów. Co jednak z reakcjami układu nerwowego, na które mniej wprawny kłamca nie ma wpływu? Właśnie na nie polują zawodowi „tropiciele” kłamstw. Służące temu techniki wykrywania kłamstwa są udoskonalane od tysięcy lat. Jednak w skrócie rzecz ujmując, podstawowa zasada pozostaje ta sama: wychwycić emocje, które towarzyszą nam, gdy świadomie mijamy się z prawdą.
W starożytnych Chinach podejrzanym o kłamstwo kazano żuć ryż. Oznaką kłamstwa były suche ziarenka po wypluciu. Suchość w ustach może bowiem świadczyć o stresie, a ten o strachu przed wykryciem fałszu.
Zbieżność przyspieszonego bicia serca z chęcią ukrycia prawdy też nie jest odkryciem naszych czasów. W średniowieczu niewierność małżonki mógł poświadczyć prosty eksperyment. Wystarczyło przyłożyć palce do pulsu podejrzanej i wymieniać kolejne imiona znajomych mężczyzn. Przyspieszony puls przy konkretnym imieniu świadczył o wiarołomności kobiety i wskazywał na winnego. Z dzisiejszego punktu widzenia obydwa sposoby z oczywistych względów można uznać za równie proste, co skrajnie niewiarygodne.
O tym się mówi: Na Północy bez zmian. Szwecja na wojnie z przedmieściami
Od czasów starożytnych obserwowano również mimikę i mowę ciała podejrzanego. Dziś na wielu stronach internetowych poświęconych czy to poradom sercowym, czy negocjacjom biznesowym można znaleźć wskazówki, jak wykryć kłamstwo pilnie obserwując rozmówcę. Problem w tym, że podrapanie się po szyi lub nawet rumieniec na policzku nie musi świadczyć o kłamstwie jako takim. Zgodnie z eksperymentami z połowy pierwszej dekady naszego wieku, ludzie w oparciu o pozory, potrafią odróżnić kłamcę tylko w 54 proc. Zatem równie dobrze mogliby też niemal „strzelać” na chybił trafił i mieliby podobną skuteczność.
Co zaskakujące – jak pisze Ken Alder, amerykański prof. historii, zajmujący się tematyką z zakresu nauki i techniki, „im lepiej znamy oszusta, tym gorzej nam to wychodzi. Nawet policjanci, sędziowie i psychologowie – posiadający licencję zawodową na odróżnianie osób mówiących prawdę od kłamców – robią to niewiele częściej niż w połowie przypadków”.
Temat na czasie: Kamala Harris. Stand-up w Białym Domu i wybory w USA
Jeśli zatem nie można ufać swoim odczuciom i interpretacjom czyichś reakcji, powinniśmy uwierzyć w rozwiązania naukowe. Z tą myślą powstały popularne od ponad pół wieku wykrywacze kłamstw, w Polsce znane często jako wariografy. Za granicą do tej techniki wykrywania kłamstw przyjęła się nazwa poligraf.
Urządzenie ma wykryć z większą dokładnością biologiczne efekty emocji, które mogą towarzyszyć przy mówieniu nieprawdy. Jednym z prekursorów badań był fizjolog Angelo Mosso, który po wielu badaniach w drugiej połowie XIX w. udowodnił, że wyrażanie prawdy i kłamstwa to aktywności myślowe powiązane z różnymi wartościami ciśnienia krwi. W drugiej dekadzie XX w. Victorio Benussi dodał inny wskaźnik, tj. częstotliwość i szybkość oddechu.
Kilka lat później John Larson, jako student medycyny, przeprowadził na potrzeby dochodzenia w sprawie kradzieży, eksperyment z użyciem urządzenia do badania ciśnienia krwi. Z jego pomocą złapano złodziejkę w akademiku Uniwersytetu Kalifornijskiego. Larson, późniejszy znany psychiatra, poszedł za ciosem i dwa lata później skonstruował pierwszy przenośny wariograf. W kolejnych latach był on udoskonalony i opatentowany przez Leonarda Keelera jako skuteczne narzędzie wspierające techniki wykrywania kłamstw.
Głośny temat: Jak rozpoznać psychopatę. Te cechy są kluczowe
Konstrukcja wariografu była stale modernizowana, co pozwoliło uwierzyć w jej niezawodność m.in. amerykańskim służbom. W drugiej połowie lat 40., a także w kolejnych dwóch dekadach wywiad USA wykorzystywał te urządzenia, np. do sprawdzenia kompetencji i lojalności kandydatów do prac nad bronią atomową.
Wariograf z prawdziwego zdarzenia, podłączony do komputera to urządzenie skonstruowane na początku lat 90. przez Davida Ruskina i Johna Kletchera. Zupełnie nowe maszyny opierają się na badaniach fal mózgowych, a więc testowana osoba może ograniczyć się jedynie do słuchania.
Jednak tradycyjny test, jaki przechodził badany wariografem, składał się początkowo z tzw. pytań krytycznych, dotyczących sedna sprawy (Czy to ty strzelałeś do X?), i obojętnych, które miały obrazować stan wolny od emocji (Czy zakładasz okulary do czytania?). Potem doszły do nich jeszcze pytania kontrolne. Podobne do pytań krytycznych, ale sformułowane w taki sposób, by badany nie miał pewności, czy skłamał (Czy kiedykolwiek coś ukradłeś?). Według tej koncepcji kłamca powinien zareagować silniej na pytania krytyczne niż kontrolne. Osoba prawdomówna zaś zareaguje mocniej na pytanie kontrolne, a wobec krytycznych pozostanie niewzruszona.
Mocny tekst: Zbrodniczy umysł Adolfa Hitlera. Czy führer zdołał zatrzeć ślady psychozy?
Skuteczność badań wariografem jest zróżnicowana w zależności od wykorzystanej procedury. Według części szacunków przy stosowaniu takich technik wykrywania kłamstw szansa na potwierdzenie, że osoba winna rzeczywiście jest sprawcą wynosi około 85 proc., natomiast w przypadku weryfikacji osoby niewinnej zaledwie 60 proc.
Jak zatem wygląda zastosowanie badań wariografem w praktyce i czy może ono zawieść na całej linii? Niestety, mimo rozwoju precyzji badań z użyciem wykrywacz kłamstw, czasem, i to w przypadku istotnych spraw, urządzenie staje się bezużyteczne.
Jako przykład może posłużyć sprawa Gary’ego Leona Ridgwaya, jednego z najsłynniejszych morderców Ameryki. Ridgway przyznał się do 48 zarzutów zabójstw ze szczególnym okrucieństwem, popełnionych na kobietach, głównie w pierwszej połowie lat 80. Udało się go skazać bez problemów tylko dlatego, że poszedł na ugodę z prokuraturą. Nie chcąc ryzykować kary śmierci, przystał na dożywocie bez możliwości wcześniejszego zwolnienia.
Dowody w przypadku Ridgwaya nie były jednoznaczne, a dodatkowym wskazaniem miało być badanie wariografem. Jednak test niczego nie potwierdził.
Jak to możliwe, skoro morderca, doprowadzając potem do ugody, przyznał się do wszystkich zarzutów uwiarygadniając swoją winę? Ridgway odpowiedział na to pytanie swojemu prawnikowi, a ten przekazał jego wyjaśnienie dziennikarzom. „Powiedział, że nie zrobił nic szczególnego, żeby zdać test. Po prostu się zrelaksował” – to cała tajemnica.
Wariograf bada prawdomówność opierając się na objawach emocji. Problem w tym, że osobowości psychopatyczne, odpowiedzialne według amerykańskich statystyk za połowę najcięższych przestępstw, potrafią skutecznie ukryć strach czy empatię. Albo też po prostu ich nie odczuwać.
Co więcej, nie tylko psychopaci mogą przejść „zrelaksowani” przez test wariograficzny. Przy odpowiednim podejściu, charakterze i po szkoleniu, które można stosunkowo łatwo znaleźć w internecie, da się to zrobić. Badanie wariografem ma wielu krytyków, w tym Johna Lykkena, twórcę innej metody, która w ogóle wyklucza pytania krytyczne, kontrolne i obojętne. W jego wersji testowania wiarygodności badany nie ma okazji skłamać. Wykrywa się jedynie, czy zna fakty, które mógł przyswoić tylko przestępca na miejscu zbrodni.
Ta metoda też została uznana za mocno kontrowersyjną, między innymi dlatego, że sprawdzała się świetnie, ale w warunkach laboratoryjnych. Według Lykkena sprawca zapamiętywał wiele szczegółów związanych z przestępstwem. W praktyce jednak agresja skupia uwagę na samej zbrodni, a nie szczegółach, na które mógłby zwrócić uwagę obiektywny obserwator.
Obejrzyj film oparty na tekście: HOLISTIC NEWS: Od suchego ryżu po wariograf. Tak emocje zdradzają prawdę #obserwacje
Jakie zatem znaczenie odgrywa wariograf w procesach sądowych? Zgodnie z polskim prawem badania wariografem mogą być dopuszczone jako dowód w sprawie, ale pod wieloma warunkami. Zatem między innymi nie może być ono zamiennikiem przesłuchania, nie może go nawet przeprowadzać ten sam organ, który przesłuchuje. Poza tym obydwu czynności nie można wykonać w zbliżonym czasie. W przeciwnym razie poddawany testowi mógłby czuć zbyt dużą presję.
Test wariografem może być przeprowadzony jedynie za zgodą badanego, który musi mieć możliwość swobodnej wypowiedzi przed badaniem. W trakcie może on też podać dodatkowe informacje. Podobnie po badaniu powinien móc wytłumaczyć swoje reakcje, jeśli te wzbudzają wątpliwości.
W praktyce, jak pisze na swojej stronie Instytut Badań Wariograficznych, badanie wariografem może mieć znaczenie w sprawach karnych, szczególnie gdy dowody są wyjątkowo skąpe lub kiedy występuje sytuacja „słowo przeciwko słowu”. W sprawach cywilnych wartość tego testu jest niewielka.
Badanie wariografem – jako element techniki wykrywania kłamstw – może być zatem pomocne w sądownictwie, rekrutacji na poważne stanowiska w biznesie czy służbach specjalnych. Można spróbować nim sprawdzić czyjąś lojalność lub uczciwość. Jednak czy wyniki testu wykrywacza kłamstw powinny być same w sobie ostatecznym dowodem? Jeśli ślepo uwierzy się wskazaniom urządzenia, wówczas nietrafnie osądzeni przez maszynę będą mogli z czystym sumieniem nazwać testujących kłamcami.
Przeczytaj inny tekst Autora: „Przyjaciele, jesteście na wojnie”. Jak podbić kraj bez jednego wystrzału